Strony

wtorek, 3 listopada 2015

Naruto - smoczy pustelnik -4.

Z powodu braku weny, rozdział trochę opóźniony i pisany na przymus. Mam nadzieję, że się spodoba i nagrodzi czas czekania na niego.


Rozdział 4.
---Naruto---
Właśnie wyruszyliśmy w drogę powrotną. Keisuke jeszcze się żegnał z Misuo, ja stałem za nim i czekałem. Moje myśli ciągle były skierowane na to czego się tu dowiedziałem. Na ziemię przywrócił mnie Keisuke, który mnie szturchał. Poprawiłem plecak i ruszyłem za nim, ciągle zamyślony.
-Przestaniesz w końcu o tym myśleć?
-Jakoś trudno mi to wszystko ogarnąć.
-Wiem. Nie co dzień ktoś dowiaduję się, że jego przeznaczenie zostało spisane wieki temu.
-Tylko skąd ktoś wiedział, że się w ogóle urodzę. To jest nie normalne.
-W życiu spotkasz wiele nie normalnych rzeczy.
-Pewnie tak, ale ja mam być jakimś smoczym pustelnikiem, to się kupy nie trzyma.
-„Wcale nie” – usłyszałem głos Rei w swojej głowie. – „Jeszcze z nikim nie połączyłam się całkowicie, przez co nie miałam dość siły, aby pokonać Dragora. Czuję, ze z tobą Naruto to się uda. Czuję, że to przeznaczenie, chciało, abym to z tobą połączyła się w pełni.”
-„Ale co to znaczy?”
-„Po odpowiednim treningu nabędziesz trochę cech smoka, oraz będziesz potrafił się w niego przemienić, nie w pełni, ale dostaniesz skrzydeł, twoje ciało pokryją łuski, paznokcie staną się szponami, a twoje zmysły…” – nie dosłyszałem końcówki, bo Keisuke mnie uderzył w ramię.
-Słuchasz mnie?
-Yyy… tak.
-To co powiedziałem?
-No… żebym nikomu o tym nie mówił?
-Słuchałeś – powiedział niedowierzająco.
-Ile nam zajmie droga powrotna?
-Cóż jeśli przejdziemy przez pustynię, a następnie przez Konohę, jakieś pięć dni.
-Konohę? A nie możemy jej ominąć?
-Możemy, ale będziemy iść tydzień.  A Takashi-sama kazał nam wracać jak najszybciej.
-Rozumiem.
-Nie bój się, w Konosze tylko uzupełnimy zapasy i ruszamy. Takashi mnie uprzedził, że pochodzisz z tej wioski i lepiej, aby nikt cię nie poznał.
-Dzięki.
-A co do wyglądu to możesz użyć Henge.
-Wiesz, że jeśli spotkamy kogoś z klanu Uchiha to pozna, że jestem przemieniony.
-Taka szansa jest tak duża jak twoja dziura w głowie, więc możemy być spokojni.
-ZABIJE!
Rzuciłem się do niego i przewróciłem na ziemię. Zaczęliśmy tarzać się po ziemi, dopóki nie uderzyliśmy w jakieś drzewo. Kiedy się uspokoiliśmy, mógłbym przysiąść, że słyszałem czyjeś prychnięcie.
Od razu zacząłem się rozglądać po konarach drzew, ale nikogo nie zauważyłem.
-Jeszcze trochę i po ciebie przyjdę – usłyszałem cichy szept.
-Słyszałeś? – spytałem Keisuke.
-Co?
-Jakby czyiś szept.
-Przesłyszało ci się – gdy Keisuke to powiedział zawiał silny wiatr, który porwał w powietrze mnóstwo liści i piachu.
-Chodź, bo nie dotrzemy do świątyni w ciągu miesiąca – krzyknął Keisuke, który był o jakieś 50 metrów dalej.
Od razu do niego podbiegłem i ruszyliśmy dalej.  Ciągle się zastanawiałem, czy to mi się przesłyszało, czy jednak ktoś nas śledzi.
Wieczorem rozłożyliśmy namioty i rozpaliliśmy ognisko.  Usiedliśmy wokół niego, aby się trochę ogrzać.
-Tak w ogóle to po co są te spotkania?
-Nie wiem, nikt nie jest wpuszczany na nie. My mamy tylko przygotować wszystko na przyjęcie gości.
Skończyliśmy rozmawiać. Gadka jakoś się nie kleiła, więc położyłem się na plecach i zacząłem patrzeć w gwiazdy.
Kilka dni później byliśmy nie daleko Konohy, do której zmierzaliśmy. Z każdym krokiem miałem mniej pewności, a więcej strachu.
-Masz i się uspokój – powiedział Keisuke rzucając  czymś we mnie.
-Co to?
-Maska na twarz, będzie ci tylko widać oczy i włosy.
-Dzięki – odparłem od razu ją zakładając.
-Do wioski dotrzemy za jakaś godzinę.
Gdy dotarliśmy, zostaliśmy zatrzymani przez strażników bramy. Byli to chyba chunini. Jak dla mnie nie wyróżniali się czymś szczególnym.
-Czego tu szukacie?
-Chcemy uzupełnić zapasy. Jesteśmy ze świątyni w górach mglistych i właśnie wracamy z dwumiesięcznej wyprawy.
-Zameldujcie się u Hokage  - powiedział jeden i nas przepuścili.
-U Hokage? – spytałem nie dowierzając. – Nie chce go widzieć.
-Musisz.
-Nie.
-Tak.
-Nie pójdę tam, nienawidzę go.
-Słuchaj nie wnikam w to co ci zrobił, ale musisz tam iść.
-Nie, spotkam go dopiero, gdy będę gotowy.
-Na co?
-Aby rzucić go na kolana i zmusić do przeproszenia mnie przy wszystkich mieszkańcach wioski.
-Jeśli będziesz się zachowywał jak dzieciak to nigdy nie nastąpi.
Prychnąłem tylko i skręciłem w boczną uliczkę. Nie zmusi mnie, abym oglądał Czwartego. Wyszedłem na jakąś dużą ulicę, było tu strasznie dużo ludzi. Spostrzegłem mały bar, więc do niego wszedłem.
-Ramen – stwierdziłem podnosząc kotarę.
Były tu trzy stoliki i cztery miejsca przy ladzie. Zająłem jedna z dwóch wolnych miejsc przy ladzie i czekałem, aż ktoś podejdzie do mnie. Spojrzałem w bok. Na krześle dalej siedziała czarnowłosa kobieta, a dalej mała blondynka. Dziewczynka mogła mieć jakieś dwa lata.
Kobieta odwróciła głowę, przez co nasze spojrzenia się spotkały. Miała czarne oczy i bladą cerę.
-Pani… Mikasa – powiedziałem cicho.
-Słucham? – usłyszałem męski głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem starszego mężczyznę, w białym fartuchu i czapeczce na głowie.
-Poproszę dwie miski Ramen.
-„Co jeśli mnie pozna?” – spytałem sam siebie. –„A kij z tym. Mam to gdzieś.”
Gdy dostałem Ramen zdjąłem maskę i zacząłem jeść. Kątem oka obserwowałem moją macochę, która karmiła dziewczynkę, która jadła Ramen tak samo szybko jak ja. Pani Mikasa wydawała się być jednocześnie smutna i szczęśliwa. Nie odwróciła się w moja stronę ani razu. Gdy zjadłem wyjąłem z kieszeni portfel.
-10 Ryo się należy – powiedział kucharz. W tej chwili kobieta się odwróciła, ale ja już stałem do niej plecami i zakładałem maskę.
Wyszedłem i skierowałem się do budynku administracyjnego, ale gdy uszedłem kilka kroków zmieniłem zdanie. Postanowiłem zrobić zakupy, aby jak najmniej przebywać w wiosce.
-Tu jesteś – usłyszałem głos Keisuke.
Byłem przed sklepem, kiedy Keisuke złapał mnie za ramię.
-I co?
-Nic, nawet się z nim nie widziałem. Jakiś shinobi nas tylko odnotował i już.
-To robimy zakupy i wynosimy się stąd? – spytałem, wchodząc do sklepu.
-Myślałem, aby przenocować jedną noc w jakimś hotelu.
-Po co?
-Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale Takashi przekazał nam jedno zaproszenie dla Yondaime.
-CO!? – wydarłem się na cały sklep, aż wszyscy się na nas spojrzeli.
-Nie krzycz. Chciałem ci to powiedzieć, ale tak jakoś wyszło…
-I może mamy go jeszcze eskortować? – spytałem, bardziej stwierdzając w żarcie, ale mina Keisuke przekonała mnie, że zgadłem.
-I jeśli Yondaime będzie chciał to jego rodzinę.
-Nie. Zgodziłem się na wstąpienie do Konohy, ale na to nie ma mowy.
Dla kogoś , wyglądało to śmiesznie. Staliśmy na środku sklepu i się kłóciliśmy.
-Robicie zakupy, albo won ze sklepu! – krzyknął sprzedawca.
-Przepraszamy – powiedziałem lekko się kłaniając.  
Zrobiliśmy zakupy i wyszliśmy ze sklepu.
-Wiesz gdzie jest jakiś hotel? – spytałem naburmuszony.
-Nie – odparł i ruszył wzdłuż głównej ulicy, w kierunku budynku administracyjnego. – Wieczorem pójdziemy… pójdę do Hokage, przekazać mu zaproszenie.
Gdy tylko zobaczyłem szyld z napisem hotel, zacząłem iść ku niemu.  Wszedłem do niego i wynająłem pokój na jedną noc. Od razu zacząłem pakować jedzenie do plecaka, gdy to zrobiłem wziąłem czyste ubranie i poszedłem pod prysznic. Gdy się umyłem położyłem się do łóżka, ale nie mogłem zasnąć.
Wstałem i wyjąłem z plecaka ołówek i blok z kartkami. Usiadłem w oknie i spojrzałem na głowy Kage. W zachodzącym świetle wyglądały pięknie. Zacząłem je szkicować, choć nie wychodziło mi to. Nie mogłem się skupić, przez myśli krążące wokół powrotu do Świątyni. Gdy zrobiło się późno, dałem sobie spokój z rysowaniem i położyłem się spać.
Następnego dnia obudziłem się wcześnie. Była 6 rano, a ja już byłem na nogach. Nie miałem nic do roboty i nie wiedziałem co z sobą zrobić. Postanowiłem spróbować jeszcze raz narysować głowy Hokage. Nic mi nie zaprzątało głowy, więc spokojnie je naszkicowałem.
-„To jak na razie mój najlepszy rysunek” – pomyślałem, gdy skończyłem. – „Gdy tylko wrócimy zajmę się twoim portretem” – powiedziałem do Rei, ale nie usłyszałem odpowiedzi. – Pewnie śpi.
Spojrzałem na zegarek, była 8 rano, więc wyszedłem z pokoju i ruszyłem do sklepu po jakieś śniadanie.  O 10 spotkałem się z Keisuke, który wracał od Hokage.
-I co? Przeszło ci?
-Zgoda, będę ci pomagał go eskortować, ale nie licz na nic więcej.
-Cieszy mnie to.
-O której ruszamy?
-Yondaime, ma jeszcze ważne sprawy do załatwienia, więc jutro rano.
-Idę trenować – powiedziałem i wyszedłem z hotelu.
Ruszyłem na jakieś pole, gdzie spędziłem cały dzień. Następnego dnia o 6 rano, razem z Keisuke czekaliśmy pod bramą na Hokage.
-On idzie sam czy z rodzinką?
-Nie wiem.
Po kilku minutach Yondaime zjawił się w Złotym Błysku obok nas. Jakoś nie zachwycił mnie tym, gdyby nie maska zobaczyłby, że jestem znudzony.
-Przepraszam za spóźnienie – powiedział.
Nic nie mówiąc odwróciłem się i zacząłem iść.
-Jemu co? – usłyszałem pytanie Kage do Keisuke.
-Jakby to powiedzieć – w jego głosie było zakłopotanie. – Nienawidzi pana – dodał prosto z mostu.
Yondaime na pewno był zdziwiony taką odpowiedzią. Szedłem daleko przed nimi, tak aby nie słyszeć ich rozmowy. Wieczorem, gdy rozpaliłem ognisko, wskoczyłem w konar drzewa i ułożyłem się na gałęzi, aby widzieć  gwiazdy.
-Powiesz mi, czemu mnie nienawidzisz? Przecież nawet się nie znamy.
Pod gałęzią zjawił się Yondaime. Na to drugie pytanie poczułem ból w sercu.
-Znamy się. Ja cię znam, a ty… powinieneś mnie znać.
-Jak masz na imię? Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedyś się spotkali.
-Widać mało obchodzą cię osoby, które kiedyś spotkałeś. A teraz zostaw mnie w spokoju.
Spojrzałem mu w oczy. Był strasznie zdziwiony, a ja byłem bliski płaczu. Zeskoczyłem z drzewa i ruszyłem w głąb lasu.
-Gdzie idziesz?! – krzyknął Keisuke, ale zignorowałem go.
Po paru minutach marszu trafiłem na mały wodospad. Od razu wskoczyłem na górę i usiadłem na brzegu, małego klifu, w pozycji lotosu. Lubiłem medytować, mogłem wtedy spokojnie myśleć.
Przesiedziałem tak całą noc. Rano byłem wypoczęty, gdy tylko wyszło słońce wróciłem do obozu. Yondaime i Keisuke siedzieli przy ognisku i piekli ryby. Od razu usiadłem na jednym paliku i wziąłem kijek z rybą.
-Gdzie byłeś całą noc?
-Medytowałem. Kto pilnował obozu?
-Nikt.
-Jak to nikt? Wiesz, że Hokage….
-Spokojnie, jesteśmy pilnowani przez Anbu – powiedział Hokage. – Nikt nie zbliży się na odległość kilometra.
-Czemu w ogóle to my robimy za eskortę? Hokage, chyba powinien mieć swoją eskortę z wioski? Powinni to być wyszkoleni shinobi.
-Mimo młodego wieku dużo wiesz. Masz rację Hokage powinien mieć specjalną eskortę, ale do Świątyni nie zostali by wpuszczeni, więc musieli by spać w jaskiniach, gdzie pewnie by zamarzli.  Moje Anbu będzie nas pilnować do podnóża gór, dalej będą czekać na mnie.
Popatrzyłem na niego chwile zdziwiony, potem zająłem się jedzeniem.
Do podnóża gór dotarliśmy po prawie czterech dniach. Minęły cztery, długie i ciężkie dni.
-„Czemu się smucisz?” – usłyszałem głos Rei, przez co od razu się lekko rozweseliłem.
-„Bo musze robić mu za eskortę?” – odparłem pytaniem na pytanie. – „Tak w ogóle to czemu wcześniej się nie odzywałaś?”
-„Chciałam uniknąć wykrycia przez Kyubiego.”
-„Czemu.”
-„Na razie będzie lepiej, jeśli żaden biju mnie nie wykryje.”
-„Rozumiem.”
Na szczęście nie musiałem poświęcać całej uwagi na rozmowę, bo to by się źle skończyło. Szedłem normalnie po górach, rozmawiając telepatycznie ze smokiem, we mnie zapieczętowanym.
-„Myślałaś już?”
„Nad czym?”
-„No jak ma wyglądać twój portret.”
-„Myślałam już o tym miesiąc temu.”
-„I?”
-„Dowiesz się we właściwym czasie.”
-„Ej, teraz będzie mnie zżerać ciekawość.”
-„To twój problem.”
-„Jeszcze zobaczymy? Ciekawe, czy będziesz zadowolona, gdy zrobię ci ten portret. Jak myślisz oko większe od głowy, wygląda ładnie?”
-„Jeśli ty je narysujesz to tak.”
Potem słyszałem długi śmiech Rei. Zacząłem się rozglądać, niektóre skały odbijały światło, co mogło znaczyć jedno.
-Uważajcie, jest ślisko – powiedziałem do Keisuke i Yondaime, którzy szli za mną.
-Ile trwa podróż do Świątyni? – spytał Hokage.
-Jeśli pogoda nam będzie sprzyjać i utrzymamy tempo, tu do jutra wieczorem dotrzemy. – wyjaśnił Keisuke.
-Czy mnisi, nie boją się puszczać na misję dzieci?
-A ty się nie boisz puszczać geninów na misje wyższe niż ranga D? – spytałem, nie okazując żądnego szacunku.
-Może trochę szacunku – powiedział zły Keisuke.
-Nie trzeba, skoro mnie nienawidzi, nie będzie mi okazywał szacunku nawet przez siłę.
-Wyjąłeś mi to z ust.
-Jeny. Nigdy więcej nie idę z tobą na misję. Ty byś nawet psychopatę wykończył.
-Cicho – powiedziałem, słysząc dziwny dźwięk. – Lawina!
Ruszyłem biegiem w poszukiwaniu jaskini. Na szczęście taka była kilkanaście metrów dalej. Gdy tylko Keisuke wbiegł jako ostatni, śnieg zasłonił wejście do środka.
-Takie coś zdarza się często?
-I tak i nie – odparł Keisuke. – Czasami mnisi sami wywołują lawiny, aby pozbyć się nadmiaru śniegu, ale teraz nie było słychać wybuchu, więc albo lawina sama się stworzyła, albo, ktoś stopił śnieg.
-Jak to stopił?
-Jeśli stopi się duże ilości śniegu, woda wsiąka w śnieg niżej, przez co jest cięższy i zaczyna się obsuwać.
-Rozumiem. Długo mamy tu siedzieć.
-Nie – odparłem i podszedłem do wyjścia.
Dotknąłem dłonią śniegu, a on zaczął się topić.
-Jest najlepszy jeśli chodzi o Katon – powiedział jeszcze Keisuke, za nim wyszedłem na powierzchnię.

Gdy byliśmy wolni, ruszyliśmy dalej w kierunku świątyni.

10 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Huehuehue ale się porobiłoooo~!
    Niech Blondaime dowie się, że to jego syn! Niech Blondaime Dowie Się, Że To Jego Syn!
    NIECH BLONDAIME DOWIE SIĘ, ŻE TO JEGO SYYYYYN!
    XD
    Epik po prostu epik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uspokój się do ch***ry

      Usuń
    2. Oj no, przyznaj sam sobie, że też cię ciekawi jaką miałby reakcje!
      Ja jestem spokojna. Nie wiem, dlaczego uważasz inaczej .-.

      Usuń
  3. Supeeer xd ciiekawe jaka byłaby reakcja minato na to jakby sie dowiedzial o Naruto :D czeeeeekam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jego zachowanie jest całkowicie zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę fakty z rozdziału pierwszego. W każdym bądź razie - jak już pewnie wspominałem - nieco chaotyczny styl pisania. Np:
    -Gdzie byłeś całą noc?
    -Medytowałem. Kto pilnował obozu?
    -Nikt.
    -Jak to nikt? Wiesz, że Hokage….
    Nie wiadomo kto wypowiada daną kwestię. Staraj się pisać rzeczy typu np: "... - Powiedział Minato", ewentualnie, "... - Odparł starszy mężczyzna.". Chodzi o to, żeby także używać synonimów, gdyż ciągłe powtarzanie jednego słowa nieco psuje estetykę tekstu.
    Mimo wszystko, masz niezły pomysł. Podoba mi się ten początek według Ciebie.

    Pragnę również zaprosić do mnie na czwarty rozdział!
    http://the-pain-of-the-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Niech się dowie! Niech się dowie ! XDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech się dowie! Niech się dowie ! XDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    no no porobiło się, Yondsime też dostał, sle czy inni kage nie powinni dostać też zaproszenia na to spotkanie? ciekawe jaką miałby minę jak by dowiedział się, że to jego syn, a może nich Keisuke zapyta o rodzinę... kto jest nosicielem Kyuubiego?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń