Strony

wtorek, 18 października 2016

Naruto - smoczy pustelnik -34

  Rozdział 34.
Piękny słoneczny poranek, na niebie nie było żadnej chmurki. Po nocnej ulewie zostały tylko kałuże. Zwierzęta zaczęły wychodzić ze swoich schronisk. Drapieżniki zaczęły polować na swoje śniadanie, a inne zaczęły zajadać się zielenią.
Z jamy, gdzieś wysoko w górze położonej gdzieś daleko na Północ od Kraju Ognia, wyszedł blondwłosy mężczyzna. Jego oczy wyglądały jak te niebo nad nim. Na sobie miał tylko czarne, dresowe spodnie. Na jego brzuchu było widać tatuaż w kształcie smoka, który tworzył krąg wokół pępka. Mężczyzna ziewnął i zaczął się rozciągać.
-Piękny poranek. Idealny dzień na trening – powiedział głośno.
Nagle obok niego na skalnej półce pojawił się słup ognia. Z ognia pojawiła się kobieta. Miała na sobie krwawą zbroję, która nie zasłaniała zbyt wiele ciała. Odsłaniała prawie cały brzuch i ramiona. Plecy zasłaniały jej długie rude włosy. Krwiste oczy były skierowane w młodego Namikaze.
-Czemu jesteś tak ubrana? – spytał Naruto nic nie rozumiejąc.
-Nadszedł czas końcowy trening – powiedziała poważnym tonem.
-Koń…cowy tre…ning?
-Tak. Teraz, gdy w twoim sercu niema już mroku, możemy przejść na najwyższy etap.
-Nie rozumiem. O jaki mrok ci chodzi?
-Twoja nienawiść do ojca blokowała twoją moc. Gdy zniknęła staniesz się silniejszy.
-Rozumiem. Więc, gdybym… wcześniej tak zrobił, mógłbym pokonać Orochimaru – powiedział bardziej do siebie.
-Aby zacząć trening musimy udać się w specjalne miejsce.
-Gdzie? – spytał z ciekawością blondyn.
-Do największego wulkanu na świecie.
-C…co? – zapytał zdziwiony.
-Jeśli chcesz opanować tą moc musimy udać się w bezludne miejsce.
-Takich miejsc jest dużo, czemu wulkan?
-Ponieważ wysoka temperatura to naturalne środowisko smoków, Musisz się do tego przyzwyczaić.
-Jak się tam dostaniemy?
-Zabierz swoje rzeczy – powiedziała z błyskiem w oku.
Naruto z niepokojem wszedł głębiej do jaskini i zapieczętował wszystko do zwoju. Gdy wrócił do Rei, ta złapała go szybko za ramię i zaczęła kręcić wokół siebie. W końcu, gdy nabrała pędu rzuciła Uzumakiego wysoko w powietrze.
Mężczyzna przebił się przez chmury i zawisł wysoko w powietrzu na kilka chwil. Gdy zaczął spadać przestało mu się to podobać. Nagle z chmur wystrzelił smok. Jasnobrązowe łuski i krwiste ślepia odbijały promienie słońca. Smok zaryczał głośno w kierunku Naruto otwierając szeroko paszczę.
Stwór tak się obrócił, że Naruto spadł prosto na jego grzbiet. Blondyn musiał mocno się trzymać, aby podmuch powietrza nie zrzucił go w dół. Gdy zwolnili na tyle, że Naruto mógł spokojnie się rozejrzeć, ujrzał w oddali wielką dymiąca górę.
Wokół niej była niewielka wyspa pokryta roślinnością. Lot do tej wyspy nie zajął im długo i wylądowali na plaży. Naruto zeskoczył z grzbietu przyjaciółki.
-Pięknie tu – powiedział rozglądając się.
-Tak. To bardzo stara wyspa, moje ulubione miejsce na świecie – odparła Rei, przemieniając się w człowieka. – Kiedyś dużo tu przebywałam – powiedziała zatapiając się w wspomnieniach.
-Hej Rei! – krzyknął Naruto machając ręką przed twarzą rudowłosej.
-C…co? – spytała cofając się o jeden krok.
-Zamyśliłaś się.
-Może. Chodź! Czeka nas dużo pracy.
-Gdzie idziemy?
-Przygotować miejsce na pierwszy etap treningu.
-Pierwszy etap? – spytał Naruto przecinając mieczem pnącza.
-Tak. Pierwszy etap polega na zwiększeniu twojej siły i szybkości. Drugi etap będzie polegał na zwiększeniu twojej wytrzymałości, ilości chakry oraz spróbujemy zminimalizować ilość chakry przy jutsu zwiększając ich siłę równocześnie.
-Ale przecież im silniejsze jutsu tym więcej chakry należy użyć.
-Mam na to pewien sposób. Natomiast trzeci etap będzie najtrudniejszy i najdłuższy, ale jeśli uda ci się to opanować staniesz się bardzo silny – mówiła, a Naruto słuchał w ciszy tnąc dalej pnącza. – Jeśli dobrze pamiętasz, to gdy targają tobą silne uczucia twoja moc się zwiększa. Jest to jedna z kilku zdolności ludzi, w których mieszkają smoki. Nauczę cię zamieniać swoje ciało w ciało smoka.
-Będę mógł mieć skrzydła? – zapytał mężczyzna z błyskiem w oku.
-Może – odparła dziewczyna z uśmieszkiem na twarzy.      
Gdy Naruto przecinał kolejne pnącza, wyszedł na wielki kamienny krąg. W ziemi były wyżłobienia tworzące wzór kierujący się do środka kręgu. Blondyn schował miecz do pochwy na plecach i zaczął się rozglądać.
-Tutaj zaczniemy pierwszy etap…
Pewien czas później

W wielkiej Sali gdzieś głęboko pod ziemią byli dwaj mężczyźni. Jeden z nich na oko dwudziestolatek miał białe włosy i tego samego koloru płaszcz bez rękawów oraz ciemne spodnie. Na plecach miał przyczepiony wielki czarny miecz,  oczy były krwistego koloru z pionową źrenicą. Nie zapięty płaszcz ukazywał jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową oraz mięśnie brzucha.
Drugą osobą był chłopiec na około 15 lat. Miał średniej długości brązowe włosy. Ubrany podobnie jak pierwszy mężczyzna, tylko płaszcz miał koloru czarnego. Również był dobrze zbudowany. Jego oczy były takie same jak u białowłosego.
-Pokaż czego się nauczyłeś – powiedział starszy zdejmując miecz z pleców.
Nagle pochodnie, które były zawieszone wokół Sali zgasły. Nastała ciemność, w której nie było widać nawet białego ubrania mężczyzny.
-Atakuj!
Po chwili było tylko słychać świst powietrza oraz odgłosy uderzeń. Trwało to tak kilka minut, gdy w końcu ktoś uderzył w ścianę.
-Katon: Ognisty Ryk!
Z połowy Sali buchnęła wielka fala fioletowego ognia. Światło trochę oświetliła salę. Osobą, która wykonała jutsu był brązowowłosy.
-Katon: Ognista Bomba!
Białowłosy wyciągnął ręce do góry, a między nimi zaczęła pojawiać się kula z czarnego ognia, która cały czas rosła. Gdy osiągnęła średnicę około 50 centymetrów, mężczyzna nią rzucił. Jutsu się zderzyły.
Nastąpiła potężna eksplozja. Fala ognia rozeszła się po całej Sali. Obaj mężczyźni zostali pokryci jakby łuskami. Zasłonili rękami oczy i mocno zaparli się na nogach. Uwolniona energia z obu jutsu zrobiła wielką wyrwę w suficie do samej powierzchni.
Wzbity kurz i dym zaczął się ulatniać w powietrze, dzięki czemu pole widzenia znacznie się poprawiało.
-Dobrze Haro jesteś gotowy.
-Tak jest Dragor-sensei.
-Ruszamy do Kraju Ognia. Wyczuwam tam swoją siostrę.
-W końcu spotkam tego całego Naruto – dodał cicho Haro.

Przez korony drzew biegło kilkanaście osób. Siwowłosy mężczyzna biegł na ich czele. Miał granatowe spodnie i ciemnozieloną kamizelkę jonina. Opaska ze znakiem Konohy podtrzymywała włosy i jednocześnie zakrywała lewe oko. Na twarzy miał maskę zasłaniającą usta i nos.
Za raz za nim biegła trója piętnastolatków. Różowowłosa dziewczyna wyraźnie była smutna. Patrzyła tempo przed siebie i skakała po gałęziach. Za raz za nią była blondwłosa dziewczyna o czarnych niczym smoła oczach. Na plecach miała katanę, a na twarzy zdenerwowanie. Za nią biegł czarnowłosy chłopak z taki samymi oczami jak poprzedniczka. Nie było widać żadnych uczuć po nim.
W pewnym momencie blondynka zrównała się z nim.
-Ej Sasuke.
-Jeśli chcesz wracać do rozmowy z Sakurą, spadaj – burknął nie patrząc na nią.
-Nie. Chodzi mi o Sharingana. Jak aktywowałeś trzecią łezkę – Sasuke uśmiechnął się lekko.
Suzuko była jedyną dziewczyną z klanu Uchiha, którą lubił, w ogóle była jedyną dziewczyną z Konohy, którą lubił. Pomagali sobie wspólnie w treningach i innych rzeczach.
-Nie wiem. Trenowałem akurat z Itachim. Gdy zaatakował mnie Kulą Ognia, ona się aktywowała.
-Aha – odparła i spuściła głowę w dół, popadając w swoje myśli.
-Zaraz będziemy na miejscu. Przygotujcie broń, nie wiemy co tam możemy zastać – powiedział głośno Kakashi.
Ich misja miała być łatwa. Znaleźć i złapać bądź zlikwidować. Ale zawsze są jakieś komplikacje. Grupa składająca się z dziesięciu zbirów zdołała im uciec i musieli ich gonić przez pół Kraju Ognia.
W końcu las się skończył i wylądowali na ziemi. Ścieżka prowadziła tuż obok strumyka, nad którym stał młyn. Przy drodze 500 metrów od nich stał budynek. Kakashi już z daleka dostrzegał, ze ejst cos nie tak.
Dopiero jak doszli mogli stwierdzić, że stała się tu rzeź. Wszyscy bandyci, których ścigali leżeli tu martwi. Wszyscy zginęli w straszny sposób. Albo zostali czym przebici na wylot, albo mieli odcięta głowę, albo w ogóle byli przecięci na pół.  Piętnastolatkom zrobiło się nie dobrze. Nie widzieli jeszcze tak dużej krwi i zmasakrowanych ciał.  Hatake uważnie oglądał ciała.
-Co tu się stało?
-Może ci pomóc?!
Wszyscy spojrzeli w stronę głosu. Na dachu budynku siedział młody siwowłosy mężczyzna. Pił akurat wodę z butelki. Miał na sobie czarny płaszcz z czerwonymi chmurami. Gdy wypił wodę wywalił ł butelkę  i wstał. W dłoni miał wielką kosę z trzema ostrzami. Zeskoczył z dachu i wylądował tuż przed wejściem do budynku.
-Co my tu mamy? Konoha. Szukacie tych popaprańców? Trochę się spóźniliście, mój Bóg się już nimi zajął.
-Co to za ćwok? – spytała cicho Suzuko.
-Co powiedziała blondyneczko? Hmm. Proszę, proszę. Kyuubi we własnej osobie. Jak cię złapię, lider się ucieszy.
Przekręcił kosę, tak aby trzymać ja obiema rękami.
-„Nie dobrze. To musi być członek Akatsuki, przed którymi ostrzegał Jiraya-sama” – pomyślał Kakashi wyjmując broń i odkrywając Sharingana.
-Oddacie ją dobrowolnie, czy mam was poświęcić memu Bogu! – krzyknął oblizując się.
Doskoczył do Kakashiego i jednym ciosem odrzucił go do tyłu na kilkanaście metrów. Następnie zamachnął się kosą w stronę dzieciaków, ale udało im się odskoczyć. Hatake wylądował w strumyku, ale szybko się pozbierał. Ruszył do ataku, by ochronić swoich podopiecznych.
Joninowi udało się zablokować atak kosą w stronę Sasuke. Zaparł się mocno i odepchnął członka Akatsuki.
-Katon: Ognista Kula!
Kakashi złożył szybko kilka pieczęci i wydmuchnął wielką kulę ognia w stronę mężczyzny. Ogień pochłonął siwowłosego w całości. Jonin był zaskoczony takim ruchem, członek Akatsuki w ogóle się nie ruszył, żeby zrobić unik, tylko przyjął atak na siebie.
Gdy ogień zgasł członek Akatsuki stał zasłaniając twarz rękami.  Jednie jego płaszcz został w połowie spalony i ledwo się trzymał.
Gdy odsłonił twarz, ukazał się jego szaleńczy uśmiech. Podniósł trochę wyżej swoją kosę i rzucił ją w kierunku Kakashiego. Do końca rękojeści była przyczepiona jakaś lina, którą trzymał Hidan i sterował kosą. Hatake odskoczył do tyłu. Wylądował obok swoich uczniów.
-Uciekajcie! Ja go zatrzymam!
-Ale sensei… - zaczęła Suzuko.
-Suzuko to nie jest przeciwnik dla was. Uciekajcie!
Kosa wróciła do rąk siwowłosego. Młodzi shinobi Konohy chwilę popatrzyli w plecy senseia, po czym zaczęli biec w stronę Konohy. Gdy już mieli wbiec w las, ktoś zagrodził im drogę. Sakura, która biegła jako pierwsza odbiła się od masywnej postaci i wylądowała na ziemi. Sasuke szybko do niej dobiegł, złapał i odskoczył z nią na rękach do tyłu.
-Hidan. Co tu się dzieje? – spytała zamaskowana postać.
-Psy z Konohy oraz Kyuubi – odparł śmiejąc się i jednocześnie atakując kosa Kakashiego.
-Kyuu…bi – powtórzył patrząc na twarze piętnastolatków.
Uważnie obejrzał Sasuke i Sakurę, po czym spojrzał na Suzuko.
-Więc to ty smarkulo masz Dziewięcioogoniastego Lisa w sobie – stwierdził gburowatym głosem.
-Mam cię! – krzyknął Hidan.
 Wszyscy spojrzeli w stronę walczących. Kosa członka Akatsuki była wbita w bok jonina.
-Kakashi-sensei! – krzyknęła córka Yondaime.
Nagle ciało ucznia Czwartego zamieniło się w kłęb dymu. A sam Hatake pojawił się nad Hidanem z gotowym Chidori. Sensei drużyny siódmej odciął prawą rękę przeciwnika. Dłoń z wraz trzymaną kosą spadły na ziemię.
-Aaa. To bolało! – krzyknął Hidan i kopnięciem odrzucił Hatake. – Zapłacisz mi za to –wrzasnął podnosząc kosę drugą ręką.
-„Odciąłem mu rękę, a on się tym za bardzo nie przejął. W dodatku nie trysnęła krew.”
Hatake gorączkowo myślał nad swoim przeciwnikiem.
-Katon: Ognista Fala! – dotarł do niego krzyk za jego plecami.
Gdy się odwrócił zobaczył jak jego podopieczni odskakują przed potężną falą ognia. Jego oczy rozszerzyły się.
-Kuso! – warknął pod nosem. – Musimy uciekać. Hatake wyjął z kieszeni kamizelki mały zwój i go rozwinął przed sobą. Przegryzł sobie kciuk i szybko zaczął składać pieczęcie.
-Przyzwanie!
Jego i Hidana objął jeden wielki obłok dymu. Powietrze zaczęły przechodzić głośne krzyki i wrzaski Hidana. Gdy wiatr rozwiał dym okazało się, że członek Akatsuki jest trzymany przez psy. Każda jego kończyna oraz kark były ugryzione przez psy, które uniemożliwiały mu ruchy.
Hatake szybko zwinął zwój i ruszył biegiem w stronę drugiego wroga. Po drodze stworzył jednego klona.
-Doton: Szpikulce!
Z ziemi w ciągu części sekundy wyrosły wielkie, ostre szpikulce. Miały około 2 metrów wysokości. Kakashi dzięki Scharinganowi uniknął przebicia, ale jego klonowi się to nie udało. Jonin Konohy był na szczycie jednego z wielu szpikulców.
Mężczyzna zaczął skakać po wystających elementach skalnych. Chciał jak najszybciej dostać się do swoich geninów.
-„Cholera. Gdzie są te dodatkowe posiłki z Konohy?” – pomyślał Hatake.
W ostatniej chwili stanął przed swoimi uczniami i blokował pięści drugiego członka Brzasku.
-Kolejny jonin z Konohy? – zapytał zamaskowany spoglądając na ochraniacz. – Zaraz dołączysz do swoich kolegów.
-Raiton: Porażenie!
Ciało członka Akatsuki zostało pokryte błyskawicami, które zaczęły się przemieszczać w kierunku Kakashiego. Kakuzu dodatkowo użył więcej siły, aby siwowłosy nie mógł go odepchnąć. Nogi jonina z Liścia zaczęły się zapadać w ziemi.
Błyskawice w końcu przeszły na ciało ucznia Yondaime Hokage. Jego krzyki rozchodziły się po całej okolicy. Członek Brzasku w tej samej chwili głośno się śmiał. Jednak, gdy zobaczył lewe oko swojego przeciwnika zamilkł, a jutsu zniknęło. Hatake opadł z sił na kolana.
-Sharingan?  Nie wyglądasz na Uchihę. Skąd go masz?
Hatake nic nie odpowiedział, jego wyraz twarzy dawał jasno do powiedzenia, że nic z niego nie wyciśnie.
-Jesteś podobny do Białego Kła. Gdy mnie widział, uciekał gdzie pieprz rośnie – powiedział z pogardą, po czym zaczął się śmiać.
-Katon: Kula Ognia!
Nagle po bokach Kakashiego znalazły się dziewczyny z jego drużyny. Złapały go za ramiona i odciągnęły od wroga, a po sekundzie uderzyła tam ognista kula. Sasuke szybko dobiegł do reszty.
-Musimy uciekać – powiedział cicho Hatake.
W tym czasie z drugiej strony z lasu wyszła jakaś postać. Była dokładnie okryta czarnym płaszczem, a na głowie miała duży kaptur. Biła od niego wielka moc i spokój. Gdy zobaczył przyszpilonego przez psy Hidana podszedł do niego i stanął naprzeciw niego.
-Ktoś ty!? – warknął członek Brzasku.
-Co tu się stało? – postać odpowiedziała wyraźnie męskim i dojrzałym głosem.
-Pieprz się! – po czym splunął na ziemię tuż pod jego stopy.
-Ty! – powiedział jeden z psów. – Byłeś kiedyś w Konosze. Poznaję twój zapach, jest strasznie wyraźny.
-Tak byłem – odparła postać.
Nagle psy zniknęły w kłębach dymu. Hidan z zaskoczenia upadł na ziemię, a postać zrobiła kilka kroków do tyłu.

-Teraz się zemszczę na tych psach z Konohy.

środa, 21 września 2016

Naruto - smoczy pustelnik - 33.

Udało mi się w końcu napisać ten kolejny rozdział, choć jego długość jest godna pożałowania. Przepraszam, że musicie tyle czekać, ale moja wena chyba chce szybko wrócić. Następny rozdział postaram się napisać szybciej, ale niczego nie obiecuję. 

Rozdział 33.
Naruto powoli podniósł się i puścił głowę Orochimaru. Jego głowa zaczęła wracać na swoje miejsce. Po twarzy sanina spływała krew, lewe oko miał całkowicie zalane. Blondyn był przygotowany na każdy ruch Orochimaru, albo któregoś z jego sługi.
Team 7 stał za blondynem i nie wiedział co robić. Suzuko była nie dość, że była zaskoczona obecnością brata to jeszcze jego wyglądem.
-Czego od nich chcesz? – warknął Naruto ochrypłym głosem przez zaciśnięte kły.
-Skąd ta wrogość Naruto-kun?
Uzumaki tylko lekko uniósł brwi i zacisnął dłonie w pięści. Jego włosy nastroszyły się jeszcze bardziej. Czerwone ślepia ciągle wpatrywały się w kocie oczy sanina. W tym czasie czwórka sługusów Orochimaru otoczyła Naruto.
-Zabierzcie stąd swojego senseia – powiedział blondyn do geninów.
Dziewczyny na początku nie wiedziały co robić, ale Sasuke, który trzeźwo myślał pociągnął je za sobą.  Gdy podnosili Kakashiego nad nimi pojawił się jeden z agresorów. Był ubrany na czarno, włącznie z maską, na całej twarzy. Miał emblemat z znakiem Wioski Dźwięku.
Już miał przebić Hatake kunaiem, ale powstrzymał go Naruto, który jednym ciosem posłał go w budynek obok, sprawiając, że się zawalił.
-Kończmy tą zabawę – powiedział odwracając się do sanina.
Orochimaru złożył taką samą pieczęć jak kilkanaście minut wcześniej, gdy przejmował kontrole nad wskrzeszonymi Hokage. Dosłownie po kilku sekundach cała wskrzeszona trójka stała przed Naruto. Blondyn zacisnął mocniej zęby i wpatrywał się w Przywódców Wioski Liścia.
Hashirama złożył kilka pieczęci i przyłożył dłonie do podłoża. Nagle z ziemi zaczęły wyrastać drewniane belki, które spętały Naruto. Zacisnęły się na jego kostkach i nadgarstkach. Uzumaki zaczął się wyrywać, ale był mocno trzymany. Jego wygląd zaczął wracać do normalności. Włosy stały się krótsze, a oczy znowu stały się błękitne.
-„Kuso, wysysa mi chakre” – pomyślał Naruto.
Z wybawieniem pojawiła się rudowłosa towarzyszka mężczyzny. W kilku ruchach roztrzaskała kajdany Naruto. Po sekundzie pojawił się Minato. Widząc przeciwników i stan syna zagryzł wargę.
Młodszy blondyn ciężko oddychał i pobladł. Pot spływał po jego twarzy, a z otarć na nadgarstkach sączyła się krew.
-Nic ci nie jest? – spytała Rei, kładąc rękę na jego barku.
-Przeżyje – odparł sapiąc.
Wyregulował swój oddech i wyprostował się, mierząc wszystkich wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
 -Za dużo ich – powiedział cicho do przyjaciółki.
-Przydałyby się jakieś posiłki.
-Jak już mówimy o posiłkach, to bym coś zjadł – powiedział Naruto, a jego brzuch wydał charakterystyczny dźwięk.
-Idiota – skomentowała Rei.
Nagle z uliczki za Naruto, Rei i Minato wybiegł białowłosy mężczyzna. Zaraz za nim biegli shinobi wioski. Z drugiej strony ulicy zaraz za Orochimaru wybiegli inni shinobi, na ich czele biegł czarnowłosy mężczyzna w zielonym kombinezonie.  Białowłosy podbiegł do Minato. Naruto spojrzał tylko na dziwną opaskę.
-Wioska jest bezpieczna, wszyscy ninja Dźwięku pokonani.
-Dobrze Jiraya.
-„Rei znikaj i prześlij mi chakre” – powiedział telepatycznie Naruto.
-„Czemu? Zastaniemy osłabieni.”
-„Przy tylu shinobi to nic nie zmieni, a mi przyda się więcej chakry.”
-„Jak chcesz” –Rei  pokryła się płaszczem z ognia i zniknęła.
Został po niej tylko mały krąg ze spalonej ziemi. Wszyscy spojrzeli zdziwieni na Naruto, który zamknął oczy i robił duży wdech.
-Czyżby twoja przyjaciółka się wystraszyła Naruto-kun? – zadrwił Orochimaru, ale twarz syna Hokage nie wyrażała żądnych uczuć
-Nic z tych rzeczy. Po prostu potrzebowałem więcej chakry – odparł przyjmując pozycję do ataku.
Przez chwilę spojrzenie Naruto spotkało się ze spojrzeniem mężczyzny w zielonym kombinezonie, którego ciało zaczęła pokrywać zielona energia, a skóra stała się czerwona. Czas jakby zwolnił.
Zniknęli ze swoich miejsc w tym samym momencie. Pojawili się przy trzecim Hokage w podobnej pozycji. Obaj chcieli kopnąć Sandaime na poziomie klatki piersiowej. Trafili w tym samym czasie, przecinając ciało Hiruzena na pół.
Gai od razu zniknął i pojawił się obok Yondaime, natomiast Naruto kontynuował atak. Czterech sługusów Orochimaru zasłoniło go stając przed nim w szeregu. Syn Yondaime znalazł się między dwójką pierwszych Kage wioski Liścia. Rozłożył ręce na boki, z których buchnęła fala ognia.
-Jak on to zrobił? – powiedział zszokowany Gai.
-Dostosował swoją siłę do twojego uderzenia – powiedział Jiraya.
-Do tego trzeba dużo wspólnego treningu albo Sharingana.
-Atak! – krzyknął Minato.
Shinobi, którzy stali na dachach  budynków obok Orochimaru złożyli kilka pieczęci i wydmuchnęli kilka wielki ognistych kul. Techniki połączyły się tworząc wielką eksplozję.
Na chwilę jakby czas się zatrzymał. W centrum Konohy nadal był wielka kula ognia, która powoli się zmniejszała.
-„Czemu on się nie pokazuje?” – spytał sam siebie w myślach Yondaime.
Gdy kula zmalała do połowy w powietrze wystrzelił jak z procy Orochimaru. Za nim ciągnęła się smuga czarnego dymu z tlących się ubrań. Zaraz za nim wystrzelił Naruto.
Blondyn doleciał do sanina i zaczął go atakować pięściami i nogami. Syn Czwartego mimo bardzo dużego poziomu nie mógł trafić czysto w Orochimaru. Ich starcie skończyło się, gdy odepchnęli się nawzajem i wylądowali na ziemi.
Naruto ciężko dysząc podniósł się i wyprostował. Tą chwilę wybrali shinobi Konohy, aby ponowić atak.
-„Czas się ewakuować” – pomyślał Orochimaru. –„Jeśli nie zostawię znaku na Sasukę, cały plan stanie w miejscu.”
-Mokuton: Budda Tysiąca Rąk!
Nagle na całą wioskę padł cień. Na jej środku była wielka statua, z ogromną ilością rąk za plecami. Jego dwie główne dłonie były złożone jak do modlitwy. Na jego głowię stał Pierwszy Hokage.  Nawet budynek administracyjny wyglądał jak pudełko z kartonu przy wielkości tworu Hashiramy. Obaj Namikaze nie mieli zadowolonych min.
-Uciekać! – zaczęli krzyczeć spanikowani shinobi.
Ninja Konohy zaczęli rozbiegać się we wszystkie kierunki. Kilka z rąk potwora Senju wystrzeliły i zaczęły atakować wszystko co popadnie. Kolejne budynki zawalały się i kolejni shinobi ginęli. W ciągu kilku sekund wioska zmieniła się nie do poznania.
Reszta wskrzeszonych Hokage zniknęła podobnie jak i Orochimaru. Naruto skakał z miejsca na miejsce starając się unikając kilka dłoni, które nieuchwytnie próbowały go złapać. Gdy skoczył w powietrze, aby uniknąć zmiażdżenia, nie zauważył trzeciej dłoni, która go trafiła.
Naruto przeleciał przez całą ulicę, uderzył w Minato, który podobnie unikał pięści i obaj uderzyli w domek rodzinny, który zawalił się, od uszkodzeń, które spowodowali. Obaj już nie wydostali się spod ruin.
Po kilku minutach Budda Hashiramy zniknęła w wielkim kłębie dymu, a sam Shodaime zniknął, gdzieś w mrokach nocy. Orochimaru zniknął tak samo.
Wszyscy żyjący i cali shinobi zebrali się pod budynkiem administracyjnym. Wszyscy byli tak zdezorientowani, że stali i czekali, aż ktoś coś powie, czy zarządzi.
-Na… co… tak… stoicie?
Wszyscy spojrzeli na źródło głosu. Żabi pustelnik ledwo szedł opierając się o pobliski mur jedną ręką, a drugą trzymał się za brzuch. Spod jego opaski spływała krew. Długie białe włosy były brudne od ziemi i krwi. Na ubraniu na brzuchu była duża plama krwi.
Kilku shinobi od razu do niego podbiegło i pomogło mu. Sanin usiadł na ziemi, a ktoś zaczął go opatrywać.
-Gdzie jest Kakashi? – zapytał cichym lecz poważnym głosem.
-Nie widziałem go od początku ataku – powiedział Gai.
-Gai zbierz kilku ludzi i rozpocznij poszukiwania. Kakashi może już sam szuka Minato.
Mistrz Taijutsu spojrzał na kilku shinobi i kiwnięciem głowy dał im znak, aby poszli za nim.
-Reszta niech zabezpieczy mury, nie wiemy czy nie ponowią ataku.

Od kilkunastu minut chodził po ruinach domów i szukał swojego senseia, przyjaciela oraz jednocześnie przełożonego. Jego siwe stojące włosy posklejały się od krwi i potu, a kamizelka którą nosił miała dużo nacięć i dziur, nie wspominając o plamach od krwi.
-Minato-sensei! – po raz któryś zaczął nawoływać, ale nic to nie dało.
W pewnym momencie zobaczył kawałek materiału przygniecionego przez głazy. Próbował sobie przypomnieć czy już gdzieś widział u kogoś ubranie w pomarańczowym kolorze.
-Na…ruto – szepnął niedowierzając.
Od razu doskoczył do kupy gruzu i zaczął odwalać te największe kamienie. Po kilkunastu sekundach zobaczył niecodzienny widok. Naruto leżał nieprzytomny na swoim ojcu. Wyglądało, to jakby Minato obejmował syna i przytulał do siebie. Zbliżył się do nich i zaczął sprawdzać w jakim są stanie.
Kakashi wyciągnął najpierw Naruto, a następnie Minato. Gdy to zrobił zobaczył biegnących po dachach shinobi z jego przyjacielem Gaiem na czele.

Wraz z nadejściem nowego dnia wszyscy wzięli się na odbudowę wioski. W szpitalu, który jako jeden z niewielu budynków, które zostały uszkodzone było dużo shinobi. Na dachu, korytarzach, przed wejściem oraz przed dwoma salami. W jednej z nich leżał Minato.
Yondaime wyszedł cało z walk, jest tylko wyczerpany i lekko poobijany. Gorzej było z Naruto, który leżał w Sali naprzeciwko Sali starszego Namikaze. Atak dłonią Buddy oraz przygniecenie przez budynek połamało mu wszystkie żebra i nieźle poocierało, a długie używanie chakry nadwyrężyło jego układ chakry.
Wokół dwójki Namikaze ciągle kursowała Tsunade, która też już ledwo stała na nogach. Miała dużo pracy, a dodatkowe nadzorowanie stanu zdrowia Hokage i jego syna jej nie pomagało. Mimo to była zdeterminowana i jednocześnie smutna, ponieważ największych zniszczeń spowodował jej dziadek, który stworzył i kochał tą wioskę.
Weszła do Sali Minato i od razu poczuła, że jest coś nie tak. Okna były pozamykane, wiec nie powiinu być przewiewu, a gdy wchodziła uderzył ją podmuch świeżego powietrza. Spojrzała na łóżko, które było puste. Przeniosła szybko swój wzrok na okno, w którym siedział Minato.
-Minato! Powinieneś leżeć w łóżku! – krzyknęła na cały szpital, ale Czwarty Hokage nic jej nie odparł.
Sanina trochę zmartwiona podeszła bliżej, tak aby zobaczyć jego twarz. Widziała na niej smutek, czerwone, lekko podpuchnięte oczy oraz ślady łez na polikach.
-Zawiodłem – powiedział cicho. – Zawiodłem siebie, wioskę. Zawiodłem wszystkich – powiedział odwracając głowę w kierunku Tsunade.
-Mi…nato – szepnęła blondynka. – Nie martw się. Wioska podniesie się z tego upadku.
-Nie powinienem dopuścić, aby wioska była w takim stanie.
-Minato! Nie ma czasu na zamartwianie się. Musimy odbudować wioskę, wyleczyć rannych. Jest wiele ważniejszych spraw. Po za tym Suzuko pewnie chciałaby się z tobą zobaczyć.
-Masz rację – powiedział Namikaze zeskakując z framugi okna.
-I musisz podjąć ważną decyzję.
-Jaką?
-Chodź – powiedziała wychodząc z Sali.
Gdy tylko Minato wyszedł za Tsunade z pokoju wszyscy się ukłonili. Yondaime spojrzał na wszystkich, po czym wszedł do Sali za Ślimaczą Księżniczką.
-Co zrobić  z nim? 
Minato stanął jak wryty metr od drzwi. Jego niebieskie oczy były skierowane na spokojnie śpiącego mężczyznę. Kołdrą, którą był przykryty poruszała się wraz z jego wdechem i wydechem. Twarz zasłaniały długie blond włosy. Yondaime jakby w transie podszedł bliżej i stanął przed łóżkiem opierając się o metalową ramę.
-Ma połamane sporo kości, ale szybko się regenerują. W najgorszym stanie jest jego układ chakry, przez co najmniej tydzień będzie bezbronny. Musisz podjąć decyzję co z nim zrobić.
-W jakim sensie?
-Nie jest mieszkańcem Konohy, nie wiemy jakie ma plany i jest zagrożeniem.
-Nie wiem. Muszę to przemyśleć.
Wyszli z Sali Naruto i udali się do gabinetu Tusnade. Młodszego blondyna otoczył oddział Anbu, jakby pilnowali największego wroga wioski. Blondwłosa saninka usiadła na swoim fotelu, a Minato stanął w oknie.
-Jest jeszcze jedna sprawa – powiedziała poważnie kobieta patrząc gdzieś przed siebie.
-Coś ważnego?
-Tak. Orochimaru ukąsił Sasuke. Na szyi chłopca jest znak tego gada! – mówiła zaciskając coraz mocniej pięści.
-Gdzie on jest?
-Kakashi się nim zajął. Postanowił zapieczętować to cholerstwo.
-Pójdę sprawdzić jak mu to poszło.
-Musisz spytać Kakashiego, gdzie teraz jest Sasuke?
Minato wyszedł ze szpitala i stanął przed wejściem. Zaczął się rozglądać. Mieszkańcy sami zabrali się za naprawę wioski. Usuwali gruz i połamane drewniane konstrukcje, a na ich miejsce wstawiali nowe belki. Kilka domów było już naprawionych.
Po dwóch dniach wioska była w znacznym stopniu naprawiona. Żaden atak nie nastąpił, więc mieszkańcy mogli w spokoju kontynuować swoja pracę oraz pożegnać poległych. Egzamin na Chunina został przełożony o jeden miesiąc, ponieważ nikt teraz nie miał głowy do tego.
Minato miał urwanie głowy. Spał po kilka godzin dziennie, żeby jak najszybciej uporządkować wszystko i zaplanować odnowę wioski. Od rana pracował na największych obrotach. Robił tylko przerwy na najważniejsze sprawy. Teraz, gdy zapadał zmrok trochę zaczął folgować z tempem, aby pociągnąć dłużej.  Pracę przerwało mu wtargnięcie kogoś do gabinetu.
-Minato! – wyraźnie kobiecy głos rozszedł się po całym budynku.
Hokage podniósł głowę znad papierów i zobaczył Ślimaczą Księżniczkę. Jak zwykle miała na sobie zielony płaszcz. Jej blond włosy posklejały się od potu. W dłoniach miała poskładaną kartkę papieru.
-Co się stało? – powiedział Yondaime zmęczonym głosem.
-Naruto zniknął!

Młody Namikaze w tym czasie stał na konarze drzewa przed bramą wioski i patrzył na budynek administracyjny, a dokładnie w okno gabinetu Hokage. Na jego twarzy był mały uśmiech. Gdy z dachu budynku administracyjnego zaczęło zbiegać wielu shinobi ruszył w dalsza podróż. Minato stanął w oknie z listem w dłoni.
Nie wiem za bardzo co mógłbym tu napisać. Ostatnio dość sporo wydarzyło się w moim życiu. Nie będę ukrywał, że przybyłem do Konohy, żeby stanąć z tobą twarzą w twarz i się pokonać i upokorzyć. Niestety Orochimaru wszystko popsuł i może dobrze się stało. Podczas tej walki coś zrozumiałem. Nie będę się rozpisywał, bo nie mam czasu, ale od teraz nie żywię już do ciebie urazy. Mama by tego nie chciała. Może wrócę niebawem, gdy tylko stanę się silniejszy, by móc chronić tona czym mi zależy. Pozdrów Suzuko i nie szukaj mnie.       

                                                                                                                                    Naruto Namikaze Uzumaki.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Naruto - smoczy pustelnik -32.

Hej, hej. O to nowy rozdział. W końcu udało mi się go napisać, choć długość na pewno nie powala. Za ten czas nieobecności powinien być z dwa razy taki. Plus jest taki, ze moja wena powoli wraca, więc powinno być dobrze. Myślę, że do końca wakacji jeszcze coś się pokaże.

 Rozdział 32.
----Narracja trzecioosobowa----
Okrąg ze znaków kanji rozpadł się, a znaki zaczęły latać jak liście na wietrze i przylepiać się do ciał Orochimaru i Minato.  Kilka znaków wystarczyło, aby nie mogli się już ruszać, a z każdym znakiem więcej mieli trudności z oddychaniem.
Na twarzy Naruto było widać sporo uczuć. Między innymi bardzo rzadko widywany u niego strach, przez chwilę było też zamyślenie, ale to wszystko zniknęło, a na ich miejsce pojawiła się zaciętość i siła.
-Nie – powiedział cicho Naruto, składając prawą ręką dziwny znak.
Znaki kanji zaczęły rozpływać się w powietrzu. Hokage i sanin nie wiedzieli co się dzieję, ale gdy tylko znowu mogli się ruszać odskoczyli na bezpieczne odległości od siebie.
-Naruto co ty robisz? – spytała Rei doskakując do niego.
-Nie zrobię tego – odparł cicho blondyn.
-Czego? – zapytała zdziwiona kobieta.
Naruto już nic nie odpowiedział, zamiast tego jego prawa ręka zapłonęła. Rei wpatrywała się w ogień, pierwszy raz czuła to. Tym razem, biła z niego nieskończona dobroć i wielka siła.
Blondyn ruszył na przód wprost na Orochimaru. Gdy był przed nim zniknął i pojawił się z jego prawej strony. Mocnym ciosem w twarz posłał sanina przez kilka budynków prosto w barierę. Siła uderzenia była tak silna, że powstało w niej pękniecie.
Gdy Orochimaru spadał, Naruto wyskoczył do niego w powietrze. Tym razem płonęła jego prawa noga. Niebieskooki mężczyzna kręcił się zbliżając się do sanina, gdy był blisko, kopnął go w brzuch piętą, posyłając go w stronę Hokage.
Minato stał na dachu nic nie rozumiejąc. Jego myśli były pogrążone w technice, którą jego syn przerwał. Jego zamyślony wzrok wpatrywał się w mężczyznę, którego powinien znać bardzo dobrze, a nic o nim nie wiedział.
Gdy Orochimaru leciał w jego stronę, otrząsnął się. Wystawił do przodu prawą rękę, na której zaczęła pojawiać się niebieska, wirująca kula. Zamachnął się i uderzył w sanina. Nagle rozległo się głośne „PUF” i po Orochimaru został kłębek dymu.
Naruto spadł na ziemię i wylądował obok Yondaime. Do nich dołączyła Rei, nikt nigdzie nie widział i nie wyczuwał Orochimaru.
-Chyyyba musszę wyrównać szanse – usłyszeli za swoimi plecami.
Wszyscy się odwrócili, by zobaczyć jak Orochimaru składa jakieś pieczęcie. Czarnowłosy uderzył  otwartą dłonią w ziemię.
-Przyzwanie! – słysząc to wszyscy przyjęli pozycje obronne.
Z ziemi wyrosły trzy trumny. Wieka opadły wzniecając tumany kurzu, które zasłoniły widok. Naruto, Rei i Minato czekali z niecierpliwością. W końcu kurz opadł, a z trumien wyszło trzech mężczyzn. Yondaime znał dobrze ich wszystkich, i aż przełknął głośno ślinę z przerażenia. Podobnie było z Rei, znała ich, ale nie czuła przed nimi strachu.
Jedynie po Naruto nie było widać żadnych uczuć. Chociaż na jego twarzy zaczęła malować się jakby radość. Z całej trójki, która się pojawiła znał dobrze jedną osobę, a o reszcie tylko słyszał.
-Shodaime Hokage, Nindaime Hokage i Sandaime Hokage – powiedział Minato niedowierzając.
-Minato to ty? – zapytał Trzeci, rozglądając się po okolicy. – Co tu się dzieję?
-Orochimaru jakimś cudem was wskrzesił – powiedziała Rei.
-Mówiłem, że ta technika będzie sprawiała kłopoty! – wydarł się nagle Pierwszy na swojego brata.
-Skąd niby miałem to widzieć?!
-Mogłeś się domyśleć!
-Pierwszy, Drugi – zaczął wyższym tonem Hiruzen. – Uspokójcie się. To chyba nie odpowiednia chwila na kłótnie.
-Hiruzen ma racje – powiedział Drugi Hokage.
-Kim oni są? – spytał Hashirama.
-To jest Czwarty Hokage, Minato Namikaze – odparł starzec w czarnej samurajskiej zbroi.
-A to jest mój syn Naruto i jego przyjaciółka Rei.
-Te! Nie pozwalaj sobie. Nie jestem twoim synem! – wydarł się najmłodszy blondyn.
-Naruto uspokój się. Skoro Orochimaru ich przyzwał pewnie chce zniszczyć wioskę.
-W dupie mam tę wiochę! Jestem tu tylko wyrównać rachunki z Orochi… - nim skończył dostał głośnego plaskacza w policzek od rudowłosej.
-Zamknij się. Mieszkam w twoim ciele i znam twoje zamiary!
-Kłócą się jak stare małżeństwo – skwitował Pierwszy, śmiejąc się i trzymając za brzuch.
-Jeśli ta ruda ma rację, wioska jest w niebezpieczeństwie – powiedział Sarutobi. – Gdzie jest Orochimaru?
Nastała cisza. Wiatr wzbił w powietrze tumany kurzu, które zaczęły oplatać nogi wskrzeszonych. Wszyscy słyszeli głośny wdech jednego z zebranych. Wszyscy spojrzeli na Naruto, który nabierał dużo powietrza nosem.
-Nie musisz się wysilać Naruto-kun. Tu jestem – odezwał się Orochimaru z dachu budynku obok. – Jak widać nastała dość nietypowa sytuacja.
Były uczeń Trzeciego złożył pieczęć jedną ręką, a pierwsi trzej Hokage wzdrygnęli się i stanęli na baczność. Przyjęli pozycje bojowe mimo, że tego nie chcieli.
-Biorę Pierwszego! – krzyknął Naruto i rzucił się do ataku.
Chłopak doskonale wiedział na co się rzuca, więc, aby maksymalnie się skupić dezaktywował barierę. Wyskoczył w powietrze i trafił Shodaime kolanem w klatkę piersiową. Drugi i Trzeci będąc w lekkim szoku rzucili się na Naruto.
Brat Hashiramy złożył kilka pieczęci i wypluł silne i szybki strumień wody. Naruto pochylił się do przodu, aby atak przeleciał nad nim. Jego prawa ręka zapłonęła, gdy się wyprostowywał posłał z niej fale ognia w Tobiramę.
-Kage Shuriken no Jutsu! – Sarutobi rzucił kilka shurienów, które powieliły się kilka razy.
Syn obecnego Hokage złapał za kunaia i jak w transie odbijał wszystko.
-Mokuton: Drewniany Smok.
Z za budynku wyskoczył Pierwszy z dziwnymi malowidłami na twarzy. Gdy dotknął dłońmi ziemi ta zaczęła się trząść i wystrzeliła z niej głowa smoka. Hashirama wskoczył na jego łeb i wstrzymał się od następnego ruchu.
-Senjutsu? – zapytał Naruto.
-Uważaj chłopcze, Senjutsu to potężna siła.
-Biorę Trzeciego! – krzyknęła Rei, wymijając Naruto i atakując byłego Hokage.
-Czyli ja mam Drugiego – powiedział do siemię Minato, rzucając po okolicy kilka swoich kunai.
-Znasz Hirashin? – spytał zaskoczony Drugi.
W odpowiedzi Żółty Błysk zniknął pojawiając się za Drugim z Rasenganem gotowym do ataku. Gdy miał już przebić swojego poprzednika, ten zniknął w taki sam sposób co ułamek sekundy wcześniej Namikaze.
-To będzie wyrównana walka – powiedział Minato rzucając się do walki.
Rei zaatakowała Trzeciego podobnie jak Naruto. Chciała trafić go kolanem w klatkę piersiową, ale nie udało jej się to. Starzec zablokował jej atak jedną ręką.
-Dziecko uciekaj. Nie chcę cię zabić!
-I nie zrobisz tego. Nie jestem zwykłym człowiekiem – powiedziała uśmiechając się chytrze. – Katon: Kula Śmierci Smoka.
Przyłożyła dłonie do siebie przed swoją klatką piersiową, tak aby była między nimi mała szczelina, w której pojawiła się mała kulka ognia. W mgnieniu oka zaczęła się powiększać, a Rei zaczęła rozszerzać ręce.
Gdy kula miała około pół metra średnicy rzuciła nią w Trzeciego.
  -Doton: Błotnista Ściana!
Trzeci w ostatniej chwili postawił ścianę z błota, na której jutsu Rei się zatrzymało. Nastąpiła eksplozja, ogień rozszedł się po kilku dzielnicach. Okoliczne drzewa zaczęły się palić, podobnie jak niektóre budynki.
W miejscu Ściany Trzeciego był krater, a po samym Hokage zostały same nogi do kolan. Nie minęła sekunda, a Sandaime zaczął się odnawiać.
-Będę musiała go jakoś zapieczętować – powiedziała do siebie przyjmując pozycję bojową.

Drewniany Smok zaatakował Naruto. Chłopak przyjął atak na siebie i złapał się stwora. Przenieśli się na Głowy Hokage. Gdy byli nad głową Pierwszego Naruto puścił się lądując na włosach Hashiramy.
Smok zrobił kilka beczek i znowu ruszył na Naruto.
-Nie masz szans z Senjutsu! – krzyknął założyciel wioski.
Smok uderzył paszczą w blondyna i zatrzymał się w miejscu. Uzumaki przesunął się zaledwie metr do tyłu, zatrzymując smoka.
-C…co? – powiedział Hashirama.
Pierwszy wyczuł pewną zmianę w Naruto, ale nie wiedział co to. Głowa smoka zasłaniała mu go, wiec nie widział co się dzieje. Nagle Smok zaczął się palić i rozpadać na kawałki. Shodaime czując nagłe wzrost temperatury pod nogami zeskoczył na twarz Czwartego.
Smok rozpadł się całkowicie i spadł na budynki pod górą.
-To nie możliwe – powiedział zszokowany Senju do siebie. – Kim on jest?
Gdy dym opadł oboje mogli się zobaczyć. Naruto stał spokojnie z założonymi rękami na klatce, a Pierwszy, patrzył się na niego niedowierzając.
-Nawet Madara nie mógł mnie tak zaskoczyć. Kim ty jesteś?
-Naruto Uzumaki Namikaze.
-Nie o to mi chodzi.
-Słyszałeś może legendę o dwóch walczących ze sobą smokach?
-Oczywiście. Każdy Kage ma dostęp to tych akt.
-Jestem nosicielem jednego z nich. Dostałem od niej cząstkę mocy, która z każdym dniem jest większa.
-Rozumiem. Ale, gdy użyję pełnej mocy mojego Senjutsu możesz ucierpieć.
-Więc sprawdźmy, kto jest silniejszy!
Włosy blondyna nastroszyły, oczy stały się krwisto-czerwone z pionową źrenicą. Paznokcie zamieniły się w długie pazury, a na ciele pojawił się zarys łusek.
-Mokuton: Las Śmierci.
Z ziemi zaczęły wyrastać wielkie drzewa i pnącza. Cała Góra Hokage była nimi pokryta, twarze Kage wioski Liścia, była zasłonięte przez korony drzew. Naruto rozglądał się lekko zdezorientowany.
-Uważaj, te drzewa wysysają chakrę!
-Skoro wysysają chakrę, mogą zabić setki osób w wiosce. Katon: Kula Śmierci Smoka!
Mężczyzna wykonał to samo jutsu co jakiś czas temu Rei. Ta ognista kula była potężniejsza. Było to widać i czuć całym ciałem. Naruto zamiast rzucić nią w Hashiramę, rzucił ją wprost pod swoje nogi.
Fala ognia rozeszła się w promieniu kilkudziesięciu metrów. Wszystkie drzewa stworzone przez Pierwszego zniknęły. W miejscu, gdzie stał Uzumaki był krater na kilkanaście metrów średnicy.
Przez tą chwilę, w której dym po jutsu się ulatniał Hashirama zdążył się zregenerować.
-Nie dopuszczę, abyś kogoś zabił – powiedział poważnym tonem Naruto.
-Aby mnie pokonać musisz pokonać Orochimaru, albo mnie zapieczętować.
Oboje przyjęli pozycje bojowe. Wokół Hashiramy zaczęła krążyć chakra, a małe kamyki zaczęły drżeć. Wokół Naruto krążył ogień, a skała pod nim zaczęła pękać. Skoczyli do siebie w tym samym momencie. Ich zderzenie spowodowało silną falę uderzeniową, która odrzuciła wszystko wokół. W powietrze zbiły się tumany kurzu. Odrzucili siebie nawzajem i od razu zaatakowali znowu.
Walka między dwójką Hokage była zacięta. Oboje znali to samo jutsu, przez które nikt nie mógł szali zwycięstwa na którąś ze stron. Yondaime mimo dużej wiedzy i wielu jutsu i dobrych strategii nie potrafił pokonać Nindaime.
-Futon: Tornado!
-Suiton: Wody Wir.
Dwa potężne jutsu zderzyły się. Zaczęły się spychać na wszystkie trony niszcząc po kolei wszystkie budynki i zalewając ulice.
-Gdzie są wszyscy Shinobi tej wioski? – zapytał zdezorientowany Tobirama.
-Walczą z ludźmi Orochimaru i ewakuują wioskę.
Minato w końcu udało się podejść Tobiramę, podszedł do niego tak blisko, aby zadać cios kunaiem. Rozciął mu twarz, a następnie przebił Rasenganem. W jego brzuchu była dziura na kilkanaście centymetrów.
Namikaze odskoczył do tyłu, by zobaczyć co się teraz stanie. Tobirama tak jak Pierwszy i Trzeci zaczął się regenerować.
-Tak nas nie pokonacie. Musicie nas zapieczętować.
-Zapewne byle jutsu was nie zapieczętuje?
-Musi być silne. Ewentualnie musie zabić Orochimaru.
-Wioska jest niszczona, a ja nie mogę nic zrobić.
-Ten chłopak – zaczął Tobirama. – To twój syn?
-Tak, ale nasze stosunki nie są najlepsze. Gdy był mały wszystko zepsułem.
-Rozumiem. Jeśli ci na nim zależy, pośpiesz się. Hashirama używa swojego Senjutsu, którym pokonał Madarę. Więc jeśli twój syn mu nie dorówna, ich walka zaraz się skończy.

Orochimaru szedł sobie spokojnie przez wioskę, zabijając napotkanych shinobi. Razem z nim szły cztery zakapturzone osoby.
-Idźcie się zabawić – powiedział z sykiem.
Zakapturzeni stanęli, ukłonili się i wskoczyli na dachy budynków.
-Kogo my tu mamy? – powiedział, gdy przed nim stanął Team 7. – Sasuke, dziękuje, że się zjawiłeś zaoszczędziłeś mi szukania.
Sanin zaczął się głośno śmiać, a genini przyjęli pozycje bojowe.
-Wybaczcie, ale mi się śpieszy.
Jego szyja zaczęła się wydłużać. Głowa zaczęła lecieć w kierunku Sasuke. Cała trójka sparaliżowana strachem, nawet nie drgnęła. Z ratunkiem przybył Kakashi, który swoim Chidori przeciął szyję sanina. Głowa Orochimaru poturlała się tuz pod nogi Sakury, która wręcz emanowała strachem.
-Dzieciaki uciekajcie stąd – powiedział Kakashi.
-Witaj Kakashi-kun – powiedział Orochimaru, który stał już cały i zdrowy na przeciw drużyny 7. – Wybacz, ale nie mam czasu na zabawy.
Hatake został otoczony przez cztery zakapturzone osoby, które wcześniej towarzyszyły sainnowi. Wszyscy złożyli jakieś pieczęcie, a Kakashi został zamknięty w barierze. Mężczyzna zaczął walić pięściami oraz krzyczał cos do geninów, ale żaden dźwięk nie przeszedł przez barierę.
-Teraz możemy kontynuować – powiedział Orochimaru. – Dajcie jakąś rozrywkę Kakashiemu.
-Tak jest!
Sługusy Sanina złożyli znowu jakieś pieczęcie, a Kakashiego zaczęły razić pioruny. Genini w strachu patrzyli jak ich sensei krzyczy z bólu.
-Kakashi-sensei! – krzyknęła Suzuko z całych sił.
-Sasuke… chodź do mnie – powiedział Orochimaru ponawiając swój atak.
Krzyk Suzuko było słychać w całej wiosce. Naruto słysząc to odepchnął Pierwszego od siebie i będąc nadal w powietrzu zaczął się rozglądać. Przymknął na chwilę powieki i przelał chakre do oczu. Gdy je otworzył widział wyraźniej na duże odległości.
-Kuso!
-Uważaj! – krzyknął Hashirama pojawiając się z jego prawej z kunaiem w ręku.
Senju uderzył chłopaka, ale kunai złamał się na pół po zetknięciu z ciałem blondyna.
-Katon: Ryk Smoka!
Potężny strumień ognia posłał Hashiramę daleko w las. Eksplozja wyrwała kilkanaście drzew i stworzyła krater, w który leżał ranny Senju.
Naruto wylądował na głowie Czwartego i odbijając się od głowy ojca skoczył w  kierunku siostry. Pojawił się w ostatniej chwili. Prawą ręką wbił twarz Orochimaru tuż pod stopy Sasuke. Na twarzach geninów jak i sługusów Orochimaru był szok.


wtorek, 28 czerwca 2016

Naruto - smoczy pustelnik 31.

Przepraszam za taką zwłokę, ale po prostu nie moge coś pisać. Nie chcę tego robić, ale może prerwa mi pomoże, więc zawieszam bloga na okres wakacji. Będe dalej się starał coś napisać, więc może, ale to tylko może wstawię rozdział czy dwa do końca wakacji. Bardzo was przepraszam.

Rozdział 31.
-----Naruto-----
Oparłem się o zlew w łazience i spuściłem głowę. Zimna woda orzeźwiła mnie i pomogła się uspokoić.  Zastanawiałem się, czy aby nie będę miał żadnych nieprzyjemności, przez walkę z Kabuto. Może, gdybym posłuchał Kakashiego wszystko było by dobrze, ale skoro Yondaime wkroczył to może być źle.
Była dopiero 15, więc do spotkania miałem kilka godzin. Mógłbym się zakraść do więzienia Konohy i sprawdzić co u Kabuto, ale mógłbym się wtedy spóźnić. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać do 19. Wyszedłem z łazienki, ubrany w same spodnie i usiadłem na łóżku w pozycji lotosu. Wziąłem zwój z szafki nocnej i rozwinąłem go.
W środku był zwinięty pędzel i mała tubka z atramentem. Zacząłem kończyć pieczęć, którą zacząłem kilka dni temu. Miała pochłaniać jutsu i je przechowywać albo gdzieś teleportować, ale wymagała jeszcze kilku godzin na dokończenie.
Po jakiejś godzinie zwinąłem zwój i położyłem na szafce nocnej. Ubrałem się i wyszedłem z hotelu. W głowie ciągle miałem obraz Kabuto i jego wredny uśmiech. Nogi same zaniosły mnie na głowy Hokage. Zatrzymałem się na krawędzi włosów Pierwszego. Nikt się tu nawet nie oglądał, za to ja widziałem co robią mieszkańcy wioski, którzy wyglądali . Usiadłem na skale, spuszczając nogi w przepaść.
Po jakimś czasie, gdy spojrzałem na dół, zobaczyłem żonę Hokage. Pani Mikasa szła z pełnymi siatkami na zakupy. Wyglądała na zamyśloną, nie zauważyła, gdy dwóch mężczyzn podeszło do niej od tyłu.
Jeden z nich złapał ją i trzymał, a drugi zaczął ja przeszukiwać. Akurat w tym miejscu było ludzi, więc nie miał kto jej pomóc. Nic nie myśląc zeskoczyłem z głowy Hashiramy.
Kolanem wbiłem w ziemię tego, który trzymał panią Mikasę, a drugiego kopnąłem z półobrotu posyłając go w skalną ścianę. Matka Suzuko upadła na ziemię, nie wiedząc co się dzieję. Podniosła głowę i spojrzała na mnie jak zbieram jej zakupy.
-Proszę – powiedziałem pomagając jej wstać i podając jej zakupy.
-Dzie… dziękuję.
Usłyszałem, gdy się odwróciłem. Nie odwracając się już ruszyłem na spotkanie. Przed budynkiem administracyjnym było już kilka osób. Na chwile przed wyznaczoną godziną, zebrali się już wszyscy.
Nagle z budynku wyszedł Hokage i dwóch joninów. Jednym z nich był Hatake Kakashi. Było widać po nich małe zdenerwowanie. Yondaime stanął przed nami z kartką w prawej ręce.
-Zostaliście już przydzieleni, więc za chwilę dowiecie się z kim będziecie walczyć w finałach, które odbędą się równo za miesiąc na arenie wioski. Przez ten czas możecie wrócić do swoich domów lub też zostać tutaj.
Hokage przypiął kartkę do tablicy z ogłoszeniami przy drzwiach i wszedł do budynku. Wszyscy od razu rzucili się, aby ją zobaczyć. Ja stanąłem pod drzewem i czekałem, aż wszyscy odejdą. Gdy miałem już swobodny dostęp do kartki zacząłem szukać swojego imienia.
Pierwszą walkę miałem mieć z Sasuke. Potem miała walczyć Fu i Temari, a po nich Gara i Shikamaru. W przedostatniej walce w pierwszej turze mieli walczyć Shino i Rei, a w ostatniej Suzuko i Kiba. Więc jeśli dobrze pójdzie będę walczył z Suzuko w Finale. Najgorsze jest to, że zapewne to ja będę miał najwięcej walk. Liczba walk jest nieparzysta, więc zapewne zrobią tak jak w eliminacjach.
-Jaki przebieg walk obstawiasz? – usłyszałem głos za sobą.
Obejrzałem się i zobaczyłem Suzuko, wpatrującą się w tablicę. Jej twarz nie wyrażała, żadnych uczuć, tak jak postawa. Jedynie głęboko w oczach dostrzegłem zmartwienie. 
-Wygram z Sasuke, potem będę walczył z Fu o to, kto będzie walczył z Garą w półfinale. Ty wygrasz z Kibą  i Reiem i spotkamy się w finale.
-Skąd wiesz, że tak będzie? – spytała, nie kryjąc zdumienia na twarzy.
-Ponieważ oboje chcemy coś udowodnić – odparłem odwracając się, całkowicie w jej stronę.
-Co ty mówisz?
-Ty chcesz udowodnić ojcu, że już nie jesteś dzieckiem. Ja też chcę cos komuś udowodnić.
-Co takiego? – spytała z ciekawością w głosie.
-Nie ważne – odparłem odwracając się.
Zostawiłem ją tam samą, udając się do budynku administracyjnego.
-„Muszę sprawdzić co słychać u Kabuto” – pomyślałem wchodząc do budynku.
Od razu zobaczyłem mnóstwo shinobi liścia. Na każdym korytarzu przy każdych drzwiach było dwóch członków Anbu, w dodatku mnóstwo joninów i chuninów. Niby większość, była zajęta papierkową robotą, ale zapewne była to przykrywka.
-„Przez Kabuto, podwoili straże” – pomyślałem.
-Hao Masaki? – usłyszałem męski głos  z mojej prawej strony.
Ze schodów zszedł jakiś mężczyzna. Miał krótkie ciemne włosy, standardowy stój jonina i przepasana chustkę w pasie ze znakiem Kraju Ognia. W ustach miał odpalonego papierosa. Był jednym z senseiów na Eliminacjach.
-Hokage cię wzywa – powiedział i minął mnie wychodząc z budynku.
Przez chwilę stałem w tym samym miejscu, ale chcąc nie chcąc musiałem się do niego udać. Pod drzwiami byłem po kilku chwilach.  Chciałem już zapukać, gdy usłyszałem głos Kabuto.
-Lepiej uważaj, w wiosce jest ktoś gorszy niż ja – powiedział z  pewną radością w głosie.
-Kto to?
W odpowiedzi Kabuto zaczął się śmiać, ale dość szybko przerwał.
-„Wyczuli mnie” – pomyślałem i od razu zapukałem.
Po dłuższej chwili mogłem wejść do środka. Stanąłem na środku gabinetu. Po Kabuto nie było śladu, a Hokage czytał jakieś raporty. Na jego twarzy był wymalowany podejrzany spokój. Okno za nim było otwarte, przez co był mały przeciąg.
-Wzywał mnie Hokage-sama? – spytałem udając grzecznego.
-Tak. Chcę wiedzieć co cię łączy z Orochimaru i co takiego przede mną ukrywasz – powiedział dając mi znak, że lepiej, aby mnie kłamał.
-Z Orochimaru, powiedzmy, że się nie lubimy i mamy rachunki do wyrównania, kilka razy brałem misję na zabicie go, ale ciągle mi uciekał. Zdarzało nam się też kilka razy walczyć. A przed tobą nic nie ukrywam.
Hokage analizował powoli każde moje słowo. Jego oczy były próbowały mnie prześwietlić. Czułem się nie swojo, ale nie dałem po sobie tego poznać.
-Mam wrażenie, że nie przepadasz za mną.
-Orochimaru nienawidzę bardziej niż ciebie.
-Powiedz mi – zaczął opierając się łokciami o biurko, a dłońmi o brodę. – Kim jesteś?! Byle genin nie jest w stanie przeżyć walki z saninem.
-„Cholera!”
Stałem i patrzyłem się na niego. Byłem pewny, że to koniec tej gry. Wypuściłem głośno powietrze, pochylając głowę w dół. Już chciałem mu odpowiedzieć, unosząc głowę, ale przerwał mi silny wybuch.
Hokage od razu dobiegł do okna wychylając się przez nie. Ja również podszedłem. Na samym środku wioski był ogromny fioletowy wąż z dwoma osobami na łbie.
-Orochimaru – powiedziałem cicho.
-Straże! – krzyknął Hokage.
 Do gabinetu od razu wbiegło dwóch członków Anbu.
-Zacznijcie ewakuację wioski. Reszta ma się zgłosić w koszarach.
-Tak jest!
-Co zamiast atakować, masz zamiar zbierać ludzi! – wydarłem się na niego.
-Nie poślę nikogo na śmierć. Ty też lepiej stąd uciekaj.
-Nie będziesz mi rozkazywał!
 Kucnąłem na ramie okna i zdarłem z siebie maskę i chustkę. Prawą ręką wyciągnąłem miecz z pochwy. Zrobiłem głęboki oddech i wyskoczyłem z budynku. Wylądowałem kilka budynków dalej na czerwonym dachu. Zacząłem biec po budynkach, omijając shinobi liścia, którzy byli zajęci ewakuacją mieszkańców. Wąż Orochimaru w tym czasie zdemolował kilka ulic wioski.
-Orochimaru! – krzyknąłem, gdy byłem blisko, aby doskoczyć do niego.
Skoczyłem dość wysoko, znajdując się nad nim. Przełożyłem miecz w obie ręce i zamachnąłem się od góry. Orochimaru spojrzał na mnie i nawet nie drgnął. Byłem pewny, że go trafię, mimo to przeciąłem tylko powietrze.
Stanąłem na łbie węża i zacząłem go szukać. Zniknął tak szybko, że go nawet nie zauważyłem. Dopiero, gdy poczułem silne kopnięcie w plecy. Zacząłem lecieć w dół, zrobiłem salto i z ledwością udało mi się gładko wylądować na dachu.
-Wi…taj Naru…to-kun – powiedział pokazując swój język. – Czyżbyś chciał coś ode mnie?
-Mów co mi wtedy zrobiłeś?!
-Nic takiego, pobrałem tylko próbkę twojej chakry – odpowiedział rozweselony.
Zdziwiło mnie to, do czego może mu służyć moja chakra, ale zapewne do niczego dobrego.
-Masz zamiar ze mną walczyć, czy może się przyłączysz?
-Nie mamy o czym gadać, nie przyłącze się do ciebie!
-Naruto? – usłyszałem głos z ziemi.
Odwróciłem się i zobaczyłem Suzuko wraz z resztą Teamu 7 i Kakashim.
-Idźcie stąd! – rozkazałem odwracając się z powrotem do Orochimaru.
Znowu rzuciłem się na Orochimaru, tylko tym razem, wąż miał zamiar mnie połknąć. Złożyłem szybko kilka pieczęci i wydmuchnąłem wielki strumień ognia. Oczy gada lekko się powiększyły, a jego skóra zaczęła się topić. Po chwili upadł na ziemi, miażdżąc budynek i pogrążając się w płomieniach.
Wylądowałem kilka budynków dalej, niż stałem wcześniej. Straciłem Orochimaru z oczu, więc czekałem i patrzyłem jak jego wąż płonie. Ogień o dziwo zaczął szybko znikać, po jakiejś minucie nie było po nim śladu. A po wężu została tylko biała skóra.
Nagle budynek, na którym stałem zaczął się trząść. Dach zaczął pękać i zapadać się, szybko z niego zeskoczyłem. Po sekundzie spod ziemi wystrzelił fioletowy wąż z Orochimaru na łbie.
-Widzę, że przybyły posiłki – powiedział patrząc na Team 7. – Spotykamy się ponownie. Tym razem zostawię ci swój prezent – powiedział, do któregoś genina.
Złożył kilka pieczęci, a jego szyja zaczęła się szybko wydłużać w kierunku Sasuke. W ostatniej chwili Uchihe zasłonił Hatake, który został owinięty szyją Orochimaru. Gad chciał już ugryźć senseia Suzuko, ale dobiegłem w ostatniej chwili i mieczem odciąłem mu głowę.
O dziwo nie trysnęła ani kropla krwi, a jego głowa toczyła się po ziemi. Kakashi został uwolniony, a ciało Orochimaru upadło na ziemię, jego głowa zatrzymała się twarzą do ziemi.
-To bolało Naruto-kun – usłyszeliśmy głos Orochimaru, który mnie zdezorientował.
Jego głowa przetoczyła się kawałek ukazując nam twarz. Śmiał się, żył i się śmiał. Jego ustał szeroko się otworzyły i coś wystrzeliło z nich. Gdy zobaczyłem co to doznałem szoku. Orochimaru stał cały i zdrowy.
-Zrzuca skórę jak wąż – powiedział Kakashi.
-Więc go usmażę – powiedziałem podpalając prawą rękę.
Doskoczyłem do niego i przywaliłem mu w brodę, wybijając go w powietrze. Następnie skoczyłem nad niego i pokrytą ogniem nogą posłałem go w ziemię. Wbił się w ziemię, robiąc duże wgłębienie. Powstał krater o średnicy jakiś 5 metrów.
-Katon: Ognisty Podmuch.
Wielka fala ognia uderzyła centralnie w Orochimaru. Ogień rozszedł się po całej ulicy. Większość drewnianych elementów spłonęła. Szyby, które były jeszcze całe, popękały od uderzenia jutsu.
Orochimaru wyskoczył z ognia i stanął na dachu, naprzeciwko mnie. Jego ubranie było lekko spopielone, a tak to nic mu nie było.
-Kuso. Jak go zranić? - warknąłem na samego siebie, zaciskając mocno pięści.
-„Jedyne wyjście widzę w Genjutsu” – powiedziała Rei.
-„Fizyczne ataki nie zadziałają, więc, to chyba jedyne wyjście, chociaż…” – odparłem zastanawiając się.
-„Na co wpadłeś?”
-„Fuinjutsu.”
-„Myślisz, że dasz radę?”
-„Muszę spróbować, tylko musze go jakoś unieruchomić.”
-„No i żeby nikt ci nie przeszkodził.”
-„Postawię barierę, gorzej będzie z unieruchomienie go.”
-„Pomogę ci” – odparła Rei i w słupie ognia pojawiła się obok mnie.
Rozejrzałem się szybko po wiosce. Kakashi i jego genini walczyli z wężem, pomagali im inni shinobi. Ewakuacja się już skończyła, ale nie było widać więcej ninja Konohy.
Złożyłem kilka pieczęci, a nad mną i Orochimaru zaczęła wznosić się bariera. Po chwili byliśmy oddzieleni od innych.
-Zostaliśmy sami – powiedziałem patrząc na Orochimaru.
-Chyba jednak nie – odparł z uśmiechem patrząc na swoją prawą.
Na dachu budynku stał Hokage. Jego wyraz twarzy wyrażał spokój. Na sobie miał biały płaszcz z płomieniami u dołu, pod nim kamizelkę jonina. Przy pasie miał przywiązaną linką z kilkoma kunaiami z trzema ostrzami.
-Wi..taj Hokage-sama – powiedział Orochimaru.
-Czego tu szukasz?
-Zastanówmy się – powiedział rozkładając ręce na boki. – Może Uchihy, ale twój synalek ciągle mi przeszkadza.
-Nie jestem jego synem! – warknąłem.
-Ale geny was łączą, temu nie zaprzeczysz – odparł śmiejąc się.
-Ta bariera nie zniknie dopóki nie zginę, albo jej nie zdejmę, więc walczmy – powiedziałem do Orochimaru. – Rei zajmij go – dodałem cicho.
Usiadłem w pozycji lotosu i zacząłem składać pieczęcie. Było ich dużo i były dość skomplikowane, więc musiałem się skupić. Słyszałem liczne wybuchy i charakterystyczne dźwięki zawalających się budynków.
Zatrzymałem się na przedostatniej pieczęci i otworzyłem oczy. Nad Orochimaru, Rei i Hokage pojawił się spory okrąg z kanji. Miał jakieś 3 metry średnicy i wirował dość szybko nad nimi.
-Rei! – krzyknąłem zwracając na sobie ich uwagi.
Od razu odskoczyła, ale Yondaime już nie. W tej chwili złożyłem ostatnią pieczęć, a jutsu się aktywowało w pełni.


wtorek, 14 czerwca 2016

Naruto - smoczy pustelnik -30.

  Rozdział 30.
Staliśmy w jednym rzędzie na arenie i czekaliśmy, aż ktoś coś powie, panowała idealna cisza, było słychać tylko przewracane kartki przez Hokage. Walki były pewne, ponieważ było 19 osób, 3 drużyny z Konohy i po jednej drużynie z Suny, Dźwięku, Wodospadu no i ja. Problem polegał na nieparzystej liczbie uczestników. Zapewne jedna osoba będzie walczyć dwa razy.
Stałem mniej więcej na środku między Suzuko, a Garą. Po chłopaku nie było widać najmniejszego znaku o naszym spotkaniu w lesie. Na  to miast moja siostra co jakiś czas spoglądała na mnie. W końcu po paru minutach doczekaliśmy się, Yondaime stanął przed nami z kartką w ręku.
-Na początku chcę wam pogratulować przejścia drugiego etapu w Lesie Śmierci, ale niestety to nie koniec. W finałach nie może być tak dużo osób. Limit wynosi 10 osób, was jest 19, wiec muszą odbyć się walki. Hinata Hyuga, Kiba Inuzuka, Shino Aburame, Shikamaru Nara, Choji Akamichi, Ino Yamanaka, Sasuke Uchiha, Sakura Haruno, Suzuko Namikaze, Hao Masaki, Gara Sabaku, Temari Sabaku, Kankuro Sabaku, Dosu Kinuta, Kabuto Yakushi, Zaku Abumi, Fu, Kin Kusei, Rei Kusei będziecie walczyć o miejsce w finale, Jako, że jest was nie parzysta liczba, ktoś będzie zmuszony walczyć dwa razy.
-Jak będą wyglądać losowania? – zapytał ktoś z szeregu.
Sekundę później dostał odpowiedź. Kawałek ściany nad statuą, rozsunął się na boki, ukazując wielki ekran.
-Wasze dane zostały wprowadzone do komputera, który będzie losował osoby do walk – wyjaśnił Hokage. – Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania? Dobrze, w takim razie zaczniemy losowanie.
Na ekranie zaczęły pojawiać się zdjęcia oraz imiona i nazwiska uczestników, tempo zwiększyło się tak, że nie mogłem nadążyć za zmianą uczestnika. W końcu zaczęło zwalniać, aż się zatrzymało. Na ekranie migotały dwa imiona i nazwiska. Pierwszymi walczącymi byli Shino Aburame oraz Kin Kusei.
-Wylosowani zostają tutaj, a reszta niech uda się na trybuny – powiedział Hatake Kakashi, wskazując dwa balkony po naszych bokach.
Gdy na arenie został tylko sensei Suzuko jako sędzia, oraz dwójka walczących, pojedynek mógł zostać zaczęty. Pierwsze 4 walki były dość nudne i monotonne. Średnia czasu wynosiła gdzieś dobre 20 minut, przez które nikt się nie wykazał niczym szczególnym. Każdy pokazywał jakieś ciekawe klanowe jutsu, albo jutsu słabo wyćwiczone.
Oparłem się czołem o barierkę i próbowałem nie zasnąć. Czas mijał mi strasznie powoli. Ocknąłem się dopiero, gdy usłyszałem…
-Suzuko Namikaze kontra Kin Kusei.
Moja siostra zeszła na arenę i stanęła naprzeciw chłopaka z Wodospadu. Miał stojące krótkie brązowe włosy. Ubrany w jasną koszulę i czarne spodnie, opaskę zawiązał na lewym ramieniu, a kaburę na kunaie miał na lewym udzie.
Suzuko miała granatowe spodnie z kaburą na prawym udzie i jasny podkoszulek z różą na plecach. Opaska służyła jej jako opaska na włosy, a czarne oczy biły determinacją. Na plecach miała katanę.   Nie wyczuwałem od niej żadnej energii tak jak od swojego miecza, więc pewnie to był zwykły miecz ze sklepu.
-Start! –krzyknął Hatake i odskoczył do tyłu.
Suzuko wyciągnęła kunaia z rękawa, ale zamiast walki w zwarciu Kei złożył kilka pieczęci.
-Futon: Powietrzy Sierp!
Suzuko uniknęła jutsu, które zrobiło dziurę w ścianie za nią i dobiegła do przeciwnika.Za wszelką cenę, chciała walczyć w zwarciu. Kin musiał wyciągnąć kunaia i zacząć odpierać ataki. W tej dziedzinie Suzuko miała przewagę, była nieźle rozciągnięta i zwinna.  Chłopak z Wodospadu był silniejszy, ale zbyt wolny. Po kilku minutach, gdy moja siostra przestała zaciekle atakować, oboje mogli odetchnąć.
Wszyscy byli zadowoleni z pojedynku, wcześniej walki nie wywoływały większych emocji.  Szczególne zdziwienie było wśród jej rocznika.
-Kiedy ona tak się nauczyła!? – ktoś spytał krzycząc.
-W końcu to córka Hokage – odparła jakaś czarnowłosa kobieta stojąca za trójką dzieciaków.
-Futon: Podmuch! – krzyknął Kei, wydmuchując dużą falę powietrza.
Podmuch wzbił w powietrze sporo kurzu i kawałków gruzu, które powstały podczas wcześniejszych walk. Moja siostra musiała zamknąć oczy, aby nic się do nich nie dostało. Kawałki gruzu raniły delikatnie jej ciało, ale nie było to nic groźnego.
Kei wyciągnął coś z kieszeni i rzucił w podłoże. Cała arena została wypełniona siwym dymem. Oboje zniknęli w nim, utrudniając wszystkim obserwacje.
-„Ciekawe jak ją teraz znajdzie?”
Zacząłem się rozglądać. Hatake Kakashi odsłonił drugie oko, a Sasuke włączył Sharingana. Nagle na środku areny pojawiły się trzy tornada. Opary od razu zostały wciągnięte, ukazując nam walczących.
Tornada były złączone ze sobą na samym dole. Siłą wiatru musiała być duża, ponieważ z podłoża zaczęły wyrywać się wielkie kawały gruzu. Suzuko stałą kilka metrów od jutsu i trzymała się linek, które były przyczepione do ziemi kunaiami.
Natomiast Kin klękał na jedno kolan. Palcami dłoni trzymał pieczęć. Było widać, że ciągnie na ostatku sił.
W końcu tornada zaczęły słabnąć, a chłopak z Wodospadu upadł nie przytomny na ziemię. Suzuko opadła na kolana, ale była przytomna.
-Wygrywa Suzuko Namikaze – ogłosił Hatake.
Suzuko zeszła z areny, a Kei został zniesiony na noszach.
-Dobra walka – powiedziałem, gdy przechodziła obok mnie.
-Dzięki – odparła patrząc na mnie, po czym poszła dalej do swojej drużyny.
-Następna walka!
Wszyscy spojrzeli na ekran, który znowu zaczął pokazywać twarze oraz imiona i nazwiska uczestników, którzy jeszcze nie walczyli.
-Gara Sabaku oraz Zaku Abumi!
Gara zniknął ze swojego miejsca zamieniając się w piasek i materializując się na arenie, a Zaku wystrzelił się w powietrze za pomocą jakiejś techniki i robiąc salto w powietrzu wylądował naprzeciw Gary.
-Start!
Zaku od razu wyprostował w stronę Gary dłonie, z których wystrzeliły dwie silne fale powietrza. Dźwięk z jutsu był bolesny dla uszu. Każdy szybko je zatkał, aby nie ogłuchnąć. W ostatniej chwili Garę zasłonił piasek, który zniwelował atak.
-Giń – powiedział Sabaku i posłał swój piasek do ataku.
Zaku dzielnie unikał lub odbijał częściowo piasek swoimi atakami. Z każdą minutą chłopak z Dźwięku stawał się wolniejszy. Gara tylko stał z wyprostowaną ręką i otwartą dłonią. W końcu zacisnął dłoń w pięść, a Zaku opadł bezwładnie na ziemię.
-Co? Co się stało?
-Jesteś pokryty małą warstwą mojego piasku – wyjaśnił wrogo Gara i nasłał na swojego przeciwnika piaskową falę.
Na twarzy Zaku był strach. Jego ciało drżało, choć nie mógł się w ogóle ruszać. Z opresji uratował go Kakashi, który zabrał go w ostatniej chwili.
-Koniec! Wygrywa Gara Sabaku!
Gara z pewnym niezadowoleniem na twarzy pojawił się obok swojego rodzeństwa. A Zaku z opuszczoną głową wszedł na widownię.
Spojrzałem na Hokage. Był chyba niezadowolony z zachowania Gary, zresztą u reszty z Suny również to było widać.
-Następna walka. Sasuke Uchiha kontra Dosu Kinuta.
Oboje zeszli na arenę i stanęli naprzeciw sobie.
-Start!
Nim Hatake odskoczył, Dosu wyprostował rękę na której miał jakąś metalową rękawicę i wystrzelił w stronę Sasukę taką samą falę jak wcześniej Zaku, ale ta była kilkukrotnie silniejsza. Sasuke oberwał atakiem i wbił się w ścianę tuż pode mną.
Zaskoczyło mnie to, pewnie zresztą jak wszystkich. Myślałem, że to już koniec, ale Sasuke wyszedł z dziury w ścianie. Zrobił kilka kroków do przodu i ruszył biegiem zaatakować Dosu.
Gdy był kilka metrów przed nim, wyskoczył wysoko w górę. Przekręcił się w powietrzu twarzą do ziemi i wydmuchnął dużą falę ognia. Ogień rozszedł się po całej arenie, gdy dotarł do ścian, zaczął kierować się w górę, aby tylko znaleźć gdzieś ujście.
Wszyscy genini odskoczyli od barierek, oprócz mnie. Ogień poleciał jeszcze ze dwa metry w górę i zaczął znikać.
-Co za jutsu – powiedział jakiś jonin z Konohy z papierosem w ustach.
Miał na sobie zwykły stój jonina, od innych wyróżniał się chustką przy pasie ze znakiem Kraju Ognia. Obok niego stała trójka dzieciaków, jeden z nich był znudzony, drugi zajadał się ciastkami, a dziewczyna była zapatrzona w Sasuke.
Wróciłem do oglądania walki, która trwała w najlepsze. Uchiha zaciekle atakował kunaiem Dosu, który bronił się metalową rękawicą.
-Fala Dźwięku!
Dosu wyprostował rękę, a z otwartej dłoni wystrzeliła fala dźwięku, wysokiego tonu. Sasuke zatkał uszy, ale chyba nic to nie dawało. Po chwili upadł na kolana, po wyrazie twarzy było widać, że wrzeszczy z bólu, ale nic nie było słychać.
W końcu Sasuke upadł na ziemię, a Dosu dezaktywował jutsu. Hatake już chciał ogłosić wynik, ale Uchiha zaczął się podnosić.
-Co? Jak to? Powinieneś być nie przytomny – powiedział zaskoczony Dosu.
Uchiha sięgnął do swoich uszu i wyciągnął białą watę.
-Mimo zatyczek ledwo słyszę – oparł dość głośno. – Katon: Ogniste Pociski.
Sasuke wydmuchnął kilkanaście pocisków, w których znajdowała się różna broń. Dosu zaskoczony takim zagraniem przyjął atak. Ogień poparzył go i zniszczył i tak zniszczone ubranie, a broń przyszpiliła do ściany za nim.
-Jesteś słaby – powiedział Sasuke, a Dosu zemdlał.
-„Genjutsu?” – spytałem sam siebie. –„Ciekawe, kiedy obudził Sharingana.”
Zostały trzy walki. Jak na razie do finału przeszło siedem osób. Teraz w każdej chwili mogła być moja kolej, mam tylko nadzieję, że to nie ja będę walczył dwa razy.
-Hao Masaki kontra Kankuro Sabaku.
Dopiero po chwili zrozumiałem kto miał teraz walczyć. Nie przyzwyczajony do fałszywego imienia i nazwiska nie zwróciłem na nie uwagi. Dopiero, gdy Kankuro krzyknął do mnie ocknąłem się.
-Boisz się? Może od razu się poddaj!
-Nigdy nie unikam walki – odkrzyknąłem zeskakując na arenę.
Wyciągnąłem katanę i pochyliłem się lekko do przodu, przenosząc ciężar na prawa nogę. Kankuro zdjął coś zabandażowanego z pleców i postawił obok siebie.
-Start!
Od razu skoczyłem do ataku. Moja katana zatrzymała się właśnie na tym zabandażowanym czymś. Usłyszałem brzdęk metalu, a przez luźny bandaż zobaczyłem ostrze. Odskoczyłem w ostatniej chwili. Przed Kankuro pojawiła się lalka z czterema mieczami. Miałą wielką paszczę i długie czarne włosy.
-Lalkarz – powiedziałem z uznaniem. – Jesteś drugim lalkarzem z którym walczę.
-Nie obchodzi mnie to! – warknął i ruszył lalką do ataku.
Lalka zaczęła wirować, wystawiając przy tym szeroko miecze. Mimo jej szybkości parowałem wszystkie ataki. Lalka zatrzymała się i zaatakowała wszystkimi mieczami z góry. Zablokowałem atak, ale siłą wgniotła mnie w ziemię.
Nagle poczułem ból w lewym boku i odleciałem w bok. Miecz wypadł mi z rąk i gdzieś poleciał, a ja zatrzymałem się na ścianie. Gdy wyszedłem z dziury zobaczyłem drugą lalkę, przypominającą trochę krokodyla. Na plecach miała coś na kształt tarczy.
-Nie często spotykam kogoś, kto walczy ze mną na takim poziomie – powiedział Kankuro stając miedzy dwoma lalkami.
-I wzajemnie, ale chyba 3 na 1 to trochę nie fair.
-Takie życie. Jeśli chcesz możesz się poddać.
-Nie dzięki, wole wyrównać szanse – odparłem uśmiechając się pod maską. – Kage Bunshin no Jutsu!
W chmurze dymu pojawiło się kilka moich klonów, każdy był gotowy do walki.
-Co powiesz, że odwrócę rolę.
Tym razem było 9 na 3. Ruszyłem do ataku, w biegu podnosząc swój miecz. Zatrzymałem się, gdy lalka z czterema mieczami wzbiła się w powietrze i otworzyła szeroko paszczę. Nagle zaczęła się szybko obracać, a z jej ust wystrzeliwały senbony.
-„Nie jest dobrze” – pomyślałem i zacząłem odbijać igły.
Coraz więcej senbonów, było wbitych w podłogę wokół mnie. W końcu lalka przestała atakować i zleciała w dół. Wbiłem miecz w ziemię i oparłem się o niego. Rozejrzałem się wokół, całe podłoże było w senbonach. Zacząłem szukać Kankuro, ale nigdzie go nie było.
Nagle tarcza na plecach lalki się otworzyły, a ze środka wyszedł mój przeciwnik.
-Jeszcze żyjesz – powiedział zaskoczony.
-Niezła rozgrzewka, ale może to skończymy?
Złożyłem kilka pieczęci i zacząłem koncentrować duże ilości chakry.
-Katon: Ryk Smoka!
Ognisty promień, poleciał prosto w stronę Kankuro i jego lalek. Nastąpiła silne eksplozja. Dym wypełnił całe pomieszczenie, ale dość szybko się ulotnił. Okazało się, ze zrobiłem w ścianie dość dużą dziurę.
Kankuro leżał nieprzytomny na dworze. Był nieźle poparzony, ale nie powinno być tak źle. Po jego lalkach został tylko proch.
-Wygrywa Hao Masaki!
Ogłosił Hatake i od razu udałem się na widownię.
-Nie chce mi się wierzyć, że to zwykłe genin – usłyszałem głos swojej siostry.
-Też mam takie wrażenie – dodał Sasuke. – Nie znam genina, który jednym jutsu pokonał kogoś i zrobił takie zniszczenia.
-Następne walka. Fu kontra Hinata Hyuga.
Na arenie naprzeciw siebie stanęła zielonowłosa geninka z Wodospadu i dziewczyna z rodu Hyuga z Konohy. A tej całej Fu wyczuwałem coś dziwnego, jakąś anomalię chakry.
-Start! – krzyk Hatake przerwał moje rozmyślania, na temat Fu.
Fu od razu wyrosły pomarańczowe skrzydła, na których wzbiła się w powietrze, a Hinata przyjęła postawę do walki stylem swojego klanu.
-Futon: Podmuch!
Fu wydmuchnęła w dół silną fale powietrza. Była bardzo silna jak na wykonani przez genina.
-Kaiten! – krzyknęła Hinata, zaczynając się szybko obracać. Wokół niej pojawiła się niebieska kopuła, która ją obroniła.
Gdy się zatrzymała, zaczęła szukać swojej przeciwniczki, która była za jej plecami w powietrzu. Fu zaczęła lecieć w jej stronę, ale, gdy była blisko, Hinata odwróciła się i zaczęła w nią uderzać palcami. Przy każdym uderzeniu było widać małą falę chakry, a na twarzy zielonowłosej pojawił się grymas bólu.
Naliczyłem 64 uderzenia, po czym Fu upadła na ziemię. Hinata rozluźniła się. Kakashi już chciał ogłosić koniec walki, ale Fu nagle się ożywiła i podcięła Hyuge. Następnie mocnym kopnięciem w brzuch posłała ją na ścianę.
-J…jak. Zabloko…wałam twoje tenketsu. Nie powinnaś się ruszać – powiedziała ciężko oddychając.
Fu tylko się uśmiechnęła. Przez chwilę widziałem jak jej oczy staja się czerwone, po czym ten kolor znika.
-„Jinchuuriki?” – spytałem sam siebie.
-„Teraz to czuję. Tutaj jest trzech jinchuuriki” – powiedziała Rei, co mnie zaskoczyło.
-„Trzech?”
-„Tak. Teraz ich wyczuwam, wcześniej coś mnie blokowało. Gara ma w sobie Ichibiego, Fu ma Nanabiego, a Suzuko Kyubiego.”
-„Ciekawe jak Kyubi znalazł się w Suzuko?”
-„O to musisz się spytać Hokage.”
Przerwałem gadkę z Rei, gdy Fu trafiła z pięści w brzuch Hinaty. Ten cios kończył walkę.
-Wygrywa Fu – ogłosił Hatake. – Za chwilę zostanie wylosowana ostatnia walka.
Wszyscy z niecierpliwością patrzyli się na ekran. Tym razem zmieniała się tylko jedna pozycja, ponieważ było pewne, ze będzie walczyć Kabuto. Pech chciał, że padło na mnie.
-Kabuto Yakushi kontra Hao Masaki.
Musiałem zejść na dół po raz drugi. Kabuto już tam stał. Siwe włosy, okulary niby niczym się nie wyróżniał, ale coś mi w nim nie pasowało.
-Start!
Jego dłonie pokryła niebieska chakra i od razu ruszył do ataku. Chciał walczyć w zwarciu, więc mu na to pozwoliłem. Próbował trafić mnie w miejsce serca, ale parowałem jego ataki i od czasu do czasu kontrowałem.
W pewnym momencie zrobił salto nade mną. Jego głowa była milimetry od mojej. Czułem jego dłoń na moich plecach. Od razu zacząłem tracić czucie w całym ciele.
-Uszkodziłem ci kręgosłup swoją chakrą. Jeśli będziesz dalej walczyć, możesz dostać paraliżu – powiedział lekko szczęśliwy.
Z moich oczu biła wściekłość.
-Śmierdzisz – powiedziałem wstając. Na jego twarzy było zaskoczenie i zdezorientowanie. – Śmierdzisz wężami. Znam jedną osobę, która ma pakt z wężami.
Uderzyłem pięścią w otwartą dłoń. Moje dłonie zapłonęły.
-Wyśpiewasz mi wszystko o Orochimaru! – krzyknąłem rzucając się na niego.
W ciągu sekundy znalazłem się przy nim. Jednym ciosem wbiłem go ścianę, a drugim przebiłem przez nią. Kabuto odbił się kilka razy od ziemi i przeleciał przez kilka drzew. Zatrzymał się na dużym głazie. Upadł na ziemię, jeszcze żył.
-Gadaj, gdzie on jest!? – powiedziałem wściekły.
-To ty Naruto. Mogłem się domyśleć…
Przerwałem mu, naciskając stopą dość mocno na brzuch, gdzie trafiłem pięścią.
-Możesz mnie zabić, a i tak niczego się nie dowiesz – powiedział spluwając na mnie krwią.
-Zoba…czymy – odparłem i sięgnąłem po rękojeść miecza.
Wyciągnąłem go w górę, ostrze zapłonęło. Już miałem zaatakować, gdy poczułem nacisk na nadgarstku.
Obok mnie stał Kakashi.
-Wygrałeś, zostaw go – powiedział złowrogim głosem.
-Chcesz ratować szczura? – spytałem chamsko.
-Musi zostać przesłuchany.
-Właśnie to robię, puść mnie!
Wyrwałem się z jego uścisku i szybko opuściłem miecz. Nastąpiła eksplozja, która odrzuciła ode mnie Hatake. Drzewa z okolic zostały wyrwane, a w miejscu gdzie leżał Kabuto powstał krater.
Po słudze gada nie było śladu. Zacząłem się rozglądać za nim. Przed dziurą w ścianie przez którą wyleciał Kabuto stał Yondaime właśnie z nim na barku. Nasze spojrzenia się spotkały. Gdyby to było możliwe dwa pioruny zderzyły by się gdzieś po środku drogi miedzy nami.
-Schowaj miecz, albo zostaniesz zdyskwalifikowany  - powiedział Hokage.
Prychnąłem w odpowiedzi, ale zrobiłem to. Yondaime przekazał Kakashiemu szpiega, a wszyscy wygrani mieli zebrać się na arenie. Na arenie stało 10 geninów.
-Gara Sabaku, Rei Kusei, Temari Sabaku, Fu, Sasuke Uchiha, Shino Aburame, Shikamaru Nara, Suzuko Namikaze, Hao Masaki i Kiba Inuzuka. Przeszliście drugi etap. Walki finałowe odbędą się za miesiąc na arenie wioski. Więcej informacji dowiecie się jutro. O godzinie 19 przyjdźcie do mojego gabinetu – powiedział Yondaime i zniknął.

Zapewne poszedł przesłuchiwać Kabuto.