Przepraszam za taką zwłokę, ale po prostu nie moge coś pisać. Nie chcę tego robić, ale może prerwa mi pomoże, więc zawieszam bloga na okres wakacji. Będe dalej się starał coś napisać, więc może, ale to tylko może wstawię rozdział czy dwa do końca wakacji. Bardzo was przepraszam.
Rozdział 31.
-----Naruto-----
Oparłem się o zlew w łazience i
spuściłem głowę. Zimna woda orzeźwiła mnie i pomogła się uspokoić. Zastanawiałem się, czy aby nie będę miał
żadnych nieprzyjemności, przez walkę z Kabuto. Może, gdybym posłuchał
Kakashiego wszystko było by dobrze, ale skoro Yondaime wkroczył to może być
źle.
Była dopiero 15, więc do spotkania
miałem kilka godzin. Mógłbym się zakraść do więzienia Konohy i sprawdzić co u
Kabuto, ale mógłbym się wtedy spóźnić. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać
do 19. Wyszedłem z łazienki, ubrany w same spodnie i usiadłem na łóżku w
pozycji lotosu. Wziąłem zwój z szafki nocnej i rozwinąłem go.
W środku był zwinięty pędzel i
mała tubka z atramentem. Zacząłem kończyć pieczęć, którą zacząłem kilka dni
temu. Miała pochłaniać jutsu i je przechowywać albo gdzieś teleportować, ale
wymagała jeszcze kilku godzin na dokończenie.
Po jakiejś godzinie zwinąłem zwój
i położyłem na szafce nocnej. Ubrałem się i wyszedłem z hotelu. W głowie ciągle
miałem obraz Kabuto i jego wredny uśmiech. Nogi same zaniosły mnie na głowy
Hokage. Zatrzymałem się na krawędzi włosów Pierwszego. Nikt się tu nawet nie
oglądał, za to ja widziałem co robią mieszkańcy wioski, którzy wyglądali . Usiadłem
na skale, spuszczając nogi w przepaść.
Po jakimś czasie, gdy spojrzałem
na dół, zobaczyłem żonę Hokage. Pani Mikasa szła z pełnymi siatkami na zakupy.
Wyglądała na zamyśloną, nie zauważyła, gdy dwóch mężczyzn podeszło do niej od
tyłu.
Jeden z nich złapał ją i trzymał,
a drugi zaczął ja przeszukiwać. Akurat w tym miejscu było ludzi, więc nie miał
kto jej pomóc. Nic nie myśląc zeskoczyłem z głowy Hashiramy.
Kolanem wbiłem w ziemię tego,
który trzymał panią Mikasę, a drugiego kopnąłem z półobrotu posyłając go w
skalną ścianę. Matka Suzuko upadła na ziemię, nie wiedząc co się dzieję.
Podniosła głowę i spojrzała na mnie jak zbieram jej zakupy.
-Proszę – powiedziałem pomagając
jej wstać i podając jej zakupy.
-Dzie… dziękuję.
Usłyszałem, gdy się odwróciłem.
Nie odwracając się już ruszyłem na spotkanie. Przed budynkiem administracyjnym
było już kilka osób. Na chwile przed wyznaczoną godziną, zebrali się już
wszyscy.
Nagle z budynku wyszedł Hokage i
dwóch joninów. Jednym z nich był Hatake Kakashi. Było widać po nich małe
zdenerwowanie. Yondaime stanął przed nami z kartką w prawej ręce.
-Zostaliście już przydzieleni,
więc za chwilę dowiecie się z kim będziecie walczyć w finałach, które odbędą
się równo za miesiąc na arenie wioski. Przez ten czas możecie wrócić do swoich
domów lub też zostać tutaj.
Hokage przypiął kartkę do tablicy
z ogłoszeniami przy drzwiach i wszedł do budynku. Wszyscy od razu rzucili się,
aby ją zobaczyć. Ja stanąłem pod drzewem i czekałem, aż wszyscy odejdą. Gdy
miałem już swobodny dostęp do kartki zacząłem szukać swojego imienia.
Pierwszą walkę miałem mieć z
Sasuke. Potem miała walczyć Fu i Temari, a po nich Gara i Shikamaru. W
przedostatniej walce w pierwszej turze mieli walczyć Shino i Rei, a w ostatniej
Suzuko i Kiba. Więc jeśli dobrze pójdzie będę walczył z Suzuko w Finale.
Najgorsze jest to, że zapewne to ja będę miał najwięcej walk. Liczba walk jest
nieparzysta, więc zapewne zrobią tak jak w eliminacjach.
-Jaki przebieg walk obstawiasz? –
usłyszałem głos za sobą.
Obejrzałem się i zobaczyłem
Suzuko, wpatrującą się w tablicę. Jej twarz nie wyrażała, żadnych uczuć, tak
jak postawa. Jedynie głęboko w oczach dostrzegłem zmartwienie.
-Wygram z Sasuke, potem będę
walczył z Fu o to, kto będzie walczył z Garą w półfinale. Ty wygrasz z
Kibą i Reiem i spotkamy się w finale.
-Skąd wiesz, że tak będzie? –
spytała, nie kryjąc zdumienia na twarzy.
-Ponieważ oboje chcemy coś
udowodnić – odparłem odwracając się, całkowicie w jej stronę.
-Co ty mówisz?
-Ty chcesz udowodnić ojcu, że już
nie jesteś dzieckiem. Ja też chcę cos komuś udowodnić.
-Co takiego? – spytała z
ciekawością w głosie.
-Nie ważne – odparłem odwracając
się.
Zostawiłem ją tam samą, udając się
do budynku administracyjnego.
-„Muszę sprawdzić co słychać u
Kabuto” – pomyślałem wchodząc do budynku.
Od razu zobaczyłem mnóstwo shinobi
liścia. Na każdym korytarzu przy każdych drzwiach było dwóch członków Anbu, w
dodatku mnóstwo joninów i chuninów. Niby większość, była zajęta papierkową
robotą, ale zapewne była to przykrywka.
-„Przez Kabuto, podwoili straże” –
pomyślałem.
-Hao Masaki? – usłyszałem męski
głos z mojej prawej strony.
Ze schodów zszedł jakiś mężczyzna.
Miał krótkie ciemne włosy, standardowy stój jonina i przepasana chustkę w pasie
ze znakiem Kraju Ognia. W ustach miał odpalonego papierosa. Był jednym z senseiów
na Eliminacjach.
-Hokage cię wzywa – powiedział i
minął mnie wychodząc z budynku.
Przez chwilę stałem w tym samym
miejscu, ale chcąc nie chcąc musiałem się do niego udać. Pod drzwiami byłem po
kilku chwilach. Chciałem już zapukać,
gdy usłyszałem głos Kabuto.
-Lepiej uważaj, w wiosce jest ktoś
gorszy niż ja – powiedział z pewną
radością w głosie.
-Kto to?
W odpowiedzi Kabuto zaczął się
śmiać, ale dość szybko przerwał.
-„Wyczuli mnie” – pomyślałem i od
razu zapukałem.
Po dłuższej chwili mogłem wejść do
środka. Stanąłem na środku gabinetu. Po Kabuto nie było śladu, a Hokage czytał
jakieś raporty. Na jego twarzy był wymalowany podejrzany spokój. Okno za nim
było otwarte, przez co był mały przeciąg.
-Wzywał mnie Hokage-sama? –
spytałem udając grzecznego.
-Tak. Chcę wiedzieć co cię łączy z
Orochimaru i co takiego przede mną ukrywasz – powiedział dając mi znak, że
lepiej, aby mnie kłamał.
-Z Orochimaru, powiedzmy, że się
nie lubimy i mamy rachunki do wyrównania, kilka razy brałem misję na zabicie
go, ale ciągle mi uciekał. Zdarzało nam się też kilka razy walczyć. A przed
tobą nic nie ukrywam.
Hokage analizował powoli każde
moje słowo. Jego oczy były próbowały mnie prześwietlić. Czułem się nie swojo,
ale nie dałem po sobie tego poznać.
-Mam wrażenie, że nie przepadasz
za mną.
-Orochimaru nienawidzę bardziej
niż ciebie.
-Powiedz mi – zaczął opierając się
łokciami o biurko, a dłońmi o brodę. – Kim jesteś?! Byle genin nie jest w
stanie przeżyć walki z saninem.
-„Cholera!”
Stałem i patrzyłem się na niego.
Byłem pewny, że to koniec tej gry. Wypuściłem głośno powietrze, pochylając
głowę w dół. Już chciałem mu odpowiedzieć, unosząc głowę, ale przerwał mi silny
wybuch.
Hokage od razu dobiegł do okna
wychylając się przez nie. Ja również podszedłem. Na samym środku wioski był
ogromny fioletowy wąż z dwoma osobami na łbie.
-Orochimaru – powiedziałem cicho.
-Straże! – krzyknął Hokage.
Do gabinetu od razu wbiegło dwóch członków
Anbu.
-Zacznijcie ewakuację wioski.
Reszta ma się zgłosić w koszarach.
-Tak jest!
-Co zamiast atakować, masz zamiar
zbierać ludzi! – wydarłem się na niego.
-Nie poślę nikogo na śmierć. Ty
też lepiej stąd uciekaj.
-Nie będziesz mi rozkazywał!
Kucnąłem na ramie okna i zdarłem z siebie
maskę i chustkę. Prawą ręką wyciągnąłem miecz z pochwy. Zrobiłem głęboki oddech
i wyskoczyłem z budynku. Wylądowałem kilka budynków dalej na czerwonym dachu.
Zacząłem biec po budynkach, omijając shinobi liścia, którzy byli zajęci
ewakuacją mieszkańców. Wąż Orochimaru w tym czasie zdemolował kilka ulic wioski.
-Orochimaru! – krzyknąłem, gdy
byłem blisko, aby doskoczyć do niego.
Skoczyłem dość wysoko, znajdując
się nad nim. Przełożyłem miecz w obie ręce i zamachnąłem się od góry.
Orochimaru spojrzał na mnie i nawet nie drgnął. Byłem pewny, że go trafię, mimo
to przeciąłem tylko powietrze.
Stanąłem na łbie węża i zacząłem
go szukać. Zniknął tak szybko, że go nawet nie zauważyłem. Dopiero, gdy
poczułem silne kopnięcie w plecy. Zacząłem lecieć w dół, zrobiłem salto i z
ledwością udało mi się gładko wylądować na dachu.
-Wi…taj Naru…to-kun – powiedział
pokazując swój język. – Czyżbyś chciał coś ode mnie?
-Mów co mi wtedy zrobiłeś?!
-Nic takiego, pobrałem tylko
próbkę twojej chakry – odpowiedział rozweselony.
Zdziwiło mnie to, do czego może mu
służyć moja chakra, ale zapewne do niczego dobrego.
-Masz zamiar ze mną walczyć, czy
może się przyłączysz?
-Nie mamy o czym gadać, nie
przyłącze się do ciebie!
-Naruto? – usłyszałem głos z
ziemi.
Odwróciłem się i zobaczyłem Suzuko
wraz z resztą Teamu 7 i Kakashim.
-Idźcie stąd! – rozkazałem
odwracając się z powrotem do Orochimaru.
Znowu rzuciłem się na Orochimaru,
tylko tym razem, wąż miał zamiar mnie połknąć. Złożyłem szybko kilka pieczęci i
wydmuchnąłem wielki strumień ognia. Oczy gada lekko się powiększyły, a jego
skóra zaczęła się topić. Po chwili upadł na ziemi, miażdżąc budynek i
pogrążając się w płomieniach.
Wylądowałem kilka budynków dalej,
niż stałem wcześniej. Straciłem Orochimaru z oczu, więc czekałem i patrzyłem
jak jego wąż płonie. Ogień o dziwo zaczął szybko znikać, po jakiejś minucie nie
było po nim śladu. A po wężu została tylko biała skóra.
Nagle budynek, na którym stałem
zaczął się trząść. Dach zaczął pękać i zapadać się, szybko z niego zeskoczyłem.
Po sekundzie spod ziemi wystrzelił fioletowy wąż z Orochimaru na łbie.
-Widzę, że przybyły posiłki –
powiedział patrząc na Team 7. – Spotykamy się ponownie. Tym razem zostawię ci
swój prezent – powiedział, do któregoś genina.
Złożył kilka pieczęci, a jego
szyja zaczęła się szybko wydłużać w kierunku Sasuke. W ostatniej chwili Uchihe
zasłonił Hatake, który został owinięty szyją Orochimaru. Gad chciał już ugryźć
senseia Suzuko, ale dobiegłem w ostatniej chwili i mieczem odciąłem mu głowę.
O dziwo nie trysnęła ani kropla
krwi, a jego głowa toczyła się po ziemi. Kakashi został uwolniony, a ciało
Orochimaru upadło na ziemię, jego głowa zatrzymała się twarzą do ziemi.
-To bolało Naruto-kun –
usłyszeliśmy głos Orochimaru, który mnie zdezorientował.
Jego głowa przetoczyła się kawałek
ukazując nam twarz. Śmiał się, żył i się śmiał. Jego ustał szeroko się
otworzyły i coś wystrzeliło z nich. Gdy zobaczyłem co to doznałem szoku.
Orochimaru stał cały i zdrowy.
-Zrzuca skórę jak wąż – powiedział
Kakashi.
-Więc go usmażę – powiedziałem
podpalając prawą rękę.
Doskoczyłem do niego i przywaliłem
mu w brodę, wybijając go w powietrze. Następnie skoczyłem nad niego i pokrytą
ogniem nogą posłałem go w ziemię. Wbił się w ziemię, robiąc duże wgłębienie.
Powstał krater o średnicy jakiś 5 metrów.
-Katon: Ognisty Podmuch.
Wielka fala ognia uderzyła centralnie
w Orochimaru. Ogień rozszedł się po całej ulicy. Większość drewnianych
elementów spłonęła. Szyby, które były jeszcze całe, popękały od uderzenia
jutsu.
Orochimaru wyskoczył z ognia i
stanął na dachu, naprzeciwko mnie. Jego ubranie było lekko spopielone, a tak to
nic mu nie było.
-Kuso. Jak go zranić? - warknąłem
na samego siebie, zaciskając mocno pięści.
-„Jedyne wyjście widzę w Genjutsu”
– powiedziała Rei.
-„Fizyczne ataki nie zadziałają,
więc, to chyba jedyne wyjście, chociaż…” – odparłem zastanawiając się.
-„Na co wpadłeś?”
-„Fuinjutsu.”
-„Myślisz, że dasz radę?”
-„Muszę spróbować, tylko musze go
jakoś unieruchomić.”
-„No i żeby nikt ci nie
przeszkodził.”
-„Postawię barierę, gorzej będzie
z unieruchomienie go.”
-„Pomogę ci” – odparła Rei i w
słupie ognia pojawiła się obok mnie.
Rozejrzałem się szybko po wiosce.
Kakashi i jego genini walczyli z wężem, pomagali im inni shinobi. Ewakuacja się
już skończyła, ale nie było widać więcej ninja Konohy.
Złożyłem kilka pieczęci, a nad mną
i Orochimaru zaczęła wznosić się bariera. Po chwili byliśmy oddzieleni od
innych.
-Zostaliśmy sami – powiedziałem patrząc
na Orochimaru.
-Chyba jednak nie – odparł z uśmiechem
patrząc na swoją prawą.
Na dachu budynku stał Hokage. Jego
wyraz twarzy wyrażał spokój. Na sobie miał biały płaszcz z płomieniami u dołu,
pod nim kamizelkę jonina. Przy pasie miał przywiązaną linką z kilkoma kunaiami
z trzema ostrzami.
-Wi..taj Hokage-sama – powiedział Orochimaru.
-Czego tu szukasz?
-Zastanówmy się – powiedział rozkładając
ręce na boki. – Może Uchihy, ale twój synalek ciągle mi przeszkadza.
-Nie jestem jego synem! –
warknąłem.
-Ale geny was łączą, temu nie
zaprzeczysz – odparł śmiejąc się.
-Ta bariera nie zniknie dopóki nie
zginę, albo jej nie zdejmę, więc walczmy – powiedziałem do Orochimaru. – Rei zajmij
go – dodałem cicho.
Usiadłem w pozycji lotosu i
zacząłem składać pieczęcie. Było ich dużo i były dość skomplikowane, więc
musiałem się skupić. Słyszałem liczne wybuchy i charakterystyczne dźwięki
zawalających się budynków.
Zatrzymałem się na przedostatniej
pieczęci i otworzyłem oczy. Nad Orochimaru, Rei i Hokage pojawił się spory
okrąg z kanji. Miał jakieś 3 metry średnicy i wirował dość szybko nad nimi.
-Rei! – krzyknąłem zwracając na
sobie ich uwagi.
Od razu odskoczyła, ale Yondaime
już nie. W tej chwili złożyłem ostatnią pieczęć, a jutsu się aktywowało w
pełni.
notka wyszła ci bardzo dobrze, dobrze mi się go czytało itd, tylko szkoda ze zawieszasz i że bedą prawdopodobnie może tylko 2 notki.. No ale cóż :/ Życzę dużo weny jeśli ci brakuje i czekam aż zmienisz zdanie i wrócisz i notki bedą częściej :PP
OdpowiedzUsuńCo będzie z Minato? I z tą pieczęcią? Szkoda że nie będzie cię tak długo... Mam nadzieję że Minato przeżyje... Uwielbiam te opowiadanie bardzo fajnie piszesz... Czekam na nexta
OdpowiedzUsuń... Co to jest za technika? Ale... Ale gdzie rozmowa między Minato i Narto? ;; No i nie wiem co napisać ;; Oprócz tego, ze rozdział cud miód malina :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
Pozdrawiam :)
Supciooo! Notka... Czekam na następne... Mam nadzieję że nie długo pojawi się następna...pozdr. :-D
OdpowiedzUsuńWitam, witam,
OdpowiedzUsuńok, zacznę od początku, nie przeczytałam jeszcze jedynie kawałe rozdziału i bardzo mi się spodobał... i w najbliższym czasie zacznę czytać od samego początku, rozdział po rozdziale...
ale, ale też chciałam zapytać o taką jedną rzecz, czy masz kontak z autorką bloga „demon o twarzy anioła”? Jeszcze wczoraj tam czytałam... a dzisiaj już bloga nie ma, a właśnie z stamtąd do Ciebie zawitałam... i jest mi smutno, no cóż opowiadnie mnie tam zaciekawiło...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nie tylko ty siędziwisz że blog został usunięty też mnie ciekawił ten blog
UsuńNikt nie zna z czytelników powodu usunięcia
UsuńA ty znasz Dawido?
OdpowiedzUsuńMam pewne przypuszczenia pewnie mylne ale jednak widzisz otóż dodała tam pewne hentai z gatunku futanari i została obrażona przez gościa, podejrzewam że się tak przejęła że aż usunęła bloga mniej więcej tego dnia co wstawiła te scenkę między ahri a katą z lola lub następnego dnia po wstawieniu:(.
UsuńA szkoda,bo jej opowiadanie miało duży potencjał
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudowny, co to za jutsu? no i jak zareagował Minato, że to jego syn?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia