Strony

piątek, 20 listopada 2015

Naruto - smoczy pustelnik -7.

Rozdział 7.
Noc nadeszła szybko. Po godzinie 18 było już ciemno, słońce schowało się za horyzontem, a na niebie pojawił się księżyc i miliony gwiazd. Mimo ciemności, zwierzęta uciekały spod góry, jakby wyczuwały zagrożenie.
Nagle z góry wystrzelił ognisty promień. Oświetlił cała okolicę, jeszcze bardziej płosząc zwierzęta. Stworzył dziurę w górze, z której wyszedł blondwłosy chłopiec. Jego ciuchy były podarte i zakurzone. Na ciele było widać sporo siniaków, oparł się o głaz, aby odetchnąć.
-Niech no ja dorwę ich – powiedział do siebie i zaczął schodzić z góry.
Gdy zszedł na jakąś polanę, wskoczył na pierwsze lepsze drzewo i zasnął na gałęzi. Rano obudził się zesztywniały.
-Czego można było się spodziewać po spaniu na drzewie? – spytał sam siebie zeskakując z konara.
Od razu mu się przypomniały wczorajsze wydarzenia. Wyjął z plecaka jakieś dobre ciuchy i się przebrał.
-Ja bym się na nich nie rzucała – obok chłopaka, w płomieniach pojawiła się rudowłosa dziewczyna.
Jak zwykle miała na sobie żółtą sukienkę i kapelusz.
-Czemu?
-Bo to nie twój poziom. Jednym ruchem wysadził jaskinię…
-A ja jednym ruchem się z niej wydostałem.
-Ich jest dwóch.
-Nas też.
-Ale ty jesteś uparty.
-I nawzajem.
-Nienawidzę cię – powiedziała z nerwami. – Jak ty mnie lubisz przedrzeźniać.
-A ty może tego nie lubisz?
-Lubię – powiedziała odwracając się do niego plecami.
-Ciekawe kim w ogóle oni byli?
-Obstawiam, że są z jakiejś niebezpiecznej organizacji.
-Dobra, czas ruszać – powiedział chłopak i założył plecak i płaszcz.
Blondyn zaczął iść drogą, a Rei ruszyła za nim. Do celu dotarł nad ranem, gdy ludzie zaczęli wychodzić na dwór, aby załatwić swoje sprawy. Nie była do duża wioska, miała może ze 100 mieszkańców. Z tego co zauważył chłopak, wioska utrzymywała się z handlu i rolnictwa. Gdy tylko zauważył szyld jakiegoś hotelu, od razu tam ruszył. Rei zniknęła od razu zniknęła, gdy weszli do wioski.
W recepcji zobaczył młodą kobietę. Siedziała za ladą i czytała gazetę. Miała długie brązowe włosy, zielone oczy i piegi na twarzy.
-Dzień dobry, witam w naszym hotelu. Czym mogę służyć.
-Poproszę jednoosobowy pokój. – odparł chłopiec.
-Pierwsze piętro, drugie drzwi na prawo.
Blondyn odebrał klucz i ruszył we wskazane miejsce. Jego lokum składało się z sypialni, łazienki i małej garderoby. Wszystko ładnie urządzone i pomalowane. Naruto od razu rzucił się na łóżko.
-A ja gdzie śpię? – obok niego usiadła Rei.
-Tam gdzie spałaś do tej pory.
-Ej to jest nie fair. W twoim ciele jest nudno i ponuro.
-I co ja mam na to poradzić?
-Rozpogodź się, mógłbyś się od czasu do czasu uśmiechnąć, ale nie tak jak zwykle, tylko tak szczerze.
-Nie mam ku temu powodów, a teraz wybacz, ale chcę iść spać.
Rei burknęła jeszcze coś pod nosem i zniknęła w płomieniach.
----Naruto----
Obudziłem się popołudniu, a raczej zostałem obudzony przez dzwony. Gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem jak wioska jest udekorowana, a wszyscy mieszkańcy stoją wzdłuż głównej ulicy i na coś czekają.
-Cholera, ten ślub jest dzisiaj.
Zeskoczyłem z łóżka i chwyciłem za swój ekwipunek. Nagle całą wioską za trzęsło, ja przewróciłem się na podłogę, a szyby w oknach zostały wybite przez silną falę uderzeniową. Huk wybuchu, był tak głośny, że myślałem, że ogłuchłem.
Gdy tylko się pozbierałem wyskoczyłem przez okno na jakiś dach budynku. Rozejrzałem się po okolicy. Dym unosił się w miejscu, gdzie chyba byś ten ślub. Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku.
Cała okolica była zniszczona, budynki były bardzo mocno naruszone, większość nadawała się tylko do rozbiórki. W jednym miejscu był krater o średnicy jakiś 5 metrów. Ludzie uciekali w popłochu, wszyscy patrzyli się na niebo. Spojrzałem w kierunku, którym patrzyli wszyscy. Na niebie był dziwny, wielki biały ptak, który zaczął się zniżać.
-Widzisz Tobi! To jest prawdziwa sztuka!
-E pajacu! – krzyknąłem do niego.
Obaj się odwrócili. Lekko ich zaskoczyłem swoją obecnością.
-Deidara-sempai, on przeżył!  -wydarł się ten zamaskowany.
-Widzę Tobi. Idź szukaj tego gościa, a ja się nim zajmę. Nie potrzebujemy rozgłosu.
-Tak jest! – Tobi zasalutował i zniknął wciągnięty przez jakiś wir.
-Kim jesteście!?
-Akatsuki, chodź to nic ci nie mówi. A ty? Chce wiedzieć jak się nazywa dzieciak, który przeżył moją technikę.
-Naruto Namikaze.
-OO. Syn Czwartego Hokage? Cały świat myśli, ze nie żyjesz.
-Mam to gdzieś, a Yondaime nie jest moim ojcem.
-Jak to? Widziałem kiedyś Yondaime i…
-Katon: Ognisty Smok.
W jego kierunku wystrzeliła ognista paszcza smoka, ale odleciał na tym ptaku, unikając jutsu.
-Jesteś strasznie narwany. Nigdy nie widziałem Czwartego, aby się wściekał tak jak ty teraz.
-Zamknij się! Katon: Ogniste Pociski.
Z kilkunastu pocisków tylko jeden trafił tego ptaka w skrzydło. Ten twór zaczął spadać, a członek Akatsuki zeskoczył na dach.  Zamiast zaatakować, włożył ręce do kieszeni, ale po chwili je wyjął.  Zamachnął się rękami, a z jego dłoni wystrzeliło mnóstwo małych, białych ptaszków.
Nie wiedząc co to jest odskoczyłem na bok, ale jego twory poskręcały w moją stronę, a gdy były blisko zaczęły eksplodować. Wybuchy odrzuciły mnie do tyłu i wylądowałem na plecach.
Podniosłem się opierając dłońmi o dach. Nagle z dachu wystrzeliły dwa dziwne robale, które oplotły się wokół mnie.
-Co to ma być? – powiedziałem wyrywając się.
-Twój koniec – odparł Deidara. – Katsu.
-------Narracja trzecio osobowa-----
Nastąpiła silna eksplozja, która zasłoniła Deidarze widok. Gdy kurz i dym został rozwiany, członek Brzasku zamiast zobaczyć martwego ciała Naruto, zobaczył go całego i żywego. Jego lewa ręka zwisała wzdłuż ciała, które ledwo trzymało się na nogach. Drugą ręką podpierał się o kolano.
-Tylko na tyle cię stać? – spytał chłopak i powoli zdjął przedmiot owinięty w materiał z pleców.
Na chwilę zamknął oczy, po czym je otworzył i zdjął materiał. W jego rękach był czarny miecz, jego rękojeść pokrył Złoty ogień.
-Jego ręce pokrył ogień – powiedział do siebie Deidara.
Naruto ruszył z dużą prędkością na przeciwnika. W miejscu gdzie, stał dachówki zostały zniszczone. Gdy był przy członku Brzasku, wykonał cięcie od dołu po skosie, ale rozciął Deidarze tylko ubranie.
-Ty smarku! – warknął starszy blondyn.
Z jego rąk zaczęła wydostawać się biała glina, która skupiała się przed nim.  Zaczęła przypominać różne zwierzęta. Niedźwiedzia, tygrysa i sokoła, które rzuciły się na niebieskookiego.
-Katon: Ryk Smoka!
Wielki promień ognia spalił zwierzęta z gliny oraz kilka budynków za nimi. Deidara był pod wrażeniem techniki Naruto, który ledwo już stał na nogach.
-Kończy mi się chakra – powiedział do siebie syn Yondaime.
-Deidara-sempai! Deidara-sempai!
Z ulicy obok budynków, na których walczyli blondyni, pojawił się Tobi. Trzymał jakiegoś faceta w garniturze, który był nieprzytomny.
-Masz go Tobi? – spytał Deidara. – Chociaż raz zrobiłeś cos dobrze. Znikamy.
-A co z tym chłopakiem?
-Nie ma chakry, wiec nam nie zagrozi.
-A co jeśli komuś powie?
-Teraz to już nie ważne.
Blondyn z Akatsuki stworzył wielkiego glinianego ptaka, na którego wskoczyli.
Naruto złożył jeszcze jakieś pieczęcie, ale kula ognia nie przeleciała nawet połowy drogi do tworu Deidary i zniknęła. Naruto opadł na kolana podpierając się mieczem.
-„Naruto lepiej stąd idź. Jeszcze ktoś cię zobaczy i oskarży, że to twoja wina.”
-Jestem słaby – powiedział Naruto podnosząc się.
-„Nie prawda…”
-„Nie mów, że jest inaczej.”
-„Jesteś jeszcze młody i masz mało doświadczenia.”
-„Nie mogłem go nawet zranić.”
-„On ciebie też…”
-„Gdyby nie to, że mam twardą skórę, bym już nie żył.”
 -„Więc musimy wziąć się za trening. Do tej pory trenowałeś bardziej ogólnikowo, teraz skupimy się na wszystkim po kolei.”
Chłopak zeskoczył z dachu i schował miecz. Wszyscy byli jeszcze ukryci, wiec nikt nie widział blondyna. Naruto wszedł przez okno do swojego pokoju w hotelu i usiadł na łóżku.
-Przeze mnie zginał ten mężczyzna – powiedział do siebie, kładąc się na plecach.
-Nie mogłeś tego przewidzieć – obok niego na łóżku pojawiła się Rei.
-Ale mogłem coś zrobić.
-Co? Masz dwanaście lat i znasz kilka lepszych jutsu z Katonu. Normalnie we wiosce byłbyś geninem, wykonując misje rangi D, a ty już walczyłeś z kryminalistą, który mógł się bez zawahania zabić.
-Jeśli próbujesz mnie pocieszyć to dobrze ci idzie.
-Znamy się nie od dziś. Poza tym śmierć to coś czego nie przewidzisz, ani nie pokonasz. Kiedyś przyjdzie po każdego.
-Po ciebie też? – gdy chłopak zadał pytanie, rudowłosa ucichła i zamyśliła się.
-Pewnie tak – powiedziała po chwili. – Kiedyś umrę, zabita albo naturalnie. Gdybym nie używała techniki do pieczętowania się, już dawno był nie żyła, a na świecie panował by chaos, który spowodowałby Dragor.
-Mówiłaś cos o treningu. Co miałaś na myśli?
-Na początek wzmocnienie ciała, przez co wzmocnisz swoją chakrę. Potem Nauczę cię kilku, jak nie kilkunastu stylów walki wręcz oraz kataną, potem szybka lekcja genjutsu, ale tylko jak je zdejmować i jak je rozpoznawać i na koniec ninjutsu. Czyli jakieś 4 do 5 lat treningu.
-ILU?!
-4 do 5 lat – powtórzyła akcentując każde słowo. – Chyba, że nauczysz się cienistych klonów, wtedy skrócimy czas do 3 lat.
-Cienistych klonów?
-To lepsza wersja zwykłych klonów. Jest wprawdzie zakazana, ale to dlatego, że zużywa dużo chakry. Jeśli podniesiemy twój poziom energii to nic ci się nie stanie.
-Gdzie będziemy trenować.
-Na odludziu, w ukryciu, w cieniu.
-Czemu tak dziwnie gadasz?
-Pora, abyś nauczył się jednej z najważniejszych zasad shinobi.
-Co masz na myśli – powiedział zaskoczony.
-To, ze musisz nauczyć się pozostawać w cieniu, nie możesz dać się wykryć.
-Nic z tego nie rozumiem. O co ci chodzi?
-Musisz nauczyć się zabijać po cichu, aby nikt cię nie zobaczył.
-Jak mam się tego nauczyć?
-Z czasem, musisz wykorzystywać okazję, która ci się nadarzy, aby zdobyć doświadczenie.
-Wyruszajmy – powiedział chłopak.
Podróż trwała dużo czasu. Naruto prowadzony przez Rei, trafił do portu w Kraju Błyskawic. Skąd popłynął statkiem, w nieznany sobie kierunek.
Po upływie dwóch dni, w nocy statek, na którym płynął napotkał silny sztorm. Rzucało nimi na wszystkie strony. Fale były wysokie nawet na kilkanaście metrów, co chwilę z nieba walił piorun, który oświetlał okolicę.
-„Naruto, musimy uciekać  tej łajby” – powiedziała Rei, do próbującego utrzymać równowagę Naruto.
-„Ja…jak?”
-„I tak byśmy musieli zmienić nasz kierunek, ponieważ miejsce do którego zmierzamy się porusza.”
-„Jak to się porusza?”
-„Później ci wyjaśnię, idź po swoje rzeczy.”
-„Jeśli wyskoczę za burtę, marnie skończę.”
-„Jeśli zostaniesz na łódce, nie dostaniemy się na miejsce treningu.”
Naruto zaczął się zastanawiać. Spojrzał na morze i poszedł do swojej kajuty. Założył miecz i chwycił plecak. Stanął na barierce z tyłu statku się zamyślił.
-Raz się żyje – powiedział i skoczył do wody.
Płynął jak najdalej od sztormu, starając się nie utonąć.  Gdy fale się uspokoiły, zaczął biec po wodzie, wspomagając się chakrą.
-Jak daleko to jest?
-Nie daleko – odpowiedziała Rei, pojawiając się przed nim. – Czuje wyraźnie jego energię.
-Jego? Znaczy się kogo?
Nim rudowłosa odpowiedziała spod wody wystrzeliło coś wielkiego. Fala zmyła Naruto pod wodę, rozdzielając go od Rei. Gdy wypłynął zobaczył wielką wyspę, pokrytą czymś, co przypominało wielkie kolce. Blondyn dopłynął do niej i wszedł na nią.
-Rei! – krzyknął, ale odpowiedziało mu tylko echo. – Pięknie, zgubiłem się.
Zaczął iść po wyspie rozglądając się za dziewczyną. Zamiast niej widział wielkie stwory.
-Co to jest? – spytał cicho sam siebie, chowając się za jednym z kolców.
-To jest Żółwia Wyspa – usłyszał męski głos za sobą. – A ciebie nie kojarzę i raczej nie powinno cię tu być.
Gdy się odwrócił zobaczył opalonego mężczyznę, w okularach przeciwsłonecznych. Granatowych spodniach i białym bezrękawniku. Miał biały ochraniacz ze znakiem Wioski Chmury, a na plecach sporo mieczy.
-Szukałem miejsca do treningu i przez przypadek znalazłem tą wyspę – powiedział Naruto, drapiąc się z tyłu głowy. – „Cholera, Rei gdzie jesteś?”
-Rozumiem. Jestem Killer Bee – powiedział krzycząc swoje imię.
-Jestem Naruto.
-Dawaj przybij żółwika – krzyknął wystawiając pięść do Naruto.
-„Już jestem” – usłyszał Naruto w swojej głowie.
Chłopak nie wiedząc co zrobić przybił żółwika. Twarz Bee jakby zastygła w bezruchu.
-Widzę, że jesteś nietypowym dzieciakiem – powiedział dość poważnie Bee. –Co tam masz w sobie? – spytał stukając palcem brzuch niebieskookiego.
-Nic.
-Jestem numerem 8 i wyczuwam innych jinchuuriki.
-Nie jestem jinchuuriki.
-Może o tym nie wiesz. Chodź mój brat musi cię poznać.
-Brat?
-Tak, tylko uważaj jest strasznie nerwowy.
Bee zaczął prowadzić Naruto w centrum wyspy. Wszystkie zwierzęta kłaniały się przed Kilerem.

-„Wyczuł mnie, obawiam się, że będziesz musiał powiedzieć prawdę.”

4 komentarze:

  1. Trochę mało opisów, nie chodzi o to, żebyś rozpisywał się nie wiadomo jak... Dziesięć zdań na temat jakiegoś stołu np... Rozdziały masz też nieco przykrótkie, ale to akurat da się zdzierżyć. Fabuła jest okej, ale tekst nadal wygląda nieco chaotycznie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. napisał bym duży komentarz, ale nie umiem.. :((
    ale napiszę to: Zajebista notka . :))
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Pisz dalej !! Ciekawe! Oby Naruto poszedł do wioski liścia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    dość dobrze szła mu walka z Deidarą, cóż poznał kim on jest, ocho Bee wyczół że ma coś w sobie....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń