czwartek, 26 listopada 2015

Naruto - smoczy pustelnik -8.

Rozdział 8.
------Naruto----
Bee prowadził mnie przez cała wyspę, w kierunku jej środka. Okolica nic się nie zmieniała, same dziwne drzewa bez liści i mnóstwo wielkich stworów, najróżniejszych rodzajów. Im głębiej w wyspę, tym panował gorszy półmrok. Mój przewodnik ciągle coś pisał w jakimś notatniku.
W pewnym momencie wyszliśmy na mała polanę, na której stał dom. Był jednopiętrowy, pomalowany na ciemną czerwień. Okna były zakratowane, aby nikt nie wchodził i nie wychodził przez nie. Z komina było widać dym, więc ktoś musiał w nim mieszkać. Z prawej strony domu był ogród, w którym były kwiaty we wszystkich kolorach.  Dalej były też jakieś drzewa owocowe.
-Choć to mój dom – powiedział do mnie Bee. – Mieszkam tu, gdy nie jestem na misji, albo nie jestem potrzebny w wiosce.
-Czemu mieszkasz sam na odludziu?
-Nie jestem sam, czasami jest tu moja drużyna.
-Dziwny jesteś.
-Ty też. Co taki dzieciak robi sam bez opieki w najniebezpieczniejszym miejscu w Kraju Błyskawic?
-Nie jestem sam – odparłem, a obok mnie pojawiła się Rei. –To jest Rei. Jest jakby to…
-Jestem Smokiem Światła – dodała kończąc moje zdanie.
Na sobie miała czarne spodnie z kaburą na kunaie przy prawej nodze, oraz ciemna koszulkę z napisami. Na plecach miała miecz podobny, który ma Naruto, tylko, że był biały.
-Smokiem? – spytał zdziwiony Bee.
-To jest trochę trudne do wyjaśnienia – powiedziałem drapiąc się z tyłu głowy.
-Więc to ją wyczuł Hachibi? – spytał siebie cicho, ale i tak to usłyszałem.
Nagle z za drzew wyskoczył wielki czarny goryl, który biegł na Killera. Gdy miał się na niego rzucić, jego stopa miała wylądować prosto na mnie. Gdy miałem już zostać zmiażdżony, goryl został odepchnięty. Spojrzałem na Bee, z jego pleców wyrosły dwie wielkie macki, które zaczęły z powrotem wchłaniać w jego ciało. Goryl spojrzał wściekle na Bee i odszedł, skąd przyszedł. Gdy się obejrzałem Rei już nie było.
-Daruj sobie – powiedział nagle.
-Co?
-Ja tu rządze.
-Mówisz do goryla?
-To mój kumpel, który ciągle próbuje mnie pokonać, aby stanąć na górze hierarchii.
-Dziwne.
-Na świecie jest dużo dziwnych rzeczy.
-Taa.
-Bee-sama! – za linii drzew znowu ktoś wybiegł.
Wyglądał na zwykłego chuunina wioski Chmury. Biało-czarny strój i opaska na czole. Kabura na broń przy lewej nodze, a na prawej miał pokrowiec na krótką katanę. W prawej ręce miał zwój.
-Wiadomość od Raikage-sama.
-Dziwne zaginięcia ludzi w osadach, przy granicy Kraju Błyskawic i Kraju Ognia. Misja rangi B, wymarsz wieczorem.
-Misja? – spytałem, gdy zwinął zwój i  oddał go shinobi swojej wioski, który po chwili ruszył biegiem do wioski.
-Tak. Chodź zaprowadzę cię do Brata. On zdecyduje co z tobą zrobić?
-Niby co ma ze mną zrobić? Nie należę do twojej wioski i nie mam takiego zamiaru.
- Więc lepiej zmień swoje zamiary. Jest kilka opcji. Zamknie cię za wkradnięcie się na wyspę, puści cię wolno, wywali przez okno albo nie będzie chciał cię widzieć i zrobisz co zechcesz. Jest jeszcze opcja, że zrobi z ciebie shinobi wioski.
-Która jest najbardziej prawdopodobna? –spytałem lekko przerażony.
-Albo cię wywali, albo nie będzie chciał widzieć. Choć gdy dowie się o tym kim jesteś może przyjmie cię do wioski.
-A jak się nie zgodzę?
-Pewnie wrzuci cię do paki.
-Rany, gdzie ona mnie zaprowadziła – powiedziałem cicho. – A miał być to tylko trening.
Nim się zorientowałem, schodziliśmy z wyspy na skalny brzeg. Staliśmy przed wejściem do kanionu. Był bardzo wysoki, a przejście była wąskie. W tle słyszałem jakiś wodospad. Gdy byliśmy przy wejściu do kanionu obejrzałem się za siebie.
-Gdzie ta wyspa? – powiedziałem zszokowany.
Nawet nie słyszałem plusku wody, a tak wielka wyspa zniknęła.
-Jest pod wodą. Tak naprawdę to wielki żółw, na którym jest życie.
Bee pociągnął mnie za bluzę. Ruszyłem za nim. Droga prowadziła w górę, z każdym krokiem byliśmy bliżej wyjścia na górę. Gdy tam dotarliśmy spodziewałem się ujrzeć otwarta przestrzeń pokrytą zielenią, a zamiast tego zobaczyłem pasmo gór, na których spoczywały budynki wioski.
Gdy szliśmy przez wioskę, wszyscy się za nami oglądali. Ich spojrzenia były dziwne, można powiedzieć, że traktowali nas jak powietrze.  Nito jakiegoś ciepłego spojrzenia czy uśmiechu, ani spojrzenia z pogardą.
-Czemu oni tak na nas patrzą? – spytałem rozglądając się.
-Nie lubią nowych, ani nie przepadają za jinchuuriki.
-Ja jestem nowy, a ty jesteś jinchuuriki. To, żeśmy się dobrali.
-Nie jest źle. Jest trochę osób, które zachowują się odwrotnie.
Weszliśmy do największego budynku, zrobionego praktycznie ze szkła. Gdy przeszliśmy przez drzwi zobaczyłem zwykłą recepcję, w której była jakaś kobieta. Skręciliśmy na prawo w kierunku schodów. Po paru minutach byliśmy przed drzwiami Raikage.
-Siema A! – krzyknął Bee, wpadając do gabinetu.
-Bee! Nie drzyj się tak! Nie widzisz, ze pracuję!
-Wyluzuj bracie, zobacz  lepiej kogo spotkałem – powiedziałem wskazując na mnie.
-Co to za dzieciak? Nie mam czasu na gadaninę z dziećmi.
-Spotkałem go na Żółwiej Wyspie.
-Gdzie? – spytał zainteresowany.
-Na wyspie.
-Wkradł się na nasz teren? – jego pytanie brzmiało jak stwierdzenie. – Zamknij go, pewnie to szpieg.
-Spokojnie bracie.
-Kim on jest?
-Naruto – odparłem, za co zgromił mnie wzorkiem.
-Pytał cię ktoś? – warknął Raikage.
-Nie strasz dzieciaka bracie.
Ich rozmowa zaczęła przeradzać się w kłótnie. W końcu Raikage uderzył w biurko, niszcząc je.
-Cholera Bee! Nie obchodzi mnie jakiś zwykły smarkacz, który przypałętał się skądś!
-Ale to nie jest zwykły chłopak. Jest podobny do mnie.
-Hmm? – mruknął Raikage. – W jakim sensie.
-Ma w sobie zapieczętowanego…
-Biju?
-Nie. Smoka.
-Hahaha – brat Killera zaczął się głośno śmiać. – W jakie ty bajki wierzysz? Smok?
Szczerze to miałem dość tego. Co za gbur z tego Raikage. Ciekawe czy reszta Kage jest taka sama. Czekałem ze znudzoną miną i rękami założonymi na piersi, aż skończą tą dziecinną zabawę. Na moje szczęście Raikage zaraz przestał się śmiać, gdy zobaczył poważną minę Bee.
-Jeśli mi nie wierzysz to niech Naruto ci pokaże.
Nim się spostrzegłem obok mnie pojawiła się Rei. Zwykle pokazywała się w chmurce dymu lub płomieniach. Tym razem pojawiła się w wielkim słupie ognia. Na sobie miała czerwono-brązową zbroję. Na barkach miała otwarte paszcze smoka, ich oczy zdobiły czerwone klejnoty. Na plecach miała pochwę z mieczem, który był zasłonięty przez włosy. W jej czerwonych oczach była wściekłość, a mina wyrażała powagę.
-Kim jesteś? – spytał poważnie Raikage.
-Jestem Rei, Smokiem Światła.
-Nie wyglądasz na smoka, a raczej za jakiego przebierańca.
Wokół Rei zaczęły pojawiać małe płomyki, a na jej skórze zaczęły pojawiać się łuski. Chakra zaczęła szaleć po całym gabinecie. Bee stał spokojnie, podobnie jak ja, natomiast Raikage przyjął postawę bojową. Jego ciało pokryły błyskawice, a w drzwiach pojawiło się Anbu. Nie chcąc wywołać wojny złapałem ją za bark, co ją uspokoiło.
Popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym prychnęła i zniknęła.
-Ciekawe – powiedział Raikage siadając na krześle, które o dziwo było w dobrym stanie. – Z jakiej wioski pochodzisz?
-„Co mam powiedzieć?” – spytałem sam siebie spanikowany.
Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwilę.
-Eh – westchnąłem głośno. – Konoha.
-Zawitał do nas sam syn Yondaime Hokage. Wiedziałem jesteś szpiegiem, a to była zwykła iluzja.
-Nie prawda! – krzyknąłem, a Anbu stojące za mną pojawiło się po moich bokach i złapali mnie za ramiona.
-Widocznie Konoha zeszła na psy, skoro Hokage wysyła własne dziecko na przeszpiegi.
-Dla niego jestem martwy – powiedziałem cicho.
-Co?
-Nie nazywaj go moim ojcem! Dla niego jestem martwy!
-Jakoś mnie to nie przekonuje – powiedział A.
 -Mam to gdzieś. Spadam stąd – wyrwałem się z rąk Anbu i wyszedłem przez drzwi.
Nim przekroczyłem próg poczułem ucisk na barku. Gdy się odwróciłem zobaczyłem Bee.  Pociągnął mnie z powrotem do gabinetu.
-Czego ode mnie chcecie? – spytałem próbując zachować spokój.
-Gdzie do tej pory przebywałeś? – spytał Raikage, co mnie zdziwiło.
-Przez kilka lat w Świątyni Smoka, po jej zniszczeniu tułam się po świecie.
-Świątynia smoka? – powtórzył Killer.
-To świątynia w Górach Mglistych. Została zniszczona kilka lat temu, nikt nie przeżył.
-Wszyscy zginęli oprócz mnie.
-Dobrze, pozwolę ci zostać w mojej wiosce.
-Nie potrzebuję waszej pomocy. Spotkaliśmy się przez przypadek, ponieważ szukałem miejsca na trening.
-Więc wyślę wiadomość do Konohy. Twój ojczulek pewnie się o ciebie martwi.
-Mam to gdzieś, ma nową rodzinę.
-„To nie jest taki zły pomysł” – powiedziała Rei. – „Będziesz mógł bez problemu trenować, nie martwiąc się o otoczenie.”
-„Powiedz, ze chodzi ci o to, abym w końcu gdzieś zamieszkał.”
-To jak? – spytał A, wyrywając mnie z transu.
-Zgoda.
-To dobrze, przyda nam się każdy shinobi.
-Chyba broń – mruknąłem. – Gdybyś mnie nie poznał, w ogóle byś się mną nie przejął. Widziałem jak ludzie traktują Bee, od razu ci mówię, że ja na takie traktowanie się nie zgodzę.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-Jak każdy Kage jesteś ślepy na to jak jest traktowany jinchuuriki.
Uznałem, ze powiedziałem wszystko co miałem powiedzieć i wyszedłem z gabinetu. Gdy tylko opuściłem gabinet Raikage, wskoczyłem na najwyższy budynek i położyłem się na dachu. Zaledwie parę minut później, obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna.
Miała długie blond włosy i ciepły uśmiech na twarzy. Ubrana była w czarny strój bojowy. Miała jakieś 17 lat. Na czole miała opaskę ze znakiem Wioski Chmury.
-Kim jesteś? – spytała twardym głosem. – Jeśli wkradłeś się do wioski możesz mieć problemy.
-Naruto Namikaze, nowy obywatel twojej wioski.
-Yugito. Jesteś synem Czwartego Hokage?
-Można tak powiedzieć.
-Naruto!  Wszędzie cię szukam – obok nas pojawił się Bee.
Był zmachany, a na jego ciele było widać krople potu.
-Mam ci pokazać mieszkanie.
-Cześć Bee.
-O cześć Yugito, nie zauważyłem cię. Chodź Naruto, bo musze się jeszcze przygotować na misję.
-Mogę iść z wami? – spytała Yugito, na co Bee skinął głową.
Zeskoczyliśmy z dachu i zaczęliśmy iść. Szedłem za Bee i Yugito, którzy ciągle dyskutowali na jakiś temat. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na równy teren, gdzie było osiedle. Nie było duże, ani małe, było tu kilka rzędów takich samych domków z małymi ogrodami, odgrodzonymi wysokim płotem.
-Który jest mój? – spytałem, gdy szliśmy pomiędzy domkami.
-Ten na końcu – odparł Bee, pokazując palcem.
Domek był w kolorze niebieskim z drewnianym wykończeniem okien i drzwi, czerwone dachówki nie wyróżniały się wśród innych domków na tym osiedlu.  W oknach były wiszące doniczki z kwiatami, a do drzwi prowadziła ścieżka z kamieni.  Nacisnąłem klamkę furki i wszedłem na posesję.
-Gdy mój brat ochłonie pewnie cię wezwie, abyś podpisał papiery.
-Kiedy dostanę jakąś misję?
-Gdy popiszesz papiery będziesz mógł wykonywać misje rangi D. Czy pielenie ogródków, wyprowadzanie psów itp. – odparła Yugito z uśmiechem na twarzy.
-Serio? Rangi D – powiedziałem wchodząc do domku.
Spodziewałem się, że domek będzie w stylu „wykonać jak najtaniej”, ale zamiast tego zobaczyłem czysty, ładny i porządnie wykończony dom.  W holu przed drzwiami była mała szafeczka na buty oraz stojak na kurtki.
Ściany były ciemnozielone z miejscem na obrazy czy zdjęcia. Do salonu prowadził biały puszysty dywan. W salonie była bordowa sofa, dwa fotele w tym samym kolorze oraz stolik ze szklanym blatem. Na jednej ścianie był kominek, zapas drewna, na kominku były puste ramki zdjęć, a po jego bokach puste pułki. Na drugiej ścianie były schody na piętro, a pod nimi zabudowany schowek. Wszystkie ściany były ciemnopomarańczowe.
Na lewo od holu były drzwi do kuchni i do łazienki. Kuchnia nie wyróżniała się niczym wyjątkowym. Ciemne szafki, mikrofalówka, kuchnia, lodówka i zlew, podobnie było z łazienką, która była bardzo mała. Praktycznie nie było wolnego miejsca, ale była tak wykonana, że na wszystko było miejsce i wszystko było pod ręką.
Wszedłem na piętro.  Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kolejny ramki na zdjęcia miedzy drzwiami do sypialń. Potem klapa w suficie, prowadząca na strych. Wszedłem do pierwszej sypialni. Łóżko, szafka nocna, lampka, szafa i jedna półka, czyli standardowe wyposażenie. Ściany  pomalowane na błękit oraz duże okno na zachód. Poszedłem do drugiej, która była taka sama jak pierwsza.
-I jak podoba się? – spytała Yugito, gdy skończyłem zwiedzanie i schodziłem na dół.
-Bardzo. Bee mogę iść z tobą na misję?
-Nie – odparł stanowczo, zakładając ręce na pierś. – To jest misja rangi A i może ci się stać krzywda.
-Rany, nie raz już walczyłem z bandytami i może chcesz powiedzieć, że będę musiał iść do Akademii?
-Zgadłeś – oparł wesoło z duży uśmiechem.
Yugito zaczęła się głośno śmiać z mojego załamania. Po paru minutach Bee wyszedł mówiąc, że musi się przygotować, a Yugito poszła z nim. Zostałem sam, prawie.
-To może mały trening w ogrodzie? – obok mnie pojawiła się Rei w swoim ulubionym stroju, czyli w żółtej sukience i kapeluszu.
-Pewnie – odparłem rozweselony.

-No to może klony – stwierdziła i ruszyliśmy do ogródka.

6 komentarzy:

  1. Co do rozdziału to jest Genialny :) tak jak każdy poprzedni ... mam jednak pytanko odbiegające od tematu.. wiesz może czemu Schippuden nie działa ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem że strone odświeżają czy modernizują czy jeszcze coś innego

      Usuń
  2. Ten Bee to jak nie Bee. Zero rymów. Nie podoba mi się to.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem czemu shippuuden nie działa, też mnie to ciekawi.
    Co do Bee, wiem, że nie jest jak on, ale nie miałem za bardzo weny na ten rozdział ani pomysłu, więc moge was tylko przeprosić za to.
    Raks

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    został przyjęty, ale zastanawia mnie jedno, powiedział Konoha, a Reikage od razu wie, że to syn czwartego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń