Rozdział 2.
----Naruto----
Ocknąłem się z potwornym bólem głowy. Pod sobą czułem cos
miękkiego, a na sobie czułem coś delikatnego i przyjemnego w dotyku. Otworzyłem
oczy i zobaczyłem, że leże w łóżku, w jakimś pokoju. Przez ból głowy, nie
kojarzyłem wszystkiego co się stało. Obok łóżka zobaczyłem stoliczek, a na nim szklankę z wodą. Sięgnąłem po nią,
ale, gdy tylko chwyciłem szklankę, wyśliznęła mi się z rąk i spadła na podłogę,
tłukąc się. Moja dłoń zaczęła się cała trząść.
Po kilku chwilach ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka. To był Takashi, na jego twarzy był uśmiech.
-W końcu się obudziłeś.
-Co się stało?
-Później ci wszystko
wyjaśnię. Teraz ci tylko powiem, że to przeznaczenie chciało, abyśmy się
spotkali i będziesz osłabiony jeszcze przez kilka dni.
-Nic nie rozumiem.
-Jesteś jeszcze za mały, aby wszystko zrozumieć. Połóż się
spać, musisz mieć dużo energii na ciężki trening – powiedział akcentując
ostatnie słowa i wyszedł z pokoju.
Położyłem się z powrotem na miękkie łóżko. Nie pamiętam,
kiedy ostatnio leżałem, na czymś tak wygodnym.
Nawet nie wiem kiedy usnąłem.
Następnego dnia, mogłem swobodnie chodzić, lecz szybko się
męczyłem. Postanowiłem pozwiedzać, Takashi kazał temu Keisuke, aby miał na mnie
oko.
Był średniego wzrostu, brązowe włosy długie do karku,
zielone oczy, który wyrażały spokój, na sobie miał białe z ciemnoniebieskimi
dodatkami szaty. Lewą rękę miał zabandażowaną.
-Co zrobiłeś w rękę?
-Wypadek przy trenowaniu techniki Futon.
-Na czym polegała?
-Koncentrujesz wokół dłoni, małe wiry powietrza, które następnie
wystrzeliwujesz we wroga. Przy odpowiednim wykonaniu, może zrobić poważną ranę.
-Musi być trudna do opanowania.
-Bo jest.
Był miły, ciągle się uśmiechał i mówił każdemu dzień dobry,
gdy ktoś nas mijał. Każdy kto nas mijał, patrzył się na mnie z szacunkiem,
czego nie rozumiałem, czasami nawet ktoś się lekko kłaniał.
-Czemu oni mnie tak traktują? – spytałem w końcu.
-Nie wiesz?
-Czego?
-Wybacz, ale nie mogę ci tego powiedzieć, musisz zapytać
Takashi-sama.
-Pytałem go, to powiedział, że jestem za mały, aby to
zrozumieć.
-Ma rację, dla mnie jest to jeszcze nie do końca
zrozumiałem, a co dopiero dla dziecka.
Prychnąłem tylko na jego odpowiedź, na co się zaśmiał. Po południu zwiedziliśmy praktycznie całą
świątynię. Byliśmy w ogrodzie, kuchni, salonie, sypialniach. Pokazywał mi też
hodowlę zwierząt.
Na koniec szliśmy na samą górę budynku. Była to duża sala do
ćwiczeń i sparingów. Zdjęliśmy buty przy
wejściu i weszliśmy dalej. Spojrzałem na bok ściany, były tam specjalne półki
na broń. Od włóczni, przez miecze i sztylety do łuków. Podszedłem do okna.
-Wow – powiedziałem na widok z okna.
Szybko je otworzyłem, powiew wiatru mnie orzeźwił. Był widok
na całe pasmo gór, a powoli zachodzące słońce, dodawało im uroku i oświetlało
ośnieżone szczyty.
-Każdy tak reaguje, nie ważne ile razy to widział –
powiedział Keisuke.
-----Narracja trzecio osobowa----
Kamienna statua stała
na wielkim kamieniu, wokół wszędzie była
lawa. Co jakiś czas w górę leciała kulka
magmy. Nagle całym wulkanem za trzęsło, z góry zaczęły spadać głazy, które
topiły się w lawie, a statua zaczęła pękać. Przedstawiała mężczyznę, najpierw
zaświeciły mu się oczy na czarno, biła z nich smuga światła. Nagle na statuę
spadł wielki głaz, a trzęsienie ustało. Wszystko wróciło do normalności, ale po zaledwie kilku sekundach
głaz został wyrzucony z wielką siłą na zewnątrz wulkanu.
Tam gdzie stał posąg, stał mniej więcej dwudziestoletni
mężczyzna. Miał białe włosy, sięgające do karku, czerwone oczy z pionową
źrenicą. Na sobie miał czarne spodnie, góry nie miał. Narzucony miał na siebie
biały na zewnątrz i czarny w środku płaszcz. Na plecach miał wielki, czarny
miecz. Spojrzał na swoje dłonie i
uśmiechnął się.
-Nadszedł czas – powiedział do siebie i zaczął się wrednie
śmiać.
Jego skóra zaczęła zmieniać się w czarne łuski, a na plecach
wyrosły mu czarne niczym smoła skrzydła. Paznokcie stały się długimi
pazurami. Schylił się do ziemi, aby
następnie wysoko skoczyć. Zaczął machać skrzydłami i wyleciał z wulkanu.
Zmienił się w małego smoka, po czym zniknął w chmurach.
----Naruto---
Siedziałem w swoim pokoju, a dokładniej na framudze okna,
które było otwarte na rozszerz.
Patrzyłem się na wszystkich, każdy coś robił. Ktoś zajmował się
ogródkiem, kilku mnichów trenowało, ktoś pasł kozy. Na wszystkich twarzach był
uśmiech.
Nagle drzwi się otworzyły, a do środka wszedł Takashi. Jak
zwykle miał na sobie szaty jakie nosili wszyscy mnisi. Ręce miał złożone pod
klatką piersiową i schowane w rękawach.
-Naruto czas zacząć trening – powiedział, a ja się uśmiechnąłem.
-Od czego zaczniemy? – spytałem zeskakując z okna.
-Od… nauki –
dokończył wyciągając jakąś książkę z rękawa. –Najpierw musisz dowiedzieć się
trochę o świecie.
-Jeny.
-Więc tak. Najważniejsze jest, abyś pamiętał, z kim ci
przyjdzie walczyć w przyszłości.
-Hym?
-Otóż na świecie jest zło starsze niż czasy Rikodu Senina,
czy Biju. Jakiś tysiąc lat przed nimi na świecie panowały smoki.
-Smoki? – spytałem zaciekawiony.
-Tak, można powiedzieć, że podzieliły się na dwie grupy,
dobre i złe. Złych było więcej i byli silniejsi, ale ci dobrzy nie odstępowali
im. W końcu doszło do wielkiej bitwy.
-Jak wielkiej?
-Z kilku tysięcy smoków zostały dwa.
-Dwa?
-Tak, jeden dobry i jeden zły. Smok Ciemności, używa
specjalnej techniki, która pieczętuje jego ciało na kilkaset lat, a gdy jutsu
się kończy wraca do życia i sieje spustoszenie.
-A ten dobry.
-Smok Światła, też używa podobnej techniki, ale jego jutsu
kończy się dopiero, gdy do statuy podejdzie wybraniec. Gdy dobry smok,
zapieczętuje się w wybrańcu, zły smok się przebudza.
-Po co mi ta wiedza?
-Ponieważ ty jesteś tym wybrańcem. Powiedz, czy nie czujesz
się inaczej, odkąd jesteś w świątyni.
-Może troszkę, ale myślałem, że jest to związane ze zmianą
otoczenia.
-Trochę racji, w tym jest, ale głównie jest to związany z tym,
że zapieczętowała się w tobie smoczyca. Odsłoń brzuch.
Rozkazał, a ja od razu podwinąłem bluzę. Wokół mojego pępka,
był jakby tatuaż w kształcie smoka. Gdy zakryłem brzuch, Takashi schował
książkę.
-W krótce się przebudzi i wszystko stanie się dla ciebie
jasne. Teraz przejdziemy do Sali na górze, pokaże ci naszą broń, oraz jak z
niej korzystać.
-Hai.
----Rok później----
Właśnie skończyłem się myć po treningu. Przez ten rok
uczyłem się głównie kontroli chakry, ale była też nauka o krajach i innych potrzebnych
rzeczach oraz podstawy w używaniu broni. Od tych treningów strasznie mnie bolały
mięśnie, ale następnego dnia, czułem się jak nowo narodzony, nie miałem żadnych
zakwasów, czy siniaków.
Gdy ubrałem się w czyste ubranie, wyszedłem z pokoju i ruszyłem
do kuchni, aby zjeść jakąś kolację. Znałem już całą świątynię na pamięć, mogłem
trafić do kuchni z zamkniętymi oczami, kierując się tylko węchem.
Gdy tylko wszedłem zobaczyłem duży garnek z Ramen. Od razu
wziąłem jakąś miskę i nalałem sobie zupy. Przeszedłem do jadalni, w której byli
prawie wszyscy i usiadłem przy Keisuke.
Przez ten rok zaprzyjaźniliśmy się. On opowiedział mi jak
się znalazł, w Świątyni, a ja mu opowiedziałem o swojej ucieczce. Był sierotą,
wychowywał się w sierocińcu, z którego uciekł ponieważ był poniżany.
Przypadkiem spotkał jakiegoś mnicha, który go zabrał do tej Świątyni.
Nasza przeszłość nie różniła się bardzo, może dlatego
zaprzyjaźniliśmy się.
-Znowu Ramen? – spytał z uśmiechem na twarzy.
-Znowu potrawka z kurczaka? – odparłem tak samo.
Zaczęliśmy chichotać, ale musieliśmy się powstrzymać przed
głośnym śmiechem.
-Jak ci idzie trening?
-W sumie to dobrze, mimo ciężkiego treningu, rano w ogóle
nie jestem obolały czy coś.
-Pewnie dzięki lokatorowi.
On jako jeden z nie wielu wiedział kim jestem, Takashi, że
im mniej osób wie tym lepiej. W prawdzie każdy cos wiedział na ten temat, ale
nikt nie znał całej prawdy.
-Jeszcze dzisiaj mam trening ze strzelania z łuku, a jutro
mam wolne.
-To może zrobimy sobie wycieczkę po górach.
-Pewnie.
Skończyłem jeść Ramen i odniosłem miskę do kuchni, gdzie ją
umyłem i postawiłem na swoje miejsce. Ruszyłem na salę do ćwiczeń. Gdy do niej
wszedłem zobaczyłem, że Takashi już na mnie czeka.
-Przepraszam za spóźnienie – powiedział podchodząc.
-Nic się nie stało. Przejdźmy od razu do nauki.
Podszedłem do stojaka i wziąłem łuk i kilka strzał. Stanąłem
pod ścianą, naprzeciw tarczy. Zamknąłem oczy, aby się skupić i zrobiłem większy
wdech. Trzymając powietrze w płucach, przygotowałem strzałę i naciągnąłem cięciwę. Wycelowałem i puściłem strzałę. Trafiłem w
trzeci okrąg od środka. Pozostały mi jeszcze dwie strzały.
-Masz całkiem dobre oko, ale musisz jeszcze dużo ćwiczyć.
Byłem ciekaw o co mu chodzi, przecież strzelam całkiem
dobrze. Zrobiłem to co przedtem i prawie trafiłem w sam środek. Trzecia próba
była perfekcyjna, trafiłem w sam środek.
-Dobrze, możemy przejść na trudniejszy poziom.
-Co to znaczy?
-Wyjdziemy na dwór.
-Na… dwór?
-Tak, w pomieszczeniu jest łatwiej, ponieważ nie ma wiatru.
Zabrałem łuk i trzy strzały i ruszyłem za senseiem.
Wyszliśmy na plan treningowy, od razu poczułem, że będzie trudniej, ponieważ
wiał silny wiatr. Stanąłem na takiej samej odległości co w Sali i wycelowałem
strzałę. Celowałem w sam środek, a mimo to strzała przeleciała dobre pół metra
od tarczy.
-Tym razem musisz wziąć pod uwagę siłę wiatru – powiedział
Takashi.
Kiwnąłem głową, że rozumiem i przygotowałem się. Tym razem
przycelowałem, bardziej w stronę, z której wieje wiatr, ale mimo to strzała
otarła się o tarcze i uderzyła w mur za nią.
-Poczekaj – powiedział Takashi, gdy celowałem ostatni
strzałą. – Musisz wczuć się w wiatr, nigdy nie masz pewności, że gdy
wystrzelisz, akurat nie zawieje silniejszy wiatr. Wsłuchaj się w niego, a uda
ci się trafić.
Naciągnąłem cięciwę i zamknąłem oczy. Zacząłem oczyszczać
umysł ze zbędnych myśli, wsłuchałem się we wiatr, który poruszał moimi włosami.
Otworzyłem powoli oczy i strzeliłem.
Strzała w ciągu jednej sekundy wbiła się w środek tarczy.
-Brawo. W przeciągu tego roku, zrobię z ciebie mistrza w
strzelaniu z łuku, ale zaczniemy też trenować ninjutsu. Podstawowe techniki
Katonu są łatwe do opanowania, więc pójdzie szybko.
-Katonu? Skąd wiesz jaką mam naturę?
-Każdy, w kim zapieczętował się smok, potrafi władać nad
ogniem.
-Ty też byłeś wybrańcem?
-Tak, jednak nie udało mi się pokonać Dragora, uciekł i użył
jutsu, o którym ci mówiłem. Choć na krótko, ponieważ kolejny wybraniec został
odnaleziony za nim poprzednik zmarł. Dzięki temu, przekażę ci wiedzę, dzięki
której będziesz mógł go pokonać.
-A ta smoczyca jak się nazywa?
-Rej. Jeszcze ci się nie ujawniła?
-Nie.
Odstawiłem łuk na stojak i wziąłem miecz. Chwyciłem go
mocno, ciało pochyliłem lekko do przodu, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę,
która była wysunięta trochę do przodu. Takashi stanął na przeciw mnie w takiej
samej pozycji. Ruszyłem do ataku. Naparłem na niego z całą siłą jaką miałem,
ale on nie ruszył się nawet o centymetr, jedynie pochylił się trochę do tyłu.
Gdy stanąłem na ziemi, zrobiłem obrót i chciałem go kopnąć, ale złapał moją
nogę lewą ręką. Wykorzystał mój impet i
rzucił mną w stos siana.
Gdy się z niego wygrzebałem, zobaczyłem jak Takashi się ze
mnie śmieje. Na moje nieszczęście podczas lotu zgubiłem miecz. Zacząłem się
rozglądać, leżał jakieś dwa metry ode mnie. Podszedłem do niego i go podniosłem.
Tym razem to sensei zaatakował, a ja się broniłem. Ciągle
musiałem uskakiwać, aby uniknąć jego ostrza, jak na starca był strasznie szybki
i silny. Przez chwilę się zamyśliłem i powalił mnie kopniakiem na ziemię. Złapałem
się za klatkę, gdzie dostałem.
-Wstawaj, jeśli będziesz walczył na śmierć i życie, wróg nie
da ci forów.
-Wtedy nie będę dzieciakiem.
-Skąd wiesz? Nie wiadomo, kiedy zostaniemy zaatakowani –
dokończył pojawiając się nade mną.
Szybko się przeturlałem, a tam gdzie leżałem, wbił się
miecz. Wstając zgarnąłem w dłoń trochę piasku. Rzuciłem nim w oczy Takashiemu,
dzięki temu mogłem się schować i chwilę odpocząć.
Schowałem się za stogiem siana i obserwowałem co zrobi
Takashi. Gdy mógł normalnie widzieć, zaczął się rozglądać, o dziwo wbił miecz w
ziemię, a ręce złożył na klatce, chowając je w rękawach.
-„Co on robi?” – spytałem sam siebie w myślach.
-„Czeka” – usłyszałem odpowiedź w mojej głowie, co mnie
przeraziło.
-„Co? Kto to powiedział?” – zacząłem się rozglądać, tak aby
mnie nie zauważył.
-„Jestem Rej.”
-„W końcu się odezwałaś” – powiedziałem miłym głosem.
-„Musiałam przyzwyczaić nasze ciała do tej sytuacji.”
-Tu jesteś! – krzyknął Takashi, pojawiając się za mną.
Odruchowo chwyciłem miecz i zablokowałem płasko cięcie nad
głową.
-„Odepchnij go i wykonaj cięcie od dołu” – powiedziała Rei.
Nie miałem innego pomysłu, więc tak zrobiłem. O dziwo atak zrobił małe rozcięcie na jego
poliku, a na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Dotknął palcami polika.
-Dawno nikt mnie tak nie zranił – powiedział Takashi. –
Zapewne Rei się obudziła i pomogła ci.
-Ta – odparłem uśmiechając się i drapiąc z tyłu głowy.
trening naruciaka. smoczyca się przebudzila, czekam na next
OdpowiedzUsuńSuper pomysł ;D zawsze masz fajne rozdziału xD pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńFajnie ciekawie szkoda tylko że tak krutko czekam na nexta
OdpowiedzUsuńKilka błędów, powtórzeń oraz nieco chaotycznie... Poza tym fabuła zdaje się być dość dobra.
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie na trzeci rozdział!
http://the-pain-of-the-soul.blogspot.com/
Hej,
OdpowiedzUsuńNaruto już rozpoczął trening, w końcu Rei się obudziła, jak widać ciężko trenuje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia