niedziela, 6 grudnia 2015

Naruto - smoczy pustelnik -10.

 Rozdział 10.
---Naruto----
Stałem przy bramie oparty o mur. Głowę chowałem w cieniu, przed słońcem. Dzisiejszy dzień był piekielnie gorący, a nie było jeszcze południa. Na misję mieliśmy wyruszyć za 10 minut, a byłem tylko ja. Jakoś mnie to nie dziwiło, w taki skwar mało komu, by się chciało wychodzić z domu.
Spojrzałem na główną ulicę wioski, z której dochodziły dźwięki rozmów i przekrzykiwania się. W moją stronę szła Yuki razem z Idate. Oboje wyglądali na gotowych do wyruszenia na misję, a sensei jak nie było tak nie ma. Przez czas, w którym szli do mnie zacząłem sprawdzać czy wszystko mam.
-Kunaie, shurikeny, śpiwór, namiot, jedzenie, woda – zacząłem tak wyliczać grzebiąc w plecaku. – Czysty zwój, coś do pisania, ubrania.  Chyba mam wszystko, tylko, że ten plecak jest strasznie ciężki.
-„Potraktuj to jak trening ciała” – powiedziała Rei, próbując mnie chyba zmotywować.
-Cześć Naruto – powiedzieli Yuki i Idate.
-Cześć – powiedziałem i zacząłem patrzeć na ich plecaki, podobnej wielkości co mój.
-Też są ciężki? – spytałem wskazując na nie.
-Tak – odparła Yuki zdejmując plecak i rzucając go na ziemię.
-„Pierwszy raz muszę dźwigać taki bagaż, na co mi to? Wystarczy mi jedzenie, picie, broń i ciuchy.”
-„Taki był rozkaz twojej sensei, a rozkazy trzeba wykonywać.”
-Co to? – spytał Idate, wskazując na coś za mną.
Obejrzałem się i zacząłem patrzeć na swój plecak, ale nie zrozumiałem o co mu chodzi. Dopiero po chwili skumałem. Chodzi mu o długi przedmiot, zawinięty w pokrowiec z ciemnego materiału. Podszedłem do tego i sprawdziłem czy jest dobrze przymocowane do plecaka.
-Broń – odparłem wstając.
-Katana? – spytała Yuki. – Czemu nic nie mówiłeś, że potrafisz walczyć kataną?
-Bo nie potrafię. Dopiero się uczę.
-A ile się uczysz? – spytał Idate.
-Sporo, ale nie mając nauczyciela jest bardzo trudno, nauczyć się choćby podstaw.
Nasza rozmowę przerwała sensei pojawiając się w kłębie siwego dymu. Na jej twarzy jak zwykle był duży uśmiech. Machnęła do nas ręką i krzyknęła.
-Cześć dzieciaki! Gotowi do drogi?
-Tak – odparłem za nas wszystkich.
-No więc, trzymajcie się blisko i mówcie jak coś będzie nie tak.
Sensei chyba zapomniała, że ma ze sobą trójkę geninów, bo zaczęła pędzić na złamanie karku. Yuki nie miała już sił biegać po dwóch godzinach, Idate po trzech, a ja straciłem siły zaraz po nim.  Sensei zniknęła nam z oczu, więc zatrzymaliśmy się. Od razu padliśmy na trawę, ledwo łapiąc oddech.
-„Jestem bardziej zmęczony, niż po twoich treningach” – powiedziałem w myślach do Rei.
Gdy złapałem kilka oddechów, podniosłem głowę, aby się rozejrzeć. Byliśmy na jakiejś małej polanie. Rosły na niej jakieś kwiatki, a drzewa dawały przyjemny cień. W dodatku chłodny wiaterek był wspaniały. W otoczeniu rozchodził się tylko szum liści na wietrze.
-Zaraz wyzionę ducha – powiedział Idate.
-Musimy znaleźć sensei, potem możesz umierać – powiedział, uśmiechając się lekko.
-Może wam w tym pomóc – powiedział ktoś nad naszymi głowami.
Odruchowo wyciągnąłem kunaia i w ostatniej chwili zablokowałem atak, który miał rozciąć moją głowę. Przekręciłem się parę razy w bok i szybko wstałem. Zostaliśmy zaatakowani przez trzy osoby.
Jeden mężczyzna był wielki i gruby. Miał ze 2 metry wysokości i łysinę na głowie, a w rękach trzymał topór, którym mnie zaatakował. Usta miał zakrytą przez chustkę, a na sobie miał czarne spodnie i rozpiętą, ciemną koszulę z obciętymi rękawami.
Drugą osobą była kobieta. Po sylwetce można było wywnioskować, że jest szybka i zwinna. Miałą długie czarne włosy, a twarz zasłaniała podobną chustką co grubas. Ubrana w ciuchy, który nie zwracały na siebie uwagę, głównie w czarne. Jedną ręką trzymała Yuki za włosy, a druga trzymała kunaia przy jej gardle.
Ostatnią osobą, która trzymała Idate był mężczyzna. Trzymał go w podobnej pozycji co kobieta Yuki, ale ten bandyta trzymał go za ręce za plecami. Miał na sobie jasną koszulę z podwiniętymi rękawami, ciemne spodnie i granatową chustkę na głowie.
-Czego chcecie?! – krzyknąłem, mając nadzieję, że sensei zaraz się pojawi. Może i bym z nimi wygrał, ale wtedy Yuki i Idate zginą.
-Was, Orochimaru sporo nam zapłaci za trójkę dzieciaków – powiedział grubas. – Lepiej się poddaj.
Przełknąłem głośno ślinę, próbując cos wymyśleć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-„Jeśli wyciągnę miecz, mogę skrzywdzić Yuki albo Idate, jeśli się poddam, mamy nikłe szanse, ze znajdzie nas sensei… co robić?”
-„Ćwiczyłeś jutsu teleportacji?” – spytała Rei.
-„Mam za słabą kontrolę chakry do tego jutsu.”
-„Poddanie się nie wchodzi w grę, nie masz pewności, czy was nie zabiją. Musisz grać na czas, albo spowodować głośny wybuch.”
-„Ryk smoka?” – spytałem jeszcze w myślach uśmiechając się.
Ruszyłem biegiem na grubasa. Musiałem szybko zaatakować. Gdy byłem blisko łysol podniósł topór nad głowę, aby zaatakować. Wyskoczyłem w powietrze i uderzyłem go kolanem w szczękę. Upadł na plecy, a ja wylądowałem pomiędzy pozostałą dwójką. Kunaiem rzuciłem celując w głowę kobiety, która musiała puścić Yuki, chcąc przeżyć co też się stało. Mężczyznę, który trzymał Idate zaatakowałem pięścią w policzek. Gdy upadł na ziemię, złapałem moich kompanów i odskoczyłem na drugi koniec polany.
-Cholerny szczyl  - warknął grubas. – Zapłacisz mi za to! – krzyknął masując sobie szczękę.
-Nam też! – krzyknęła pozostała dwójka.
Zacząłem koncentrować chakrę do jutsu.
-Jutsu, którego użyję zużywa dużo chakry, jeśli zemdleję, a oni będą w stanie walczyć uciekajcie – powiedziałem do mojej drużyny, która była oszołomiona.
-Mówiłam, abyście się nie oddalali! – usłyszeliśmy krzyk sensei za naszymi plecami.
Gdy się odwróciliśmy, sensei wychodziła z za krzaków. Wyciągała z włosów liście.
-Co wy robi… - przerwała widząc, trójkę bandytów po drugiej stronie polany. – Towarzystwo?
-Raczej nie – powiedziałem przyjmując postawę obronną.
-Nie wtrącaj się paniusiu! – krzyknął grubas.
-Lepiej zostawcie te dzieciaki, jeśli wam życie miłe.
-Możemy powiedzieć to samo.
-Raiton: Piorun.
Z rąk sensei wystrzelił piorun, który trafił grubasa. Było widać jak przez jego ciało przechodzi prąd. Po kilku sekundach lekko podpieczony upadł nieprzytomny na ziemię. Pozostała dwójka cofnęła się kilka kroków, a w ich oczach był strach.
-To było super – powiedziała Yuki.
-Chcecie powalczyć? – spytała sensei odwracając się do nas.
-Biorę faceta! – krzyknąłem i ruszyłem do ataku.
-W gorącej wodzie kąpany.
Sięgnąłem kilka shurkineów i rzuciłem w mężczyznę. Odskoczył do tyłu i sam rzucił we mnie bronią. Odbiłem je kunaiem i doskoczyłem do niego. Zderzyliśmy się kunaiami, a na ziemie leciało mnóstwo iskier.
Podczas przepychanek stało się coś dziwnego, obie nasze bronie pękły na pół. Wyrzuciłem rączkę, która została mi w dłoni i zaczęliśmy walczyć Taijutsu. Po kilkuminutowej wymianie ciosów podciąłem go i kopnąłem w brzuch, posyłając go na drzewo.
 Myślałem, że to koniec, ale podniósł się opierając się o drzewo. Lewą ręką trzymał się za brzuch, a prawą ścierał krew z twarzy. Obaj byliśmy zmęczeni, więc nastała chwila przerwy. Spojrzałem na prawo, Yuki i Idate lepiej sobie radzili, niż ja.
-Katon: Ognista Kula!
-Naruto uważaj! – krzyk sensei przywrócił mnie na ziemię.
W moją stronę leciała sporych rozmiarów kula ognia, która zostawiała za sobą duży rów.
-Katon: Ognisty Smok.
Po polanie rozszedł się głos ryku smoka, a kula ognia została pochłonięta przed dwa razy większą paszczę smoka. Bandyta nie miał szans na ucieczkę, został spalony razem z kilkunastoma drzewami za nim. Przede mną był pas spalonej trawy o szerokości około 10 metrów, a dalej palące się drzewa.
Spojrzałem w miejsce gdzie walczyli Yuki i Idate. Oni i kobieta, z którą walczyli stali w bezruchu. W podobnym stanie była sensei.
-Co?
-Na…Na…Naruto – wyjąkała sensei.
Kobieta, która była z tymi mężczyznami widząc porażkę zaczęła uciekać.
-Zostawcie ją – powiedziała sensei, gdy Yuki i Idate chcieli rzucić się za nią w pościg. – Skąd znasz to jutsu?
-Nauczyłem się.
-Czemu nie mówiłeś, że znasz tak silne Techniki? – spytała Yuki.
-Mniejsza z tym, gdzie się tego nauczyłeś?
-A co to przesłuchanie? Nie chcę o tym gadać, to już jest przeszłość! – odwróciłem się do nich plecami.
Wskoczyłem na drzewo i zacząłem po nich skakać w kierunku Gór Mglistych.
-„Czemu się tak zachowujesz?”
-„Nie mam ochoty gadać” – odparłem dając jej jasno do zrozumienia, że to koniec rozmowy.
-Naruto stój!
Zatrzymałem się na jednej z wielu gałęzi i obejrzałem się do tyłu. Sensei była jakieś 100 metrów za mną, ale po chwili była obok mnie.
-Poczekaj Yuki i Idate muszą odpocząć, ty zresztą pewnie też.
 Skinąłem jej głową i zeskoczyłem na ziemię, zaraz po niej. Wróciliśmy się do miejsca, gdzie była Yuki i Idate. Zastaliśmy rozłożony obóz i palące się ognisko. Panowała cisza, oni nawet na mnie nie spojrzeli. Usiadłem z drugiej strony ogniska.
-Może w końcu nam coś o sobie opowiesz? – powiedział Idate. – Okazuję się, że nic o tobie nie wiemy.
-Nic nie mówiłeś, że potrafisz używać Katonu – dodała Yuki. – W dodatku czuję, że coś wiesz o tej Świątyni Smoka, ale nie chcesz mówić.
-Kiedy indziej sobie to wyjaśnicie, teraz marsz spać – rozkazała sensei.
Nasza rozmowa odkładała się z dnia na dzień, aż w końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie zaczynało się pasmo gór, w których była Świątynia Smoka. Było już ciemno, więc w dalsza drogę mieliśmy wyruszyć rano. Gdy usiadłem na trawie czułem wilgoć, która była codziennością w tych rejonach. W dodatku powietrze było wilgotne i świeże, nie to co w wioskach. Zaczęły mi się przypominać stare czasy.
-Słuchajcie, podróżowanie po górach jest niebezpieczne. Należy uważać na śliską drogę, bo można spaść na sam dół. Pamiętajcie, aby patrzeć gdzie stawiacie stopy, podłoże może się osunąć, gdy na nim staniecie.
-Czemu te góry nazywają się Mglistymi? – spytała Yuki, patrząc na wierzchołek góry.
-Ponieważ panuje tu gęsta mgła, co jeszcze bardziej utrudnia podróż. Kończcie jeść i idźcie spać.
Szedłem na końcu, bacznie obserwując idących przede mną, aby w razie potrzeby szybko zareagować. Było już południe, a wyruszyliśmy o 7 rano.  Sensei narzuciła szybkie tempo, ponieważ teraz były najlepsze warunki do podróżowania po górach.  Ciągle było słychać kozy, co również przywracało mi wspomnienia.
Z transu wyrwał mnie krzyk Yuki, zwisała na krawędzi klifu. Od razu się rzuciłem i chwyciłem ją za rękę. Zdążyłem w ostatnim momencie, bo jej palce zaczęły się ześlizgiwać.
-Mam cię! – krzyknąłem do niej i zacząłem ją wciągać.
Z pomocą przyszedł mi Idate,  razem wciągnęliśmy ją na górę.
-Nic ci nie jest? – spytałem, na co pokiwała przecząco głową.
-Możemy iść dalej? – spytała sensei.
-Tak.
Zwolniliśmy, aby taki wypadek się nie powtórzył. Gdy uszliśmy kilka kilometrów, droga zaczęła się rozszerzać, a w oddali było widać czubek dachu Świątyni oraz blask ognia. Przez oczy od razu zaczęły mi przelatywać wspomnienia z tamtego dnia.
-„Wieczny ogień.”
-Chodźcie pobiegniemy, aby dotrzeć tam przez zmrokiem.
Wprawdzie do zmroku były dobre 3 godziny, ale każdy chciał odpocząć i wyspać się w łóżku.
-Co jeśli nie udzielą nam pomocy? – spytał Idate.
-Raikage o to zadbał, kilka dni temu otrzymał list zwrotny, z odpowiedzią na prośbę o pomoc.
-I…
-Otrzymamy ją.
Z daleko spostrzegłem się, ze Świątynia nie jest tylko odbudowana, ale i rozbudowana. Mury były ze 2 razy większe, a główny budynek był o kilkanaście metrów wyższy, mimo to wieczny ogień był wyższy od niego.
-Co to? – spytała Yuki. – Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
-Ten płomień został nazwany Świętym Ogniem, powstał w nocy po zniszczeniu świątyni, jednak nie wiadomo kto to zrobił – wyjaśniła sensei.
Gdy dotarliśmy do bramy, zastaliśmy ją otwartą, a w niej stał mnich. Widać spodziewali się nas. Przypominał mi kogoś, ale nie mogłem sobie przypomnieć kogo. Miał na sobie biało-granatowe szaty. Brązowe oczy uważnie nas oglądały, a wiatr poruszał jego brązowymi włosami, które były do karku.
-Jest Shizao – powiedział, zapraszając nas gestem ręki do środka.
-Jestem Umeri, to jest Yuki, Idate i Naruto.
-Wiem, spodziewaliśmy się was.
Nie interesowało mnie to co mówi. Byłem zajęty oglądaniem świątyni, z Yuki i Idate było tak samo. Przybyło kilka budynków, a reszta została powiększona. Wokół Wiecznego Ognia został wzniesiony murek, który chyba miał służyć jako ozdobę i przestrogę, aby nie podchodzić bliżej. Temperaturę było czuć 5 metrów przed murkiem, który był 20 metrów od ognia.
-To jest Święty Ogień, znak rozpoznawalny naszej świątyni. Ten murek jest po to, aby nikt nie podchodził za blisko. Chodźcie zaprowadzę was do Misuo-sama.

-„Misuo?”

2 komentarze:

  1. świetna notka, oby tak dalej.. czekam na next :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    ech, co za sensei, przecież to ona się oddaliła, walka wspaniała, ciekawe czy ktoś go rozpozna, no i Misao może pozna Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń