Strony

niedziela, 4 listopada 2018

Naruto - smoczy pustelnik - 42.

Naruto - smoczy pustelnik - 42.

Nadeszła przez wszystkich długo wyczekiwana wiosna. Okres, w którym wszystko budzi się na nowo. Idealny czas, aby coś zmienić.
Na ogół jest to wesoły czas. Wszystko jest piękne, powietrze jest świeże, a każdy jest szczęśliwy, że zima minęła.

Dzień jak co dzień otworzył kluczem drzwi do swojego gabinetu. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Jego wzrok szybko przeleciał po całym pomieszczeniu. Zatrzymał się na oknie i widoku na Głowy Hokage. Stał tak w zamyśleniu dłuższą chwilę.

Przymknął powieki chowając smutny wzrok. Po jego poliku spłynęła pojedyncza łza. Podszedł bliżej swojego biurka i usiadł na fotelu.

Minato Namikaze od kilku miesięcy był smutny. Właśnie odkąd jego syna zaginął był przygnębiony i zły na siebie, że go puścił na ten niby trening.

Z każdym dniem tracił nadzieję, że Naruto się odnajdzie. Gdy znaleźli ślady walki daleko od wszelkiej cywilizacji wiedział, że brał w tym udział jego syna. Po prostu to czuł.

Chcąc nie chcąc musiał wziąć się do swojej pracy. Na jego biurku była sterta papierów do przejrzenia. Czekały jeszcze misje do rozdania i wysłuchanie raportów z już wykonanych.

Przede wszystkim musiał znaleźć jakąś misję dla drużyny jego córki. I to nie byle jaką. W końcu Team 7 składał się już z trzech Chuninów i Jonina. Odkąd Naruto zaginął Suzuko zmieniła się trochę na gorsze. Mocno to przeżyła.

Słońce na dobre wyszło nad Konohę. Od dawna nie było tak pięknego dnia. Wyglądało to jakby pogoda zwiastowała nadejście czegoś dobrego.

Team 7 zebrał się o umówionej godzinie pod budynkiem administracyjnym. Nawet Kakashi za dużo się nie spóźnił. Cała drużyna nie zmieniła się zbytnio przez te kilka miesięcy. Wyjątkiem była właśnie blondwłosa Suzuko. Jej spojrzenie stało się trochę chłodne, a twarz już dawno nie pokazywała uśmiechu.

W tym czasie przez bramę przechodziła zakapturzona postać. Jej brązowy płaszcz i kaptur doskonale zasłaniały całe ciało. Szedł główna ulicą nie zwracając na nikogo uwagi.

Natomiast on powodował małe poruszenie. Biła od niego tajemniczość i pewność siebie. Kilku joninów zainteresowało się tym.

Naprzeciw niego stanęła trójka shinobi z Konohy. Dwóch mężczyzn i kobieta. Czarnowłosa miała na sobie białą sukienkę z białymi i czerwonymi dodatkami. Jej oczy nie były normalne. Wyróżniały się na tle innych. Były czerwone z czarnym kręgiem.

Pierwszy mężczyzna miał ciemne włosy i standardowy strój jonina. Przy pasie miał przewieszoną chustę ze znakiem Kraju Ognia. W ustach miał papierosa.

Ostatnia osobą był mężczyzna o czarnych włosach. Miał na sobie zielony kombinezon z pomarańczowymi dodatkami.

Zakapturzona postać znała ich doskonale. Nie zdziwił się, że ktoś stanął mu na drodze. Był zawiedziony, że to tak długo trwało.

-Kim jesteś i czego tu chcesz? - powiedziała kobieta.
-Idę do Hokage - odparła postać męskim głosem.
-Nadal nie odpowiedziałeś kim jesteś - powiedział palący shinobi.

Ich rozmowa zaczęła ciekawić coraz więcej ludzi. Wokół nich utworzył się spory krąg z cywili i shinobi Wioski Liścia.

-Pewnie jest szpiegiem! - krzyknął zielony i przygotował się do ataku.
-Gai zaczekaj! - krzyknęła kobieta, ale była za późno.

Gai znalazł się z lewej strony przybysza chcąc go kopnąć w głowę. Postać uniosła do góry zgiętą rękę na która przyjął atak. Wszyscy doznali szoku. Kopnięcie mistrza taijutsu nic nie zrobiło nieznajomemu. Nawet się nie przesunął o centymetr.

Zielona bestia spróbowała jeszcze raz drugą nogą, ale przybysz złapał ją wolną ręką i mocno ścisnął.

Ich potyczka zebrała jeszcze większe grono widzów. Było już słychać krzyki wsparcia dla Gaia.

-Uspokój się proszę - powiedział zakapturzony.

Jego słowa nic nie dały. Mężczyzna postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy jonin znowu był przed nim dostał mocny cios z pięści w brzuch. Siła odrzuciła go do reszty joninów, którzy zaczepili przybysza.

-Uspokój się Gai. Jestem shinobi Konohy - powiedział przybysz sięgając spod płaszcza opaskę shinobi.
-Jak to? - spytała Kurenai.
-Nie jestem waszym wrogiem. Jestem waszym ninja i idę do Hokage.

Zakapturzony ruszył i minął cały tłum. Na ich twarzach nadal był szok.

-Asuma - zaczęła kobieta. - Poznałeś ten głos?
-Tak- odparł puszczając dymka z ust. - Wreszcie postanowił wrócić.

Przybysz już dalej mógł iść w spokoju. Był pogrążony w swoich myślach.

-”Strasznie szybko się męczę po jej odejściu. Musiało to wywołać zły wpływ na moje ciało, mimo to nadal mam swoją odporność na ogień i część jej mocy.”

Z tymi myślami dotarł pod budynek administracyjny. Od razu wszedł do środka.

-”Zupełnie jak on” - pomyślał o swoim pierwszym senseiu ze Świątyni.

Dotarł do gabinetu Hokage i zapukał kilka razy. Gdy usłyszał męski głos otworzył drzwi. W środku oprócz Hokage była jeszcze drużyna 7. Przybysz szybko przeleciał po wszystkich wzrokiem, choć oni tego nie widzieli. Wszyscy patrzyli się na zakapturzoną postać.

-Witam Hokage-sama i was Drużyno 7 - powiedział oficjalnie mężczyzna.
-Ktoś ty? - zapytała chłodno Suzuko.
-Jestem, nie chyba raczej byłem shinobi tej wioski, bo nie wiem czy nadal jestem za niego uznawany.
-Zdejmij ten kaptur i się przedstaw. Skąd mam wiedzieć, czy nim jesteś skoro nie wiem kim jesteś - powiedział Hokage.
-Wybaczcie, że słuch o mnie tak zaginął - powiedział zdejmując kaptur.

Nikt z zebranych tu osób nie spodziewało się tego. Przed nimi stała młodsza wersja ich Yondaime Hokage.

Lekko przydługie blond włosy i błękitne oczy, w których można było dostrzec smutek. Na jego twarzy był uśmiech, ale było widać, że jest sztuczny i wymuszony.

-Naruto? - powiedzieli wszyscy nie pewnie.

-Czemu jesteś sam? - spytał po pewnym czasie Minato.

Jak pamiętał zawsze z nim była Rei, a teraz jej nie było.

-Rei odeszła. Poświęciła się, aby pokonać jego - powiedział Naruto, a na jego twarz pojawił się smutek.

Wszyscy doznali szoku. Spojrzenia Hokage i Kakashiego się spotkały. Jonin od razu zrozumiał o co chodzi.

-Dobrze drużyno. Przyjdziemy później.

Oczywiście Suzuko musiała zostać. Naruto zaczął opowiadać im o walce i o tym jak Rei się poświęciła. Pominął to jak wyznali sobie uczucia, tego nie musieli wiedzieć.

-A co się stało po walce?
-Musiałem dojść do siebie oraz chciałem poukładać sobie to wszystko. Jakby nie było obecność jak i śmierć Rei dużo zmieniła w moim organizmie. Byłem bliski śmierci, ale wydobrzałem i czuje się dobrze. Choć nie jestem w swojej poprzedniej formie.

Minato i Suzuko powoli przyswajali informacje. Dziewczyna w ogóle cały czas siedziała cicho i wydawała się zamyślona.

-Ale czemu nie dawałeś znaku życia przez kilka miesięcy? - zapytała w końcu dziewczyna.
-Jak mówiłem musiałem sobie wszystko poukładać. Zrozum Suzuko, że to nie było dla mnie łatwe i nadal nie jest.

Blondynka skinęła głową na znak, że rozumie.

-Idź i odpocznij - zaczął Minato - na razie dam ci spokój, ale za kilka dni zaczniesz powoli wracać do służby.
-Hai - odparł Naruto i wyszedł z gabinetu.

-I co teraz tato? - zapytała czarnooka, gdy zostali sami.
-Nie wiem kochanie. Musimy poczekać i dać mu czas.

Suzuko również opuściła gabinet Hokage. Znalazła swój Team w Ichiraku Ramen. Po posiłku udali się na trening.

Naruto w tym czasie wszedł do swojego domu. Zatrzasnął drzwi, powiesił płaszcz i od razu ruszył do sypialni. Padł na łóżku chowając twarz. W panującej ciszy było słychać płacz.

Jego myśli krążyły wokół rudowłosej pięknej dziewczyny, której już nie zobaczy. Nadal nie pogodził się z tym co się stało.

-”Może mały trening mi pomoże chociaż na chwile” - pomyślał i wstał z łóżka.

Uzumaki udał się na małe pole treningowe otoczone dookoła drzewami. Z przypiętej karteczki do nadgarstka przyzwał swoją katanę.

Zaczął wyprowadzać różne cięcia i pchnięcie w powietrze. Na jego twarzy było widać, że stara się skupić, ale słabo mu to wychodziło.

Był tak zamyślony, że nawet nie wiedział, że jest obserwowany przez kilka osób z ukrycia.


2 komentarze:

  1. I kolejny świetny rozdział czekam na nexta. Jestem ciekaw kto go obserwuje????

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wszyscy bardzo smutni, Suzuko bardzo się zmieniła po zniknięciu brata, ali i Minato także to źle znosił, ale kto go obserwuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń