Udało mi się w końcu napisać ten kolejny rozdział, choć jego długość jest godna pożałowania. Przepraszam, że musicie tyle czekać, ale moja wena chyba chce szybko wrócić. Następny rozdział postaram się napisać szybciej, ale niczego nie obiecuję.
Rozdział 33.
Naruto powoli podniósł się i
puścił głowę Orochimaru. Jego głowa zaczęła wracać na swoje miejsce. Po twarzy
sanina spływała krew, lewe oko miał całkowicie zalane. Blondyn był przygotowany
na każdy ruch Orochimaru, albo któregoś z jego sługi.
Team 7 stał za blondynem i nie
wiedział co robić. Suzuko była nie dość, że była zaskoczona obecnością brata to
jeszcze jego wyglądem.
-Czego od nich chcesz? – warknął
Naruto ochrypłym głosem przez zaciśnięte kły.
-Skąd ta wrogość Naruto-kun?
Uzumaki tylko lekko uniósł brwi i
zacisnął dłonie w pięści. Jego włosy nastroszyły się jeszcze bardziej. Czerwone
ślepia ciągle wpatrywały się w kocie oczy sanina. W tym czasie czwórka sługusów
Orochimaru otoczyła Naruto.
-Zabierzcie stąd swojego senseia –
powiedział blondyn do geninów.
Dziewczyny na początku nie
wiedziały co robić, ale Sasuke, który trzeźwo myślał pociągnął je za sobą. Gdy podnosili Kakashiego nad nimi pojawił się
jeden z agresorów. Był ubrany na czarno, włącznie z maską, na całej twarzy.
Miał emblemat z znakiem Wioski Dźwięku.
Już miał przebić Hatake kunaiem,
ale powstrzymał go Naruto, który jednym ciosem posłał go w budynek obok,
sprawiając, że się zawalił.
-Kończmy tą zabawę – powiedział
odwracając się do sanina.
Orochimaru złożył taką samą pieczęć
jak kilkanaście minut wcześniej, gdy przejmował kontrole nad wskrzeszonymi
Hokage. Dosłownie po kilku sekundach cała wskrzeszona trójka stała przed Naruto.
Blondyn zacisnął mocniej zęby i wpatrywał się w Przywódców Wioski Liścia.
Hashirama złożył kilka pieczęci i
przyłożył dłonie do podłoża. Nagle z ziemi zaczęły wyrastać drewniane belki,
które spętały Naruto. Zacisnęły się na jego kostkach i nadgarstkach. Uzumaki
zaczął się wyrywać, ale był mocno trzymany. Jego wygląd zaczął wracać do
normalności. Włosy stały się krótsze, a oczy znowu stały się błękitne.
-„Kuso, wysysa mi chakre” –
pomyślał Naruto.
Z wybawieniem pojawiła się
rudowłosa towarzyszka mężczyzny. W kilku ruchach roztrzaskała kajdany Naruto.
Po sekundzie pojawił się Minato. Widząc przeciwników i stan syna zagryzł wargę.
Młodszy blondyn ciężko oddychał i
pobladł. Pot spływał po jego twarzy, a z otarć na nadgarstkach sączyła się
krew.
-Nic ci nie jest? – spytała Rei,
kładąc rękę na jego barku.
-Przeżyje – odparł sapiąc.
Wyregulował swój oddech i wyprostował
się, mierząc wszystkich wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się grymas
niezadowolenia.
-Za dużo ich – powiedział cicho do
przyjaciółki.
-Przydałyby się jakieś posiłki.
-Jak już mówimy o posiłkach, to
bym coś zjadł – powiedział Naruto, a jego brzuch wydał charakterystyczny
dźwięk.
-Idiota – skomentowała Rei.
Nagle z uliczki za Naruto, Rei i
Minato wybiegł białowłosy mężczyzna. Zaraz za nim biegli shinobi wioski. Z
drugiej strony ulicy zaraz za Orochimaru wybiegli inni shinobi, na ich czele
biegł czarnowłosy mężczyzna w zielonym kombinezonie. Białowłosy podbiegł do Minato. Naruto
spojrzał tylko na dziwną opaskę.
-Wioska jest bezpieczna, wszyscy
ninja Dźwięku pokonani.
-Dobrze Jiraya.
-„Rei znikaj i prześlij mi chakre”
– powiedział telepatycznie Naruto.
-„Czemu? Zastaniemy osłabieni.”
-„Przy tylu shinobi to nic nie
zmieni, a mi przyda się więcej chakry.”
-„Jak chcesz” –Rei pokryła się płaszczem z ognia i zniknęła.
Został po niej tylko mały krąg ze
spalonej ziemi. Wszyscy spojrzeli zdziwieni na Naruto, który zamknął oczy i
robił duży wdech.
-Czyżby twoja przyjaciółka się
wystraszyła Naruto-kun? – zadrwił Orochimaru, ale twarz syna Hokage nie
wyrażała żądnych uczuć
-Nic z tych rzeczy. Po prostu
potrzebowałem więcej chakry – odparł przyjmując pozycję do ataku.
Przez chwilę spojrzenie Naruto
spotkało się ze spojrzeniem mężczyzny w zielonym kombinezonie, którego ciało
zaczęła pokrywać zielona energia, a skóra stała się czerwona. Czas jakby
zwolnił.
Zniknęli ze swoich miejsc w tym
samym momencie. Pojawili się przy trzecim Hokage w podobnej pozycji. Obaj
chcieli kopnąć Sandaime na poziomie klatki piersiowej. Trafili w tym samym
czasie, przecinając ciało Hiruzena na pół.
Gai od razu zniknął i pojawił się
obok Yondaime, natomiast Naruto kontynuował atak. Czterech sługusów Orochimaru
zasłoniło go stając przed nim w szeregu. Syn Yondaime znalazł się między dwójką
pierwszych Kage wioski Liścia. Rozłożył ręce na boki, z których buchnęła fala
ognia.
-Jak on to zrobił? – powiedział
zszokowany Gai.
-Dostosował swoją siłę do twojego
uderzenia – powiedział Jiraya.
-Do tego trzeba dużo wspólnego
treningu albo Sharingana.
-Atak! – krzyknął Minato.
Shinobi, którzy stali na
dachach budynków obok Orochimaru złożyli
kilka pieczęci i wydmuchnęli kilka wielki ognistych kul. Techniki połączyły się
tworząc wielką eksplozję.
Na chwilę jakby czas się
zatrzymał. W centrum Konohy nadal był wielka kula ognia, która powoli się
zmniejszała.
-„Czemu on się nie pokazuje?” –
spytał sam siebie w myślach Yondaime.
Gdy kula zmalała do połowy w
powietrze wystrzelił jak z procy Orochimaru. Za nim ciągnęła się smuga czarnego
dymu z tlących się ubrań. Zaraz za nim wystrzelił Naruto.
Blondyn doleciał do sanina i
zaczął go atakować pięściami i nogami. Syn Czwartego mimo bardzo dużego poziomu
nie mógł trafić czysto w Orochimaru. Ich starcie skończyło się, gdy odepchnęli
się nawzajem i wylądowali na ziemi.
Naruto ciężko dysząc podniósł się
i wyprostował. Tą chwilę wybrali shinobi Konohy, aby ponowić atak.
-„Czas się ewakuować” – pomyślał
Orochimaru. –„Jeśli nie zostawię znaku na Sasukę, cały plan stanie w miejscu.”
-Mokuton: Budda Tysiąca Rąk!
Nagle na całą wioskę padł cień. Na
jej środku była wielka statua, z ogromną ilością rąk za plecami. Jego dwie
główne dłonie były złożone jak do modlitwy. Na jego głowię stał Pierwszy
Hokage. Nawet budynek administracyjny
wyglądał jak pudełko z kartonu przy wielkości tworu Hashiramy. Obaj Namikaze
nie mieli zadowolonych min.
-Uciekać! – zaczęli krzyczeć
spanikowani shinobi.
Ninja Konohy zaczęli rozbiegać się
we wszystkie kierunki. Kilka z rąk potwora Senju wystrzeliły i zaczęły atakować
wszystko co popadnie. Kolejne budynki zawalały się i kolejni shinobi ginęli. W
ciągu kilku sekund wioska zmieniła się nie do poznania.
Reszta wskrzeszonych Hokage
zniknęła podobnie jak i Orochimaru. Naruto skakał z miejsca na miejsce starając
się unikając kilka dłoni, które nieuchwytnie próbowały go złapać. Gdy skoczył w
powietrze, aby uniknąć zmiażdżenia, nie zauważył trzeciej dłoni, która go
trafiła.
Naruto przeleciał przez całą
ulicę, uderzył w Minato, który podobnie unikał pięści i obaj uderzyli w domek
rodzinny, który zawalił się, od uszkodzeń, które spowodowali. Obaj już nie
wydostali się spod ruin.
Po kilku minutach Budda Hashiramy
zniknęła w wielkim kłębie dymu, a sam Shodaime zniknął, gdzieś w mrokach nocy.
Orochimaru zniknął tak samo.
Wszyscy żyjący i cali shinobi
zebrali się pod budynkiem administracyjnym. Wszyscy byli tak zdezorientowani,
że stali i czekali, aż ktoś coś powie, czy zarządzi.
-Na… co… tak… stoicie?
Wszyscy spojrzeli na źródło głosu.
Żabi pustelnik ledwo szedł opierając się o pobliski mur jedną ręką, a drugą
trzymał się za brzuch. Spod jego opaski spływała krew. Długie białe włosy były
brudne od ziemi i krwi. Na ubraniu na brzuchu była duża plama krwi.
Kilku shinobi od razu do niego
podbiegło i pomogło mu. Sanin usiadł na ziemi, a ktoś zaczął go opatrywać.
-Gdzie jest Kakashi? – zapytał
cichym lecz poważnym głosem.
-Nie widziałem go od początku
ataku – powiedział Gai.
-Gai zbierz kilku ludzi i
rozpocznij poszukiwania. Kakashi może już sam szuka Minato.
Mistrz Taijutsu spojrzał na kilku
shinobi i kiwnięciem głowy dał im znak, aby poszli za nim.
-Reszta niech zabezpieczy mury,
nie wiemy czy nie ponowią ataku.
Od kilkunastu minut chodził po
ruinach domów i szukał swojego senseia, przyjaciela oraz jednocześnie
przełożonego. Jego siwe stojące włosy posklejały się od krwi i potu, a
kamizelka którą nosił miała dużo nacięć i dziur, nie wspominając o plamach od
krwi.
-Minato-sensei! – po raz któryś
zaczął nawoływać, ale nic to nie dało.
W pewnym momencie zobaczył kawałek
materiału przygniecionego przez głazy. Próbował sobie przypomnieć czy już
gdzieś widział u kogoś ubranie w pomarańczowym kolorze.
-Na…ruto – szepnął niedowierzając.
Od razu doskoczył do kupy gruzu i
zaczął odwalać te największe kamienie. Po kilkunastu sekundach zobaczył
niecodzienny widok. Naruto leżał nieprzytomny na swoim ojcu. Wyglądało, to
jakby Minato obejmował syna i przytulał do siebie. Zbliżył się do nich i zaczął
sprawdzać w jakim są stanie.
Kakashi wyciągnął najpierw Naruto,
a następnie Minato. Gdy to zrobił zobaczył biegnących po dachach shinobi z jego
przyjacielem Gaiem na czele.
Wraz z nadejściem nowego dnia
wszyscy wzięli się na odbudowę wioski. W szpitalu, który jako jeden z niewielu
budynków, które zostały uszkodzone było dużo shinobi. Na dachu, korytarzach,
przed wejściem oraz przed dwoma salami. W jednej z nich leżał Minato.
Yondaime wyszedł cało z walk, jest
tylko wyczerpany i lekko poobijany. Gorzej było z Naruto, który leżał w Sali
naprzeciwko Sali starszego Namikaze. Atak dłonią Buddy oraz przygniecenie przez
budynek połamało mu wszystkie żebra i nieźle poocierało, a długie używanie
chakry nadwyrężyło jego układ chakry.
Wokół dwójki Namikaze ciągle
kursowała Tsunade, która też już ledwo stała na nogach. Miała dużo pracy, a
dodatkowe nadzorowanie stanu zdrowia Hokage i jego syna jej nie pomagało. Mimo
to była zdeterminowana i jednocześnie smutna, ponieważ największych zniszczeń
spowodował jej dziadek, który stworzył i kochał tą wioskę.
Weszła do Sali Minato i od razu
poczuła, że jest coś nie tak. Okna były pozamykane, wiec nie powiinu być
przewiewu, a gdy wchodziła uderzył ją podmuch świeżego powietrza. Spojrzała na
łóżko, które było puste. Przeniosła szybko swój wzrok na okno, w którym
siedział Minato.
-Minato! Powinieneś leżeć w łóżku!
– krzyknęła na cały szpital, ale Czwarty Hokage nic jej nie odparł.
Sanina trochę zmartwiona podeszła
bliżej, tak aby zobaczyć jego twarz. Widziała na niej smutek, czerwone, lekko
podpuchnięte oczy oraz ślady łez na polikach.
-Zawiodłem – powiedział cicho. –
Zawiodłem siebie, wioskę. Zawiodłem wszystkich – powiedział odwracając głowę w
kierunku Tsunade.
-Mi…nato – szepnęła blondynka. –
Nie martw się. Wioska podniesie się z tego upadku.
-Nie powinienem dopuścić, aby
wioska była w takim stanie.
-Minato! Nie ma czasu na
zamartwianie się. Musimy odbudować wioskę, wyleczyć rannych. Jest wiele
ważniejszych spraw. Po za tym Suzuko pewnie chciałaby się z tobą zobaczyć.
-Masz rację – powiedział Namikaze
zeskakując z framugi okna.
-I musisz podjąć ważną decyzję.
-Jaką?
-Chodź – powiedziała wychodząc z
Sali.
Gdy tylko Minato wyszedł za
Tsunade z pokoju wszyscy się ukłonili. Yondaime spojrzał na wszystkich, po czym
wszedł do Sali za Ślimaczą Księżniczką.
-Co zrobić z nim?
Minato stanął jak wryty metr od
drzwi. Jego niebieskie oczy były skierowane na spokojnie śpiącego mężczyznę.
Kołdrą, którą był przykryty poruszała się wraz z jego wdechem i wydechem. Twarz
zasłaniały długie blond włosy. Yondaime jakby w transie podszedł bliżej i
stanął przed łóżkiem opierając się o metalową ramę.
-Ma połamane sporo kości, ale
szybko się regenerują. W najgorszym stanie jest jego układ chakry, przez co
najmniej tydzień będzie bezbronny. Musisz podjąć decyzję co z nim zrobić.
-W jakim sensie?
-Nie jest mieszkańcem Konohy, nie
wiemy jakie ma plany i jest zagrożeniem.
-Nie wiem. Muszę to przemyśleć.
Wyszli z Sali Naruto i udali się
do gabinetu Tusnade. Młodszego blondyna otoczył oddział Anbu, jakby pilnowali
największego wroga wioski. Blondwłosa saninka usiadła na swoim fotelu, a Minato
stanął w oknie.
-Jest jeszcze jedna sprawa –
powiedziała poważnie kobieta patrząc gdzieś przed siebie.
-Coś ważnego?
-Tak. Orochimaru ukąsił Sasuke. Na
szyi chłopca jest znak tego gada! – mówiła zaciskając coraz mocniej pięści.
-Gdzie on jest?
-Kakashi się nim zajął. Postanowił
zapieczętować to cholerstwo.
-Pójdę sprawdzić jak mu to poszło.
-Musisz spytać Kakashiego, gdzie
teraz jest Sasuke?
Minato wyszedł ze szpitala i
stanął przed wejściem. Zaczął się rozglądać. Mieszkańcy sami zabrali się za
naprawę wioski. Usuwali gruz i połamane drewniane konstrukcje, a na ich miejsce
wstawiali nowe belki. Kilka domów było już naprawionych.
Po dwóch dniach wioska była w
znacznym stopniu naprawiona. Żaden atak nie nastąpił, więc mieszkańcy mogli w
spokoju kontynuować swoja pracę oraz pożegnać poległych. Egzamin na Chunina
został przełożony o jeden miesiąc, ponieważ nikt teraz nie miał głowy do tego.
Minato miał urwanie głowy. Spał po
kilka godzin dziennie, żeby jak najszybciej uporządkować wszystko i zaplanować
odnowę wioski. Od rana pracował na największych obrotach. Robił tylko przerwy
na najważniejsze sprawy. Teraz, gdy zapadał zmrok trochę zaczął folgować z
tempem, aby pociągnąć dłużej. Pracę
przerwało mu wtargnięcie kogoś do gabinetu.
-Minato! – wyraźnie kobiecy głos
rozszedł się po całym budynku.
Hokage podniósł głowę znad
papierów i zobaczył Ślimaczą Księżniczkę. Jak zwykle miała na sobie zielony
płaszcz. Jej blond włosy posklejały się od potu. W dłoniach miała poskładaną
kartkę papieru.
-Co się stało? – powiedział
Yondaime zmęczonym głosem.
-Naruto zniknął!
Młody Namikaze w tym czasie stał
na konarze drzewa przed bramą wioski i patrzył na budynek administracyjny, a
dokładnie w okno gabinetu Hokage. Na jego twarzy był mały uśmiech. Gdy z dachu
budynku administracyjnego zaczęło zbiegać wielu shinobi ruszył w dalsza podróż.
Minato stanął w oknie z listem w dłoni.
Nie wiem za bardzo co mógłbym tu napisać. Ostatnio dość sporo wydarzyło
się w moim życiu. Nie będę ukrywał, że przybyłem do Konohy, żeby stanąć z tobą
twarzą w twarz i się pokonać i upokorzyć. Niestety Orochimaru wszystko popsuł i
może dobrze się stało. Podczas tej walki coś zrozumiałem. Nie będę się
rozpisywał, bo nie mam czasu, ale od teraz nie żywię już do ciebie urazy. Mama
by tego nie chciała. Może wrócę niebawem, gdy tylko stanę się silniejszy, by
móc chronić tona czym mi zależy. Pozdrów Suzuko i nie szukaj mnie.
Naruto
Namikaze Uzumaki.