Strony

wtorek, 28 czerwca 2016

Naruto - smoczy pustelnik 31.

Przepraszam za taką zwłokę, ale po prostu nie moge coś pisać. Nie chcę tego robić, ale może prerwa mi pomoże, więc zawieszam bloga na okres wakacji. Będe dalej się starał coś napisać, więc może, ale to tylko może wstawię rozdział czy dwa do końca wakacji. Bardzo was przepraszam.

Rozdział 31.
-----Naruto-----
Oparłem się o zlew w łazience i spuściłem głowę. Zimna woda orzeźwiła mnie i pomogła się uspokoić.  Zastanawiałem się, czy aby nie będę miał żadnych nieprzyjemności, przez walkę z Kabuto. Może, gdybym posłuchał Kakashiego wszystko było by dobrze, ale skoro Yondaime wkroczył to może być źle.
Była dopiero 15, więc do spotkania miałem kilka godzin. Mógłbym się zakraść do więzienia Konohy i sprawdzić co u Kabuto, ale mógłbym się wtedy spóźnić. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać do 19. Wyszedłem z łazienki, ubrany w same spodnie i usiadłem na łóżku w pozycji lotosu. Wziąłem zwój z szafki nocnej i rozwinąłem go.
W środku był zwinięty pędzel i mała tubka z atramentem. Zacząłem kończyć pieczęć, którą zacząłem kilka dni temu. Miała pochłaniać jutsu i je przechowywać albo gdzieś teleportować, ale wymagała jeszcze kilku godzin na dokończenie.
Po jakiejś godzinie zwinąłem zwój i położyłem na szafce nocnej. Ubrałem się i wyszedłem z hotelu. W głowie ciągle miałem obraz Kabuto i jego wredny uśmiech. Nogi same zaniosły mnie na głowy Hokage. Zatrzymałem się na krawędzi włosów Pierwszego. Nikt się tu nawet nie oglądał, za to ja widziałem co robią mieszkańcy wioski, którzy wyglądali . Usiadłem na skale, spuszczając nogi w przepaść.
Po jakimś czasie, gdy spojrzałem na dół, zobaczyłem żonę Hokage. Pani Mikasa szła z pełnymi siatkami na zakupy. Wyglądała na zamyśloną, nie zauważyła, gdy dwóch mężczyzn podeszło do niej od tyłu.
Jeden z nich złapał ją i trzymał, a drugi zaczął ja przeszukiwać. Akurat w tym miejscu było ludzi, więc nie miał kto jej pomóc. Nic nie myśląc zeskoczyłem z głowy Hashiramy.
Kolanem wbiłem w ziemię tego, który trzymał panią Mikasę, a drugiego kopnąłem z półobrotu posyłając go w skalną ścianę. Matka Suzuko upadła na ziemię, nie wiedząc co się dzieję. Podniosła głowę i spojrzała na mnie jak zbieram jej zakupy.
-Proszę – powiedziałem pomagając jej wstać i podając jej zakupy.
-Dzie… dziękuję.
Usłyszałem, gdy się odwróciłem. Nie odwracając się już ruszyłem na spotkanie. Przed budynkiem administracyjnym było już kilka osób. Na chwile przed wyznaczoną godziną, zebrali się już wszyscy.
Nagle z budynku wyszedł Hokage i dwóch joninów. Jednym z nich był Hatake Kakashi. Było widać po nich małe zdenerwowanie. Yondaime stanął przed nami z kartką w prawej ręce.
-Zostaliście już przydzieleni, więc za chwilę dowiecie się z kim będziecie walczyć w finałach, które odbędą się równo za miesiąc na arenie wioski. Przez ten czas możecie wrócić do swoich domów lub też zostać tutaj.
Hokage przypiął kartkę do tablicy z ogłoszeniami przy drzwiach i wszedł do budynku. Wszyscy od razu rzucili się, aby ją zobaczyć. Ja stanąłem pod drzewem i czekałem, aż wszyscy odejdą. Gdy miałem już swobodny dostęp do kartki zacząłem szukać swojego imienia.
Pierwszą walkę miałem mieć z Sasuke. Potem miała walczyć Fu i Temari, a po nich Gara i Shikamaru. W przedostatniej walce w pierwszej turze mieli walczyć Shino i Rei, a w ostatniej Suzuko i Kiba. Więc jeśli dobrze pójdzie będę walczył z Suzuko w Finale. Najgorsze jest to, że zapewne to ja będę miał najwięcej walk. Liczba walk jest nieparzysta, więc zapewne zrobią tak jak w eliminacjach.
-Jaki przebieg walk obstawiasz? – usłyszałem głos za sobą.
Obejrzałem się i zobaczyłem Suzuko, wpatrującą się w tablicę. Jej twarz nie wyrażała, żadnych uczuć, tak jak postawa. Jedynie głęboko w oczach dostrzegłem zmartwienie. 
-Wygram z Sasuke, potem będę walczył z Fu o to, kto będzie walczył z Garą w półfinale. Ty wygrasz z Kibą  i Reiem i spotkamy się w finale.
-Skąd wiesz, że tak będzie? – spytała, nie kryjąc zdumienia na twarzy.
-Ponieważ oboje chcemy coś udowodnić – odparłem odwracając się, całkowicie w jej stronę.
-Co ty mówisz?
-Ty chcesz udowodnić ojcu, że już nie jesteś dzieckiem. Ja też chcę cos komuś udowodnić.
-Co takiego? – spytała z ciekawością w głosie.
-Nie ważne – odparłem odwracając się.
Zostawiłem ją tam samą, udając się do budynku administracyjnego.
-„Muszę sprawdzić co słychać u Kabuto” – pomyślałem wchodząc do budynku.
Od razu zobaczyłem mnóstwo shinobi liścia. Na każdym korytarzu przy każdych drzwiach było dwóch członków Anbu, w dodatku mnóstwo joninów i chuninów. Niby większość, była zajęta papierkową robotą, ale zapewne była to przykrywka.
-„Przez Kabuto, podwoili straże” – pomyślałem.
-Hao Masaki? – usłyszałem męski głos  z mojej prawej strony.
Ze schodów zszedł jakiś mężczyzna. Miał krótkie ciemne włosy, standardowy stój jonina i przepasana chustkę w pasie ze znakiem Kraju Ognia. W ustach miał odpalonego papierosa. Był jednym z senseiów na Eliminacjach.
-Hokage cię wzywa – powiedział i minął mnie wychodząc z budynku.
Przez chwilę stałem w tym samym miejscu, ale chcąc nie chcąc musiałem się do niego udać. Pod drzwiami byłem po kilku chwilach.  Chciałem już zapukać, gdy usłyszałem głos Kabuto.
-Lepiej uważaj, w wiosce jest ktoś gorszy niż ja – powiedział z  pewną radością w głosie.
-Kto to?
W odpowiedzi Kabuto zaczął się śmiać, ale dość szybko przerwał.
-„Wyczuli mnie” – pomyślałem i od razu zapukałem.
Po dłuższej chwili mogłem wejść do środka. Stanąłem na środku gabinetu. Po Kabuto nie było śladu, a Hokage czytał jakieś raporty. Na jego twarzy był wymalowany podejrzany spokój. Okno za nim było otwarte, przez co był mały przeciąg.
-Wzywał mnie Hokage-sama? – spytałem udając grzecznego.
-Tak. Chcę wiedzieć co cię łączy z Orochimaru i co takiego przede mną ukrywasz – powiedział dając mi znak, że lepiej, aby mnie kłamał.
-Z Orochimaru, powiedzmy, że się nie lubimy i mamy rachunki do wyrównania, kilka razy brałem misję na zabicie go, ale ciągle mi uciekał. Zdarzało nam się też kilka razy walczyć. A przed tobą nic nie ukrywam.
Hokage analizował powoli każde moje słowo. Jego oczy były próbowały mnie prześwietlić. Czułem się nie swojo, ale nie dałem po sobie tego poznać.
-Mam wrażenie, że nie przepadasz za mną.
-Orochimaru nienawidzę bardziej niż ciebie.
-Powiedz mi – zaczął opierając się łokciami o biurko, a dłońmi o brodę. – Kim jesteś?! Byle genin nie jest w stanie przeżyć walki z saninem.
-„Cholera!”
Stałem i patrzyłem się na niego. Byłem pewny, że to koniec tej gry. Wypuściłem głośno powietrze, pochylając głowę w dół. Już chciałem mu odpowiedzieć, unosząc głowę, ale przerwał mi silny wybuch.
Hokage od razu dobiegł do okna wychylając się przez nie. Ja również podszedłem. Na samym środku wioski był ogromny fioletowy wąż z dwoma osobami na łbie.
-Orochimaru – powiedziałem cicho.
-Straże! – krzyknął Hokage.
 Do gabinetu od razu wbiegło dwóch członków Anbu.
-Zacznijcie ewakuację wioski. Reszta ma się zgłosić w koszarach.
-Tak jest!
-Co zamiast atakować, masz zamiar zbierać ludzi! – wydarłem się na niego.
-Nie poślę nikogo na śmierć. Ty też lepiej stąd uciekaj.
-Nie będziesz mi rozkazywał!
 Kucnąłem na ramie okna i zdarłem z siebie maskę i chustkę. Prawą ręką wyciągnąłem miecz z pochwy. Zrobiłem głęboki oddech i wyskoczyłem z budynku. Wylądowałem kilka budynków dalej na czerwonym dachu. Zacząłem biec po budynkach, omijając shinobi liścia, którzy byli zajęci ewakuacją mieszkańców. Wąż Orochimaru w tym czasie zdemolował kilka ulic wioski.
-Orochimaru! – krzyknąłem, gdy byłem blisko, aby doskoczyć do niego.
Skoczyłem dość wysoko, znajdując się nad nim. Przełożyłem miecz w obie ręce i zamachnąłem się od góry. Orochimaru spojrzał na mnie i nawet nie drgnął. Byłem pewny, że go trafię, mimo to przeciąłem tylko powietrze.
Stanąłem na łbie węża i zacząłem go szukać. Zniknął tak szybko, że go nawet nie zauważyłem. Dopiero, gdy poczułem silne kopnięcie w plecy. Zacząłem lecieć w dół, zrobiłem salto i z ledwością udało mi się gładko wylądować na dachu.
-Wi…taj Naru…to-kun – powiedział pokazując swój język. – Czyżbyś chciał coś ode mnie?
-Mów co mi wtedy zrobiłeś?!
-Nic takiego, pobrałem tylko próbkę twojej chakry – odpowiedział rozweselony.
Zdziwiło mnie to, do czego może mu służyć moja chakra, ale zapewne do niczego dobrego.
-Masz zamiar ze mną walczyć, czy może się przyłączysz?
-Nie mamy o czym gadać, nie przyłącze się do ciebie!
-Naruto? – usłyszałem głos z ziemi.
Odwróciłem się i zobaczyłem Suzuko wraz z resztą Teamu 7 i Kakashim.
-Idźcie stąd! – rozkazałem odwracając się z powrotem do Orochimaru.
Znowu rzuciłem się na Orochimaru, tylko tym razem, wąż miał zamiar mnie połknąć. Złożyłem szybko kilka pieczęci i wydmuchnąłem wielki strumień ognia. Oczy gada lekko się powiększyły, a jego skóra zaczęła się topić. Po chwili upadł na ziemi, miażdżąc budynek i pogrążając się w płomieniach.
Wylądowałem kilka budynków dalej, niż stałem wcześniej. Straciłem Orochimaru z oczu, więc czekałem i patrzyłem jak jego wąż płonie. Ogień o dziwo zaczął szybko znikać, po jakiejś minucie nie było po nim śladu. A po wężu została tylko biała skóra.
Nagle budynek, na którym stałem zaczął się trząść. Dach zaczął pękać i zapadać się, szybko z niego zeskoczyłem. Po sekundzie spod ziemi wystrzelił fioletowy wąż z Orochimaru na łbie.
-Widzę, że przybyły posiłki – powiedział patrząc na Team 7. – Spotykamy się ponownie. Tym razem zostawię ci swój prezent – powiedział, do któregoś genina.
Złożył kilka pieczęci, a jego szyja zaczęła się szybko wydłużać w kierunku Sasuke. W ostatniej chwili Uchihe zasłonił Hatake, który został owinięty szyją Orochimaru. Gad chciał już ugryźć senseia Suzuko, ale dobiegłem w ostatniej chwili i mieczem odciąłem mu głowę.
O dziwo nie trysnęła ani kropla krwi, a jego głowa toczyła się po ziemi. Kakashi został uwolniony, a ciało Orochimaru upadło na ziemię, jego głowa zatrzymała się twarzą do ziemi.
-To bolało Naruto-kun – usłyszeliśmy głos Orochimaru, który mnie zdezorientował.
Jego głowa przetoczyła się kawałek ukazując nam twarz. Śmiał się, żył i się śmiał. Jego ustał szeroko się otworzyły i coś wystrzeliło z nich. Gdy zobaczyłem co to doznałem szoku. Orochimaru stał cały i zdrowy.
-Zrzuca skórę jak wąż – powiedział Kakashi.
-Więc go usmażę – powiedziałem podpalając prawą rękę.
Doskoczyłem do niego i przywaliłem mu w brodę, wybijając go w powietrze. Następnie skoczyłem nad niego i pokrytą ogniem nogą posłałem go w ziemię. Wbił się w ziemię, robiąc duże wgłębienie. Powstał krater o średnicy jakiś 5 metrów.
-Katon: Ognisty Podmuch.
Wielka fala ognia uderzyła centralnie w Orochimaru. Ogień rozszedł się po całej ulicy. Większość drewnianych elementów spłonęła. Szyby, które były jeszcze całe, popękały od uderzenia jutsu.
Orochimaru wyskoczył z ognia i stanął na dachu, naprzeciwko mnie. Jego ubranie było lekko spopielone, a tak to nic mu nie było.
-Kuso. Jak go zranić? - warknąłem na samego siebie, zaciskając mocno pięści.
-„Jedyne wyjście widzę w Genjutsu” – powiedziała Rei.
-„Fizyczne ataki nie zadziałają, więc, to chyba jedyne wyjście, chociaż…” – odparłem zastanawiając się.
-„Na co wpadłeś?”
-„Fuinjutsu.”
-„Myślisz, że dasz radę?”
-„Muszę spróbować, tylko musze go jakoś unieruchomić.”
-„No i żeby nikt ci nie przeszkodził.”
-„Postawię barierę, gorzej będzie z unieruchomienie go.”
-„Pomogę ci” – odparła Rei i w słupie ognia pojawiła się obok mnie.
Rozejrzałem się szybko po wiosce. Kakashi i jego genini walczyli z wężem, pomagali im inni shinobi. Ewakuacja się już skończyła, ale nie było widać więcej ninja Konohy.
Złożyłem kilka pieczęci, a nad mną i Orochimaru zaczęła wznosić się bariera. Po chwili byliśmy oddzieleni od innych.
-Zostaliśmy sami – powiedziałem patrząc na Orochimaru.
-Chyba jednak nie – odparł z uśmiechem patrząc na swoją prawą.
Na dachu budynku stał Hokage. Jego wyraz twarzy wyrażał spokój. Na sobie miał biały płaszcz z płomieniami u dołu, pod nim kamizelkę jonina. Przy pasie miał przywiązaną linką z kilkoma kunaiami z trzema ostrzami.
-Wi..taj Hokage-sama – powiedział Orochimaru.
-Czego tu szukasz?
-Zastanówmy się – powiedział rozkładając ręce na boki. – Może Uchihy, ale twój synalek ciągle mi przeszkadza.
-Nie jestem jego synem! – warknąłem.
-Ale geny was łączą, temu nie zaprzeczysz – odparł śmiejąc się.
-Ta bariera nie zniknie dopóki nie zginę, albo jej nie zdejmę, więc walczmy – powiedziałem do Orochimaru. – Rei zajmij go – dodałem cicho.
Usiadłem w pozycji lotosu i zacząłem składać pieczęcie. Było ich dużo i były dość skomplikowane, więc musiałem się skupić. Słyszałem liczne wybuchy i charakterystyczne dźwięki zawalających się budynków.
Zatrzymałem się na przedostatniej pieczęci i otworzyłem oczy. Nad Orochimaru, Rei i Hokage pojawił się spory okrąg z kanji. Miał jakieś 3 metry średnicy i wirował dość szybko nad nimi.
-Rei! – krzyknąłem zwracając na sobie ich uwagi.
Od razu odskoczyła, ale Yondaime już nie. W tej chwili złożyłem ostatnią pieczęć, a jutsu się aktywowało w pełni.


11 komentarzy:

  1. notka wyszła ci bardzo dobrze, dobrze mi się go czytało itd, tylko szkoda ze zawieszasz i że bedą prawdopodobnie może tylko 2 notki.. No ale cóż :/ Życzę dużo weny jeśli ci brakuje i czekam aż zmienisz zdanie i wrócisz i notki bedą częściej :PP

    OdpowiedzUsuń
  2. Co będzie z Minato? I z tą pieczęcią? Szkoda że nie będzie cię tak długo... Mam nadzieję że Minato przeżyje... Uwielbiam te opowiadanie bardzo fajnie piszesz... Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. ... Co to jest za technika? Ale... Ale gdzie rozmowa między Minato i Narto? ;; No i nie wiem co napisać ;; Oprócz tego, ze rozdział cud miód malina :)
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Supciooo! Notka... Czekam na następne... Mam nadzieję że nie długo pojawi się następna...pozdr. :-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, witam,
    ok, zacznę od początku, nie przeczytałam jeszcze jedynie kawałe rozdziału i bardzo mi się spodobał... i w najbliższym czasie zacznę czytać od samego początku, rozdział po rozdziale...
    ale, ale też chciałam zapytać o taką jedną rzecz, czy masz kontak z autorką bloga „demon o twarzy anioła”? Jeszcze wczoraj tam czytałam... a dzisiaj już bloga nie ma, a właśnie z stamtąd do Ciebie zawitałam... i jest mi smutno, no cóż opowiadnie mnie tam zaciekawiło...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko ty siędziwisz że blog został usunięty też mnie ciekawił ten blog

      Usuń
    2. Nikt nie zna z czytelników powodu usunięcia

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Mam pewne przypuszczenia pewnie mylne ale jednak widzisz otóż dodała tam pewne hentai z gatunku futanari i została obrażona przez gościa, podejrzewam że się tak przejęła że aż usunęła bloga mniej więcej tego dnia co wstawiła te scenkę między ahri a katą z lola lub następnego dnia po wstawieniu:(.

      Usuń
    2. A szkoda,bo jej opowiadanie miało duży potencjał

      Usuń
  7. Hej,
    cudowny, co to za jutsu? no i jak zareagował Minato, że to jego syn?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń