wtorek, 18 października 2016

Naruto - smoczy pustelnik -34

  Rozdział 34.
Piękny słoneczny poranek, na niebie nie było żadnej chmurki. Po nocnej ulewie zostały tylko kałuże. Zwierzęta zaczęły wychodzić ze swoich schronisk. Drapieżniki zaczęły polować na swoje śniadanie, a inne zaczęły zajadać się zielenią.
Z jamy, gdzieś wysoko w górze położonej gdzieś daleko na Północ od Kraju Ognia, wyszedł blondwłosy mężczyzna. Jego oczy wyglądały jak te niebo nad nim. Na sobie miał tylko czarne, dresowe spodnie. Na jego brzuchu było widać tatuaż w kształcie smoka, który tworzył krąg wokół pępka. Mężczyzna ziewnął i zaczął się rozciągać.
-Piękny poranek. Idealny dzień na trening – powiedział głośno.
Nagle obok niego na skalnej półce pojawił się słup ognia. Z ognia pojawiła się kobieta. Miała na sobie krwawą zbroję, która nie zasłaniała zbyt wiele ciała. Odsłaniała prawie cały brzuch i ramiona. Plecy zasłaniały jej długie rude włosy. Krwiste oczy były skierowane w młodego Namikaze.
-Czemu jesteś tak ubrana? – spytał Naruto nic nie rozumiejąc.
-Nadszedł czas końcowy trening – powiedziała poważnym tonem.
-Koń…cowy tre…ning?
-Tak. Teraz, gdy w twoim sercu niema już mroku, możemy przejść na najwyższy etap.
-Nie rozumiem. O jaki mrok ci chodzi?
-Twoja nienawiść do ojca blokowała twoją moc. Gdy zniknęła staniesz się silniejszy.
-Rozumiem. Więc, gdybym… wcześniej tak zrobił, mógłbym pokonać Orochimaru – powiedział bardziej do siebie.
-Aby zacząć trening musimy udać się w specjalne miejsce.
-Gdzie? – spytał z ciekawością blondyn.
-Do największego wulkanu na świecie.
-C…co? – zapytał zdziwiony.
-Jeśli chcesz opanować tą moc musimy udać się w bezludne miejsce.
-Takich miejsc jest dużo, czemu wulkan?
-Ponieważ wysoka temperatura to naturalne środowisko smoków, Musisz się do tego przyzwyczaić.
-Jak się tam dostaniemy?
-Zabierz swoje rzeczy – powiedziała z błyskiem w oku.
Naruto z niepokojem wszedł głębiej do jaskini i zapieczętował wszystko do zwoju. Gdy wrócił do Rei, ta złapała go szybko za ramię i zaczęła kręcić wokół siebie. W końcu, gdy nabrała pędu rzuciła Uzumakiego wysoko w powietrze.
Mężczyzna przebił się przez chmury i zawisł wysoko w powietrzu na kilka chwil. Gdy zaczął spadać przestało mu się to podobać. Nagle z chmur wystrzelił smok. Jasnobrązowe łuski i krwiste ślepia odbijały promienie słońca. Smok zaryczał głośno w kierunku Naruto otwierając szeroko paszczę.
Stwór tak się obrócił, że Naruto spadł prosto na jego grzbiet. Blondyn musiał mocno się trzymać, aby podmuch powietrza nie zrzucił go w dół. Gdy zwolnili na tyle, że Naruto mógł spokojnie się rozejrzeć, ujrzał w oddali wielką dymiąca górę.
Wokół niej była niewielka wyspa pokryta roślinnością. Lot do tej wyspy nie zajął im długo i wylądowali na plaży. Naruto zeskoczył z grzbietu przyjaciółki.
-Pięknie tu – powiedział rozglądając się.
-Tak. To bardzo stara wyspa, moje ulubione miejsce na świecie – odparła Rei, przemieniając się w człowieka. – Kiedyś dużo tu przebywałam – powiedziała zatapiając się w wspomnieniach.
-Hej Rei! – krzyknął Naruto machając ręką przed twarzą rudowłosej.
-C…co? – spytała cofając się o jeden krok.
-Zamyśliłaś się.
-Może. Chodź! Czeka nas dużo pracy.
-Gdzie idziemy?
-Przygotować miejsce na pierwszy etap treningu.
-Pierwszy etap? – spytał Naruto przecinając mieczem pnącza.
-Tak. Pierwszy etap polega na zwiększeniu twojej siły i szybkości. Drugi etap będzie polegał na zwiększeniu twojej wytrzymałości, ilości chakry oraz spróbujemy zminimalizować ilość chakry przy jutsu zwiększając ich siłę równocześnie.
-Ale przecież im silniejsze jutsu tym więcej chakry należy użyć.
-Mam na to pewien sposób. Natomiast trzeci etap będzie najtrudniejszy i najdłuższy, ale jeśli uda ci się to opanować staniesz się bardzo silny – mówiła, a Naruto słuchał w ciszy tnąc dalej pnącza. – Jeśli dobrze pamiętasz, to gdy targają tobą silne uczucia twoja moc się zwiększa. Jest to jedna z kilku zdolności ludzi, w których mieszkają smoki. Nauczę cię zamieniać swoje ciało w ciało smoka.
-Będę mógł mieć skrzydła? – zapytał mężczyzna z błyskiem w oku.
-Może – odparła dziewczyna z uśmieszkiem na twarzy.      
Gdy Naruto przecinał kolejne pnącza, wyszedł na wielki kamienny krąg. W ziemi były wyżłobienia tworzące wzór kierujący się do środka kręgu. Blondyn schował miecz do pochwy na plecach i zaczął się rozglądać.
-Tutaj zaczniemy pierwszy etap…
Pewien czas później

W wielkiej Sali gdzieś głęboko pod ziemią byli dwaj mężczyźni. Jeden z nich na oko dwudziestolatek miał białe włosy i tego samego koloru płaszcz bez rękawów oraz ciemne spodnie. Na plecach miał przyczepiony wielki czarny miecz,  oczy były krwistego koloru z pionową źrenicą. Nie zapięty płaszcz ukazywał jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową oraz mięśnie brzucha.
Drugą osobą był chłopiec na około 15 lat. Miał średniej długości brązowe włosy. Ubrany podobnie jak pierwszy mężczyzna, tylko płaszcz miał koloru czarnego. Również był dobrze zbudowany. Jego oczy były takie same jak u białowłosego.
-Pokaż czego się nauczyłeś – powiedział starszy zdejmując miecz z pleców.
Nagle pochodnie, które były zawieszone wokół Sali zgasły. Nastała ciemność, w której nie było widać nawet białego ubrania mężczyzny.
-Atakuj!
Po chwili było tylko słychać świst powietrza oraz odgłosy uderzeń. Trwało to tak kilka minut, gdy w końcu ktoś uderzył w ścianę.
-Katon: Ognisty Ryk!
Z połowy Sali buchnęła wielka fala fioletowego ognia. Światło trochę oświetliła salę. Osobą, która wykonała jutsu był brązowowłosy.
-Katon: Ognista Bomba!
Białowłosy wyciągnął ręce do góry, a między nimi zaczęła pojawiać się kula z czarnego ognia, która cały czas rosła. Gdy osiągnęła średnicę około 50 centymetrów, mężczyzna nią rzucił. Jutsu się zderzyły.
Nastąpiła potężna eksplozja. Fala ognia rozeszła się po całej Sali. Obaj mężczyźni zostali pokryci jakby łuskami. Zasłonili rękami oczy i mocno zaparli się na nogach. Uwolniona energia z obu jutsu zrobiła wielką wyrwę w suficie do samej powierzchni.
Wzbity kurz i dym zaczął się ulatniać w powietrze, dzięki czemu pole widzenia znacznie się poprawiało.
-Dobrze Haro jesteś gotowy.
-Tak jest Dragor-sensei.
-Ruszamy do Kraju Ognia. Wyczuwam tam swoją siostrę.
-W końcu spotkam tego całego Naruto – dodał cicho Haro.

Przez korony drzew biegło kilkanaście osób. Siwowłosy mężczyzna biegł na ich czele. Miał granatowe spodnie i ciemnozieloną kamizelkę jonina. Opaska ze znakiem Konohy podtrzymywała włosy i jednocześnie zakrywała lewe oko. Na twarzy miał maskę zasłaniającą usta i nos.
Za raz za nim biegła trója piętnastolatków. Różowowłosa dziewczyna wyraźnie była smutna. Patrzyła tempo przed siebie i skakała po gałęziach. Za raz za nią była blondwłosa dziewczyna o czarnych niczym smoła oczach. Na plecach miała katanę, a na twarzy zdenerwowanie. Za nią biegł czarnowłosy chłopak z taki samymi oczami jak poprzedniczka. Nie było widać żadnych uczuć po nim.
W pewnym momencie blondynka zrównała się z nim.
-Ej Sasuke.
-Jeśli chcesz wracać do rozmowy z Sakurą, spadaj – burknął nie patrząc na nią.
-Nie. Chodzi mi o Sharingana. Jak aktywowałeś trzecią łezkę – Sasuke uśmiechnął się lekko.
Suzuko była jedyną dziewczyną z klanu Uchiha, którą lubił, w ogóle była jedyną dziewczyną z Konohy, którą lubił. Pomagali sobie wspólnie w treningach i innych rzeczach.
-Nie wiem. Trenowałem akurat z Itachim. Gdy zaatakował mnie Kulą Ognia, ona się aktywowała.
-Aha – odparła i spuściła głowę w dół, popadając w swoje myśli.
-Zaraz będziemy na miejscu. Przygotujcie broń, nie wiemy co tam możemy zastać – powiedział głośno Kakashi.
Ich misja miała być łatwa. Znaleźć i złapać bądź zlikwidować. Ale zawsze są jakieś komplikacje. Grupa składająca się z dziesięciu zbirów zdołała im uciec i musieli ich gonić przez pół Kraju Ognia.
W końcu las się skończył i wylądowali na ziemi. Ścieżka prowadziła tuż obok strumyka, nad którym stał młyn. Przy drodze 500 metrów od nich stał budynek. Kakashi już z daleka dostrzegał, ze ejst cos nie tak.
Dopiero jak doszli mogli stwierdzić, że stała się tu rzeź. Wszyscy bandyci, których ścigali leżeli tu martwi. Wszyscy zginęli w straszny sposób. Albo zostali czym przebici na wylot, albo mieli odcięta głowę, albo w ogóle byli przecięci na pół.  Piętnastolatkom zrobiło się nie dobrze. Nie widzieli jeszcze tak dużej krwi i zmasakrowanych ciał.  Hatake uważnie oglądał ciała.
-Co tu się stało?
-Może ci pomóc?!
Wszyscy spojrzeli w stronę głosu. Na dachu budynku siedział młody siwowłosy mężczyzna. Pił akurat wodę z butelki. Miał na sobie czarny płaszcz z czerwonymi chmurami. Gdy wypił wodę wywalił ł butelkę  i wstał. W dłoni miał wielką kosę z trzema ostrzami. Zeskoczył z dachu i wylądował tuż przed wejściem do budynku.
-Co my tu mamy? Konoha. Szukacie tych popaprańców? Trochę się spóźniliście, mój Bóg się już nimi zajął.
-Co to za ćwok? – spytała cicho Suzuko.
-Co powiedziała blondyneczko? Hmm. Proszę, proszę. Kyuubi we własnej osobie. Jak cię złapię, lider się ucieszy.
Przekręcił kosę, tak aby trzymać ja obiema rękami.
-„Nie dobrze. To musi być członek Akatsuki, przed którymi ostrzegał Jiraya-sama” – pomyślał Kakashi wyjmując broń i odkrywając Sharingana.
-Oddacie ją dobrowolnie, czy mam was poświęcić memu Bogu! – krzyknął oblizując się.
Doskoczył do Kakashiego i jednym ciosem odrzucił go do tyłu na kilkanaście metrów. Następnie zamachnął się kosą w stronę dzieciaków, ale udało im się odskoczyć. Hatake wylądował w strumyku, ale szybko się pozbierał. Ruszył do ataku, by ochronić swoich podopiecznych.
Joninowi udało się zablokować atak kosą w stronę Sasuke. Zaparł się mocno i odepchnął członka Akatsuki.
-Katon: Ognista Kula!
Kakashi złożył szybko kilka pieczęci i wydmuchnął wielką kulę ognia w stronę mężczyzny. Ogień pochłonął siwowłosego w całości. Jonin był zaskoczony takim ruchem, członek Akatsuki w ogóle się nie ruszył, żeby zrobić unik, tylko przyjął atak na siebie.
Gdy ogień zgasł członek Akatsuki stał zasłaniając twarz rękami.  Jednie jego płaszcz został w połowie spalony i ledwo się trzymał.
Gdy odsłonił twarz, ukazał się jego szaleńczy uśmiech. Podniósł trochę wyżej swoją kosę i rzucił ją w kierunku Kakashiego. Do końca rękojeści była przyczepiona jakaś lina, którą trzymał Hidan i sterował kosą. Hatake odskoczył do tyłu. Wylądował obok swoich uczniów.
-Uciekajcie! Ja go zatrzymam!
-Ale sensei… - zaczęła Suzuko.
-Suzuko to nie jest przeciwnik dla was. Uciekajcie!
Kosa wróciła do rąk siwowłosego. Młodzi shinobi Konohy chwilę popatrzyli w plecy senseia, po czym zaczęli biec w stronę Konohy. Gdy już mieli wbiec w las, ktoś zagrodził im drogę. Sakura, która biegła jako pierwsza odbiła się od masywnej postaci i wylądowała na ziemi. Sasuke szybko do niej dobiegł, złapał i odskoczył z nią na rękach do tyłu.
-Hidan. Co tu się dzieje? – spytała zamaskowana postać.
-Psy z Konohy oraz Kyuubi – odparł śmiejąc się i jednocześnie atakując kosa Kakashiego.
-Kyuu…bi – powtórzył patrząc na twarze piętnastolatków.
Uważnie obejrzał Sasuke i Sakurę, po czym spojrzał na Suzuko.
-Więc to ty smarkulo masz Dziewięcioogoniastego Lisa w sobie – stwierdził gburowatym głosem.
-Mam cię! – krzyknął Hidan.
 Wszyscy spojrzeli w stronę walczących. Kosa członka Akatsuki była wbita w bok jonina.
-Kakashi-sensei! – krzyknęła córka Yondaime.
Nagle ciało ucznia Czwartego zamieniło się w kłęb dymu. A sam Hatake pojawił się nad Hidanem z gotowym Chidori. Sensei drużyny siódmej odciął prawą rękę przeciwnika. Dłoń z wraz trzymaną kosą spadły na ziemię.
-Aaa. To bolało! – krzyknął Hidan i kopnięciem odrzucił Hatake. – Zapłacisz mi za to –wrzasnął podnosząc kosę drugą ręką.
-„Odciąłem mu rękę, a on się tym za bardzo nie przejął. W dodatku nie trysnęła krew.”
Hatake gorączkowo myślał nad swoim przeciwnikiem.
-Katon: Ognista Fala! – dotarł do niego krzyk za jego plecami.
Gdy się odwrócił zobaczył jak jego podopieczni odskakują przed potężną falą ognia. Jego oczy rozszerzyły się.
-Kuso! – warknął pod nosem. – Musimy uciekać. Hatake wyjął z kieszeni kamizelki mały zwój i go rozwinął przed sobą. Przegryzł sobie kciuk i szybko zaczął składać pieczęcie.
-Przyzwanie!
Jego i Hidana objął jeden wielki obłok dymu. Powietrze zaczęły przechodzić głośne krzyki i wrzaski Hidana. Gdy wiatr rozwiał dym okazało się, że członek Akatsuki jest trzymany przez psy. Każda jego kończyna oraz kark były ugryzione przez psy, które uniemożliwiały mu ruchy.
Hatake szybko zwinął zwój i ruszył biegiem w stronę drugiego wroga. Po drodze stworzył jednego klona.
-Doton: Szpikulce!
Z ziemi w ciągu części sekundy wyrosły wielkie, ostre szpikulce. Miały około 2 metrów wysokości. Kakashi dzięki Scharinganowi uniknął przebicia, ale jego klonowi się to nie udało. Jonin Konohy był na szczycie jednego z wielu szpikulców.
Mężczyzna zaczął skakać po wystających elementach skalnych. Chciał jak najszybciej dostać się do swoich geninów.
-„Cholera. Gdzie są te dodatkowe posiłki z Konohy?” – pomyślał Hatake.
W ostatniej chwili stanął przed swoimi uczniami i blokował pięści drugiego członka Brzasku.
-Kolejny jonin z Konohy? – zapytał zamaskowany spoglądając na ochraniacz. – Zaraz dołączysz do swoich kolegów.
-Raiton: Porażenie!
Ciało członka Akatsuki zostało pokryte błyskawicami, które zaczęły się przemieszczać w kierunku Kakashiego. Kakuzu dodatkowo użył więcej siły, aby siwowłosy nie mógł go odepchnąć. Nogi jonina z Liścia zaczęły się zapadać w ziemi.
Błyskawice w końcu przeszły na ciało ucznia Yondaime Hokage. Jego krzyki rozchodziły się po całej okolicy. Członek Brzasku w tej samej chwili głośno się śmiał. Jednak, gdy zobaczył lewe oko swojego przeciwnika zamilkł, a jutsu zniknęło. Hatake opadł z sił na kolana.
-Sharingan?  Nie wyglądasz na Uchihę. Skąd go masz?
Hatake nic nie odpowiedział, jego wyraz twarzy dawał jasno do powiedzenia, że nic z niego nie wyciśnie.
-Jesteś podobny do Białego Kła. Gdy mnie widział, uciekał gdzie pieprz rośnie – powiedział z pogardą, po czym zaczął się śmiać.
-Katon: Kula Ognia!
Nagle po bokach Kakashiego znalazły się dziewczyny z jego drużyny. Złapały go za ramiona i odciągnęły od wroga, a po sekundzie uderzyła tam ognista kula. Sasuke szybko dobiegł do reszty.
-Musimy uciekać – powiedział cicho Hatake.
W tym czasie z drugiej strony z lasu wyszła jakaś postać. Była dokładnie okryta czarnym płaszczem, a na głowie miała duży kaptur. Biła od niego wielka moc i spokój. Gdy zobaczył przyszpilonego przez psy Hidana podszedł do niego i stanął naprzeciw niego.
-Ktoś ty!? – warknął członek Brzasku.
-Co tu się stało? – postać odpowiedziała wyraźnie męskim i dojrzałym głosem.
-Pieprz się! – po czym splunął na ziemię tuż pod jego stopy.
-Ty! – powiedział jeden z psów. – Byłeś kiedyś w Konosze. Poznaję twój zapach, jest strasznie wyraźny.
-Tak byłem – odparła postać.
Nagle psy zniknęły w kłębach dymu. Hidan z zaskoczenia upadł na ziemię, a postać zrobiła kilka kroków do tyłu.

-Teraz się zemszczę na tych psach z Konohy.