niedziela, 8 listopada 2015

Naruto - smoczy pustelnik -5.

Rozdział 5.
---Naruto---
Był piękny poranek, co w górach rzadko się zdarza. Dzięki promieniom słonecznym można było zobaczyć szczyty gór oddalonych nawet o kilka kilometrów. Wiał lekki przyjemny wiaterek, a na niebie nie było żadnej chmurki. Z daleka widziałem bramę Świątyni i z każdym krokiem widziałem coraz więcej.
Po niecałych trzech miesiącach znowu przekraczałem bramę Świątyni, która od kilku lat jest moim domem. Na samą myśl, o własnych katach robi mi się cieplej na sercu, ale gdy tylko zobaczę kto z nami przyszedł, mam chęć stąd uciekać. Na powitanie  wyszli chyba wszyscy, nie widziałem tylko Takashiego, który zresztą po chwili wyszedł na dziedziniec.
-W końcu wróciliście i udało wam się bezpiecznie wykonać misję.
-Idę do siebie – mruknąłem i minąłem go.
-Dobrze, Keisuke ty też możesz iść odpocząć, wieczorem wszystko mi opowiecie. Yondaime Hokage proszę za mną, w gabinecie wszystko dokładnie wyjaśnię – to było ostatnie co usłyszałem.
Pokonałem długi korytarz i otworzyłem drzwi od swojego pokoju. Od razu poczułem delikatny wiaterek. Spojrzałem na okno, które było lekko uchylone, a  w nim była powieszona firanka, która lekko falowała.
Nie widziałem, żadnego pyłku kurzu, co oznaczało, ze ktoś tu sprzątał. Rzuciłem plecak na łóżko i od razu zacząłem go rozpakowywać. Brudne ciuchy rzuciłem do kosza, broń odłożyłem na swoje miejsce. Wziąłem czyste ciuchy z szafy i poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Następnie poszedłem do kuchni i zjadłem co nieco.  Potem wróciłem do swojego pokoju.
Po południu nie mając nic do roboty, wszedłem na dach i położyłem się, patrząc na zachód słońca. To była jedna z rzeczy, która mnie odprężała.
-Nudzi mi się – mruknąłem do siebie.
-„Nie zapomniałeś o czymś?” – spytała Rei, a ja zacząłem się zastanawiać, nad jej słowami.
-„Takashi nic mi nie mówił, abym do niego poszedł. O treningu nic nie wiem, z nikim spotkać się nie miałem, więc musiałem zapomnieć o czymś co miałem zrobić.”
-„ Już zapomniałeś, co miałeś zrobić po misji?”
-„Portret! Przepraszam, wyleciało mi to z głowy.”
-„Nic się nie stało. Kiedy masz zamiar zacząć?”
-„Jeśli chcesz to od razu, ale nigdy cię nie widziałem no i nigdy nie rysowałem smoków.”
-„Nie miałam na myśli portretu smoka.”
-„Hę?”
-„Zobaczysz – odparła kończąc śmiechem. –Najpierw musisz przejść pewien proces, abym mogła opuszczać twoje ciało.”
-„Jak to zrobić?”
-„Wystarczy, że prześlesz do pieczęci trochę chakry, następnie otwórz pieczęć.”
-„Ale jak ją otworzyć?”
-„Prześlij chakre do palców, wbij je w pieczęć i przekręć.”
Zrobiłem tak jak mi wyjaśniła Rei. Gdy przesłałem chakre do palców, pojawiły się małe płomyki, a na nich czarne znaki. Wbiłem je w brzuch, gdzie była pieczęć.  Poczułem straszny ból, a z moich ust wydarł się cichy krzyk. Powoli zacząłem przekręcać pieczęć. Z każdym centymetrem czułem większy ból.
-„Nie mówiłaś, że to będzie bolało” – powiedziałem z wyrzutem w głosie.
-„No i ? Chcesz się wypłakać w ramię?”
-„Nienawidzę cię” – w odpowiedzi dostałem tylko prychnięcie. –„Skoro pieczęć otwarta, to może w końcu mi się pokażesz?”
-„Teraz musze się nad tym zastanowić. Nie pcham się tam gdzie mnie nie chcą.”
-„Jak chcesz. Żebyś później nie żałowała.”
Już miałem schodzić z dachu, gdy na ziemi obok mnie pojawił się ognisty krąg. Po chwili powstał słup ognia, wysoki na jakieś dwa metry, od którego buchała wysoka  temperatura. Po kilku sekundach słup ognia zaczął maleć, aż w końcu zniknął.
Przede mną stała dziewczyna na oko w moim wieku. Miała długie rude włosy i jasną sukienkę. Na głowie miała kapelusz w tym samym kolorze co sukienkę. Jej oczy były czerwone z pionową źrenicą. Uśmiechała się od ucha do ucha.
-Re… Rei? – spytałem niedowierzając.
-A kogo się spodziewałeś?  Smoka dużego jak ta świątynia?
-No.
-Nic nie wiesz. Musisz się dużo dowiedzieć o mnie.
-Myślałem, że będziesz starsza.
-Mam kilka tysięcy lat, idioto – warknęła dając mi kuksańca w głowę.
-Ale zachowanie masz pięciolatka – i znowu mnie uderzyła, ale tym razem dostałem mocniej.
-To przez ciebie. Gdy wychodzę z ciała, w którym jestem zapieczętowana, przyjmuję formę człowieka w jego wieku.
-Czyli jeśli będę miał 10 lat, ty też będziesz wyglądać na tyle.
-Tak i niestety moje zachowanie jest małym odzwierciedleniem wieku.
-Czyli masz zachowanie siedmioletniej dziewczyny.
-Tak.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia?
-Nie.
-Więc jak  wymyśliłaś ten portret.
-Mam chyba z tysiąc pomysłów.
-Ile?
-Mnóstwo. Pierwszy jaki wpadłam to…
Po omówieniu kilku jej pomysłów rozbolała mnie głowa.  Leżałem na dachu i patrzyłem się w ostatnie promienie słońca, gdy ona nadal mówiła.
-Proszę przestań. Boli mnie głowa od tego gadania – powiedziałem patrząc jej w oczy.
Gdy zamilkła, olśniło mnie. W ostatnich promieniach, wyglądała pięknie. Jej włosy spływały się z słońcem, a na tle gór, wyglądało to nieziemsko.
-Zdaj się na mnie – powiedziałem jeszcze i zniknąłem w oknie na dachu.
Pobiegłem do pokoju po ołówek i kartki i ruszyłem biegiem z powrotem. Wyjrzałem przez okno, czy jeszcze siedzi na dachu i rzeczywiście tam była. Siedziała skulona na samym czubku dachu. Była do mnie bokiem, więc mnie nie widziała. Dopiero po chwili spostrzegła się, że wchodzę z powrotem na dach.
-Nic nie mów, tylko siedź – powiedziałem, gdy chciała coś powiedzieć.
Długo  się patrzyłem na nią, aby zapamiętać każdy szczegół. Po kilku minutach wziąłem się do pracy. Rei przez ten czas siedziała jak zahipnotyzowana, nie ruszyła się nawet na milimetr. Gdy skończyłem popatrzyłem chwilę na moje dzieło i gestem głowy zawołałem ją.
-Piękny – powiedziała cicho.
-Kiedy go pokoloruję, będzie jeszcze lepiej – dodałem, chowając go do torby, gdzie trzymałem wszystkie swoje dzieła.
-Kiedy go skończysz?
-Nie wiem, od jutra pewnie wracam do treningów, więc nie będę miał dużo wolnego czasu.
Na koniec zacząłem ziewać. Przeciągnąłem się i położyłem na dachu. Słońce dawno zaszło, a na niebie pojawił się księżyc i gwiazdy.
Rano obudziło mnie walenie do drzwi. Wstałem i powolnym krokiem dotarłem do drzwi. Za nimi stał Takashi.
-Zaraz zaczyna się trening – powiedział i odszedł.
-Raaany, jak mi się nie chce – powiedziałem ziewając.
W nocy leżałem do późna i patrzyłem na gwiazdy, nawet Rei była ze mną do końca.
Wziąłem ciuchy i poszedłem do łazienki. Potem na śniadanie i sali treningowej.  Z tego wszystkiego zapomniałem wziąć maski, aby zakryć twarz przed Yondaime, więc, gdy miałem otwierać drzwi Sali treningowej, wróciłem się do pokoju po maskę.
Gdy wszedłem do Sali zobaczyłem Takashiego i Czwartego Hokage. Rozmawiali o czymś zawzięcie, nawet mnie nie zauważyli.
-„Jeny, po co w ogóle go zapraszał?”
-„Może chce, abyście się pogodzili.”
-„Nawet  tak nie mów.”
-„Czemu to przecież twój oj…”
-„Nie kończ” – powiedziałem hardo.
Odkaszlnąłem i dopiero mnie zobaczyli.
-O w końcu jesteś – powiedział Takashi.
-Stoję tu kilka minut. Co dzisiaj robimy?
-Dopiero wróciłeś z misji, więc nie będzie ciężkiego treningu.
-Znaczy?
-Taijutsu. Będziesz szlifował styl, który poznałeś, a pomoże ci, w tym…
-Nie mów, że on – powiedziałem, pokazując na trzecią osobę w pomieszczeniu.
-Nie pokazuj palcem na gości.
-To ja idę do pokoju, nie będę z nim trenował.
-Czemu? Nie wielu ma okazję trenować z Hokage.
-Mam to gdzieś, niech trenuje kogoś ze swojej wioski.
-Przeproś Czcigodnego Hokage.
-Proszę poczekaj – wtrącił Hokage.- Jeśli mnie nienawidzi, to nie musi mnie przepraszać, ale niech powie co mu zrobiłem.
-Nie muszę – powiedziałem odwracając się.
Czułem jak do oczu napływa mi coraz więcej łez. Chciałem już stąd wybiec, ale powstrzymała mnie czyjaś ręka na barku. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Takashiego. Dał mi znak, kiwnął mi głową i wyszedł z Sali.
-Proszę, powiedz co ci zrobiłem. Takashi-san powiedział, że jestem powodem tego, że tu trafiłeś.
-Domyśl się! – krzyknąłem wrogo i wyskoczyłem przez okno na plac, aby następnie wybiec przez bramę.
Wszyscy patrzyli się na to dziwnie, ale miałem to gdzieś, teraz chciałem być sam.
----Narracja trzecio osobowa----
Gdy Naruto wyskoczył przez okno, Minato nie wiedział co robić. Był całkowicie zszokowany, tym co się stało. W Konosze nigdy czegoś takiego nie widział, a może i widział tylko nie zwracał na to uwagi. Odkąd ogłosił śmierć swojego pierworodnego syna, zmienił się, jedynie przy kilku osobach był taki jak wcześniej. Tymi osobami byli jego sensei, jego druga żona i córka.
-Gdzie on jest? -  z zamyślenia wyrwał go głos Takashiego.
-Wyskoczył przez okno i uciekł gdzieś.
Sensei Naruto tylko westchnął i zaczął masować sobie skronie.
-Czy możesz mi wyjaśnić kto to w ogóle jest?
-Wybacz Hokage-sama, ale najlepiej, aby on sam się przedstawił, inaczej znienawidzi nas wszystkich.
-Więc powiedz chociaż co mu zrobiłem.
-Gdy go spotkałem i opowiedział mi o sobie, chciałem obrzucić ciebie mnóstwem niekulturalnych słów, ale zrezygnowałem z tego. Dopóki on tego nie zrobi, ja nic nie uczynię w tym temacie.
-Dobrze, więc, chyba mamy wszystko załatwione, więc wrócę do wioski.
-Tak, mam nadzieję, że wszystkie księgi dotrą bezpiecznie.
-Tak, to na pewno pomoże nam zapanować nad Kyuubim. A w zamian każe przysłać wszystko co potrzebujecie.
-Odprowadzę cię do bramy.
Opuścili salę i ruszyli do bramy, jeszcze o czymś rozmawiając. Gdy dotarli, wszyscy mnisi zebrali się, aby pożegnać Hokage, wszyscy oprócz jednego.
-Na wieczór jest przewidywana śnieżyca, wiec lepiej się pośpieszyć.
-Dziękuję.
-Księgi postaram się wysłać jak najszybciej.
Minato ruszył w drogę powrotną do Konohy. Gdy tylko zniknął z ich wzroku, Takashi odwrócił się ze zmartwioną miną.
-Coś się stało? – spytał Keisuke.
-Za bardzo naciskałem, aby Naruto się pogodził z ojcem i uciekł, tak jak pewnie widziało kilka osób. Keisuke weź kilku mnichów i idźcie na poszukiwania.
-Co jeśli nie uda nam się go znaleźć  go przed śnieżycą?
-Wracajcie, Rei się nim zaopiekuję. Mam taką nadzieję – dodał cicho, aby nikt nie słyszał.
Naruto, w tym czasie siedział skulony w jakiejś jaskini i płakał. Cały się trząsł, wróciły do niego wspomnienia. Nagle  obok niego pojawił się słup z ognia, z którego wyszła Rei. Miała na sobie ciepłe ubranie. Czarne spodnie, ocieplane buty i puchową kurtkę. Przytuliła się do Naruto, aby go ogrzać.
-Wypłacz się, czasami na smutek tylko to podziała.
-Zostaw mnie – powiedział blondynek. – Chce być sam.
-Jeszcze tu zamarzniesz – powiedział, ale chłopak nic nie odparł. –Czemu nie chcesz się z nim pogodzić? – smoczyca postanowiła zacząć drażliwy temat,  uznała, ze to mu pomoże.
-Zranił mnie, nawet nie skojarzy sobie, ze mogę być jego synem, ma mnie gdzieś.
-Ludzie ciągle popełniają błędy, zresztą nie tylko ludzie. Wszyscy popełniają błędy.
-Ale część stara się je naprawić, a on nie.
-Skąd to możesz wiedzieć.  Może by to naprawił, gdyby wiedział kim jesteś.
-Nie broń go.
-Nie bronię go, ale nie mogę patrzeć jak cierpisz z jego powodu. Twoje serce coraz bardziej zamyka się dla innych. W końcu pochłonie cię mrok.
Blondynek nic nie powiedział, tylko spojrzał na wyjście. Nie widział dalej niż metr. Śnieżyca rozpętała się na dobre.
Nagle usłyszeli głośny ryk, a następnie wybuch. Wstrząs poczuli wyraźnie, jakby był bardzo blisko, albo to w był bardzo silny wybuch. Potem usłyszeli kilka ryków, które wyraźnie  przeszywały powietrze.
-Co to? – spytał blondynek, ale Rei, była zbyt wystraszona, aby odpowiedzieć. – Rei co to było?! – chłopak potrząsnął rudą.
-Nie możesz tam iść, zginiesz.
-Co to było?
-Ten ryk, należał do niego. Dragor, to on.
-Musze tam iść. Za nim zabije wszystkich.
-Naruto jesteś za słaby, zginiesz.
-Nie mogę pozwolić, aby oni wszyscy zginęli.
-Nie puszczę cię! – krzyknęła, a wyjście zostało zamknięte przez ścianę ognia.
-Nie zatrzymasz mnie! – blondyn krzykiem rozproszył ścianę i ruszył biegiem.
-Naruto nie!
Rei wybiegła za nim.
Naruto mimo złej widoczności, widział wszystko doskonale. Po 30 minutach biegu dotarł w miejsce gdzie powinna stać brama świątyni. Stał niedowierzając w to co widzi. Z wielkiej świątyni, została tylko kupka gruzu.
-Nie – powiedział cichym głosem.
W kilku miejscach był czarny ogień, od którego bił mrok i chłód. Naruto zaczął iść dalej, widział martwe ciała swoich przyjaciół. Gdy tylko zobaczył twarz Keisuke, podbiegł do niego i zaczął odkopywać jego ciała. Okazało się, że głowa była przyczepiona do kawałka klatki piersiowej, reszty ciała nie miał, a pod nim było dużo krwi.
Chłopak odskoczył jak poparzony, na taki widok. Po kilku chwilach wstał i ruszył dalej. Zobaczył Takashiego, który jeszcze dychał.
-Sensei. Sensei.
-Naruto – powiedział cicho. – Na szczęście nic ci nie jest. Słuchaj musisz zejść do podziemi góry, Rei wie po co. Powiedz jej, aby wyszkoliła  cię i pomogła pokonać Dragora. Inaczej cały świat może przestać istnieć.
-Nic nie mów, zajmę się tobą.
-Nie. Czuję , że mam zmiażdżone płuca.
Po kilku sekundach Takashi zmarł na oczach małego chłopca.
-NIE!  - krzyk chłopca zamienił się w ryk, a z jego ciała wystrzelił słup złotego ognia.

Był bardzo wysoki, możliwe, ze widoczny w wielu wioskach. Jego światło oświetliło całą górę, a z daleka wyglądało to majestatycznie.

6 komentarzy:

  1. Woow to ostatnie było mega

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże :D napisz jak najszybciejnjjj bo nie wytrzymam

    OdpowiedzUsuń
  3. końcu notka. ciekawe czy minato się domysli ze to jego syn.czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się.
    Nie zwracam już uwagi na literówki, a także to, że smoki nie za bardzo mi pasują do świata Naruto, ale ok. Podoba mi się Twoje opowiadanie. Pozdro i powodzenia nad następnym rozdziałem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak fajnie !! Oby Minato zabrał go do Wioski !!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    o nie, o nie, płakać się tylko chce, jeszcze Takashi zmarł, oby się teraz Naruto jeszcze bardzoej nie zamknął na ludzi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń