niedziela, 25 października 2015

Naruto - smoczy pustelnik -2.

Rozdział 2.
----Naruto----
Ocknąłem się z potwornym bólem głowy. Pod sobą czułem cos miękkiego, a na sobie czułem coś delikatnego i przyjemnego w dotyku. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że leże w łóżku, w jakimś pokoju. Przez ból głowy, nie kojarzyłem wszystkiego co się stało. Obok łóżka zobaczyłem stoliczek, a  na nim szklankę z wodą. Sięgnąłem po nią, ale, gdy tylko chwyciłem szklankę, wyśliznęła mi się z rąk i spadła na podłogę, tłukąc się. Moja dłoń zaczęła się cała trząść.
Po kilku chwilach ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka.  To był Takashi, na jego twarzy był uśmiech.
-W końcu się obudziłeś.
-Co się stało?
-Później ci wszystko  wyjaśnię. Teraz ci tylko powiem, że to przeznaczenie chciało, abyśmy się spotkali i będziesz osłabiony jeszcze przez kilka dni.
-Nic nie rozumiem.
-Jesteś jeszcze za mały, aby wszystko zrozumieć. Połóż się spać, musisz mieć dużo energii na ciężki trening – powiedział akcentując ostatnie słowa i wyszedł z pokoju.
Położyłem się z powrotem na miękkie łóżko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio leżałem, na czymś tak wygodnym.  Nawet nie wiem kiedy usnąłem.
Następnego dnia, mogłem swobodnie chodzić, lecz szybko się męczyłem. Postanowiłem pozwiedzać, Takashi kazał temu Keisuke, aby miał na mnie oko.
Był średniego wzrostu, brązowe włosy długie do karku, zielone oczy, który wyrażały spokój, na sobie miał białe z ciemnoniebieskimi dodatkami szaty. Lewą rękę miał zabandażowaną.
-Co zrobiłeś w rękę?
-Wypadek przy trenowaniu techniki Futon.
-Na czym polegała?
-Koncentrujesz wokół dłoni, małe wiry powietrza, które następnie wystrzeliwujesz we wroga. Przy odpowiednim wykonaniu, może zrobić poważną ranę.
-Musi być trudna do opanowania.
-Bo jest.
Był miły, ciągle się uśmiechał i mówił każdemu dzień dobry, gdy ktoś nas mijał. Każdy kto nas mijał, patrzył się na mnie z szacunkiem, czego nie rozumiałem, czasami nawet ktoś się lekko kłaniał.
-Czemu oni mnie tak traktują? – spytałem w końcu.
-Nie wiesz?
-Czego?
-Wybacz, ale nie mogę ci tego powiedzieć, musisz zapytać Takashi-sama.
-Pytałem go, to powiedział, że jestem za mały, aby to zrozumieć.
-Ma rację, dla mnie jest to jeszcze nie do końca zrozumiałem, a co dopiero dla dziecka.
Prychnąłem tylko na jego odpowiedź, na co się zaśmiał.  Po południu zwiedziliśmy praktycznie całą świątynię. Byliśmy w ogrodzie, kuchni, salonie, sypialniach. Pokazywał mi też hodowlę zwierząt.
Na koniec szliśmy na samą górę budynku. Była to duża sala do ćwiczeń i sparingów.  Zdjęliśmy buty przy wejściu i weszliśmy dalej. Spojrzałem na bok ściany, były tam specjalne półki na broń. Od włóczni, przez miecze i sztylety do łuków. Podszedłem do okna. 
-Wow – powiedziałem na widok z okna.
Szybko je otworzyłem, powiew wiatru mnie orzeźwił. Był widok na całe pasmo gór, a powoli zachodzące słońce, dodawało im uroku i oświetlało ośnieżone szczyty.
-Każdy tak reaguje, nie ważne ile razy to widział – powiedział Keisuke.

-----Narracja trzecio osobowa----
 Kamienna statua stała na wielkim kamieniu, wokół  wszędzie była lawa.  Co jakiś czas w górę leciała kulka magmy. Nagle całym wulkanem za trzęsło, z góry zaczęły spadać głazy, które topiły się w lawie, a statua zaczęła pękać. Przedstawiała mężczyznę, najpierw zaświeciły mu się oczy na czarno, biła z nich smuga światła. Nagle na statuę spadł wielki głaz, a trzęsienie ustało. Wszystko wróciło do  normalności, ale po zaledwie kilku sekundach głaz został wyrzucony z wielką siłą na zewnątrz wulkanu.  
Tam gdzie stał posąg, stał mniej więcej dwudziestoletni mężczyzna. Miał białe włosy, sięgające do karku, czerwone oczy z pionową źrenicą. Na sobie miał czarne spodnie, góry nie miał. Narzucony miał na siebie biały na zewnątrz i czarny w środku płaszcz. Na plecach miał wielki, czarny miecz.  Spojrzał na swoje dłonie i uśmiechnął się.
-Nadszedł czas – powiedział do siebie i zaczął się wrednie śmiać.
Jego skóra zaczęła zmieniać się w czarne łuski, a na plecach wyrosły mu czarne niczym smoła skrzydła. Paznokcie stały się długimi pazurami.  Schylił się do ziemi, aby następnie wysoko skoczyć. Zaczął machać skrzydłami i wyleciał z wulkanu. Zmienił się w małego smoka, po czym zniknął w chmurach.
----Naruto---
Siedziałem w swoim pokoju, a dokładniej na framudze okna, które było otwarte na rozszerz.  Patrzyłem się na wszystkich, każdy coś robił. Ktoś zajmował się ogródkiem, kilku mnichów trenowało, ktoś pasł kozy. Na wszystkich twarzach był uśmiech.
Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Takashi. Jak zwykle miał na sobie szaty jakie nosili wszyscy mnisi. Ręce miał złożone pod klatką piersiową i schowane w rękawach.
-Naruto czas zacząć trening – powiedział, a ja się uśmiechnąłem.
-Od czego zaczniemy? – spytałem zeskakując z okna.
-Od…  nauki – dokończył wyciągając jakąś książkę z rękawa. –Najpierw musisz dowiedzieć się trochę o świecie.
-Jeny.
-Więc tak. Najważniejsze jest, abyś pamiętał, z kim ci przyjdzie walczyć w przyszłości.
-Hym?
-Otóż na świecie jest zło starsze niż czasy Rikodu Senina, czy Biju. Jakiś tysiąc lat przed nimi na świecie panowały smoki.
-Smoki? – spytałem zaciekawiony.
-Tak, można powiedzieć, że podzieliły się na dwie grupy, dobre i złe. Złych było więcej i byli silniejsi, ale ci dobrzy nie odstępowali im. W końcu doszło do wielkiej bitwy.
-Jak wielkiej?
-Z kilku tysięcy smoków zostały dwa.
-Dwa?
-Tak, jeden dobry i jeden zły. Smok Ciemności, używa specjalnej techniki, która pieczętuje jego ciało na kilkaset lat, a gdy jutsu się kończy wraca do życia i sieje spustoszenie.
-A ten dobry.
-Smok Światła, też używa podobnej techniki, ale jego jutsu kończy się dopiero, gdy do statuy podejdzie wybraniec. Gdy dobry smok, zapieczętuje się w wybrańcu, zły smok się przebudza.
-Po co mi ta wiedza?
-Ponieważ ty jesteś tym wybrańcem. Powiedz, czy nie czujesz się inaczej, odkąd jesteś w świątyni.
-Może troszkę, ale myślałem, że jest to związane ze zmianą otoczenia.
-Trochę racji, w tym jest, ale głównie jest to związany z tym, że zapieczętowała się w tobie smoczyca. Odsłoń brzuch.
Rozkazał, a ja od razu podwinąłem bluzę. Wokół mojego pępka, był jakby tatuaż w kształcie smoka. Gdy zakryłem brzuch, Takashi schował książkę.
-W krótce się przebudzi i wszystko stanie się dla ciebie jasne. Teraz przejdziemy do Sali na górze, pokaże ci naszą broń, oraz jak z niej korzystać.
-Hai.
----Rok  później----
Właśnie skończyłem się myć po treningu. Przez ten rok uczyłem się głównie kontroli chakry, ale była też nauka o krajach i innych potrzebnych rzeczach oraz podstawy w używaniu broni.  Od tych treningów strasznie mnie bolały mięśnie, ale następnego dnia, czułem się jak nowo narodzony, nie miałem żadnych zakwasów, czy siniaków.
Gdy ubrałem się w czyste ubranie, wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni, aby zjeść jakąś kolację. Znałem już całą świątynię na pamięć, mogłem trafić do kuchni z zamkniętymi oczami, kierując się tylko węchem.
Gdy tylko wszedłem zobaczyłem duży garnek z Ramen. Od razu wziąłem jakąś miskę i nalałem sobie zupy. Przeszedłem do jadalni, w której byli prawie wszyscy i usiadłem przy Keisuke.
Przez ten rok zaprzyjaźniliśmy się. On opowiedział mi jak się znalazł, w Świątyni, a ja mu opowiedziałem o swojej ucieczce. Był sierotą, wychowywał się w sierocińcu, z którego uciekł ponieważ był poniżany. Przypadkiem spotkał jakiegoś mnicha, który go zabrał do tej  Świątyni.
Nasza przeszłość nie różniła się bardzo, może dlatego zaprzyjaźniliśmy się.
-Znowu Ramen? – spytał z uśmiechem na twarzy.
-Znowu potrawka z kurczaka? – odparłem tak samo.
Zaczęliśmy chichotać, ale musieliśmy się powstrzymać przed głośnym śmiechem. 
-Jak ci idzie trening?
-W sumie to dobrze, mimo ciężkiego treningu, rano w ogóle nie jestem obolały czy coś.
-Pewnie dzięki lokatorowi.
On jako jeden z nie wielu wiedział kim jestem, Takashi, że im mniej osób wie tym lepiej. W prawdzie każdy cos wiedział na ten temat, ale nikt nie znał całej prawdy.
-Jeszcze dzisiaj mam trening ze strzelania z łuku, a jutro mam wolne.
-To może zrobimy sobie wycieczkę po górach.
-Pewnie.
Skończyłem jeść Ramen i odniosłem miskę do kuchni, gdzie ją umyłem i postawiłem na swoje miejsce. Ruszyłem na salę do ćwiczeń. Gdy do niej wszedłem zobaczyłem, że Takashi już na mnie czeka.
-Przepraszam za spóźnienie – powiedział podchodząc.
-Nic się nie stało. Przejdźmy od razu do nauki.
Podszedłem do stojaka i wziąłem łuk i kilka strzał. Stanąłem pod ścianą, naprzeciw tarczy. Zamknąłem oczy, aby się skupić i zrobiłem większy wdech. Trzymając powietrze w płucach, przygotowałem strzałę i naciągnąłem cięciwę.  Wycelowałem i puściłem strzałę. Trafiłem w trzeci okrąg od środka. Pozostały mi jeszcze dwie strzały.
-Masz całkiem dobre oko, ale musisz jeszcze dużo ćwiczyć.
Byłem ciekaw o co mu chodzi, przecież strzelam całkiem dobrze. Zrobiłem to co przedtem i prawie trafiłem w sam środek. Trzecia próba była perfekcyjna, trafiłem  w sam środek.
-Dobrze, możemy przejść na trudniejszy poziom.
-Co to znaczy?
-Wyjdziemy na dwór.
-Na… dwór?
-Tak, w pomieszczeniu jest łatwiej, ponieważ nie ma wiatru.
Zabrałem łuk i trzy strzały i ruszyłem za senseiem. Wyszliśmy na plan treningowy, od razu poczułem, że będzie trudniej, ponieważ wiał silny wiatr. Stanąłem na takiej samej odległości co w Sali i wycelowałem strzałę. Celowałem w sam środek, a mimo to strzała przeleciała dobre pół metra od tarczy.
-Tym razem musisz wziąć pod uwagę siłę wiatru – powiedział Takashi.
Kiwnąłem głową, że rozumiem i przygotowałem się. Tym razem przycelowałem, bardziej w stronę, z której wieje wiatr, ale mimo to strzała otarła się o tarcze i uderzyła w mur za nią.
-Poczekaj – powiedział Takashi, gdy celowałem ostatni strzałą. – Musisz wczuć się w wiatr, nigdy nie masz pewności, że gdy wystrzelisz, akurat nie zawieje silniejszy wiatr. Wsłuchaj się w niego, a uda ci się trafić.
Naciągnąłem cięciwę i zamknąłem oczy. Zacząłem oczyszczać umysł ze zbędnych myśli, wsłuchałem się we wiatr, który poruszał moimi włosami. Otworzyłem powoli oczy i strzeliłem.  Strzała w ciągu jednej sekundy wbiła się w środek tarczy.
-Brawo. W przeciągu tego roku, zrobię z ciebie mistrza w strzelaniu z łuku, ale zaczniemy też trenować ninjutsu. Podstawowe techniki Katonu są łatwe do opanowania, więc pójdzie szybko.
-Katonu? Skąd wiesz jaką mam naturę?
-Każdy, w kim zapieczętował się smok, potrafi władać nad ogniem.
-Ty też byłeś wybrańcem?
-Tak, jednak nie udało mi się pokonać Dragora, uciekł i użył jutsu, o którym ci mówiłem. Choć na krótko, ponieważ kolejny wybraniec został odnaleziony za nim poprzednik zmarł. Dzięki temu, przekażę ci wiedzę, dzięki której będziesz mógł go pokonać.
-A ta smoczyca jak się nazywa?
-Rej. Jeszcze ci się nie ujawniła?
-Nie.
Odstawiłem łuk na stojak i wziąłem miecz. Chwyciłem go mocno, ciało pochyliłem lekko do przodu, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę, która była wysunięta trochę do przodu. Takashi stanął na przeciw mnie w takiej samej pozycji. Ruszyłem do ataku. Naparłem na niego z całą siłą jaką miałem, ale on nie ruszył się nawet o centymetr, jedynie pochylił się trochę do tyłu. Gdy stanąłem na ziemi, zrobiłem obrót i chciałem go kopnąć, ale złapał moją nogę lewą ręką.  Wykorzystał mój impet i rzucił mną w stos siana.
Gdy się z niego wygrzebałem, zobaczyłem jak Takashi się ze mnie śmieje. Na moje nieszczęście podczas lotu zgubiłem miecz. Zacząłem się rozglądać, leżał jakieś dwa metry ode mnie.  Podszedłem do niego i go podniosłem.
Tym razem to sensei zaatakował, a ja się broniłem. Ciągle musiałem uskakiwać, aby uniknąć jego ostrza, jak na starca był strasznie szybki i silny. Przez chwilę się zamyśliłem i powalił mnie kopniakiem na ziemię. Złapałem się za klatkę, gdzie dostałem.
-Wstawaj, jeśli będziesz walczył na śmierć i życie, wróg nie da ci forów.
-Wtedy nie będę dzieciakiem.
-Skąd wiesz? Nie wiadomo, kiedy zostaniemy zaatakowani – dokończył pojawiając się nade mną.
Szybko się przeturlałem, a tam gdzie leżałem, wbił się miecz. Wstając zgarnąłem w dłoń trochę piasku. Rzuciłem nim w oczy Takashiemu, dzięki temu mogłem się schować i chwilę odpocząć.
Schowałem się za stogiem siana i obserwowałem co zrobi Takashi. Gdy mógł normalnie widzieć, zaczął się rozglądać, o dziwo wbił miecz w ziemię, a ręce złożył na klatce, chowając je w rękawach.
-„Co on robi?” – spytałem sam siebie w myślach.
-„Czeka” – usłyszałem odpowiedź w mojej głowie, co mnie przeraziło.
-„Co? Kto to powiedział?” – zacząłem się rozglądać, tak aby mnie nie zauważył.
-„Jestem Rej.”
-„W końcu się odezwałaś” – powiedziałem miłym głosem.
-„Musiałam przyzwyczaić nasze ciała do tej sytuacji.”
-Tu jesteś! – krzyknął Takashi, pojawiając się za mną.
Odruchowo chwyciłem miecz i zablokowałem płasko cięcie nad głową.
-„Odepchnij go i wykonaj cięcie od dołu” – powiedziała Rei.
Nie miałem innego pomysłu, więc tak zrobiłem.  O dziwo atak zrobił małe rozcięcie na jego poliku, a na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Dotknął palcami polika.
-Dawno nikt mnie tak nie zranił – powiedział Takashi. – Zapewne Rei się obudziła i pomogła ci.

-Ta – odparłem uśmiechając się i drapiąc z tyłu głowy.

5 komentarzy:

  1. trening naruciaka. smoczyca się przebudzila, czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Super pomysł ;D zawsze masz fajne rozdziału xD pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie ciekawie szkoda tylko że tak krutko czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. Kilka błędów, powtórzeń oraz nieco chaotycznie... Poza tym fabuła zdaje się być dość dobra.

    Zapraszam również do mnie na trzeci rozdział!
    http://the-pain-of-the-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Naruto już rozpoczął trening, w końcu Rei się obudziła, jak widać ciężko trenuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń