Rozdział 7.
Noc nadeszła szybko. Po godzinie 18 było już ciemno, słońce
schowało się za horyzontem, a na niebie pojawił się księżyc i miliony gwiazd.
Mimo ciemności, zwierzęta uciekały spod góry, jakby wyczuwały zagrożenie.
Nagle z góry wystrzelił ognisty promień. Oświetlił cała
okolicę, jeszcze bardziej płosząc zwierzęta. Stworzył dziurę w górze, z której
wyszedł blondwłosy chłopiec. Jego ciuchy były podarte i zakurzone. Na ciele
było widać sporo siniaków, oparł się o głaz, aby odetchnąć.
-Niech no ja dorwę ich – powiedział do siebie i zaczął
schodzić z góry.
Gdy zszedł na jakąś polanę, wskoczył na pierwsze lepsze
drzewo i zasnął na gałęzi. Rano obudził się zesztywniały.
-Czego można było się spodziewać po spaniu na drzewie? –
spytał sam siebie zeskakując z konara.
Od razu mu się przypomniały wczorajsze wydarzenia. Wyjął z
plecaka jakieś dobre ciuchy i się przebrał.
-Ja bym się na nich nie rzucała – obok chłopaka, w
płomieniach pojawiła się rudowłosa dziewczyna.
Jak zwykle miała na sobie żółtą sukienkę i kapelusz.
-Czemu?
-Bo to nie twój poziom. Jednym ruchem wysadził jaskinię…
-A ja jednym ruchem się z niej wydostałem.
-Ich jest dwóch.
-Nas też.
-Ale ty jesteś uparty.
-I nawzajem.
-Nienawidzę cię – powiedziała z nerwami. – Jak ty mnie
lubisz przedrzeźniać.
-A ty może tego nie lubisz?
-Lubię – powiedziała odwracając się do niego plecami.
-Ciekawe kim w ogóle oni byli?
-Obstawiam, że są z jakiejś niebezpiecznej organizacji.
-Dobra, czas ruszać – powiedział chłopak i założył plecak i
płaszcz.
Blondyn zaczął iść drogą, a Rei ruszyła za nim. Do celu
dotarł nad ranem, gdy ludzie zaczęli wychodzić na dwór, aby załatwić swoje
sprawy. Nie była do duża wioska, miała może ze 100 mieszkańców. Z tego co
zauważył chłopak, wioska utrzymywała się z handlu i rolnictwa. Gdy tylko
zauważył szyld jakiegoś hotelu, od razu tam ruszył. Rei zniknęła od razu
zniknęła, gdy weszli do wioski.
W recepcji zobaczył młodą kobietę. Siedziała za ladą i
czytała gazetę. Miała długie brązowe włosy, zielone oczy i piegi na twarzy.
-Dzień dobry, witam w naszym hotelu. Czym mogę służyć.
-Poproszę jednoosobowy pokój. – odparł chłopiec.
-Pierwsze piętro, drugie drzwi na prawo.
Blondyn odebrał klucz i ruszył we wskazane miejsce. Jego
lokum składało się z sypialni, łazienki i małej garderoby. Wszystko ładnie
urządzone i pomalowane. Naruto od razu rzucił się na łóżko.
-A ja gdzie śpię? – obok niego usiadła Rei.
-Tam gdzie spałaś do tej pory.
-Ej to jest nie fair. W twoim ciele jest nudno i ponuro.
-I co ja mam na to poradzić?
-Rozpogodź się, mógłbyś się od czasu do czasu uśmiechnąć,
ale nie tak jak zwykle, tylko tak szczerze.
-Nie mam ku temu powodów, a teraz wybacz, ale chcę iść spać.
Rei burknęła jeszcze coś pod nosem i zniknęła w płomieniach.
----Naruto----
Obudziłem się popołudniu, a raczej zostałem obudzony przez
dzwony. Gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem jak wioska jest udekorowana, a
wszyscy mieszkańcy stoją wzdłuż głównej ulicy i na coś czekają.
-Cholera, ten ślub jest dzisiaj.
Zeskoczyłem z łóżka i chwyciłem za swój ekwipunek. Nagle
całą wioską za trzęsło, ja przewróciłem się na podłogę, a szyby w oknach
zostały wybite przez silną falę uderzeniową. Huk wybuchu, był tak głośny, że
myślałem, że ogłuchłem.
Gdy tylko się pozbierałem wyskoczyłem przez okno na jakiś
dach budynku. Rozejrzałem się po okolicy. Dym unosił się w miejscu, gdzie chyba
byś ten ślub. Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku.
Cała okolica była zniszczona, budynki były bardzo mocno
naruszone, większość nadawała się tylko do rozbiórki. W jednym miejscu był
krater o średnicy jakiś 5 metrów. Ludzie uciekali w popłochu, wszyscy patrzyli
się na niebo. Spojrzałem w kierunku, którym patrzyli wszyscy. Na niebie był
dziwny, wielki biały ptak, który zaczął się zniżać.
-Widzisz Tobi! To jest prawdziwa sztuka!
-E pajacu! – krzyknąłem do niego.
Obaj się odwrócili. Lekko ich zaskoczyłem swoją obecnością.
-Deidara-sempai, on przeżył!
-wydarł się ten zamaskowany.
-Widzę Tobi. Idź szukaj tego gościa, a ja się nim zajmę. Nie
potrzebujemy rozgłosu.
-Tak jest! – Tobi zasalutował i zniknął wciągnięty przez jakiś
wir.
-Kim jesteście!?
-Akatsuki, chodź to nic ci nie mówi. A ty? Chce wiedzieć jak
się nazywa dzieciak, który przeżył moją technikę.
-Naruto Namikaze.
-OO. Syn Czwartego Hokage? Cały świat myśli, ze nie żyjesz.
-Mam to gdzieś, a Yondaime nie jest moim ojcem.
-Jak to? Widziałem kiedyś Yondaime i…
-Katon: Ognisty Smok.
W jego kierunku wystrzeliła ognista paszcza smoka, ale
odleciał na tym ptaku, unikając jutsu.
-Jesteś strasznie narwany. Nigdy nie widziałem Czwartego,
aby się wściekał tak jak ty teraz.
-Zamknij się! Katon: Ogniste Pociski.
Z kilkunastu pocisków tylko jeden trafił tego ptaka w
skrzydło. Ten twór zaczął spadać, a członek Akatsuki zeskoczył na dach. Zamiast zaatakować, włożył ręce do kieszeni,
ale po chwili je wyjął. Zamachnął się
rękami, a z jego dłoni wystrzeliło mnóstwo małych, białych ptaszków.
Nie wiedząc co to jest odskoczyłem na bok, ale jego twory
poskręcały w moją stronę, a gdy były blisko zaczęły eksplodować. Wybuchy
odrzuciły mnie do tyłu i wylądowałem na plecach.
Podniosłem się opierając dłońmi o dach. Nagle z dachu
wystrzeliły dwa dziwne robale, które oplotły się wokół mnie.
-Co to ma być? – powiedziałem wyrywając się.
-Twój koniec – odparł Deidara. – Katsu.
-------Narracja trzecio osobowa-----
Nastąpiła silna eksplozja, która zasłoniła Deidarze widok.
Gdy kurz i dym został rozwiany, członek Brzasku zamiast zobaczyć martwego ciała
Naruto, zobaczył go całego i żywego. Jego lewa ręka zwisała wzdłuż ciała, które
ledwo trzymało się na nogach. Drugą ręką podpierał się o kolano.
-Tylko na tyle cię stać? – spytał chłopak i powoli zdjął
przedmiot owinięty w materiał z pleców.
Na chwilę zamknął oczy, po czym je otworzył i zdjął
materiał. W jego rękach był czarny miecz, jego rękojeść pokrył Złoty ogień.
-Jego ręce pokrył ogień – powiedział do siebie Deidara.
Naruto ruszył z dużą prędkością na przeciwnika. W miejscu
gdzie, stał dachówki zostały zniszczone. Gdy był przy członku Brzasku, wykonał
cięcie od dołu po skosie, ale rozciął Deidarze tylko ubranie.
-Ty smarku! – warknął starszy blondyn.
Z jego rąk zaczęła wydostawać się biała glina, która
skupiała się przed nim. Zaczęła
przypominać różne zwierzęta. Niedźwiedzia, tygrysa i sokoła, które rzuciły się
na niebieskookiego.
-Katon: Ryk Smoka!
Wielki promień ognia spalił zwierzęta z gliny oraz kilka
budynków za nimi. Deidara był pod wrażeniem techniki Naruto, który ledwo już
stał na nogach.
-Kończy mi się chakra – powiedział do siebie syn Yondaime.
-Deidara-sempai! Deidara-sempai!
Z ulicy obok budynków, na których walczyli blondyni, pojawił
się Tobi. Trzymał jakiegoś faceta w garniturze, który był nieprzytomny.
-Masz go Tobi? – spytał Deidara. – Chociaż raz zrobiłeś cos
dobrze. Znikamy.
-A co z tym chłopakiem?
-Nie ma chakry, wiec nam nie zagrozi.
-A co jeśli komuś powie?
-Teraz to już nie ważne.
Blondyn z Akatsuki stworzył wielkiego glinianego ptaka, na
którego wskoczyli.
Naruto złożył jeszcze jakieś pieczęcie, ale kula ognia nie
przeleciała nawet połowy drogi do tworu Deidary i zniknęła. Naruto opadł na
kolana podpierając się mieczem.
-„Naruto lepiej stąd idź. Jeszcze ktoś cię zobaczy i
oskarży, że to twoja wina.”
-Jestem słaby – powiedział Naruto podnosząc się.
-„Nie prawda…”
-„Nie mów, że jest inaczej.”
-„Jesteś jeszcze młody i masz mało doświadczenia.”
-„Nie mogłem go nawet zranić.”
-„On ciebie też…”
-„Gdyby nie to, że mam twardą skórę, bym już nie żył.”
-„Więc musimy wziąć
się za trening. Do tej pory trenowałeś bardziej ogólnikowo, teraz skupimy się
na wszystkim po kolei.”
Chłopak zeskoczył z dachu i schował miecz. Wszyscy byli
jeszcze ukryci, wiec nikt nie widział blondyna. Naruto wszedł przez okno do
swojego pokoju w hotelu i usiadł na łóżku.
-Przeze mnie zginał ten mężczyzna – powiedział do siebie,
kładąc się na plecach.
-Nie mogłeś tego przewidzieć – obok niego na łóżku pojawiła
się Rei.
-Ale mogłem coś zrobić.
-Co? Masz dwanaście lat i znasz kilka lepszych jutsu z
Katonu. Normalnie we wiosce byłbyś geninem, wykonując misje rangi D, a ty już
walczyłeś z kryminalistą, który mógł się bez zawahania zabić.
-Jeśli próbujesz mnie pocieszyć to dobrze ci idzie.
-Znamy się nie od dziś. Poza tym śmierć to coś czego nie
przewidzisz, ani nie pokonasz. Kiedyś przyjdzie po każdego.
-Po ciebie też? – gdy chłopak zadał pytanie, rudowłosa
ucichła i zamyśliła się.
-Pewnie tak – powiedziała po chwili. – Kiedyś umrę, zabita
albo naturalnie. Gdybym nie używała techniki do pieczętowania się, już dawno
był nie żyła, a na świecie panował by chaos, który spowodowałby Dragor.
-Mówiłaś cos o treningu. Co miałaś na myśli?
-Na początek wzmocnienie ciała, przez co wzmocnisz swoją
chakrę. Potem Nauczę cię kilku, jak nie kilkunastu stylów walki wręcz oraz
kataną, potem szybka lekcja genjutsu, ale tylko jak je zdejmować i jak je
rozpoznawać i na koniec ninjutsu. Czyli jakieś 4 do 5 lat treningu.
-ILU?!
-4 do 5 lat – powtórzyła akcentując każde słowo. – Chyba, że
nauczysz się cienistych klonów, wtedy skrócimy czas do 3 lat.
-Cienistych klonów?
-To lepsza wersja zwykłych klonów. Jest wprawdzie zakazana,
ale to dlatego, że zużywa dużo chakry. Jeśli podniesiemy twój poziom energii to
nic ci się nie stanie.
-Gdzie będziemy trenować.
-Na odludziu, w ukryciu, w cieniu.
-Czemu tak dziwnie gadasz?
-Pora, abyś nauczył się jednej z najważniejszych zasad
shinobi.
-Co masz na myśli – powiedział zaskoczony.
-To, ze musisz nauczyć się pozostawać w cieniu, nie możesz
dać się wykryć.
-Nic z tego nie rozumiem. O co ci chodzi?
-Musisz nauczyć się zabijać po cichu, aby nikt cię nie
zobaczył.
-Jak mam się tego nauczyć?
-Z czasem, musisz wykorzystywać okazję, która ci się
nadarzy, aby zdobyć doświadczenie.
-Wyruszajmy – powiedział chłopak.
Podróż trwała dużo czasu. Naruto prowadzony przez Rei,
trafił do portu w Kraju Błyskawic. Skąd popłynął statkiem, w nieznany sobie
kierunek.
Po upływie dwóch dni, w nocy statek, na którym płynął
napotkał silny sztorm. Rzucało nimi na wszystkie strony. Fale były wysokie
nawet na kilkanaście metrów, co chwilę z nieba walił piorun, który oświetlał
okolicę.
-„Naruto, musimy uciekać
tej łajby” – powiedziała Rei, do próbującego utrzymać równowagę Naruto.
-„Ja…jak?”
-„I tak byśmy musieli zmienić nasz kierunek, ponieważ
miejsce do którego zmierzamy się porusza.”
-„Jak to się porusza?”
-„Później ci wyjaśnię, idź po swoje rzeczy.”
-„Jeśli wyskoczę za burtę, marnie skończę.”
-„Jeśli zostaniesz na łódce, nie dostaniemy się na miejsce
treningu.”
Naruto zaczął się zastanawiać. Spojrzał na morze i poszedł
do swojej kajuty. Założył miecz i chwycił plecak. Stanął na barierce z tyłu
statku się zamyślił.
-Raz się żyje – powiedział i skoczył do wody.
Płynął jak najdalej od sztormu, starając się nie utonąć. Gdy fale się uspokoiły, zaczął biec po
wodzie, wspomagając się chakrą.
-Jak daleko to jest?
-Nie daleko – odpowiedziała Rei, pojawiając się przed nim. –
Czuje wyraźnie jego energię.
-Jego? Znaczy się kogo?
Nim rudowłosa odpowiedziała spod wody wystrzeliło coś
wielkiego. Fala zmyła Naruto pod wodę, rozdzielając go od Rei. Gdy wypłynął
zobaczył wielką wyspę, pokrytą czymś, co przypominało wielkie kolce. Blondyn
dopłynął do niej i wszedł na nią.
-Rei! – krzyknął, ale odpowiedziało mu tylko echo. –
Pięknie, zgubiłem się.
Zaczął iść po wyspie rozglądając się za dziewczyną. Zamiast
niej widział wielkie stwory.
-Co to jest? – spytał cicho sam siebie, chowając się za
jednym z kolców.
-To jest Żółwia Wyspa – usłyszał męski głos za sobą. – A ciebie
nie kojarzę i raczej nie powinno cię tu być.
Gdy się odwrócił zobaczył opalonego mężczyznę, w okularach
przeciwsłonecznych. Granatowych spodniach i białym bezrękawniku. Miał biały
ochraniacz ze znakiem Wioski Chmury, a na plecach sporo mieczy.
-Szukałem miejsca do treningu i przez przypadek znalazłem tą
wyspę – powiedział Naruto, drapiąc się z tyłu głowy. – „Cholera, Rei gdzie
jesteś?”
-Rozumiem. Jestem Killer Bee – powiedział krzycząc swoje
imię.
-Jestem Naruto.
-Dawaj przybij żółwika – krzyknął wystawiając pięść do
Naruto.
-„Już jestem” – usłyszał Naruto w swojej głowie.
Chłopak nie wiedząc co zrobić przybił żółwika. Twarz Bee
jakby zastygła w bezruchu.
-Widzę, że jesteś nietypowym dzieciakiem – powiedział dość poważnie
Bee. –Co tam masz w sobie? – spytał stukając palcem brzuch niebieskookiego.
-Nic.
-Jestem numerem 8 i wyczuwam innych jinchuuriki.
-Nie jestem jinchuuriki.
-Może o tym nie wiesz. Chodź mój brat musi cię poznać.
-Brat?
-Tak, tylko uważaj jest strasznie nerwowy.
Bee zaczął prowadzić Naruto w centrum wyspy. Wszystkie
zwierzęta kłaniały się przed Kilerem.
-„Wyczuł mnie, obawiam się, że będziesz musiał powiedzieć
prawdę.”
Trochę mało opisów, nie chodzi o to, żebyś rozpisywał się nie wiadomo jak... Dziesięć zdań na temat jakiegoś stołu np... Rozdziały masz też nieco przykrótkie, ale to akurat da się zdzierżyć. Fabuła jest okej, ale tekst nadal wygląda nieco chaotycznie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
napisał bym duży komentarz, ale nie umiem.. :((
OdpowiedzUsuńale napiszę to: Zajebista notka . :))
Czekam na next
Pisz dalej !! Ciekawe! Oby Naruto poszedł do wioski liścia!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńdość dobrze szła mu walka z Deidarą, cóż poznał kim on jest, ocho Bee wyczół że ma coś w sobie....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia