Z powodu problemów technicznych zniknął mi plik, na którym miałem napisaną połowę nowego rozdziału, tak więc publikacja zostanie opóźniona, prawdopodobnie do początku stycznia.
A tu takie moje zapytanie, jeśli ktoś chce, aby w wygladzie bloga coś się zmieniło niech napiszę w komentarzu. Jeśli pomysł spodoba mi się, postaram się to zmienić.
wtorek, 29 grudnia 2015
poniedziałek, 21 grudnia 2015
Naruto - smoczy pustelnik -12.
Rozdział 12.
----Naruto----
Przeskoczyłem nad sensei i zderzyłem się kunaiem z jednym
napastnikiem. Na ziemię leciało sporo iskier. Żaden z nas nie mógł przepchnąć
drugiego, spojrzałem mu w oczy i mnie olśniło. Kojarzyłem ich i te stroje. To z
nimi walczyłem, przed wyruszeniem na trening na Żółwią Wyspę.
-Naruto jak się czujesz? – spytała sensei.
Użyłem całej siły i odepchnąłem przeciwnika do tyłu.
-Dobrze – odparłem nie odwracając uwagi od wroga.
-To ty – powiedział mężczyzna.
-Znamy się?
-Próbowałeś nam przeszkodzi, gdy porwaliśmy tamtego faceta
ze ślubu, pamiętasz?
-Deidara – powiedziałem cicho.
-Pamiętasz moje imię, ale ja twojego nie. Chciałbym wiedzieć
kogo zabije.
-Nikogo nie zabijesz!
-Zobaczymy!
Machnął jedną ręką, z której wystrzeliło mnóstwo małych
ptaków. Zasłoniłem twarz rękami, ale nic
nie poczułem. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem barierę z piorunów. Była duża,
ochraniała Idate i Yuki, którzy byli z drugiej strony polany. Gdy usłyszałem
jak coś upada odwróciłem się. Sensei upadła na jedno kolano.
-Długo jej nie utrzymam. Uciekajcie!
-Nie. Nie zostawimy cię sensei.
-AAAAAA! – krzyk Idate przerwał nasza konserwację.
Odwróciliśmy się tam, a bariera opadła. Idate leżał przed
facetem w pomarańczowej masce. Kunai był w krwi, ale na ciele mojego kolegi nie
było śladu krwi. Spojrzałem na ciało Yuki, wokół niej było coraz więcej krwi.
Ruszyłem biegiem do nich. Gdy byłem w połowie drogi, za mną nastąpił wybuch.
Fala rzuciła mną do przodu, upadłem na brzuch, mocno uderzając głową o ziemię.
Gdy ogłuszenie minęło, odwróciłem się, sensei leżała martwa,
jej głowa turlała się po ziemi, w końcu się zatrzymując. Trawa i ziemia
zabarwiła się na bordowo od jej krwi. Zrobiło mi się nie dobrze w żołądku, ale
powstrzymałem się. Spojrzałem na Idate. Facet w masce trzymał go za gardło w
górze, a kunai był wbity w jego pierś.
Gdy zobaczyłem cień nad sobą, podniosłem głowę. Blondyn
schylił się i podniósł mnie za ciuchy.
-Zapamiętaj
smarkaczu. Nie wchodź nam w drogę jak ostatnim razem. Jesteśmy zbirami, którzy
nie zawahają się zabić dzieciaka, zresztą widziałeś.
-Zabije was – wyszeptałem tak cicho, że wyglądało to tak
jakbym ruszał tylko ustami.
-Co?
-Zabije was! – krzyknąłem mu prosto w twarz.
Moją prawą rękę spowił ogień. Zamachnąłem się i uderzyłem go
z pięści, powalając go na ziemi. Znowu stanąłem na nogi. Przez chwilę zrobiło
mi się słabo, a przed oczami pojawiły się mroczki, ale po kilku sekundach
wszystko ustało.
Wściekłość zaczęła brać górę. Ogień spowił całe moje ciało,
na ziemi powstał okrąg z wypalonej trawy o średnicy kilku metrów. Obaj stanęli
naprzeciw mnie, ale odskoczyli do tyłu, gdy zrobiło im się za gorąco.
-Kim on jest Deidara -sempai!?
-Nie wiem Tobi, ale może być ciekawie.
-----Narracja trzecio osobowa-----
Daidara wsadził ręce do toreb, które miał przyczepione pod
płaszczem. Gdy je wyjął zamachnął się, a ust, które miał na dłoniach
od wewnętrznej strony wystrzeliły małe ptaszki. Naruto złożył kilka pieczęci, a przed nim powstała
ściana z ognia.
-Moje bomby nie tak łatwo spali…
Deidara był pewien, że jego bomby wytrzymają kontakt z
ogniem, ale gdy tylko zderzyły się z
obroną Naruto został po nich proch.
-„Rei, daj mi swojej siły” – powiedział telepatycznie do
smoczycy.
Jego oczy zmieniły kolor na krwisty, a jego źrenica stała
się cienką, pionową kreską. Na jego skórze pojawił się zarys łusek. Jego
paznokcie, zmieniły się w pazury, a zęby w kły. Włosy nastroszyły się i stały
się gęstsze.
Chłopak przeskoczył przez ogień i dobiegł do Deidary.
Uderzył go pięścią w brzuch, tak, że członek Akatsuki skulił się do przodu.
Następnie z obrotu kopnął go w twarz. Blondyn poleciał w stronę drzew, a Naruto
rzucił się na mężczyznę w masce. Niestety każdy jego atak przechodził przez
niego.
-Mnie nie tak łatwo zranić – powiedział poważnie, zakładając
ręce na pierś.
-Katon: Ognista Fala!
Cały obszar w promieniu co najmniej trzydziestu metrów uległ
całkowitemu spaleniu. Zamiast trawy była goła, czarna ziemia. Na drzewach nie
było liści, a konary jeszcze się paliły. Ich kolor stał siec czarny jak smoła.
Tobi stał w takiej
samej pozycji, ale jego płaszcz był w połowie spalony, a jego maska uległa
pęknięciu. Było pewne, że jest w szoku, a jego oczy to potwierdzały, mimo
maski, było widać, że jego źrenice się rozszerzyły.
Naruto skrzyżował ręce przed klatką piersiową, a na jego
dłoniach pojawiły się ogniste szpony. Ruszył biegiem na Tobiego, który w ostatniej chwili uskoczył przed
dwunastolatkiem.
-Dość tego – powiedział poważnie Tobi, łapiąc Naruto za
nadgarstki.
Ogień z dłoni blondyna zniknął, a on sam stracił nagle siły
do walki. Jego wygląd wrócił do poprzedniego stanu, a jego oczy stały się
zamglone. Do Tobiego na wielkim, białym smoku podleciał Deidara.
-Ciekawy dzieciak – powiedział Deidara. – Co z nim zrobimy?
-Nic – odparł niskim tonem i rzucił chłopakiem w głaz, który
rozleciał się na kawałki od siły uderzenia.
Przez las szedł siwowłosy staruszek. Podpierał się na lasce,
która wydawała specyficzny dźwięk przy
uderzaniu o ziemię. Na sobie miał stare, brudne ubranie przepasane białym
sznurkiem. Na lewym oku miał opaskę. Szedł pogwizdując sobie pod nosem. Gdy
tylko poczuł smród spalenizny w powietrzu, na jego twarzy pojawił się dziwny
grymas. Stanął w linii drzew, przed polaną, która była całkowicie spalona.
-Ech, te dzisiejsze czasy. Ci przeklęci shinobi w końcu
doprowadzą do zagłady świata – powiedział do siebie. – Ciekawie, kto tym razem
tu walczył.
Staruszek ruszył dalej rozglądając się. Gdy zobaczył
wystająca rękę z gruzu podszedł tam.
-Wygląda na rękę dziecka – powiedział do siebie i zaczął
odkopywać jak myślał dziecko.
Gdy ruszył kilka kamieni dłoń, zacisnęła się w pięść, a spod
gruzu wystrzeliła druga ręka. Po chwili pojawiły się blondwłosy. Gdy Naruto
pokazał swoją całą głowę, nabrał dużo powietrza w płuca i zaczął kaszleć. Z
ledwością wygrzebał się na powierzchnię, uszedł kilka kroków chwiejąc się na
nogach oraz trzymając się za prawą rękę, po czym upadł na ziemię.
Starze patrzył się na to z boku. Pokiwał na boki głową i
podszedł do chłopca. Podniósł go i zniknął z nim za drzewami. Godzinę później
dotarł do małego drewnianego domku, po
środku polany otoczonej lasem.
Wszedł do środka i położył chłopaka na łóżku. Wstał i
przyniósł miskę z wodą i ręcznik. Zmoczył materiał i zaczął przecierać twarz
chłopca. Gdy to zrobił zdjął opaskę z jego czoła i położył na szafce nocnej,
która stałą przy łóżku.
Zdjął z niego ubrania i zaczął przemywać resztę jego ciała.
Gdy to zrobił sięgnął z szafki maść i bandaże. Gdy tylko odkręcił wieczko od
maści po całym domu rozszedł się nieprzyjemny zapach. Po skończonym nacieraniu ran maścią,
zabandażował prawie całe jego ciało.
-Ma bardzo silną energię życiową – powiedział do siebie,
sięgając jakąś książkę z półki.
Następnie sięgnął coś do pisania i pusty zwój. Usiadł w
fotelu przy kominku i zaczął czytać, robiąc jakieś notatki na pustym zwoju.
Zaledwie kilka godzin później Naruto zaczął się przebudzać. Podniósł
rękę, aby przetrzeć oczy, ale poczuł tylko delikatny materiał. Natychmiast
otworzył oczy i zaczął się rozglądać. Spojrzał na swoje dłonie, które były
zabandażowane.
Zatrzymał wzrok na mężczyźnie, który siedział w fotelu przy
kominku.
-Gdzie ja jestem?
-O obudziłeś się? – spytał wstając i podchodząc do niego. –
Jesteś u mnie w domku. Niedaleko granicy.
-Co… co się… stało?
-Znalazłem cię zakopanego gruzem. Byłeś strasznie
poobcierany.
Do Naruto zaczęły wracać wspomnienia z spotkania z Deidarą i
Tobim.
-Mój… Team.
-Team? Wybacz, ale nie wyczuwałem energii nikogo innego niż
ty.
-Nie żyją – skomentował cicho.
-Połóż się spać, odpocznij.
Naruto położył się na boku i momentalnie zasnął. Obudził się
na wieczór. Powodem tego był piękny zapach, który panował w całej chatce. Przez
dobrą godzinę, leżał z zamkniętymi oczami, a burczenie w jego brzuchu było
coraz głośniejsze.
-Może w końcu otworzysz oczy? – spytał staruszek, a Naruto
otworzył oczy.
-Kim w ogóle jesteś?
-Jestem Taruno Masaki, choć od dawna nikt tak do mnie nie
mówił.
-Czemu?
-Mało kto wie, jak się nazywam.
-Żyjesz tu całkiem sam?
-Tak.
-Czym się zajmujesz?
-Wykonuję zlecenia dla Lordów Feudalnych lub zwykłych ludzi,
którzy mają kasę.
-Żyjesz jak pustelnik – skwitował Naruto.
-Można tak to nazwać. Masz zjedz.
Przed Naruto pojawiła się potrawka z kurczaka z ryżem,
warzywami, a wszystko to było polane sosem. Chłopak od razu zabrał się za
jedzenie.
-Powiedz mi coś o sobie – powiedział Taruno, gdy blondyn
zjadł.
-Nazywam się Naruto Uzumaki Namikaze. Gdy miałem 6 lat,
trafiłem do Świątyni Smoka.
-Świątynia Smoka? – powtórzył pytając. – To ta, która
została zniszczona jakiś czas temu.
-Tak, jestem jedynym ocalałym. Kontynuując od kilku tygodni
mieszkałem w wiosce Chmur, ale nie wiem czy tam wrócę.
-Czemu?
Naruto spojrzał za okno i zapatrzył się w jakiś punkt.
-Po prostu, nie czuję się w niej dobrze.
-Rozumiem.
Gdy skończyli rozmawiać, Naruto dostał jakieś ubranie od
Masakiego i wyszedł na dwór.
-„Czemu oni zginęli?” – spytał się w myślach, siadając pod
drzewem.
Myślał, że Rei się odezwie, ale nic. Jego lokatorka,
odzywała się coraz rzadziej.
Spojrzał na Taruno. Ćwiczył na środku polany walkę kataną.
Jego ruchy były płynne i precyzyjne. Mimo wielu wiosen, takie ćwiczenia raczej
nie sprawiały mu trudności.
-Ka…tana – powiedział cicho, kładąc się na plecach. –Katana!
– krzyknął zrywając się z ziemi.
-Stało się coś? – spytał Masaki, przerywając trening.
-Moja katana, została na tamtej polanie – wyjaśnił szybko.
-Kupisz sobie drugą.
-Nie, to nie była taka zwykła katana. Musze ją odzyskać.
-Cóż, każda katana nie jest zwykła, bo każda jest inna, ale
miecz to miecz.
-Nic nie rozumiesz, to miecz ze Świątyni Smoka.
-W Świątyni Smoka, był jakiś miecz?
-Tak – odparł trzeci głos.
Obaj odwrócili się, by spojrzeć na rudowłosą dziewczynę,
mniej więcej w wieku Naruto. Jak zwykle miała na sobie żółtą sukienkę i duży
kapelusz w tym samym kolorze. Jej czerwone oczy przeraziły Masakiego, ale nie
dał po sobie tego poznać.
W rękach trzymała długi przedmiot, który był zawinięty w
ciemny materiał, związany sznurkiem. U góry było widać tylko otwartą paszczę
smoka. Naruto od razu do niej podbiegł
odebrał miecz.
-Dziękuję.
-Musisz go pilnować, nie łatwo było go znaleźć, a dopiero
odzyskać od bandytów.
-Kim jesteś? – spytał hardo Taruno, przyjmując pozycję do
ataku. – Bo na pewno nie człowiekiem.
-Jestem Rei, Taruno Masaki.
-Skąd znasz moje imię?
-Byłeś przyjacielem Takashiego, gdy podróżował po świcie
zdobywając wiedzę o smokach.
Naruto przyglądał się temu, trzymając miecz w dłoniach.
-Kim ty jesteś? – powiedział lekko zdenerwowany Masaki.
-Jestem Rei. Jestem smokiem,
który był w Takashim.
Twarz Taruno zmieniała wygląd z sekundy na sekundę. W końcu
pojawiło się na niej niedowierzanie. Jego wzrok zastygł na dziewczynie, a usta
otworzył najmocniej jak mógł.
-Nie… nie wierzę.
-Wybacz, ale ja już musze odpocząć.
Dziewczyna została okryta ogniem, który oślepił wszystkich.
Gdy światło ustąpiło, jej nie było, a w miejscu gdzie stała był wypalony krąg.
-Czyli, że teraz ty jesteś… - zaczął, ale Naruto przerwał mu
skinieniem głowy.
----Kilka lat później----
Drogą przez lasy szły dwie osoby. Jedną był starzec, z wyglądu
można było powiedzieć, że czas go nie oszczędzał. Na jednym oku miał opaskę, a
na twarzy mnóstwo zmarszczek. Miał strój pustelnika i gruby, czarny płaszcz. Idąc
podpierał się na drewnianej lasce.
Drugą osobą był siedemnastoletni mężczyzna. Miał spiczaste
blondwłosy i niebieskie oczy. Swój strój chował pod czarnym płaszczem. Na plecach
miał katanę, która była owinięta w materiał związany czarnym sznurkiem.
-Naruto, czas abyśmy się rozstali – powiedział Taruno, gdy
doszli do miejsca, gdzie droga rozdzielała się na dwie.
-Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś – powiedział chłopak kłaniając
się nisko.
-Jeśli to pomoże ci go pokonać, nie musisz mi dziękować. Tą ścieżką dojdziesz prosto do Kraju Fal,
gdzie mieszka twój cel. Przez te kilka lat nauczyłem cię wszystkiego co umiałem
oraz przekazałem ci wszystkie moje kontakty.
-Na pewno z nich skorzystam.
-Pamiętam nasze spotkanie, byłeś wtedy nastolatkiem, a teraz
jesteś mężczyzną. Pozdrów Rei ode mnie i pamiętaj, że bycie najemnikiem niesie
konsekwencję, jak nie w bliższej przyszłości to w dalszej.
-Dziękuję za radę.
Po pożegnaniu rozeszli się w swoje strony. Od teraz Naruto
przejął fach po nauczycielu zostając najemnikiem.
poniedziałek, 14 grudnia 2015
Naruto - smoczy pustelnik -11.
Rozdział 11
----Naruto---
Mnich zaprowadził nas do gabinetu Misuo. Po drodze cały czas
oglądałem świątynię. Wszystko było idealnie odwzorowane, poza paroma
elementami. Nawet drzewa zostały posadzone w te same miejsca.
Gdy weszliśmy do środka, uderzył nas lekki powiew wiatru.
Okno było otwarte na rozszerz, a z niego był widok na pasmo gór. Misuo z
wyglądu prawie nic się nie zmienił, może przybyło mi kilka zmarszczek. Siedział
za biurkiem i patrzył w jakieś papiery. Mnich, który nas tu przyprowadził zniknął
za drzwiami.
-Witajcie – powiedział nie odwracając wzroku od kartki. –
Wszystko zostało załatwione przez Raikage i możecie tu zostać ile chcecie.
-Wyruszymy jutro rano, ale za to w drodze powrotnej
chcielibyśmy zatrzymać się na trochę dłużej. Prawda dzieciaki? – powiedziała
sensei, a Misuo zaczął coś pisać na kartce.
-Tak – odparłem, a mój stary znajomy zesztywniał.
Jego wzrok spotkał się z moim. Wydawałoby się, że przestał
oddychać, ale po chwili wypuścił głośno powietrze.
-Naruto, drogi chłopce myślałem, że nie żyjesz – powiedział
głośno, prawie krzycząc.
Wstał z krzesła i podszedł do mnie. Położył dłonie na moich
barkach i zaczął mi się przyglądać. Cały mój Team patrzył się na to z
głupkowatym spojrzeniem.
-Trochę urosłeś od naszego ostatniego spotkania.
-Trochę czasu minęło – odparłem, uśmiechając się i drapiąc z
tyłu głowy.
-Znacie się? – spytała sensei.
-Tak – odparłem.
-Chodźcie zaprowadzę was do waszych pokoi.
Misuo prowadził nas przez ogród, gdzie odbywał się trening
mnichów. Spojrzałem na nich ukradkiem, bo ciągle ktoś mi zadawał jakieś
pytanie.
-Naruto poznajesz co oni trenują? – spytał nagle Misuo.
Odwróciłem głowę w ich stronę i zacząłem się przyglądać.
-Styl Taijutsu Świątyni Smoka – odparłem po chwili. –
Chociaż…
-Co? – spytał ciekawsko Misuo.
-Albo dopiero zaczynają trening, albo idzie im to bardzo
powoli – chyba usłyszeli co powiedziałem, bo wszyscy spojrzeli się na mnie
wzrokiem zabójcy.
-Ćwiczą niecałe 3 miesiące.
-Więc idzie im powoli.
-Masz rację, jest to spowodowane tym, ze nigdy nie mieli do
czynienia z innym stylem walki, niż świątyni, w której mieszkali. Jak widzisz –
powiedział pokazując rękami na wszystkich. – Jest tu mieszanka mnichów ze
wszystkich świątyń.
-Zgodzę się, że opanowanie stylu, którego nigdy się nie
widziało jest trudne, ale patrząc na błędy jakie popełniają…
-Specjalista się znalazł! – prychnął, ktoś przerywając mi.
Przeleciałem po wszystkich wzrokiem i zatrzymałem się na
siwowłosym chłopaku. Jego włosy sięgały do karku, prawą rękę miał
zabandażowaną, a jego wyraz twarzy pokazywał, że nienawidzi całego świata.
-To jest Sora, pochodzi ze świątyni ognia. Sora powinieneś
przeprosić…
-Nie trzeba – przerwałem, wtrącając się.
-I tak bym tego nie zrobił. Nie będę przepraszam jakiego
pajaca, który wywyższa się…
-Czy ja się wywyższyłem? – spytałem przerywając mu.
-A myślisz, że takie przechwalania to co?
-Ja się nie przechwalałem, tylko powiedziałem swoje zdanie,
ale wybacz jak ktoś nie potrafi...
-Że niby ja czegoś nie potrafię! – krzyknął, a mi zaczęły
puszczać nerwy.
-Tak nie potrafisz!
-Osz ty mały.
-Dawaj, chcesz się bić!
-Naru… - zaczęła sensei, ale Misuo gestem ręki ja uciszył.
-Dobrze, więc Sora kontra Naruto. Proszę zrobić miejsce.
Mnisi od razu ustawili się w kółku, a ja i ten Sora
stanęliśmy naprzeciw siebie.
-Pokaż jaki z ciebie twardziel. Ciekawe, czy w ogóle
potrafisz jakiś styl.
Zignorowałem go, w głowie miałem myśli, czemu tak łatwo
dałem się z prowokować. Przyjął dobrze mi znaną postawę. Pochylił się do tyłu i
ugiął kolana. Ręce, zaciśnięte w pięści wystawił do przodu.
-Pokaże ci styl Świątyni Smoka. Pewnie nic o nim nie wiesz,
wiec ci opowiem. Posiada od trzy formy, do ataku, obrony i kontrataku. Mimo
różnej funkcji są bardzo podobne.
-Nie musisz mnie uczyć – powiedziałem przyjmując pozycję.
Pochyliłem się do przodu na ugiętych kolanach. Lewa ręka była
przy klatce piersiowej, a prawa wyciągnięta w tył i do góry.
-Przyjąłeś postawę do obrony, więc ja przyjmę do ataku –
powiedziałem, a wśród widowni zaczęły się szepty.
Ruszyłem biegiem do ataku. Moje ciosy były szybkie i celne,
takie miały być w pierwszej fazie ataku. Sora dzielnie się bronił, ale w końcu
przestał nadążać za mną, wtedy zacząłem
atakować silniej. Po chwili miał rozcięte usta, i łuk brwiowy, przez co prawe
oko miał zalane krwią. Zepchnąłem go na kraniec naszego pola walki. Na jego
twarzy był szok i niedowierzanie. Nie udało mu się wyprowadzić żadnego ataku,
który mógłby mnie dotknąć. Gdy uznałem, że to koniec odskoczyłem do tyłu i
stanąłem rozluźniając mięśnie.
Sora ledwo stał, opierając się jedną ręką o kolano. Było
widać, że ledwo zipie, a w dodatku powoli tracił krew. Odwróciłem się do niego
plecami, aby podejść do mojego Teamu.
-To nie koniec! – krzyknął i zaczął biec do mnie.
Odwróciłem głowę do niego i w ostatniej chwili uchyliłem się
przed jego pięścią. Złapałem go za ramię lewą ręką, a prawa wyprowadziłem atak
w szczękę. Padł na ziemię, był
przytomne, ale chyba nie mógł się ruszać.
-Sk…skąd zna…sz…
-Ten styl? – dokończyłem za niego, na co skinął głową. –
Zamiast wyzywać mnie do ataku, spytał byś kim jestem. Ale odpowiadając na twoje
pytanie, wychowałem się w Świątyni Smoka, jestem jedynym, który przeżył tamten
felerny dzień. Jeśli cię to zainteresuję sam Styl Świątyni opanowałem w niecałe
trzy miesiące.
Odwróciłem się do niego i podszedłem do mojego Teamu. Z
wyglądu ich twarzy wywnioskowałem, ze są zaskoczeni i chyba nie do końca
rozumiejąc co się przed chwilą stało.
-Czemu nic nie mówiłeś? – spytała Yuki.
-Chciałem zapomnieć o tamtym dniu, ale widocznie moje
przeznaczenie mi na to nie pozwoli.
-Co masz na myśli? – spytała sensei.
-Nic. Możemy już iść?
-Tak – odparł Misuo. – Sora przyjdź do mnie później.
‘Tym razem szedłem na końcu, pogrążony w swoich myślach. W
głowie ciągle miałem ryk, który słyszałem przed zniszczeniem Świątyni. Nim się
spostrzegłem byłem przed przydzielonym mi pokojem. Od razu do niego wszedłem i
nie wychodziłem do wieczora. Nawet Rei siedziała cicho.
Cały czas siedziałem w oknie i patrzyłem w góry. Odszedłem
od niego tylko na chwilę po kanapkę z plecaka.
-„Nie możesz oglądać się za siebie. Musisz iść naprzód z
podniesioną głową” – obok mnie pojawiła się Rei.
-Więc, czemu nie mogę zapomnieć.
-Widocznie coś chce, abyś pamiętał, abyś stał się silniejszy
i mógł ochronić bliskich.
Zapanowała cisza. Zamyśliłem się nad jej słowami i musiałem
przyznać jej trochę racji. Nie mogę wiecznie rozpamiętywać tego co się wtedy
stało. Na szybie zauważyłem krople wody. Otworzyłem okno i wyszedłem na dach.
-Gdzie ty idziesz?
-Na dach.
-Zaraz się rozpada.
-No to co.
Rei miała rację, zaledwie parę minut później rozpętała się
ulewa.
-----Narracja trzecio osobowa----
Przez korytarze świątyni szła brązowowłosa kobieta. Szła
szybkim krokiem, a na jej twarzy było zaniepokojenie. W najbliższej okolicy
było tylko słychać stukot jej butów o posadzkę. Gdy dotarła do drzwi, do
których zmierzała szybko je otworzyła i weszła do środka. Był to bały pokój
gościny, w którym była dwójka jej uczniów. Rozejrzała się szybko po
pomieszczeniu, a następnie utkwiła swoje spojrzenie w swoich podopiecznych.
-Gdzie Naruto? – spytała, dalej stojąc w drzwiach.
-Nie wiemy, nie wychodził ze swojego pokoju – odparła
dziewczyna.
-Stało się coś? – spytał Idate podnosząc się do siadu na
kanapie.
-Musimy wracać do wioski, nie wiem czemu. Jutro rano
wyruszamy.
Ich sensei wyszła z pokoju, zamykając drzwi. Idate i Yuki spojrzeli na siebie i
ruszyli do swoich pokoi. Umeri w tym czasie dotarła do pokoju trzeciego z jej
uczniów. Zapukała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Po kolejnej próbie nacisnęła
na klamkę, drzwi się otworzyły a ona weszła do środka.
Oprócz otwartego okna nie zobaczyła nic dziwnego. Podbiegła
do niego i wychyliła lekko głowę.
-Chyba nie uciekł w ten deszcz? – spytała sama siebie. – Może Misuo go widział.
Kobieta wybiegła z pokoju nie zamykając drzwi. Do gabinetu
Misuo dotarła po kilku minutach. Po zapukaniu od razu weszła do środka.
-Przepraszam, ze przeszkadzam, ale czy może widziałeś…
-Naruto? Tak. Już dobrą godzinę medytuje na dachu.
Gestem ręki kazał podejść Umeri do okna. Wtedy go zobaczyła,
blondyn siedział na dachu, a wokół niego krążył ogień.
-Medytuje w ten deszcz?
-Też mnie to lekko zdziwiło, ale gdy zobaczyłem ten ogień coś
zrozumiałem.
-Co takiego?
-To on stworzył Święty Ogień.
-Jak to?
-Święty Ogień zawsze był, taki spokojny… Nie potrafię za
bardzo tego wytłumaczyć – powiedział podśmiewając się. – Ale, gdy Naruto wszedł
na teren świątyni, Ogień tak jakby się ożywił, stał się gorętszy, a jego barwa
lekko przyciemniała. Jest taki sam, jak ten ogień, który krąży teraz wokół
Naruto.
-Jak to on to stworzył? To tylko dziecko.
-Myślę, że powinnaś iść już spać.
Kobieta nic nie powiedziała, tylko chwilę popatrzyła w oczy
Misuo i wyszła z jego gabinetu.
Rano wyruszyli w drogę powrotną. Idate i Yuki cały czas
spoglądali na swojego kolegę, który wydawał się radosny, w przeciwieństwie do
poprzedniego dnia, kiedy wydawał się smutny. Szedł pewnie po wąskiej ścieżce, w
ogóle nie przejmując się klifem, który był pod nimi. Zejście z góry zajęło im
cały dzień, w miarę szybkim tempem. Przez całą podróż panowała cisza. Gdy Umeri
zażądała koniec podróży na dzisiaj, genini zaczęli rozkładać namioty. Naruto,
który najszybciej rozłożył swój namiot, poszedł po drewno.
Gdy nazbierał tyle drewna, aby starczyło do rana, wrócił. O
dziwo nikogo nie zastał. Ułożył drewno, a z jednego namiotu wyszła Yuki.
Blondyn posłał jej pytające spojrzenie.
-Poszli złowić ryby – wyjaśniła, a Naruto skinął jej głową.
Chłopak zaczął ustawiać drewno, na ognisko. Gdy to zrobił
upewnił się, że nikt go nie widzi i dotknął drewna, które po chwili zapaliło
się.
Gdy tylko Yuki zobaczyła cień swojego ciała, odwróciła się i
podeszła do ognia. Usiadła na trawie i wystawiła ręce do ognia, aby je ogrzać.
Naruto usiadł z drugiej strony i kunaiem zaczął strugać
patyki na ryby. Chwilę później pojawił się ostatni genin z drużyny razem z ich
sensei. Nieśli po dwie ryby dla każdego. Nie czekając na nic, zaczęli je
nabijać i wkładać na ogień.
-Może nam w końcu cos wyjaśnisz? – powiedział Idate,
przerywając ciszę.
-Co mam wyjaśniać? – odparł pytaniem blondyn, przekręcając
rybę na drugi bok.
-No o sobie, o świątyni…
-To stare dzieje, które zamknąłem głęboko w swojej głowie.
-Ale jednak coś chcielibyśmy wiedzieć.
-Gdy miałem sześć lat, znalazł Takashi, był wtedy w podróży
w poszukiwaniu ucznia – chłopak zaczął opowiadać, wpatrując się w ogień. - Przyjął mnie pod swoje skrzydła i zabrał do
świątyni. Tam żyłem razem z innymi mnichami do pewnego dnia. W czasie, gdy
świątynia została zniszczona, nie było mnie w świątyni, potem żyłem jak
pustelnik. Gdy trafiłem na waszą Żółwią wyspę, znalazł mnie Killer Bee i zabrał
do wioski. To jest moje życie w skrócie – skończył mówić i zaczął jeść rybę.
-Jak udało ci się przeżyć? – spytał Idate.
-Można powiedzieć, że byłem najemnikiem. Brałem każde
zlecenie, aby tylko zarobić na jedzenie.
-Zabiłeś kogoś? – spytała Umeri, która jak dotąd tylko
słuchała historii swojego ucznia.
-Nie było miesiąca, abym nie widział czyjejś śmierci. Kilka
ludzi zginęło z mojej winy, błędu jaki popełniłem – odparł patrząc sensei w
oczy.
-Nie o to pytałam.
-Tak – odparł krótko, na poprzednie pytanie. Jego wzrok
znowu padł na ognisko. – Pierwszy raz zabiłem bandytę, gdy jeszcze byłem w
świątyni. Byłem w tedy na misji z przyjacielem.
-Na misji? – dopytała Yuki.
-Tak, Świątynie wykonują różne misje, aby móc się utrzymać.
-Myślałem, że świątynie są utrzymywane przez wioski.
-Tylko nieliczne.
Między nimi zapanowała cisza. Umeri, Yuki i Idate trawili informacje, który
usłyszeli, a Naruto kończył swoje jedzenie.
-Przepraszam, że przeszkadzam – usłyszeli męski głos z za
drzewa.
Odwrócili się w tamtą stronę i zobaczyli blondwłosego
mężczyznę, w czarnym płaszczu w czerwone chmury.
-Katsu! – krzyknął składając jakąś pieczęć.
Nastąpił wybuch ładunku, który był między Yuki i Umeri. Fala
odrzuciła wszystkich i powaliła na ziemię.
Naruto oszołomiony nagłym atakiem, ledwo się podniósł.
Pierwszą osobą, którą zobaczył był Idate, który również powoli wstawał. Gdy
wiatr rozwiał dym i kurz zobaczył jak ich sensei siłuje się na kunaie z jakimś
facetem w masce. Jej lewa ręka zwisała bezwładnie w dół, z prawe udo wydawało
się spuchnięte. Zaczął się rozglądać za
Yuki, ale nigdzie jej nie widział. W końcu zauważył jej ciało. Leżała nieruchomo
na krańcu polany. Z daleka Naruto mógł zobaczyć, ze jej ręka jest wygięta pod
nienaturalnym kątem.
-Sprawdź co z Yuki! – krzyknął Naruto do Idate i rzucił się
na pomoc sensei.
niedziela, 6 grudnia 2015
Naruto - smoczy pustelnik -10.
Rozdział 10.
---Naruto----
Stałem przy bramie oparty o mur. Głowę chowałem w cieniu,
przed słońcem. Dzisiejszy dzień był piekielnie gorący, a nie było jeszcze
południa. Na misję mieliśmy wyruszyć za 10 minut, a byłem tylko ja. Jakoś mnie
to nie dziwiło, w taki skwar mało komu, by się chciało wychodzić z domu.
Spojrzałem na główną ulicę wioski, z której dochodziły
dźwięki rozmów i przekrzykiwania się. W moją stronę szła Yuki razem z Idate.
Oboje wyglądali na gotowych do wyruszenia na misję, a sensei jak nie było tak
nie ma. Przez czas, w którym szli do mnie zacząłem sprawdzać czy wszystko mam.
-Kunaie, shurikeny, śpiwór, namiot, jedzenie, woda –
zacząłem tak wyliczać grzebiąc w plecaku. – Czysty zwój, coś do pisania,
ubrania. Chyba mam wszystko, tylko, że
ten plecak jest strasznie ciężki.
-„Potraktuj to jak trening ciała” – powiedziała Rei,
próbując mnie chyba zmotywować.
-Cześć Naruto – powiedzieli Yuki i Idate.
-Cześć – powiedziałem i zacząłem patrzeć na ich plecaki,
podobnej wielkości co mój.
-Też są ciężki? – spytałem wskazując na nie.
-Tak – odparła Yuki zdejmując plecak i rzucając go na
ziemię.
-„Pierwszy raz muszę dźwigać taki bagaż, na co mi to?
Wystarczy mi jedzenie, picie, broń i ciuchy.”
-„Taki był rozkaz twojej sensei, a rozkazy trzeba
wykonywać.”
-Co to? – spytał Idate, wskazując na coś za mną.
Obejrzałem się i zacząłem patrzeć na swój plecak, ale nie
zrozumiałem o co mu chodzi. Dopiero po chwili skumałem. Chodzi mu o długi
przedmiot, zawinięty w pokrowiec z ciemnego materiału. Podszedłem do tego i
sprawdziłem czy jest dobrze przymocowane do plecaka.
-Broń – odparłem wstając.
-Katana? – spytała Yuki. – Czemu nic nie mówiłeś, że
potrafisz walczyć kataną?
-Bo nie potrafię. Dopiero się uczę.
-A ile się uczysz? – spytał Idate.
-Sporo, ale nie mając nauczyciela jest bardzo trudno,
nauczyć się choćby podstaw.
Nasza rozmowę przerwała sensei pojawiając się w kłębie
siwego dymu. Na jej twarzy jak zwykle był duży uśmiech. Machnęła do nas ręką i
krzyknęła.
-Cześć dzieciaki! Gotowi do drogi?
-Tak – odparłem za nas wszystkich.
-No więc, trzymajcie się blisko i mówcie jak coś będzie nie
tak.
Sensei chyba zapomniała, że ma ze sobą trójkę geninów, bo
zaczęła pędzić na złamanie karku. Yuki nie miała już sił biegać po dwóch
godzinach, Idate po trzech, a ja straciłem siły zaraz po nim. Sensei zniknęła nam z oczu, więc
zatrzymaliśmy się. Od razu padliśmy na trawę, ledwo łapiąc oddech.
-„Jestem bardziej zmęczony, niż po twoich treningach” –
powiedziałem w myślach do Rei.
Gdy złapałem kilka oddechów, podniosłem głowę, aby się
rozejrzeć. Byliśmy na jakiejś małej polanie. Rosły na niej jakieś kwiatki, a
drzewa dawały przyjemny cień. W dodatku chłodny wiaterek był wspaniały. W
otoczeniu rozchodził się tylko szum liści na wietrze.
-Zaraz wyzionę ducha – powiedział Idate.
-Musimy znaleźć sensei, potem możesz umierać – powiedział,
uśmiechając się lekko.
-Może wam w tym pomóc – powiedział ktoś nad naszymi głowami.
Odruchowo wyciągnąłem kunaia i w ostatniej chwili
zablokowałem atak, który miał rozciąć moją głowę. Przekręciłem się parę razy w
bok i szybko wstałem. Zostaliśmy zaatakowani przez trzy osoby.
Jeden mężczyzna był wielki i gruby. Miał ze 2 metry
wysokości i łysinę na głowie, a w rękach trzymał topór, którym mnie zaatakował.
Usta miał zakrytą przez chustkę, a na sobie miał czarne spodnie i rozpiętą,
ciemną koszulę z obciętymi rękawami.
Drugą osobą była kobieta. Po sylwetce można było
wywnioskować, że jest szybka i zwinna. Miałą długie czarne włosy, a twarz
zasłaniała podobną chustką co grubas. Ubrana w ciuchy, który nie zwracały na
siebie uwagę, głównie w czarne. Jedną ręką trzymała Yuki za włosy, a druga
trzymała kunaia przy jej gardle.
Ostatnią osobą, która trzymała Idate był mężczyzna. Trzymał
go w podobnej pozycji co kobieta Yuki, ale ten bandyta trzymał go za ręce za
plecami. Miał na sobie jasną koszulę z podwiniętymi rękawami, ciemne spodnie i
granatową chustkę na głowie.
-Czego chcecie?! – krzyknąłem, mając nadzieję, że sensei
zaraz się pojawi. Może i bym z nimi wygrał, ale wtedy Yuki i Idate zginą.
-Was, Orochimaru sporo nam zapłaci za trójkę dzieciaków –
powiedział grubas. – Lepiej się poddaj.
Przełknąłem głośno ślinę, próbując cos wymyśleć, ale nic nie
przychodziło mi do głowy.
-„Jeśli wyciągnę miecz, mogę skrzywdzić Yuki albo Idate,
jeśli się poddam, mamy nikłe szanse, ze znajdzie nas sensei… co robić?”
-„Ćwiczyłeś jutsu teleportacji?” – spytała Rei.
-„Mam za słabą kontrolę chakry do tego jutsu.”
-„Poddanie się nie wchodzi w grę, nie masz pewności, czy was
nie zabiją. Musisz grać na czas, albo spowodować głośny wybuch.”
-„Ryk smoka?” – spytałem jeszcze w myślach uśmiechając się.
Ruszyłem biegiem na grubasa. Musiałem szybko zaatakować. Gdy
byłem blisko łysol podniósł topór nad głowę, aby zaatakować. Wyskoczyłem w
powietrze i uderzyłem go kolanem w szczękę. Upadł na plecy, a ja wylądowałem
pomiędzy pozostałą dwójką. Kunaiem rzuciłem celując w głowę kobiety, która
musiała puścić Yuki, chcąc przeżyć co też się stało. Mężczyznę, który trzymał
Idate zaatakowałem pięścią w policzek. Gdy upadł na ziemię, złapałem moich
kompanów i odskoczyłem na drugi koniec polany.
-Cholerny szczyl -
warknął grubas. – Zapłacisz mi za to! – krzyknął masując sobie szczękę.
-Nam też! – krzyknęła pozostała dwójka.
Zacząłem koncentrować chakrę do jutsu.
-Jutsu, którego użyję zużywa dużo chakry, jeśli zemdleję, a
oni będą w stanie walczyć uciekajcie – powiedziałem do mojej drużyny, która
była oszołomiona.
-Mówiłam, abyście się nie oddalali! – usłyszeliśmy krzyk
sensei za naszymi plecami.
Gdy się odwróciliśmy, sensei wychodziła z za krzaków.
Wyciągała z włosów liście.
-Co wy robi… - przerwała widząc, trójkę bandytów po drugiej
stronie polany. – Towarzystwo?
-Raczej nie – powiedziałem przyjmując postawę obronną.
-Nie wtrącaj się paniusiu! – krzyknął grubas.
-Lepiej zostawcie te dzieciaki, jeśli wam życie miłe.
-Możemy powiedzieć to samo.
-Raiton: Piorun.
Z rąk sensei wystrzelił piorun, który trafił grubasa. Było
widać jak przez jego ciało przechodzi prąd. Po kilku sekundach lekko
podpieczony upadł nieprzytomny na ziemię. Pozostała dwójka cofnęła się kilka
kroków, a w ich oczach był strach.
-To było super – powiedziała Yuki.
-Chcecie powalczyć? – spytała sensei odwracając się do nas.
-Biorę faceta! – krzyknąłem i ruszyłem do ataku.
-W gorącej wodzie kąpany.
Sięgnąłem kilka shurkineów i rzuciłem w mężczyznę. Odskoczył
do tyłu i sam rzucił we mnie bronią. Odbiłem je kunaiem i doskoczyłem do niego.
Zderzyliśmy się kunaiami, a na ziemie leciało mnóstwo iskier.
Podczas przepychanek stało się coś dziwnego, obie nasze
bronie pękły na pół. Wyrzuciłem rączkę, która została mi w dłoni i zaczęliśmy
walczyć Taijutsu. Po kilkuminutowej wymianie ciosów podciąłem go i kopnąłem w
brzuch, posyłając go na drzewo.
Myślałem, że to
koniec, ale podniósł się opierając się o drzewo. Lewą ręką trzymał się za
brzuch, a prawą ścierał krew z twarzy. Obaj byliśmy zmęczeni, więc nastała
chwila przerwy. Spojrzałem na prawo, Yuki i Idate lepiej sobie radzili, niż ja.
-Katon: Ognista Kula!
-Naruto uważaj! – krzyk sensei przywrócił mnie na ziemię.
W moją stronę leciała sporych rozmiarów kula ognia, która
zostawiała za sobą duży rów.
-Katon: Ognisty Smok.
Po polanie rozszedł się głos ryku smoka, a kula ognia
została pochłonięta przed dwa razy większą paszczę smoka. Bandyta nie miał
szans na ucieczkę, został spalony razem z kilkunastoma drzewami za nim. Przede
mną był pas spalonej trawy o szerokości około 10 metrów, a dalej palące się
drzewa.
Spojrzałem w miejsce gdzie walczyli Yuki i Idate. Oni i
kobieta, z którą walczyli stali w bezruchu. W podobnym stanie była sensei.
-Co?
-Na…Na…Naruto – wyjąkała sensei.
Kobieta, która była z tymi mężczyznami widząc porażkę
zaczęła uciekać.
-Zostawcie ją – powiedziała sensei, gdy Yuki i Idate chcieli
rzucić się za nią w pościg. – Skąd znasz to jutsu?
-Nauczyłem się.
-Czemu nie mówiłeś, że znasz tak silne Techniki? – spytała
Yuki.
-Mniejsza z tym, gdzie się tego nauczyłeś?
-A co to przesłuchanie? Nie chcę o tym gadać, to już jest
przeszłość! – odwróciłem się do nich plecami.
Wskoczyłem na drzewo i zacząłem po nich skakać w kierunku
Gór Mglistych.
-„Czemu się tak zachowujesz?”
-„Nie mam ochoty gadać” – odparłem dając jej jasno do
zrozumienia, że to koniec rozmowy.
-Naruto stój!
Zatrzymałem się na jednej z wielu gałęzi i obejrzałem się do
tyłu. Sensei była jakieś 100 metrów za mną, ale po chwili była obok mnie.
-Poczekaj Yuki i Idate muszą odpocząć, ty zresztą pewnie
też.
Skinąłem jej głową i
zeskoczyłem na ziemię, zaraz po niej. Wróciliśmy się do miejsca, gdzie była
Yuki i Idate. Zastaliśmy rozłożony obóz i palące się ognisko. Panowała cisza,
oni nawet na mnie nie spojrzeli. Usiadłem z drugiej strony ogniska.
-Może w końcu nam coś o sobie opowiesz? – powiedział Idate.
– Okazuję się, że nic o tobie nie wiemy.
-Nic nie mówiłeś, że potrafisz używać Katonu – dodała Yuki.
– W dodatku czuję, że coś wiesz o tej Świątyni Smoka, ale nie chcesz mówić.
-Kiedy indziej sobie to wyjaśnicie, teraz marsz spać –
rozkazała sensei.
Nasza rozmowa odkładała się z dnia na dzień, aż w końcu
dotarliśmy do miejsca, gdzie zaczynało się pasmo gór, w których była Świątynia
Smoka. Było już ciemno, więc w dalsza drogę mieliśmy wyruszyć rano. Gdy
usiadłem na trawie czułem wilgoć, która była codziennością w tych rejonach. W
dodatku powietrze było wilgotne i świeże, nie to co w wioskach. Zaczęły mi się
przypominać stare czasy.
-Słuchajcie, podróżowanie po górach jest niebezpieczne.
Należy uważać na śliską drogę, bo można spaść na sam dół. Pamiętajcie, aby
patrzeć gdzie stawiacie stopy, podłoże może się osunąć, gdy na nim staniecie.
-Czemu te góry nazywają się Mglistymi? – spytała Yuki,
patrząc na wierzchołek góry.
-Ponieważ panuje tu gęsta mgła, co jeszcze bardziej utrudnia
podróż. Kończcie jeść i idźcie spać.
Szedłem na końcu, bacznie obserwując idących przede mną, aby
w razie potrzeby szybko zareagować. Było już południe, a wyruszyliśmy o 7
rano. Sensei narzuciła szybkie tempo,
ponieważ teraz były najlepsze warunki do podróżowania po górach. Ciągle było słychać kozy, co również
przywracało mi wspomnienia.
Z transu wyrwał mnie krzyk Yuki, zwisała na krawędzi klifu.
Od razu się rzuciłem i chwyciłem ją za rękę. Zdążyłem w ostatnim momencie, bo
jej palce zaczęły się ześlizgiwać.
-Mam cię! – krzyknąłem do niej i zacząłem ją wciągać.
Z pomocą przyszedł mi Idate,
razem wciągnęliśmy ją na górę.
-Nic ci nie jest? – spytałem, na co pokiwała przecząco
głową.
-Możemy iść dalej? – spytała sensei.
-Tak.
Zwolniliśmy, aby taki wypadek się nie powtórzył. Gdy
uszliśmy kilka kilometrów, droga zaczęła się rozszerzać, a w oddali było widać
czubek dachu Świątyni oraz blask ognia. Przez oczy od razu zaczęły mi
przelatywać wspomnienia z tamtego dnia.
-„Wieczny ogień.”
-Chodźcie pobiegniemy, aby dotrzeć tam przez zmrokiem.
Wprawdzie do zmroku były dobre 3 godziny, ale każdy chciał
odpocząć i wyspać się w łóżku.
-Co jeśli nie udzielą nam pomocy? – spytał Idate.
-Raikage o to zadbał, kilka dni temu otrzymał list zwrotny,
z odpowiedzią na prośbę o pomoc.
-I…
-Otrzymamy ją.
Z daleko spostrzegłem się, ze Świątynia nie jest tylko
odbudowana, ale i rozbudowana. Mury były ze 2 razy większe, a główny budynek
był o kilkanaście metrów wyższy, mimo to wieczny ogień był wyższy od niego.
-Co to? – spytała Yuki. – Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
-Ten płomień został nazwany Świętym Ogniem, powstał w nocy
po zniszczeniu świątyni, jednak nie wiadomo kto to zrobił – wyjaśniła sensei.
Gdy dotarliśmy do bramy, zastaliśmy ją otwartą, a w niej
stał mnich. Widać spodziewali się nas. Przypominał mi kogoś, ale nie mogłem
sobie przypomnieć kogo. Miał na sobie biało-granatowe szaty. Brązowe oczy
uważnie nas oglądały, a wiatr poruszał jego brązowymi włosami, które były do
karku.
-Jest Shizao – powiedział, zapraszając nas gestem ręki do
środka.
-Jestem Umeri, to jest Yuki, Idate i Naruto.
-Wiem, spodziewaliśmy się was.
Nie interesowało mnie to co mówi. Byłem zajęty oglądaniem świątyni,
z Yuki i Idate było tak samo. Przybyło kilka budynków, a reszta została
powiększona. Wokół Wiecznego Ognia został wzniesiony murek, który chyba miał
służyć jako ozdobę i przestrogę, aby nie podchodzić bliżej. Temperaturę było
czuć 5 metrów przed murkiem, który był 20 metrów od ognia.
-To jest Święty Ogień, znak rozpoznawalny naszej świątyni.
Ten murek jest po to, aby nikt nie podchodził za blisko. Chodźcie zaprowadzę was
do Misuo-sama.
-„Misuo?”
wtorek, 1 grudnia 2015
Naruto - smoczy pustelnik -9.
Rozdział 9.
Po całym budynku rozniósł się dźwięk budzika. Po kilku
sekundach na budziku znalazła się ręka chłopca, a wnerwiający dźwięk ucichł.
Jednym ruchem odkrył się i usiadł na łóżku. Przeczesał blond włosy ręką i ziewnął.
-Jak mi się nie chce – powiedział do siebie, przeciągając
się.
Nagle ktoś zaczął walić do drzwi. Naruto założył kapcie na
nogi i zszedł na dół. Od jego zamieszkania w wiosce Chmur minęło kilka dni,
które spędził głównie na dalszym trenowaniu z Rei. Był kilka razy u Raikage,
aby podpisać jakieś głupie papiery.
Powoli dotarł do drzwi i je otworzył. Przed nim stała
Yugito. Ubrana w ciemne ciuchy z ochraniaczami.
-Cze…ść Yugi…to – powiedział Naruto ziewając.
-Naruto wiesz, która jest godzina? Raikage od godziny się
wścieka, ze się spóźniasz – powiedziała na jednym wdechu, ale do Naruto nic nie
docierało. – Dzisiaj miałeś być przydzielony do drużyny – powiedziała klepiąc
się w czoło.
Blondyn od razu się ożywił, a przez jego mózg przeleciało
wiele obrazów z wcześniejszych dni.
-Rany! Zapomniałem!
Naruto wbiegł na górę, aby się uszykować. Po pięciu minutach
zamykał drzwi i ruszył biegiem po dachach w kierunku budynku administracyjnego.
Aby dostać się szybciej do gabinetu wskoczył przez otwarte okno.
-Drzwi są od wchodzenia! – krzyknął A, gdy tylko Naruto
wszedł do środka. –Słuchaj no, nie toleruje spóźnialstwa i wchodzenia przez
okno.
-Ta, ta, ta. Zrozumiałem – powiedział znudzony. – To jaka
jest moja drużyna.
-W przeciwieństwie do ciebie słuchają mnie, nie spóźniają
się i okazują szacunek.
-Pewnie będzie nudna.
-Wrrr. Idź do Sali treningowej numer 5.
-A gdzie to jest?
-To już twój problem – powiedział A, podkreślając słowo
„twój”.
-Nie znam wioski, więc powiedz im, aby przyszli do mojego
domu – powiedział i wybiegł z gabinetu.
Po chwili było słychać krzyk Raikage, na co Naruto
uśmiechnął się. Mimo, tego co powiedział postanowił poszukać ten Sali. Próbował
pytać mieszkańców, ale każdy miał go gdzieś.
Po godzinie łażenia po wiosce, jego uwagę zwróciły dziwne
słowa. Dochodziły z dachów i brzmiały, jakby ktoś próbował coś śpiewać, ale
kompletnie mu to nie szło.
Naruto wiedziony ciekawością wskoczył na dach i zobaczył
siedzącego z notatnikiem na nogach
Killera Bee. Wymachiwał rękoma w dziwny sposób.
-Bee? – spytał zdziwiony blondyn.
-Co jest młody, chyba nie masz żadnej szkody? – spytał
rapując.
-Mógłbyś gadać normalnie.
-Mój zakład minął, pisze piosenki na koncert.
-Jaki zakład? Jakie piosenki?
-Yugito się ze mną założyła, że nie wytrzymam bez rapu
jednego miesiąca. Dzisiaj minął miesiąc, zakład wygrałem.
-Na prawdę jesteś dziwny, ani trochę cię nie rozumiem.
-Przybij żółwia! – krzyknął wystawiając pięść.
Naruto to zrobił i poczuł się dość dziwnie, jakby w jego
głowie była jeszcze jedna osobowość.
-Cześć Naruto – usłyszał basowy głos. – To ja Hachibi.
-Cze…Cześć. Co tam?
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że Bee robi to od dziecka i
raczej nie ma zamiaru z tego skończyć.
-Acha.
Gdy Bee wziął pięść, Naruto znowu czuł się normalnie.
Spojrzał na kolegę, Bee pisał coś w notatniku.
-Gdzie jest sala treningowa numer 5? – spytał młodszy
chłopak.
Bee tylko wyciągnął jedną rękę i wskazał na jakiś budynek,
na którym był szyld „Sale Treningowe 1-5.” Naruto myślał, że wybuchnie ze
złości.
-Rany! Godzinę jej szukałem! Muszę lecieć, na razie Bee!
Chłopak wbiegł do środka. Podszedł do kobiety siedzącej za
biurkiem. Miała długie białe włosy spięte w kok, a na sobie białe kimono
przepasane czarnym pasem.
-Witam, czym mogę służyć? – spytała miłym głosem.
-Szukam Sali numer 5, podobno jest tam moja nowa drużyna.
-Tam drużyna pani Umeri. Prosto i w prawo na końcu
korytarza.
Naruto od razu ruszył biegiem przez korytarz. Zatrzymał się
dopiero przed drzwiami. Zajrzał do Sali przez okno. Była tam kobieta,
dziewczyna i chłopak.
Kobieta miała brązowe włosy, upięte w kucyk, kilka kosmyków
z lewej strony opadały na dół, podtrzymywane opaską ze znakiem Wioski Chmur. Na
sobie miała czarne getry i ciemną koszulkę ukazującą kawałek brzucha. Prawą
rękę miała owiniętą w bandaż. Przy lewej nodze miała kaburę na kunaie.
Dziewczyna miała czarne, rozpuszczone włosy. Na sobie miała
ciemną spódniczkę oraz białą koszulkę z dużym kwiatem róży na brzuchu. Opaskę
miała na lewym ramieniu, a kabura na kunaie była przypięta do lewej nogi. Przed
nią leżało krótkie ostrze w pochwie. Wydawała się być zamyślona, ale rozmawiała
o czymś z mistrzynią.
Chłopak opierał się o ścianę, podpierając rękoma głowę. Miał
krótkie stojące do góry brązowe włosy.
Co chwilę ziewał i machał głową na boki próbując pewnie nie zasnąć. Miał
na sobie czarne spodnie i bluzkę na długi rękaw z różnymi napisami.
-Wejdź! – krzyknęła kobieta.
Naruto uchylił drzwi i wszedł do środka.
-Naruto Uzumaki, jak
mniemam – powiedziała miło.
-Tak. Przepraszam za spóźnienie.
-No, już byś miał przegrabione. Dobrze, ze chociaż potrafisz
się zachować. Zanim zaczniemy trening poznajmy się. Ja jestem Umeri Tsuba,
wasza sensei.
-Ja jestem Yuki Kenchi.
-A ja jestem Idate Teichi.
-Naruto Uzumaki.
-Dobrze, więc skoro Naruto się spóźnił będzie sam walczył na
waszą dwójkę. Pamiętajcie używacie tylko Taijutsu.
-----Naruto----
Ustawiliśmy się naprzeciw siebie. Ja pochyliłem się lekko do
tyłu i ugiąłem kolana. Ręce wystawiłem do przodu. Prawa trochę dalej i otwarta,
natomiast lewa była na wysokości łokcia prawej, również była otwarta. Idate stał
całkiem rozluźniony, nie przyjmując żadnej pozycji, natomiast Yuki ugięła tylko
kolana.
-Start! – krzyknęła sensei, a Yuki wyskoczyła wysoko w
powietrze.
Leciała prosto na mnie, ale ja odskoczyłem do tyłu.
Zobaczyłem Idate ze swojej prawej strony, gdy się do niego odwróciłem dostałem
kopniaka z podeszwy w policzek. Złapałem się
za niego podnosząc się z podłogi.
Doskoczył do mnie Idate, który zaczął atakować pięściami. Zablokowałem
wszystkie jego ciosy, ale drugiego kopniaka Yuki nie zablokowałem. Mimo drobnej postury kopniecie miała mocne.
Odskoczyłem do tyłu, trzymając się za brzuch. Stałem pod ścianą, nie za bardzo
mając gdzie uciec.
-Widać nie jesteś jakimś wybitnym geninem – powiedziała
sensei denerwując mnie.
Wyprostowałem się i uspokoiłem się. Przyjąłem postawę, którą
zaczynałem walkę. Yuki znowu zaatakowała
z powietrza. Tym razem złapałem jej nogę i szybko przekręciłem, aby zaczęła
wirować w powietrzu, aż w końcu upadła.
Uchyliłem się przed pięścią Idate i sam wyprowadziłem szybki
cios w brzuch, a następnie uderzyłem go lekko z kolana w szczękę. Oboje leżeli
na ziemi, zbierając się powoli do wstania.
-No, w końcu coś pokazałeś – powiedziała sensei, podchodząc
do nas. – Ogłaszam koniec. Jutro o 10 pod gabinetem Raikage, weźmiemy jakąś
misję.
Sensei skończyła mówić po czym zniknęła w chmurce siwego
dymu. Spojrzałem na moich nowych kolegów z drużyny.
-Idziesz z nami? – spytał Idate.
-Gdzie?
-Na Ramen – odparła Yuki.
-Pewnie.
Do domu wróciłem po południu. Przez ten czas lepiej poznałem
się z Yuki i Idate. Dowiedziałem się, że są dobrymi przyjaciółmi oraz, że nie
pochodzą z rodzin shinobi. W Akademii nie byli najlepsi, ale dawali sobie radę.
Ja im za to opowiedziałem trochę o sobie, ale nie wszystko.
Zataiłem wszystko o Rei oraz o moich korzeniach. Wiedziałem, że zachowuję się
nie fair wobec nich, ale nie chciałem ich wystraszyć.
Następnego dnia, obudziłem się wcześnie. Było zaledwie po 8,
ale byłem już wyspany. Wstałem i udałem się do łazienki, a potem do kuchni.
Zajrzałem do lodówki, która okazała się być pusta.
-Rany, nie zrobiłem wczoraj zakupów – powiedziałem do
siebie. – Muszę iść zjeść na miasto.
O godzinie 9:30 byłem już pod gabinetem Raikage. Musiałem
czekać, wiec usiadłem w otwartym oknie i zacząłem patrzeć jak wioska budzi się
do życia. Kilka minut przed 10,
usłyszałem głosy Yuki i Idate. Szli śmiejąc się z czegoś.
-Cześć Naruto – powiedziała Yuki, a Idate kiwnął tylko
głową.
-Cześć – odparłem nie odwracając się.
-Co tam widzisz takiego ciekawego?
-Chmury – odparłem krótko patrząc się w niebo.
-Od kiedy chmury są ciekawe? – spytał Idate.
-Wszystko jest ciekawsze jeśli ma się wyobraźnię. Zobacz
tamta chmura wygląda jak wielki grzyb, tamta jak głowa smoka, a tamta jak
mięciutka poduszka.
-Skąd wiesz, że mięciutka? – zachichotała Yuki.
-Bo w chmurach niema kamieni? – odparłem pytaniem na
pytanie.
Dopiero głośne chrząkniecie przywróciło nas na ziemię.
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy sensei przed drzwiami. Była ubrana tak samo jak
wczoraj, na jej twarzy był szeroki uśmiech.
-Idziecie? – spytała, na co skinęliśmy głowami.
Zeskoczyłem z okna i wszedłem do gabinetu Raikage za Idate.
Zamknąłem drzwi i stanąłem w szeregu. A tylko przeleciał po nas wzrokiem i
spojrzał na jakąś kartkę.
-To wasza pierwsza misja, więc nie będzie trudna –
powiedział, a ja cicho jęknąłem. – Dostarczycie ten zwój do jednej ze świątyń.
-Do jakiej? – spytałem.
-Świątynia 10 Demonów, jeśli to coś ci mówi.
-To jest kawał drogi stąd – powiedziałem zadziwiając
wszystkich. Co najmniej 3 tygodnie w
jedną stronę.
-2 jeśli przejdziecie przez Góry Mgliste.
Moje oczy minimalnie się rozszerzyły. Odkąd opuściłem tamtą
Świątynię minęły kilka lat, a teraz znowu miałem oglądać jej ruiny. Zacisnąłem
pięści na wspomnienia tamtego dnia, w którym wszyscy zginęli.
-W Górach Mglistych tez jest jakaś świątynia, prawda? –
spytała Yuki.
-Była, od kilku lat są tam tylko ruiny.
-Nie prawda – powiedziała sensei. – Prawda świątynia została
zniszczona, ale została odbudowana i od jakiegoś roku, normalnie funkcjonuje.
-Kto ją odbudował? – wyrwałem się z pytaniem.
-Każda świątynia na naszym kontynencie wysłała kogoś, kto
pomógł w odbudowie, a następnie zamieszkał w odnowionej świątyni.
-Czemu to cię tak interesuje? – spytał Idate.
-Później sobie pogadacie – przerwał nam Raikage. – Umeri masz
tu zwój i szczegóły.
Gdy nasza sensei odebrała zwój i teczkę wyszliśmy z
gabinetu. Opuściliśmy teren budynku i zatrzymaliśmy się na jakimś mostku. Od
razu usiadłem na poręczy, po chwili Yuki i Idate zrobili to samo. Sensei stanęła
przed nami i zaczęła czytać teczkę.
-Jest to misja rangi C. Prawdopodobnym zagrożeniem są tylko
bandyci. Czyli nic trudnego. Tak jak było mówione będziemy iść przez góry, więc
zabierzcie ciepłe ubrania. Zapas jedzeni na kilka dni i wszystko co wam się przyda.
Namiot i śpiwór jest obowiązkowy.
-Kiedy ruszamy? – Idate zadał pytanie, które ciekawiło
zapewne cała naszą trójkę.
-Jutro o 5 rano. Teraz możecie iść.
Sensei poszła w swoją stronę, a my w swoją. Nigdzie nam się
nie spieszyło, szliśmy powoli przez wioskę rozmawiając na temat misji. Głównie
były przechwałki, kto będzie sprawował się najlepiej.
-Ciekawe czemu od razu dostaliśmy misję rangi C? –
powiedziała nagle Yuki.
Zacząłem się zastanawiać nad tym pytaniem, ale nic mi nie
przyszło do głowy. Miała to być nasza pierwsza misja i powinna to być misja
rangi D, a nie C.
-Cześć Yuki! –zatrzymaliśmy się słysząc krzyk.
Odwróciłem się w stronę głosu, za nami stała spora grupa
dzieciaków.
-„Pewnie koledzy z Akademii.”
-Cześć Amaru – powiedziała Yuki.
Dziewczyna miała krótkie ciemne włosy z fioletowymi
końcówkami i brązowe oczy. Miała na sobie czarną bluzkę i dżinsowe spodenki.
Ona jako jedyna podeszła się przywitać, reszta albo nie przepadała za Yuki i
Idate, albo przestraszyli się mnie.
-A to kto? – spytała Amaru.
-Naruto – powiedziałem podając jej dłoń.
-Zamieszkał w wiosce kilka dni temu – wyjaśniła Yuki.
-Ja już musze iść, na razie – powiedziałem i skoczyłem na
dach jakiegoś budynku.
Po kilkunastu minutach skakania i robienia różnych salt i
gwiazd dotarłem do domu. Gdy wszedłem do salonu zobaczyłem Rei, która siedziała
na fotelu i czytała jakiś magazyn. Gdy tylko mnie zobaczyła zamknęła gazetkę i
wstała.
-Gotowy na trening? – spytała i nim odpowiedziałem zaczęła mnie
ciągnąć do ogrodu.
Gdy mnie puściła, upadłem na tyłek. Wstałem masując sobie bolące
miejsce.
-Masz! – krzyknęła rzucając mi drewnianą katanę. – Zaczynamy
trening walki kataną.
Przyjąłem od razu postawę, którą ćwiczyłem już kilka dni.
Nogi ugięte w kolanach, ciało pochylone do lekko do przodu, a miecz przed
twarzą ostrzem do wroga. Oczywiście Rei musiała się przyczepić.
-Nogi za bardzo ugięte, a miecz za blisko twarzy. Przy
silniejszym uderzeniu zostaniesz ranny w twarz.
Teraz postawa do ataku.
Znowu ugiąłem nogi, miecz trzymałem prawą ręką z boku,
końcówką do wroga. Lewą rękę zgiąłem w łokciu i trzymałem ją przy twarzy.
-Dobrze, wyprowadź atak.
Zrobiłem dwa szybkie kroki i wykonałem szybkie pchnięcie.
Następnie zrobiłem obrót ciałem i zamachnąłem się mieczem na ukos. Odskoczyłem
do tyłu i od razu zrobiłem salto do przodu, wykonując cięcie z góry.
-Starczy – powiedziała Rei, mruknąłem tylko w zapytaniu. –
Do perfekcji ci daleko, ale to na razie starczy. Teraz Taijutsu ze Świątyni Smoka.
Położyłem miecz na bok i przyjąłem postawę, którą
zaprezentowałem na treningu z Yuki i Idate.
-Zaatakuj mnie – powiedziała stając przede mną.
Wydawałoby się to dziwne, ale nie raz już mnie tak
testowała. Podbiegłem do niej i zaatakowałem prawą pięścią. Rei odchyliła się
do tyłu i moja pięść przeleciała kilka centymetrów od jej nosa. Zrobiłem nad
nią salto i zaatakowałem nogą z obrotu. Znowu się ugięła, unikając mojego
ciosu.
Gdy się odwróciłem w jej stronę, poczułem ból klatki
piersiowej i odleciałem do tyłu. Rei stała z wyprostowanymi rękoma i otwartymi
dłońmi.
Wstałem i wróciliśmy do treningu.
czwartek, 26 listopada 2015
Naruto - smoczy pustelnik -8.
Rozdział 8.
------Naruto----
Bee prowadził mnie przez cała wyspę, w kierunku jej środka.
Okolica nic się nie zmieniała, same dziwne drzewa bez liści i mnóstwo wielkich
stworów, najróżniejszych rodzajów. Im głębiej w wyspę, tym panował gorszy
półmrok. Mój przewodnik ciągle coś pisał w jakimś notatniku.
W pewnym momencie wyszliśmy na mała polanę, na której stał
dom. Był jednopiętrowy, pomalowany na ciemną czerwień. Okna były zakratowane,
aby nikt nie wchodził i nie wychodził przez nie. Z komina było widać dym, więc
ktoś musiał w nim mieszkać. Z prawej strony domu był ogród, w którym były
kwiaty we wszystkich kolorach. Dalej
były też jakieś drzewa owocowe.
-Choć to mój dom – powiedział do mnie Bee. – Mieszkam tu,
gdy nie jestem na misji, albo nie jestem potrzebny w wiosce.
-Czemu mieszkasz sam na odludziu?
-Nie jestem sam, czasami jest tu moja drużyna.
-Dziwny jesteś.
-Ty też. Co taki dzieciak robi sam bez opieki w
najniebezpieczniejszym miejscu w Kraju Błyskawic?
-Nie jestem sam – odparłem, a obok mnie pojawiła się Rei.
–To jest Rei. Jest jakby to…
-Jestem Smokiem Światła – dodała kończąc moje zdanie.
Na sobie miała czarne spodnie z kaburą na kunaie przy prawej
nodze, oraz ciemna koszulkę z napisami. Na plecach miała miecz podobny, który
ma Naruto, tylko, że był biały.
-Smokiem? – spytał zdziwiony Bee.
-To jest trochę trudne do wyjaśnienia – powiedziałem drapiąc
się z tyłu głowy.
-Więc to ją wyczuł Hachibi? – spytał siebie cicho, ale i tak
to usłyszałem.
Nagle z za drzew wyskoczył wielki czarny goryl, który biegł
na Killera. Gdy miał się na niego rzucić, jego stopa miała wylądować prosto na
mnie. Gdy miałem już zostać zmiażdżony, goryl został odepchnięty. Spojrzałem na
Bee, z jego pleców wyrosły dwie wielkie macki, które zaczęły z powrotem
wchłaniać w jego ciało. Goryl spojrzał wściekle na Bee i odszedł, skąd
przyszedł. Gdy się obejrzałem Rei już nie było.
-Daruj sobie – powiedział nagle.
-Co?
-Ja tu rządze.
-Mówisz do goryla?
-To mój kumpel, który ciągle próbuje mnie pokonać, aby
stanąć na górze hierarchii.
-Dziwne.
-Na świecie jest dużo dziwnych rzeczy.
-Taa.
-Bee-sama! – za linii drzew znowu ktoś wybiegł.
Wyglądał na zwykłego chuunina wioski Chmury. Biało-czarny
strój i opaska na czole. Kabura na broń przy lewej nodze, a na prawej miał
pokrowiec na krótką katanę. W prawej ręce miał zwój.
-Wiadomość od Raikage-sama.
-Dziwne zaginięcia ludzi w osadach, przy granicy Kraju
Błyskawic i Kraju Ognia. Misja rangi B, wymarsz wieczorem.
-Misja? – spytałem, gdy zwinął zwój i oddał go shinobi swojej wioski, który po chwili
ruszył biegiem do wioski.
-Tak. Chodź zaprowadzę cię do Brata. On zdecyduje co z tobą
zrobić?
-Niby co ma ze mną zrobić? Nie należę do twojej wioski i nie
mam takiego zamiaru.
- Więc lepiej zmień swoje zamiary. Jest kilka opcji. Zamknie
cię za wkradnięcie się na wyspę, puści cię wolno, wywali przez okno albo nie
będzie chciał cię widzieć i zrobisz co zechcesz. Jest jeszcze opcja, że zrobi z
ciebie shinobi wioski.
-Która jest najbardziej prawdopodobna? –spytałem lekko
przerażony.
-Albo cię wywali, albo nie będzie chciał widzieć. Choć gdy
dowie się o tym kim jesteś może przyjmie cię do wioski.
-A jak się nie zgodzę?
-Pewnie wrzuci cię do paki.
-Rany, gdzie ona mnie zaprowadziła – powiedziałem cicho. – A
miał być to tylko trening.
Nim się zorientowałem, schodziliśmy z wyspy na skalny brzeg.
Staliśmy przed wejściem do kanionu. Był bardzo wysoki, a przejście była wąskie.
W tle słyszałem jakiś wodospad. Gdy byliśmy przy wejściu do kanionu obejrzałem
się za siebie.
-Gdzie ta wyspa? – powiedziałem zszokowany.
Nawet nie słyszałem plusku wody, a tak wielka wyspa
zniknęła.
-Jest pod wodą. Tak naprawdę to wielki żółw, na którym jest
życie.
Bee pociągnął mnie za bluzę. Ruszyłem za nim. Droga
prowadziła w górę, z każdym krokiem byliśmy bliżej wyjścia na górę. Gdy tam
dotarliśmy spodziewałem się ujrzeć otwarta przestrzeń pokrytą zielenią, a
zamiast tego zobaczyłem pasmo gór, na których spoczywały budynki wioski.
Gdy szliśmy przez wioskę, wszyscy się za nami oglądali. Ich
spojrzenia były dziwne, można powiedzieć, że traktowali nas jak powietrze. Nito jakiegoś ciepłego spojrzenia czy
uśmiechu, ani spojrzenia z pogardą.
-Czemu oni tak na nas patrzą? – spytałem rozglądając się.
-Nie lubią nowych, ani nie przepadają za jinchuuriki.
-Ja jestem nowy, a ty jesteś jinchuuriki. To, żeśmy się
dobrali.
-Nie jest źle. Jest trochę osób, które zachowują się
odwrotnie.
Weszliśmy do największego budynku, zrobionego praktycznie ze
szkła. Gdy przeszliśmy przez drzwi zobaczyłem zwykłą recepcję, w której była
jakaś kobieta. Skręciliśmy na prawo w kierunku schodów. Po paru minutach
byliśmy przed drzwiami Raikage.
-Siema A! – krzyknął Bee, wpadając do gabinetu.
-Bee! Nie drzyj się tak! Nie widzisz, ze pracuję!
-Wyluzuj bracie, zobacz
lepiej kogo spotkałem – powiedziałem wskazując na mnie.
-Co to za dzieciak? Nie mam czasu na gadaninę z dziećmi.
-Spotkałem go na Żółwiej Wyspie.
-Gdzie? – spytał zainteresowany.
-Na wyspie.
-Wkradł się na nasz teren? – jego pytanie brzmiało jak
stwierdzenie. – Zamknij go, pewnie to szpieg.
-Spokojnie bracie.
-Kim on jest?
-Naruto – odparłem, za co zgromił mnie wzorkiem.
-Pytał cię ktoś? – warknął Raikage.
-Nie strasz dzieciaka bracie.
Ich rozmowa zaczęła przeradzać się w kłótnie. W końcu
Raikage uderzył w biurko, niszcząc je.
-Cholera Bee! Nie obchodzi mnie jakiś zwykły smarkacz, który
przypałętał się skądś!
-Ale to nie jest zwykły chłopak. Jest podobny do mnie.
-Hmm? – mruknął Raikage. – W jakim sensie.
-Ma w sobie zapieczętowanego…
-Biju?
-Nie. Smoka.
-Hahaha – brat Killera zaczął się głośno śmiać. – W jakie ty
bajki wierzysz? Smok?
Szczerze to miałem dość tego. Co za gbur z tego Raikage.
Ciekawe czy reszta Kage jest taka sama. Czekałem ze znudzoną miną i rękami
założonymi na piersi, aż skończą tą dziecinną zabawę. Na moje szczęście Raikage
zaraz przestał się śmiać, gdy zobaczył poważną minę Bee.
-Jeśli mi nie wierzysz to niech Naruto ci pokaże.
Nim się spostrzegłem obok mnie pojawiła się Rei. Zwykle
pokazywała się w chmurce dymu lub płomieniach. Tym razem pojawiła się w wielkim
słupie ognia. Na sobie miała czerwono-brązową zbroję. Na barkach miała otwarte
paszcze smoka, ich oczy zdobiły czerwone klejnoty. Na plecach miała pochwę z
mieczem, który był zasłonięty przez włosy. W jej czerwonych oczach była
wściekłość, a mina wyrażała powagę.
-Kim jesteś? – spytał poważnie Raikage.
-Jestem Rei, Smokiem Światła.
-Nie wyglądasz na smoka, a raczej za jakiego przebierańca.
Wokół Rei zaczęły pojawiać małe płomyki, a na jej skórze
zaczęły pojawiać się łuski. Chakra zaczęła szaleć po całym gabinecie. Bee stał
spokojnie, podobnie jak ja, natomiast Raikage przyjął postawę bojową. Jego
ciało pokryły błyskawice, a w drzwiach pojawiło się Anbu. Nie chcąc wywołać
wojny złapałem ją za bark, co ją uspokoiło.
Popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym prychnęła i
zniknęła.
-Ciekawe – powiedział Raikage siadając na krześle, które o
dziwo było w dobrym stanie. – Z jakiej wioski pochodzisz?
-„Co mam powiedzieć?” – spytałem sam siebie spanikowany.
Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwilę.
-Eh – westchnąłem głośno. – Konoha.
-Zawitał do nas sam syn Yondaime Hokage. Wiedziałem jesteś
szpiegiem, a to była zwykła iluzja.
-Nie prawda! – krzyknąłem, a Anbu stojące za mną pojawiło
się po moich bokach i złapali mnie za ramiona.
-Widocznie Konoha zeszła na psy, skoro Hokage wysyła własne
dziecko na przeszpiegi.
-Dla niego jestem martwy – powiedziałem cicho.
-Co?
-Nie nazywaj go moim ojcem! Dla niego jestem martwy!
-Jakoś mnie to nie przekonuje – powiedział A.
-Mam to gdzieś.
Spadam stąd – wyrwałem się z rąk Anbu i wyszedłem przez drzwi.
Nim przekroczyłem próg poczułem ucisk na barku. Gdy się
odwróciłem zobaczyłem Bee. Pociągnął
mnie z powrotem do gabinetu.
-Czego ode mnie chcecie? – spytałem próbując zachować
spokój.
-Gdzie do tej pory przebywałeś? – spytał Raikage, co mnie
zdziwiło.
-Przez kilka lat w Świątyni Smoka, po jej zniszczeniu tułam
się po świecie.
-Świątynia smoka? – powtórzył Killer.
-To świątynia w Górach Mglistych. Została zniszczona kilka
lat temu, nikt nie przeżył.
-Wszyscy zginęli oprócz mnie.
-Dobrze, pozwolę ci zostać w mojej wiosce.
-Nie potrzebuję waszej pomocy. Spotkaliśmy się przez
przypadek, ponieważ szukałem miejsca na trening.
-Więc wyślę wiadomość do Konohy. Twój ojczulek pewnie się o
ciebie martwi.
-Mam to gdzieś, ma nową rodzinę.
-„To nie jest taki zły pomysł” – powiedziała Rei. –
„Będziesz mógł bez problemu trenować, nie martwiąc się o otoczenie.”
-„Powiedz, ze chodzi ci o to, abym w końcu gdzieś
zamieszkał.”
-To jak? – spytał A, wyrywając mnie z transu.
-Zgoda.
-To dobrze, przyda nam się każdy shinobi.
-Chyba broń – mruknąłem. – Gdybyś mnie nie poznał, w ogóle
byś się mną nie przejął. Widziałem jak ludzie traktują Bee, od razu ci mówię,
że ja na takie traktowanie się nie zgodzę.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-Jak każdy Kage jesteś ślepy na to jak jest traktowany
jinchuuriki.
Uznałem, ze powiedziałem wszystko co miałem powiedzieć i
wyszedłem z gabinetu. Gdy tylko opuściłem gabinet Raikage, wskoczyłem na
najwyższy budynek i położyłem się na dachu. Zaledwie parę minut później, obok
mnie pojawiła się jakaś dziewczyna.
Miała długie blond włosy i ciepły uśmiech na twarzy. Ubrana
była w czarny strój bojowy. Miała jakieś 17 lat. Na czole miała opaskę ze
znakiem Wioski Chmury.
-Kim jesteś? – spytała twardym głosem. – Jeśli wkradłeś się
do wioski możesz mieć problemy.
-Naruto Namikaze, nowy obywatel twojej wioski.
-Yugito. Jesteś synem Czwartego Hokage?
-Można tak powiedzieć.
-Naruto! Wszędzie cię
szukam – obok nas pojawił się Bee.
Był zmachany, a na jego ciele było widać krople potu.
-Mam ci pokazać mieszkanie.
-Cześć Bee.
-O cześć Yugito, nie zauważyłem cię. Chodź Naruto, bo musze
się jeszcze przygotować na misję.
-Mogę iść z wami? – spytała Yugito, na co Bee skinął głową.
Zeskoczyliśmy z dachu i zaczęliśmy iść. Szedłem za Bee i
Yugito, którzy ciągle dyskutowali na jakiś temat. Po kilkunastu minutach
dotarliśmy na równy teren, gdzie było osiedle. Nie było duże, ani małe, było tu
kilka rzędów takich samych domków z małymi ogrodami, odgrodzonymi wysokim
płotem.
-Który jest mój? – spytałem, gdy szliśmy pomiędzy domkami.
-Ten na końcu – odparł Bee, pokazując palcem.
Domek był w kolorze niebieskim z drewnianym wykończeniem
okien i drzwi, czerwone dachówki nie wyróżniały się wśród innych domków na tym
osiedlu. W oknach były wiszące doniczki
z kwiatami, a do drzwi prowadziła ścieżka z kamieni. Nacisnąłem klamkę furki i wszedłem na
posesję.
-Gdy mój brat ochłonie pewnie cię wezwie, abyś podpisał
papiery.
-Kiedy dostanę jakąś misję?
-Gdy popiszesz papiery będziesz mógł wykonywać misje rangi
D. Czy pielenie ogródków, wyprowadzanie psów itp. – odparła Yugito z uśmiechem
na twarzy.
-Serio? Rangi D – powiedziałem wchodząc do domku.
Spodziewałem się, że domek będzie w stylu „wykonać jak
najtaniej”, ale zamiast tego zobaczyłem czysty, ładny i porządnie wykończony
dom. W holu przed drzwiami była mała
szafeczka na buty oraz stojak na kurtki.
Ściany były ciemnozielone z miejscem na obrazy czy zdjęcia. Do
salonu prowadził biały puszysty dywan. W salonie była bordowa sofa, dwa fotele
w tym samym kolorze oraz stolik ze szklanym blatem. Na jednej ścianie był
kominek, zapas drewna, na kominku były puste ramki zdjęć, a po jego bokach
puste pułki. Na drugiej ścianie były schody na piętro, a pod nimi zabudowany
schowek. Wszystkie ściany były ciemnopomarańczowe.
Na lewo od holu były drzwi do kuchni i do łazienki. Kuchnia
nie wyróżniała się niczym wyjątkowym. Ciemne szafki, mikrofalówka, kuchnia,
lodówka i zlew, podobnie było z łazienką, która była bardzo mała. Praktycznie
nie było wolnego miejsca, ale była tak wykonana, że na wszystko było miejsce i
wszystko było pod ręką.
Wszedłem na piętro.
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kolejny ramki na zdjęcia miedzy
drzwiami do sypialń. Potem klapa w suficie, prowadząca na strych. Wszedłem do
pierwszej sypialni. Łóżko, szafka nocna, lampka, szafa i jedna półka, czyli
standardowe wyposażenie. Ściany
pomalowane na błękit oraz duże okno na zachód. Poszedłem do drugiej,
która była taka sama jak pierwsza.
-I jak podoba się? – spytała Yugito, gdy skończyłem
zwiedzanie i schodziłem na dół.
-Bardzo. Bee mogę iść z tobą na misję?
-Nie – odparł stanowczo, zakładając ręce na pierś. – To jest
misja rangi A i może ci się stać krzywda.
-Rany, nie raz już walczyłem z bandytami i może chcesz powiedzieć,
że będę musiał iść do Akademii?
-Zgadłeś – oparł wesoło z duży uśmiechem.
Yugito zaczęła się głośno śmiać z mojego załamania. Po paru
minutach Bee wyszedł mówiąc, że musi się przygotować, a Yugito poszła z nim.
Zostałem sam, prawie.
-To może mały trening w ogrodzie? – obok mnie pojawiła się
Rei w swoim ulubionym stroju, czyli w żółtej sukience i kapeluszu.
-Pewnie – odparłem rozweselony.
-No to może klony – stwierdziła i ruszyliśmy do ogródka.
piątek, 20 listopada 2015
Naruto - smoczy pustelnik -7.
Rozdział 7.
Noc nadeszła szybko. Po godzinie 18 było już ciemno, słońce
schowało się za horyzontem, a na niebie pojawił się księżyc i miliony gwiazd.
Mimo ciemności, zwierzęta uciekały spod góry, jakby wyczuwały zagrożenie.
Nagle z góry wystrzelił ognisty promień. Oświetlił cała
okolicę, jeszcze bardziej płosząc zwierzęta. Stworzył dziurę w górze, z której
wyszedł blondwłosy chłopiec. Jego ciuchy były podarte i zakurzone. Na ciele
było widać sporo siniaków, oparł się o głaz, aby odetchnąć.
-Niech no ja dorwę ich – powiedział do siebie i zaczął
schodzić z góry.
Gdy zszedł na jakąś polanę, wskoczył na pierwsze lepsze
drzewo i zasnął na gałęzi. Rano obudził się zesztywniały.
-Czego można było się spodziewać po spaniu na drzewie? –
spytał sam siebie zeskakując z konara.
Od razu mu się przypomniały wczorajsze wydarzenia. Wyjął z
plecaka jakieś dobre ciuchy i się przebrał.
-Ja bym się na nich nie rzucała – obok chłopaka, w
płomieniach pojawiła się rudowłosa dziewczyna.
Jak zwykle miała na sobie żółtą sukienkę i kapelusz.
-Czemu?
-Bo to nie twój poziom. Jednym ruchem wysadził jaskinię…
-A ja jednym ruchem się z niej wydostałem.
-Ich jest dwóch.
-Nas też.
-Ale ty jesteś uparty.
-I nawzajem.
-Nienawidzę cię – powiedziała z nerwami. – Jak ty mnie
lubisz przedrzeźniać.
-A ty może tego nie lubisz?
-Lubię – powiedziała odwracając się do niego plecami.
-Ciekawe kim w ogóle oni byli?
-Obstawiam, że są z jakiejś niebezpiecznej organizacji.
-Dobra, czas ruszać – powiedział chłopak i założył plecak i
płaszcz.
Blondyn zaczął iść drogą, a Rei ruszyła za nim. Do celu
dotarł nad ranem, gdy ludzie zaczęli wychodzić na dwór, aby załatwić swoje
sprawy. Nie była do duża wioska, miała może ze 100 mieszkańców. Z tego co
zauważył chłopak, wioska utrzymywała się z handlu i rolnictwa. Gdy tylko
zauważył szyld jakiegoś hotelu, od razu tam ruszył. Rei zniknęła od razu
zniknęła, gdy weszli do wioski.
W recepcji zobaczył młodą kobietę. Siedziała za ladą i
czytała gazetę. Miała długie brązowe włosy, zielone oczy i piegi na twarzy.
-Dzień dobry, witam w naszym hotelu. Czym mogę służyć.
-Poproszę jednoosobowy pokój. – odparł chłopiec.
-Pierwsze piętro, drugie drzwi na prawo.
Blondyn odebrał klucz i ruszył we wskazane miejsce. Jego
lokum składało się z sypialni, łazienki i małej garderoby. Wszystko ładnie
urządzone i pomalowane. Naruto od razu rzucił się na łóżko.
-A ja gdzie śpię? – obok niego usiadła Rei.
-Tam gdzie spałaś do tej pory.
-Ej to jest nie fair. W twoim ciele jest nudno i ponuro.
-I co ja mam na to poradzić?
-Rozpogodź się, mógłbyś się od czasu do czasu uśmiechnąć,
ale nie tak jak zwykle, tylko tak szczerze.
-Nie mam ku temu powodów, a teraz wybacz, ale chcę iść spać.
Rei burknęła jeszcze coś pod nosem i zniknęła w płomieniach.
----Naruto----
Obudziłem się popołudniu, a raczej zostałem obudzony przez
dzwony. Gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem jak wioska jest udekorowana, a
wszyscy mieszkańcy stoją wzdłuż głównej ulicy i na coś czekają.
-Cholera, ten ślub jest dzisiaj.
Zeskoczyłem z łóżka i chwyciłem za swój ekwipunek. Nagle
całą wioską za trzęsło, ja przewróciłem się na podłogę, a szyby w oknach
zostały wybite przez silną falę uderzeniową. Huk wybuchu, był tak głośny, że
myślałem, że ogłuchłem.
Gdy tylko się pozbierałem wyskoczyłem przez okno na jakiś
dach budynku. Rozejrzałem się po okolicy. Dym unosił się w miejscu, gdzie chyba
byś ten ślub. Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku.
Cała okolica była zniszczona, budynki były bardzo mocno
naruszone, większość nadawała się tylko do rozbiórki. W jednym miejscu był
krater o średnicy jakiś 5 metrów. Ludzie uciekali w popłochu, wszyscy patrzyli
się na niebo. Spojrzałem w kierunku, którym patrzyli wszyscy. Na niebie był
dziwny, wielki biały ptak, który zaczął się zniżać.
-Widzisz Tobi! To jest prawdziwa sztuka!
-E pajacu! – krzyknąłem do niego.
Obaj się odwrócili. Lekko ich zaskoczyłem swoją obecnością.
-Deidara-sempai, on przeżył!
-wydarł się ten zamaskowany.
-Widzę Tobi. Idź szukaj tego gościa, a ja się nim zajmę. Nie
potrzebujemy rozgłosu.
-Tak jest! – Tobi zasalutował i zniknął wciągnięty przez jakiś
wir.
-Kim jesteście!?
-Akatsuki, chodź to nic ci nie mówi. A ty? Chce wiedzieć jak
się nazywa dzieciak, który przeżył moją technikę.
-Naruto Namikaze.
-OO. Syn Czwartego Hokage? Cały świat myśli, ze nie żyjesz.
-Mam to gdzieś, a Yondaime nie jest moim ojcem.
-Jak to? Widziałem kiedyś Yondaime i…
-Katon: Ognisty Smok.
W jego kierunku wystrzeliła ognista paszcza smoka, ale
odleciał na tym ptaku, unikając jutsu.
-Jesteś strasznie narwany. Nigdy nie widziałem Czwartego,
aby się wściekał tak jak ty teraz.
-Zamknij się! Katon: Ogniste Pociski.
Z kilkunastu pocisków tylko jeden trafił tego ptaka w
skrzydło. Ten twór zaczął spadać, a członek Akatsuki zeskoczył na dach. Zamiast zaatakować, włożył ręce do kieszeni,
ale po chwili je wyjął. Zamachnął się
rękami, a z jego dłoni wystrzeliło mnóstwo małych, białych ptaszków.
Nie wiedząc co to jest odskoczyłem na bok, ale jego twory
poskręcały w moją stronę, a gdy były blisko zaczęły eksplodować. Wybuchy
odrzuciły mnie do tyłu i wylądowałem na plecach.
Podniosłem się opierając dłońmi o dach. Nagle z dachu
wystrzeliły dwa dziwne robale, które oplotły się wokół mnie.
-Co to ma być? – powiedziałem wyrywając się.
-Twój koniec – odparł Deidara. – Katsu.
-------Narracja trzecio osobowa-----
Nastąpiła silna eksplozja, która zasłoniła Deidarze widok.
Gdy kurz i dym został rozwiany, członek Brzasku zamiast zobaczyć martwego ciała
Naruto, zobaczył go całego i żywego. Jego lewa ręka zwisała wzdłuż ciała, które
ledwo trzymało się na nogach. Drugą ręką podpierał się o kolano.
-Tylko na tyle cię stać? – spytał chłopak i powoli zdjął
przedmiot owinięty w materiał z pleców.
Na chwilę zamknął oczy, po czym je otworzył i zdjął
materiał. W jego rękach był czarny miecz, jego rękojeść pokrył Złoty ogień.
-Jego ręce pokrył ogień – powiedział do siebie Deidara.
Naruto ruszył z dużą prędkością na przeciwnika. W miejscu
gdzie, stał dachówki zostały zniszczone. Gdy był przy członku Brzasku, wykonał
cięcie od dołu po skosie, ale rozciął Deidarze tylko ubranie.
-Ty smarku! – warknął starszy blondyn.
Z jego rąk zaczęła wydostawać się biała glina, która
skupiała się przed nim. Zaczęła
przypominać różne zwierzęta. Niedźwiedzia, tygrysa i sokoła, które rzuciły się
na niebieskookiego.
-Katon: Ryk Smoka!
Wielki promień ognia spalił zwierzęta z gliny oraz kilka
budynków za nimi. Deidara był pod wrażeniem techniki Naruto, który ledwo już
stał na nogach.
-Kończy mi się chakra – powiedział do siebie syn Yondaime.
-Deidara-sempai! Deidara-sempai!
Z ulicy obok budynków, na których walczyli blondyni, pojawił
się Tobi. Trzymał jakiegoś faceta w garniturze, który był nieprzytomny.
-Masz go Tobi? – spytał Deidara. – Chociaż raz zrobiłeś cos
dobrze. Znikamy.
-A co z tym chłopakiem?
-Nie ma chakry, wiec nam nie zagrozi.
-A co jeśli komuś powie?
-Teraz to już nie ważne.
Blondyn z Akatsuki stworzył wielkiego glinianego ptaka, na
którego wskoczyli.
Naruto złożył jeszcze jakieś pieczęcie, ale kula ognia nie
przeleciała nawet połowy drogi do tworu Deidary i zniknęła. Naruto opadł na
kolana podpierając się mieczem.
-„Naruto lepiej stąd idź. Jeszcze ktoś cię zobaczy i
oskarży, że to twoja wina.”
-Jestem słaby – powiedział Naruto podnosząc się.
-„Nie prawda…”
-„Nie mów, że jest inaczej.”
-„Jesteś jeszcze młody i masz mało doświadczenia.”
-„Nie mogłem go nawet zranić.”
-„On ciebie też…”
-„Gdyby nie to, że mam twardą skórę, bym już nie żył.”
-„Więc musimy wziąć
się za trening. Do tej pory trenowałeś bardziej ogólnikowo, teraz skupimy się
na wszystkim po kolei.”
Chłopak zeskoczył z dachu i schował miecz. Wszyscy byli
jeszcze ukryci, wiec nikt nie widział blondyna. Naruto wszedł przez okno do
swojego pokoju w hotelu i usiadł na łóżku.
-Przeze mnie zginał ten mężczyzna – powiedział do siebie,
kładąc się na plecach.
-Nie mogłeś tego przewidzieć – obok niego na łóżku pojawiła
się Rei.
-Ale mogłem coś zrobić.
-Co? Masz dwanaście lat i znasz kilka lepszych jutsu z
Katonu. Normalnie we wiosce byłbyś geninem, wykonując misje rangi D, a ty już
walczyłeś z kryminalistą, który mógł się bez zawahania zabić.
-Jeśli próbujesz mnie pocieszyć to dobrze ci idzie.
-Znamy się nie od dziś. Poza tym śmierć to coś czego nie
przewidzisz, ani nie pokonasz. Kiedyś przyjdzie po każdego.
-Po ciebie też? – gdy chłopak zadał pytanie, rudowłosa
ucichła i zamyśliła się.
-Pewnie tak – powiedziała po chwili. – Kiedyś umrę, zabita
albo naturalnie. Gdybym nie używała techniki do pieczętowania się, już dawno
był nie żyła, a na świecie panował by chaos, który spowodowałby Dragor.
-Mówiłaś cos o treningu. Co miałaś na myśli?
-Na początek wzmocnienie ciała, przez co wzmocnisz swoją
chakrę. Potem Nauczę cię kilku, jak nie kilkunastu stylów walki wręcz oraz
kataną, potem szybka lekcja genjutsu, ale tylko jak je zdejmować i jak je
rozpoznawać i na koniec ninjutsu. Czyli jakieś 4 do 5 lat treningu.
-ILU?!
-4 do 5 lat – powtórzyła akcentując każde słowo. – Chyba, że
nauczysz się cienistych klonów, wtedy skrócimy czas do 3 lat.
-Cienistych klonów?
-To lepsza wersja zwykłych klonów. Jest wprawdzie zakazana,
ale to dlatego, że zużywa dużo chakry. Jeśli podniesiemy twój poziom energii to
nic ci się nie stanie.
-Gdzie będziemy trenować.
-Na odludziu, w ukryciu, w cieniu.
-Czemu tak dziwnie gadasz?
-Pora, abyś nauczył się jednej z najważniejszych zasad
shinobi.
-Co masz na myśli – powiedział zaskoczony.
-To, ze musisz nauczyć się pozostawać w cieniu, nie możesz
dać się wykryć.
-Nic z tego nie rozumiem. O co ci chodzi?
-Musisz nauczyć się zabijać po cichu, aby nikt cię nie
zobaczył.
-Jak mam się tego nauczyć?
-Z czasem, musisz wykorzystywać okazję, która ci się
nadarzy, aby zdobyć doświadczenie.
-Wyruszajmy – powiedział chłopak.
Podróż trwała dużo czasu. Naruto prowadzony przez Rei,
trafił do portu w Kraju Błyskawic. Skąd popłynął statkiem, w nieznany sobie
kierunek.
Po upływie dwóch dni, w nocy statek, na którym płynął
napotkał silny sztorm. Rzucało nimi na wszystkie strony. Fale były wysokie
nawet na kilkanaście metrów, co chwilę z nieba walił piorun, który oświetlał
okolicę.
-„Naruto, musimy uciekać
tej łajby” – powiedziała Rei, do próbującego utrzymać równowagę Naruto.
-„Ja…jak?”
-„I tak byśmy musieli zmienić nasz kierunek, ponieważ
miejsce do którego zmierzamy się porusza.”
-„Jak to się porusza?”
-„Później ci wyjaśnię, idź po swoje rzeczy.”
-„Jeśli wyskoczę za burtę, marnie skończę.”
-„Jeśli zostaniesz na łódce, nie dostaniemy się na miejsce
treningu.”
Naruto zaczął się zastanawiać. Spojrzał na morze i poszedł
do swojej kajuty. Założył miecz i chwycił plecak. Stanął na barierce z tyłu
statku się zamyślił.
-Raz się żyje – powiedział i skoczył do wody.
Płynął jak najdalej od sztormu, starając się nie utonąć. Gdy fale się uspokoiły, zaczął biec po
wodzie, wspomagając się chakrą.
-Jak daleko to jest?
-Nie daleko – odpowiedziała Rei, pojawiając się przed nim. –
Czuje wyraźnie jego energię.
-Jego? Znaczy się kogo?
Nim rudowłosa odpowiedziała spod wody wystrzeliło coś
wielkiego. Fala zmyła Naruto pod wodę, rozdzielając go od Rei. Gdy wypłynął
zobaczył wielką wyspę, pokrytą czymś, co przypominało wielkie kolce. Blondyn
dopłynął do niej i wszedł na nią.
-Rei! – krzyknął, ale odpowiedziało mu tylko echo. –
Pięknie, zgubiłem się.
Zaczął iść po wyspie rozglądając się za dziewczyną. Zamiast
niej widział wielkie stwory.
-Co to jest? – spytał cicho sam siebie, chowając się za
jednym z kolców.
-To jest Żółwia Wyspa – usłyszał męski głos za sobą. – A ciebie
nie kojarzę i raczej nie powinno cię tu być.
Gdy się odwrócił zobaczył opalonego mężczyznę, w okularach
przeciwsłonecznych. Granatowych spodniach i białym bezrękawniku. Miał biały
ochraniacz ze znakiem Wioski Chmury, a na plecach sporo mieczy.
-Szukałem miejsca do treningu i przez przypadek znalazłem tą
wyspę – powiedział Naruto, drapiąc się z tyłu głowy. – „Cholera, Rei gdzie
jesteś?”
-Rozumiem. Jestem Killer Bee – powiedział krzycząc swoje
imię.
-Jestem Naruto.
-Dawaj przybij żółwika – krzyknął wystawiając pięść do
Naruto.
-„Już jestem” – usłyszał Naruto w swojej głowie.
Chłopak nie wiedząc co zrobić przybił żółwika. Twarz Bee
jakby zastygła w bezruchu.
-Widzę, że jesteś nietypowym dzieciakiem – powiedział dość poważnie
Bee. –Co tam masz w sobie? – spytał stukając palcem brzuch niebieskookiego.
-Nic.
-Jestem numerem 8 i wyczuwam innych jinchuuriki.
-Nie jestem jinchuuriki.
-Może o tym nie wiesz. Chodź mój brat musi cię poznać.
-Brat?
-Tak, tylko uważaj jest strasznie nerwowy.
Bee zaczął prowadzić Naruto w centrum wyspy. Wszystkie
zwierzęta kłaniały się przed Kilerem.
-„Wyczuł mnie, obawiam się, że będziesz musiał powiedzieć
prawdę.”
Subskrybuj:
Posty (Atom)