wtorek, 29 grudnia 2015

Info.

Z powodu problemów technicznych zniknął mi plik, na którym miałem napisaną połowę nowego rozdziału, tak więc publikacja zostanie opóźniona, prawdopodobnie do początku stycznia.

A tu takie moje zapytanie, jeśli ktoś chce, aby w wygladzie bloga  coś się zmieniło niech napiszę w komentarzu. Jeśli pomysł spodoba mi się, postaram się to zmienić.

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Naruto - smoczy pustelnik -12.

 Rozdział 12.
----Naruto----
Przeskoczyłem nad sensei i zderzyłem się kunaiem z jednym napastnikiem. Na ziemię leciało sporo iskier. Żaden z nas nie mógł przepchnąć drugiego, spojrzałem mu w oczy i mnie olśniło. Kojarzyłem ich i te stroje. To z nimi walczyłem, przed wyruszeniem na trening na Żółwią Wyspę.
-Naruto jak się czujesz? – spytała sensei.
Użyłem całej siły i odepchnąłem przeciwnika do tyłu.
-Dobrze – odparłem nie odwracając uwagi od wroga.
-To ty – powiedział mężczyzna.
-Znamy się?
-Próbowałeś nam przeszkodzi, gdy porwaliśmy tamtego faceta ze ślubu,  pamiętasz?
-Deidara – powiedziałem cicho.
-Pamiętasz moje imię, ale ja twojego nie. Chciałbym wiedzieć kogo zabije.
-Nikogo nie zabijesz!
-Zobaczymy!
Machnął jedną ręką, z której wystrzeliło mnóstwo małych ptaków.  Zasłoniłem twarz rękami, ale nic nie poczułem. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem barierę z piorunów. Była duża, ochraniała Idate i Yuki, którzy byli z drugiej strony polany. Gdy usłyszałem jak coś upada odwróciłem się. Sensei upadła na jedno kolano.
-Długo jej nie utrzymam. Uciekajcie!
-Nie. Nie zostawimy cię sensei.
-AAAAAA! – krzyk Idate przerwał nasza konserwację.
Odwróciliśmy się tam, a bariera opadła. Idate leżał przed facetem w pomarańczowej masce. Kunai był w krwi, ale na ciele mojego kolegi nie było śladu krwi. Spojrzałem na ciało Yuki, wokół niej było coraz więcej krwi. Ruszyłem biegiem do nich. Gdy byłem w połowie drogi, za mną nastąpił wybuch. Fala rzuciła mną do przodu, upadłem na brzuch, mocno uderzając głową o ziemię.
Gdy ogłuszenie minęło, odwróciłem się, sensei leżała martwa, jej głowa turlała się po ziemi, w końcu się zatrzymując. Trawa i ziemia zabarwiła się na bordowo od jej krwi. Zrobiło mi się nie dobrze w żołądku, ale powstrzymałem się. Spojrzałem na Idate. Facet w masce trzymał go za gardło w górze, a kunai był wbity w jego pierś.
Gdy zobaczyłem cień nad sobą, podniosłem głowę. Blondyn schylił się i podniósł mnie za ciuchy.
 -Zapamiętaj smarkaczu. Nie wchodź nam w drogę jak ostatnim razem. Jesteśmy zbirami, którzy nie zawahają się zabić dzieciaka, zresztą widziałeś.
-Zabije was – wyszeptałem tak cicho, że wyglądało to tak jakbym ruszał tylko ustami.
-Co?
-Zabije was! – krzyknąłem mu prosto w twarz.
Moją prawą rękę spowił ogień. Zamachnąłem się i uderzyłem go z pięści, powalając go na ziemi. Znowu stanąłem na nogi. Przez chwilę zrobiło mi się słabo, a przed oczami pojawiły się mroczki, ale po kilku sekundach wszystko ustało.
Wściekłość zaczęła brać górę. Ogień spowił całe moje ciało, na ziemi powstał okrąg z wypalonej trawy o średnicy kilku metrów. Obaj stanęli naprzeciw mnie, ale odskoczyli do tyłu, gdy zrobiło im się za gorąco.
-Kim on jest Deidara -sempai!?
-Nie wiem Tobi, ale może być ciekawie.
-----Narracja trzecio osobowa-----
Daidara wsadził ręce do toreb, które miał przyczepione pod płaszczem.  Gdy je wyjął  zamachnął się, a ust, które miał na dłoniach od wewnętrznej strony wystrzeliły małe ptaszki. Naruto  złożył kilka pieczęci, a przed nim powstała ściana z ognia.
-Moje bomby nie tak łatwo spali…
Deidara był pewien, że jego bomby wytrzymają kontakt z ogniem, ale gdy tylko  zderzyły się z obroną Naruto został po nich proch.
-„Rei, daj mi swojej siły” – powiedział telepatycznie do smoczycy.
Jego oczy zmieniły kolor na krwisty, a jego źrenica stała się cienką, pionową kreską. Na jego skórze pojawił się zarys łusek. Jego paznokcie, zmieniły się w pazury, a zęby w kły. Włosy nastroszyły się i stały się gęstsze.
Chłopak przeskoczył przez ogień i dobiegł do Deidary. Uderzył go pięścią w brzuch, tak, że członek Akatsuki skulił się do przodu. Następnie z obrotu kopnął go w twarz. Blondyn poleciał w stronę drzew, a Naruto rzucił się na mężczyznę w masce. Niestety każdy jego atak przechodził przez niego.
-Mnie nie tak łatwo zranić – powiedział poważnie, zakładając ręce na pierś.
-Katon: Ognista Fala!
Cały obszar w promieniu co najmniej trzydziestu metrów uległ całkowitemu spaleniu. Zamiast trawy była goła, czarna ziemia. Na drzewach nie było liści, a konary jeszcze się paliły. Ich kolor stał siec czarny jak smoła.
 Tobi stał w takiej samej pozycji, ale jego płaszcz był w połowie spalony, a jego maska uległa pęknięciu. Było pewne, że jest w szoku, a jego oczy to potwierdzały, mimo maski, było widać, że jego źrenice się rozszerzyły.
Naruto skrzyżował ręce przed klatką piersiową, a na jego dłoniach pojawiły się ogniste szpony. Ruszył biegiem na Tobiego,  który w ostatniej chwili uskoczył przed dwunastolatkiem.
-Dość tego – powiedział poważnie Tobi, łapiąc Naruto za nadgarstki.
Ogień z dłoni blondyna zniknął, a on sam stracił nagle siły do walki. Jego wygląd wrócił do poprzedniego stanu, a jego oczy stały się zamglone. Do Tobiego na wielkim, białym smoku podleciał Deidara.
-Ciekawy dzieciak – powiedział Deidara. – Co z nim zrobimy?
-Nic – odparł niskim tonem i rzucił chłopakiem w głaz, który rozleciał się na kawałki od siły uderzenia.

Przez las szedł siwowłosy staruszek. Podpierał się na lasce, która  wydawała specyficzny dźwięk przy uderzaniu o ziemię. Na sobie miał stare, brudne ubranie przepasane białym sznurkiem. Na lewym oku miał opaskę. Szedł pogwizdując sobie pod nosem. Gdy tylko poczuł smród spalenizny w powietrzu, na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. Stanął w linii drzew, przed polaną, która była całkowicie spalona.
-Ech, te dzisiejsze czasy. Ci przeklęci shinobi w końcu doprowadzą do zagłady świata – powiedział do siebie. – Ciekawie, kto tym razem tu walczył.
Staruszek ruszył dalej rozglądając się. Gdy zobaczył wystająca rękę z gruzu podszedł tam.
-Wygląda na rękę dziecka – powiedział do siebie i zaczął odkopywać jak myślał dziecko.
Gdy ruszył kilka kamieni dłoń, zacisnęła się w pięść, a spod gruzu wystrzeliła druga ręka. Po chwili pojawiły się blondwłosy. Gdy Naruto pokazał swoją całą głowę, nabrał dużo powietrza w płuca i zaczął kaszleć. Z ledwością wygrzebał się na powierzchnię, uszedł kilka kroków chwiejąc się na nogach oraz trzymając się za prawą rękę, po czym upadł na ziemię.
Starze patrzył się na to z boku. Pokiwał na boki głową i podszedł do chłopca. Podniósł go i zniknął z nim za drzewami. Godzinę później dotarł do małego drewnianego domku,  po środku polany otoczonej lasem.
Wszedł do środka i położył chłopaka na łóżku. Wstał i przyniósł miskę z wodą i ręcznik. Zmoczył materiał i zaczął przecierać twarz chłopca. Gdy to zrobił zdjął opaskę z jego czoła i położył na szafce nocnej, która stałą przy łóżku.
Zdjął z niego ubrania i zaczął przemywać resztę jego ciała. Gdy to zrobił sięgnął z szafki maść i bandaże. Gdy tylko odkręcił wieczko od maści po całym domu rozszedł się nieprzyjemny zapach.  Po skończonym nacieraniu ran maścią, zabandażował prawie całe jego ciało.
-Ma bardzo silną energię życiową – powiedział do siebie, sięgając jakąś książkę z półki.
Następnie sięgnął coś do pisania i pusty zwój. Usiadł w fotelu przy kominku i zaczął czytać, robiąc jakieś notatki na pustym zwoju.
Zaledwie kilka godzin później Naruto zaczął się przebudzać. Podniósł rękę, aby przetrzeć oczy, ale poczuł tylko delikatny materiał. Natychmiast otworzył oczy i zaczął się rozglądać. Spojrzał na swoje dłonie, które były zabandażowane.
Zatrzymał wzrok na mężczyźnie, który siedział w fotelu przy kominku.
-Gdzie ja jestem?
-O obudziłeś się? – spytał wstając i podchodząc do niego. – Jesteś u mnie w domku. Niedaleko granicy.
-Co… co się… stało?
-Znalazłem cię zakopanego gruzem. Byłeś strasznie poobcierany.
Do Naruto zaczęły wracać wspomnienia z spotkania z Deidarą i Tobim.
-Mój… Team.
-Team? Wybacz, ale nie wyczuwałem energii nikogo innego niż ty.
-Nie żyją – skomentował cicho.
-Połóż się spać, odpocznij.
Naruto położył się na boku i momentalnie zasnął. Obudził się na wieczór. Powodem tego był piękny zapach, który panował w całej chatce. Przez dobrą godzinę, leżał z zamkniętymi oczami, a burczenie w jego brzuchu było coraz głośniejsze.
-Może w końcu otworzysz oczy? – spytał staruszek, a Naruto otworzył oczy.
-Kim w ogóle jesteś?
-Jestem Taruno Masaki, choć od dawna nikt tak do mnie nie mówił.
-Czemu?
-Mało kto wie, jak się nazywam.
-Żyjesz tu całkiem sam?
-Tak.
-Czym się zajmujesz?
-Wykonuję zlecenia dla Lordów Feudalnych lub zwykłych ludzi, którzy mają kasę.
-Żyjesz jak pustelnik – skwitował Naruto.
-Można tak to nazwać. Masz zjedz.
Przed Naruto pojawiła się potrawka z kurczaka z ryżem, warzywami, a wszystko to było polane sosem. Chłopak od razu zabrał się za jedzenie.
-Powiedz mi coś o sobie – powiedział Taruno, gdy blondyn zjadł.
-Nazywam się Naruto Uzumaki Namikaze. Gdy miałem 6 lat, trafiłem do Świątyni Smoka.
-Świątynia Smoka? – powtórzył pytając. – To ta, która została zniszczona jakiś czas temu.
-Tak, jestem jedynym ocalałym. Kontynuując od kilku tygodni mieszkałem w wiosce Chmur, ale nie wiem czy tam wrócę.
-Czemu?
Naruto spojrzał za okno i zapatrzył się w jakiś punkt.
-Po prostu, nie czuję się w niej dobrze.
-Rozumiem.
Gdy skończyli rozmawiać, Naruto dostał jakieś ubranie od Masakiego i wyszedł na dwór.
-„Czemu oni zginęli?” – spytał się w myślach, siadając pod drzewem.
Myślał, że Rei się odezwie, ale nic. Jego lokatorka, odzywała się coraz rzadziej.
Spojrzał na Taruno. Ćwiczył na środku polany walkę kataną. Jego ruchy były płynne i precyzyjne. Mimo wielu wiosen, takie ćwiczenia raczej nie sprawiały mu trudności.
-Ka…tana – powiedział cicho, kładąc się na plecach. –Katana! – krzyknął zrywając się z ziemi.
-Stało się coś? – spytał Masaki, przerywając trening.
-Moja katana, została na tamtej polanie – wyjaśnił szybko.
-Kupisz sobie drugą.
-Nie, to nie była taka zwykła katana. Musze ją odzyskać.
-Cóż, każda katana nie jest zwykła, bo każda jest inna, ale miecz to miecz.
-Nic nie rozumiesz, to miecz ze Świątyni Smoka.
-W Świątyni Smoka, był jakiś miecz?
-Tak – odparł trzeci głos.
Obaj odwrócili się, by spojrzeć na rudowłosą dziewczynę, mniej więcej w wieku Naruto. Jak zwykle miała na sobie żółtą sukienkę i duży kapelusz w tym samym kolorze. Jej czerwone oczy przeraziły Masakiego, ale nie dał po sobie tego poznać.
W rękach trzymała długi przedmiot, który był zawinięty w ciemny materiał, związany sznurkiem. U góry było widać tylko otwartą paszczę smoka. Naruto od razu do niej podbiegł  odebrał miecz.
-Dziękuję.
-Musisz go pilnować, nie łatwo było go znaleźć, a dopiero odzyskać od bandytów.
-Kim jesteś? – spytał hardo Taruno, przyjmując pozycję do ataku. – Bo na pewno nie człowiekiem.
-Jestem Rei, Taruno Masaki.
-Skąd znasz moje imię?
-Byłeś przyjacielem Takashiego, gdy podróżował po świcie zdobywając wiedzę o smokach.
Naruto przyglądał się temu, trzymając miecz w dłoniach.
-Kim ty jesteś? – powiedział lekko zdenerwowany Masaki.
-Jestem Rei. Jestem smokiem,  który był w Takashim.
Twarz Taruno zmieniała wygląd z sekundy na sekundę. W końcu pojawiło się na niej niedowierzanie. Jego wzrok zastygł na dziewczynie, a usta otworzył najmocniej jak mógł.
-Nie… nie wierzę.
-Wybacz, ale ja już musze odpocząć.
Dziewczyna została okryta ogniem, który oślepił wszystkich. Gdy światło ustąpiło, jej nie było, a w miejscu gdzie stała był wypalony krąg.
-Czyli, że teraz ty jesteś… - zaczął, ale Naruto przerwał mu skinieniem głowy.
----Kilka lat później----
Drogą przez lasy szły dwie osoby. Jedną był starzec, z wyglądu można było powiedzieć, że czas go nie oszczędzał. Na jednym oku miał opaskę, a na twarzy mnóstwo zmarszczek. Miał strój pustelnika i gruby, czarny płaszcz. Idąc podpierał się na drewnianej lasce.
Drugą osobą był siedemnastoletni mężczyzna. Miał spiczaste blondwłosy i niebieskie oczy. Swój strój chował pod czarnym płaszczem. Na plecach miał katanę, która była owinięta w materiał związany czarnym sznurkiem.
-Naruto, czas abyśmy się rozstali – powiedział Taruno, gdy doszli do miejsca, gdzie droga rozdzielała się na dwie.
-Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś – powiedział chłopak kłaniając się nisko.
-Jeśli to pomoże ci go pokonać, nie musisz mi dziękować.  Tą ścieżką dojdziesz prosto do Kraju Fal, gdzie mieszka twój cel. Przez te kilka lat nauczyłem cię wszystkiego co umiałem oraz przekazałem ci wszystkie moje kontakty.
-Na pewno z nich skorzystam.
-Pamiętam nasze spotkanie, byłeś wtedy nastolatkiem, a teraz jesteś mężczyzną. Pozdrów Rei ode mnie i pamiętaj, że bycie najemnikiem niesie konsekwencję, jak nie w bliższej przyszłości to w dalszej.
-Dziękuję za radę.

Po pożegnaniu rozeszli się w swoje strony. Od teraz Naruto przejął fach po nauczycielu zostając najemnikiem.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Naruto - smoczy pustelnik -11.

Rozdział 11
----Naruto---
Mnich zaprowadził nas do gabinetu Misuo. Po drodze cały czas oglądałem świątynię. Wszystko było idealnie odwzorowane, poza paroma elementami. Nawet drzewa zostały posadzone w te same miejsca.
Gdy weszliśmy do środka, uderzył nas lekki powiew wiatru. Okno było otwarte na rozszerz, a z niego był widok na pasmo gór. Misuo z wyglądu prawie nic się nie zmienił, może przybyło mi kilka zmarszczek. Siedział za biurkiem i patrzył w jakieś papiery. Mnich, który nas tu przyprowadził zniknął za drzwiami.
-Witajcie – powiedział nie odwracając wzroku od kartki. – Wszystko zostało załatwione przez Raikage i możecie tu zostać ile chcecie.
-Wyruszymy jutro rano, ale za to w drodze powrotnej chcielibyśmy zatrzymać się na trochę dłużej. Prawda dzieciaki? – powiedziała sensei, a Misuo zaczął coś pisać na kartce.
-Tak – odparłem, a mój stary znajomy zesztywniał.
Jego wzrok spotkał się z moim. Wydawałoby się, że przestał oddychać, ale po chwili wypuścił głośno powietrze.
-Naruto, drogi chłopce myślałem, że nie żyjesz – powiedział głośno, prawie krzycząc.
Wstał z krzesła i podszedł do mnie. Położył dłonie na moich barkach i zaczął mi się przyglądać. Cały mój Team patrzył się na to z głupkowatym spojrzeniem.
-Trochę urosłeś od naszego ostatniego spotkania.
-Trochę czasu minęło – odparłem, uśmiechając się i drapiąc z tyłu głowy.
-Znacie się? – spytała sensei.
-Tak – odparłem.
-Chodźcie zaprowadzę was do waszych pokoi.
Misuo prowadził nas przez ogród, gdzie odbywał się trening mnichów. Spojrzałem na nich ukradkiem, bo ciągle ktoś mi zadawał jakieś pytanie.
-Naruto poznajesz co oni trenują? – spytał nagle Misuo.
Odwróciłem głowę w ich stronę i zacząłem się przyglądać.
-Styl Taijutsu Świątyni Smoka – odparłem po chwili. – Chociaż…
-Co? – spytał ciekawsko Misuo.
-Albo dopiero zaczynają trening, albo idzie im to bardzo powoli – chyba usłyszeli co powiedziałem, bo wszyscy spojrzeli się na mnie wzrokiem zabójcy.
 -Ćwiczą  niecałe 3 miesiące.
-Więc idzie im powoli.
-Masz rację, jest to spowodowane tym, ze nigdy nie mieli do czynienia z innym stylem walki, niż świątyni, w której mieszkali. Jak widzisz – powiedział pokazując rękami na wszystkich. – Jest tu mieszanka mnichów ze wszystkich świątyń.
-Zgodzę się, że opanowanie stylu, którego nigdy się nie widziało jest trudne, ale patrząc na błędy jakie popełniają…
-Specjalista się znalazł! – prychnął, ktoś przerywając mi.
Przeleciałem po wszystkich wzrokiem i zatrzymałem się na siwowłosym chłopaku. Jego włosy sięgały do karku, prawą rękę miał zabandażowaną, a jego wyraz twarzy pokazywał, że nienawidzi całego świata.
-To jest Sora, pochodzi ze świątyni ognia. Sora powinieneś przeprosić…
-Nie trzeba – przerwałem, wtrącając się.
-I tak bym tego nie zrobił. Nie będę przepraszam jakiego pajaca, który wywyższa się…
-Czy ja się wywyższyłem? – spytałem przerywając mu.
-A myślisz, że takie przechwalania to co?
-Ja się nie przechwalałem, tylko powiedziałem swoje zdanie, ale wybacz jak ktoś nie potrafi...
-Że niby ja czegoś nie potrafię! – krzyknął, a mi zaczęły puszczać nerwy.
-Tak nie potrafisz!
-Osz ty mały.
-Dawaj, chcesz się bić!
-Naru… - zaczęła sensei, ale Misuo gestem ręki ja uciszył.
-Dobrze, więc Sora kontra Naruto. Proszę zrobić miejsce.
Mnisi od razu ustawili się w kółku, a ja i ten Sora stanęliśmy naprzeciw siebie.
-Pokaż jaki z ciebie twardziel. Ciekawe, czy w ogóle potrafisz jakiś styl.
Zignorowałem go, w głowie miałem myśli, czemu tak łatwo dałem się z prowokować. Przyjął dobrze mi znaną postawę. Pochylił się do tyłu i ugiął kolana. Ręce, zaciśnięte w pięści wystawił do przodu.
-Pokaże ci styl Świątyni Smoka. Pewnie nic o nim nie wiesz, wiec ci opowiem. Posiada od trzy formy, do ataku, obrony i kontrataku. Mimo różnej funkcji są bardzo podobne.
-Nie musisz mnie uczyć – powiedziałem przyjmując pozycję.
Pochyliłem się do przodu na ugiętych kolanach. Lewa ręka była przy klatce piersiowej, a prawa wyciągnięta w tył i do góry.
-Przyjąłeś postawę do obrony, więc ja przyjmę do ataku – powiedziałem, a wśród widowni zaczęły się szepty.
Ruszyłem biegiem do ataku. Moje ciosy były szybkie i celne, takie miały być w pierwszej fazie ataku. Sora dzielnie się bronił, ale w końcu przestał nadążać  za mną, wtedy zacząłem atakować silniej. Po chwili miał rozcięte usta, i łuk brwiowy, przez co prawe oko miał zalane krwią. Zepchnąłem go na kraniec naszego pola walki. Na jego twarzy był szok i niedowierzanie. Nie udało mu się wyprowadzić żadnego ataku, który mógłby mnie dotknąć. Gdy uznałem, że to koniec odskoczyłem do tyłu i stanąłem rozluźniając mięśnie.
Sora ledwo stał, opierając się jedną ręką o kolano. Było widać, że ledwo zipie, a w dodatku powoli tracił krew. Odwróciłem się do niego plecami, aby podejść do mojego Teamu.
-To nie koniec! – krzyknął i zaczął biec do mnie.
Odwróciłem głowę do niego i w ostatniej chwili uchyliłem się przed jego pięścią. Złapałem go za ramię lewą ręką, a prawa wyprowadziłem atak w szczękę.  Padł na ziemię, był przytomne, ale chyba nie mógł się ruszać.
-Sk…skąd zna…sz…
-Ten styl? – dokończyłem za niego, na co skinął głową. – Zamiast wyzywać mnie do ataku, spytał byś kim jestem. Ale odpowiadając na twoje pytanie, wychowałem się w Świątyni Smoka, jestem jedynym, który przeżył tamten felerny dzień. Jeśli cię to zainteresuję sam Styl Świątyni opanowałem w niecałe trzy miesiące.
Odwróciłem się do niego i podszedłem do mojego Teamu. Z wyglądu ich twarzy wywnioskowałem, ze są zaskoczeni i chyba nie do końca rozumiejąc co się przed chwilą stało.
-Czemu nic nie mówiłeś? – spytała Yuki.
-Chciałem zapomnieć o tamtym dniu, ale widocznie moje przeznaczenie mi na to nie pozwoli.
-Co masz na myśli? – spytała sensei.
-Nic. Możemy już iść?
-Tak – odparł Misuo. – Sora przyjdź do mnie później.
‘Tym razem szedłem na końcu, pogrążony w swoich myślach. W głowie ciągle miałem ryk, który słyszałem przed zniszczeniem Świątyni. Nim się spostrzegłem byłem przed przydzielonym mi pokojem. Od razu do niego wszedłem i nie wychodziłem do wieczora. Nawet Rei siedziała cicho.
Cały czas siedziałem w oknie i patrzyłem w góry. Odszedłem od niego tylko na chwilę po kanapkę z plecaka.
-„Nie możesz oglądać się za siebie. Musisz iść naprzód z podniesioną głową” – obok mnie pojawiła się Rei.
-Więc, czemu nie mogę zapomnieć.
-Widocznie coś chce, abyś pamiętał, abyś stał się silniejszy i mógł ochronić bliskich.
Zapanowała cisza. Zamyśliłem się nad jej słowami i musiałem przyznać jej trochę racji. Nie mogę wiecznie rozpamiętywać tego co się wtedy stało. Na szybie zauważyłem krople wody. Otworzyłem okno i wyszedłem na dach.
-Gdzie ty idziesz?
-Na dach.
-Zaraz się rozpada.
-No to co.
Rei miała rację, zaledwie parę minut później rozpętała się ulewa.
-----Narracja trzecio osobowa----
Przez korytarze świątyni szła brązowowłosa kobieta. Szła szybkim krokiem, a na jej twarzy było zaniepokojenie. W najbliższej okolicy było tylko słychać stukot jej butów o posadzkę. Gdy dotarła do drzwi, do których zmierzała szybko je otworzyła i weszła do środka. Był to bały pokój gościny, w którym była dwójka jej uczniów. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, a następnie utkwiła swoje spojrzenie w swoich podopiecznych.
-Gdzie Naruto? – spytała, dalej stojąc w drzwiach.
-Nie wiemy, nie wychodził ze swojego pokoju – odparła dziewczyna.
-Stało się coś? – spytał Idate podnosząc się do siadu na kanapie.
-Musimy wracać do wioski, nie wiem czemu. Jutro rano wyruszamy.
Ich sensei wyszła z pokoju, zamykając  drzwi. Idate i Yuki spojrzeli na siebie i ruszyli do swoich pokoi. Umeri w tym czasie dotarła do pokoju trzeciego z jej uczniów. Zapukała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Po kolejnej próbie nacisnęła na klamkę, drzwi się otworzyły a ona weszła do środka.
Oprócz otwartego okna nie zobaczyła nic dziwnego. Podbiegła do  niego i wychyliła lekko głowę.
-Chyba nie uciekł w ten deszcz? – spytała sama siebie.  – Może Misuo go widział.
Kobieta wybiegła z pokoju nie zamykając drzwi. Do gabinetu Misuo dotarła po kilku minutach. Po zapukaniu od razu weszła do środka.
-Przepraszam, ze przeszkadzam, ale czy może widziałeś…
-Naruto? Tak. Już dobrą godzinę medytuje na dachu.
Gestem ręki kazał podejść Umeri do okna. Wtedy go zobaczyła, blondyn siedział na dachu, a wokół niego krążył ogień.
-Medytuje w ten deszcz?
-Też mnie to lekko zdziwiło, ale gdy zobaczyłem ten ogień coś zrozumiałem.
-Co takiego?
-To on stworzył Święty Ogień.
-Jak to?
-Święty Ogień zawsze był, taki spokojny… Nie potrafię za bardzo tego wytłumaczyć – powiedział podśmiewając się. – Ale, gdy Naruto wszedł na teren świątyni, Ogień tak jakby się ożywił, stał się gorętszy, a jego barwa lekko przyciemniała. Jest taki sam, jak ten ogień, który krąży teraz wokół Naruto.
-Jak to on to stworzył? To tylko dziecko.
-Myślę, że powinnaś iść już spać.
Kobieta nic nie powiedziała, tylko chwilę popatrzyła w oczy Misuo i wyszła z jego gabinetu.
Rano wyruszyli w drogę powrotną. Idate i Yuki cały czas spoglądali na swojego kolegę, który wydawał się radosny, w przeciwieństwie do poprzedniego dnia, kiedy wydawał się smutny. Szedł pewnie po wąskiej ścieżce, w ogóle nie przejmując się klifem, który był pod nimi. Zejście z góry zajęło im cały dzień, w miarę szybkim tempem. Przez całą podróż panowała cisza. Gdy Umeri zażądała koniec podróży na dzisiaj, genini zaczęli rozkładać namioty. Naruto, który najszybciej rozłożył swój namiot, poszedł po drewno.
Gdy nazbierał tyle drewna, aby starczyło do rana, wrócił. O dziwo nikogo nie zastał. Ułożył drewno, a z jednego namiotu wyszła Yuki. Blondyn posłał jej pytające spojrzenie.
-Poszli złowić ryby – wyjaśniła, a Naruto skinął jej głową.
Chłopak zaczął ustawiać drewno, na ognisko. Gdy to zrobił upewnił się, że nikt go nie widzi i dotknął drewna, które po chwili zapaliło się.
Gdy tylko Yuki zobaczyła cień swojego ciała, odwróciła się i podeszła do ognia. Usiadła na trawie i wystawiła ręce do ognia, aby je ogrzać.
Naruto usiadł z drugiej strony i kunaiem zaczął strugać patyki na ryby. Chwilę później pojawił się ostatni genin z drużyny razem z ich sensei. Nieśli po dwie ryby dla każdego. Nie czekając na nic, zaczęli je nabijać i wkładać na ogień.
-Może nam w końcu cos wyjaśnisz? – powiedział Idate, przerywając ciszę.
-Co mam wyjaśniać? – odparł pytaniem blondyn, przekręcając rybę na drugi bok.
-No o sobie, o świątyni…
-To stare dzieje, które zamknąłem głęboko w swojej głowie.
-Ale jednak coś chcielibyśmy wiedzieć.
-Gdy miałem sześć lat, znalazł Takashi, był wtedy w podróży w poszukiwaniu ucznia – chłopak zaczął opowiadać, wpatrując się w ogień. -  Przyjął mnie pod swoje skrzydła i zabrał do świątyni. Tam żyłem razem z innymi mnichami do pewnego dnia. W czasie, gdy świątynia została zniszczona, nie było mnie w świątyni, potem żyłem jak pustelnik. Gdy trafiłem na waszą Żółwią wyspę, znalazł mnie Killer Bee i zabrał do wioski. To jest moje życie w skrócie – skończył mówić i zaczął jeść rybę.
-Jak udało ci się przeżyć? – spytał Idate.
-Można powiedzieć, że byłem najemnikiem. Brałem każde zlecenie, aby tylko zarobić na jedzenie.
-Zabiłeś kogoś? – spytała Umeri, która jak dotąd tylko słuchała historii swojego ucznia.
-Nie było miesiąca, abym nie widział czyjejś śmierci. Kilka ludzi zginęło z mojej winy, błędu jaki popełniłem – odparł patrząc sensei w oczy.
-Nie o to pytałam.
-Tak – odparł krótko, na poprzednie pytanie. Jego wzrok znowu padł na ognisko. – Pierwszy raz zabiłem bandytę, gdy jeszcze byłem w świątyni. Byłem w tedy na misji z przyjacielem.
-Na misji? – dopytała Yuki.
-Tak, Świątynie wykonują różne misje, aby móc  się utrzymać.
-Myślałem, że świątynie są utrzymywane przez wioski.
-Tylko nieliczne.
Między nimi zapanowała cisza.  Umeri, Yuki i Idate trawili informacje, który usłyszeli, a Naruto kończył swoje jedzenie.
-Przepraszam, że przeszkadzam – usłyszeli męski głos z za drzewa.
Odwrócili się w tamtą stronę i zobaczyli blondwłosego mężczyznę, w czarnym płaszczu w czerwone chmury.
-Katsu! – krzyknął składając jakąś pieczęć.
Nastąpił wybuch ładunku, który był między Yuki i Umeri. Fala odrzuciła wszystkich i powaliła na ziemię.
Naruto oszołomiony nagłym atakiem, ledwo się podniósł. Pierwszą osobą, którą zobaczył był Idate, który również powoli wstawał. Gdy wiatr rozwiał dym i kurz zobaczył jak ich sensei siłuje się na kunaie z jakimś facetem w masce. Jej lewa ręka zwisała bezwładnie w dół, z prawe udo wydawało się spuchnięte.  Zaczął się rozglądać za Yuki, ale nigdzie jej nie widział. W końcu zauważył jej ciało. Leżała nieruchomo na krańcu polany. Z daleka Naruto mógł zobaczyć, ze jej ręka jest wygięta pod nienaturalnym kątem.

-Sprawdź co z Yuki! – krzyknął Naruto do Idate i rzucił się na pomoc sensei.

niedziela, 6 grudnia 2015

Naruto - smoczy pustelnik -10.

 Rozdział 10.
---Naruto----
Stałem przy bramie oparty o mur. Głowę chowałem w cieniu, przed słońcem. Dzisiejszy dzień był piekielnie gorący, a nie było jeszcze południa. Na misję mieliśmy wyruszyć za 10 minut, a byłem tylko ja. Jakoś mnie to nie dziwiło, w taki skwar mało komu, by się chciało wychodzić z domu.
Spojrzałem na główną ulicę wioski, z której dochodziły dźwięki rozmów i przekrzykiwania się. W moją stronę szła Yuki razem z Idate. Oboje wyglądali na gotowych do wyruszenia na misję, a sensei jak nie było tak nie ma. Przez czas, w którym szli do mnie zacząłem sprawdzać czy wszystko mam.
-Kunaie, shurikeny, śpiwór, namiot, jedzenie, woda – zacząłem tak wyliczać grzebiąc w plecaku. – Czysty zwój, coś do pisania, ubrania.  Chyba mam wszystko, tylko, że ten plecak jest strasznie ciężki.
-„Potraktuj to jak trening ciała” – powiedziała Rei, próbując mnie chyba zmotywować.
-Cześć Naruto – powiedzieli Yuki i Idate.
-Cześć – powiedziałem i zacząłem patrzeć na ich plecaki, podobnej wielkości co mój.
-Też są ciężki? – spytałem wskazując na nie.
-Tak – odparła Yuki zdejmując plecak i rzucając go na ziemię.
-„Pierwszy raz muszę dźwigać taki bagaż, na co mi to? Wystarczy mi jedzenie, picie, broń i ciuchy.”
-„Taki był rozkaz twojej sensei, a rozkazy trzeba wykonywać.”
-Co to? – spytał Idate, wskazując na coś za mną.
Obejrzałem się i zacząłem patrzeć na swój plecak, ale nie zrozumiałem o co mu chodzi. Dopiero po chwili skumałem. Chodzi mu o długi przedmiot, zawinięty w pokrowiec z ciemnego materiału. Podszedłem do tego i sprawdziłem czy jest dobrze przymocowane do plecaka.
-Broń – odparłem wstając.
-Katana? – spytała Yuki. – Czemu nic nie mówiłeś, że potrafisz walczyć kataną?
-Bo nie potrafię. Dopiero się uczę.
-A ile się uczysz? – spytał Idate.
-Sporo, ale nie mając nauczyciela jest bardzo trudno, nauczyć się choćby podstaw.
Nasza rozmowę przerwała sensei pojawiając się w kłębie siwego dymu. Na jej twarzy jak zwykle był duży uśmiech. Machnęła do nas ręką i krzyknęła.
-Cześć dzieciaki! Gotowi do drogi?
-Tak – odparłem za nas wszystkich.
-No więc, trzymajcie się blisko i mówcie jak coś będzie nie tak.
Sensei chyba zapomniała, że ma ze sobą trójkę geninów, bo zaczęła pędzić na złamanie karku. Yuki nie miała już sił biegać po dwóch godzinach, Idate po trzech, a ja straciłem siły zaraz po nim.  Sensei zniknęła nam z oczu, więc zatrzymaliśmy się. Od razu padliśmy na trawę, ledwo łapiąc oddech.
-„Jestem bardziej zmęczony, niż po twoich treningach” – powiedziałem w myślach do Rei.
Gdy złapałem kilka oddechów, podniosłem głowę, aby się rozejrzeć. Byliśmy na jakiejś małej polanie. Rosły na niej jakieś kwiatki, a drzewa dawały przyjemny cień. W dodatku chłodny wiaterek był wspaniały. W otoczeniu rozchodził się tylko szum liści na wietrze.
-Zaraz wyzionę ducha – powiedział Idate.
-Musimy znaleźć sensei, potem możesz umierać – powiedział, uśmiechając się lekko.
-Może wam w tym pomóc – powiedział ktoś nad naszymi głowami.
Odruchowo wyciągnąłem kunaia i w ostatniej chwili zablokowałem atak, który miał rozciąć moją głowę. Przekręciłem się parę razy w bok i szybko wstałem. Zostaliśmy zaatakowani przez trzy osoby.
Jeden mężczyzna był wielki i gruby. Miał ze 2 metry wysokości i łysinę na głowie, a w rękach trzymał topór, którym mnie zaatakował. Usta miał zakrytą przez chustkę, a na sobie miał czarne spodnie i rozpiętą, ciemną koszulę z obciętymi rękawami.
Drugą osobą była kobieta. Po sylwetce można było wywnioskować, że jest szybka i zwinna. Miałą długie czarne włosy, a twarz zasłaniała podobną chustką co grubas. Ubrana w ciuchy, który nie zwracały na siebie uwagę, głównie w czarne. Jedną ręką trzymała Yuki za włosy, a druga trzymała kunaia przy jej gardle.
Ostatnią osobą, która trzymała Idate był mężczyzna. Trzymał go w podobnej pozycji co kobieta Yuki, ale ten bandyta trzymał go za ręce za plecami. Miał na sobie jasną koszulę z podwiniętymi rękawami, ciemne spodnie i granatową chustkę na głowie.
-Czego chcecie?! – krzyknąłem, mając nadzieję, że sensei zaraz się pojawi. Może i bym z nimi wygrał, ale wtedy Yuki i Idate zginą.
-Was, Orochimaru sporo nam zapłaci za trójkę dzieciaków – powiedział grubas. – Lepiej się poddaj.
Przełknąłem głośno ślinę, próbując cos wymyśleć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-„Jeśli wyciągnę miecz, mogę skrzywdzić Yuki albo Idate, jeśli się poddam, mamy nikłe szanse, ze znajdzie nas sensei… co robić?”
-„Ćwiczyłeś jutsu teleportacji?” – spytała Rei.
-„Mam za słabą kontrolę chakry do tego jutsu.”
-„Poddanie się nie wchodzi w grę, nie masz pewności, czy was nie zabiją. Musisz grać na czas, albo spowodować głośny wybuch.”
-„Ryk smoka?” – spytałem jeszcze w myślach uśmiechając się.
Ruszyłem biegiem na grubasa. Musiałem szybko zaatakować. Gdy byłem blisko łysol podniósł topór nad głowę, aby zaatakować. Wyskoczyłem w powietrze i uderzyłem go kolanem w szczękę. Upadł na plecy, a ja wylądowałem pomiędzy pozostałą dwójką. Kunaiem rzuciłem celując w głowę kobiety, która musiała puścić Yuki, chcąc przeżyć co też się stało. Mężczyznę, który trzymał Idate zaatakowałem pięścią w policzek. Gdy upadł na ziemię, złapałem moich kompanów i odskoczyłem na drugi koniec polany.
-Cholerny szczyl  - warknął grubas. – Zapłacisz mi za to! – krzyknął masując sobie szczękę.
-Nam też! – krzyknęła pozostała dwójka.
Zacząłem koncentrować chakrę do jutsu.
-Jutsu, którego użyję zużywa dużo chakry, jeśli zemdleję, a oni będą w stanie walczyć uciekajcie – powiedziałem do mojej drużyny, która była oszołomiona.
-Mówiłam, abyście się nie oddalali! – usłyszeliśmy krzyk sensei za naszymi plecami.
Gdy się odwróciliśmy, sensei wychodziła z za krzaków. Wyciągała z włosów liście.
-Co wy robi… - przerwała widząc, trójkę bandytów po drugiej stronie polany. – Towarzystwo?
-Raczej nie – powiedziałem przyjmując postawę obronną.
-Nie wtrącaj się paniusiu! – krzyknął grubas.
-Lepiej zostawcie te dzieciaki, jeśli wam życie miłe.
-Możemy powiedzieć to samo.
-Raiton: Piorun.
Z rąk sensei wystrzelił piorun, który trafił grubasa. Było widać jak przez jego ciało przechodzi prąd. Po kilku sekundach lekko podpieczony upadł nieprzytomny na ziemię. Pozostała dwójka cofnęła się kilka kroków, a w ich oczach był strach.
-To było super – powiedziała Yuki.
-Chcecie powalczyć? – spytała sensei odwracając się do nas.
-Biorę faceta! – krzyknąłem i ruszyłem do ataku.
-W gorącej wodzie kąpany.
Sięgnąłem kilka shurkineów i rzuciłem w mężczyznę. Odskoczył do tyłu i sam rzucił we mnie bronią. Odbiłem je kunaiem i doskoczyłem do niego. Zderzyliśmy się kunaiami, a na ziemie leciało mnóstwo iskier.
Podczas przepychanek stało się coś dziwnego, obie nasze bronie pękły na pół. Wyrzuciłem rączkę, która została mi w dłoni i zaczęliśmy walczyć Taijutsu. Po kilkuminutowej wymianie ciosów podciąłem go i kopnąłem w brzuch, posyłając go na drzewo.
 Myślałem, że to koniec, ale podniósł się opierając się o drzewo. Lewą ręką trzymał się za brzuch, a prawą ścierał krew z twarzy. Obaj byliśmy zmęczeni, więc nastała chwila przerwy. Spojrzałem na prawo, Yuki i Idate lepiej sobie radzili, niż ja.
-Katon: Ognista Kula!
-Naruto uważaj! – krzyk sensei przywrócił mnie na ziemię.
W moją stronę leciała sporych rozmiarów kula ognia, która zostawiała za sobą duży rów.
-Katon: Ognisty Smok.
Po polanie rozszedł się głos ryku smoka, a kula ognia została pochłonięta przed dwa razy większą paszczę smoka. Bandyta nie miał szans na ucieczkę, został spalony razem z kilkunastoma drzewami za nim. Przede mną był pas spalonej trawy o szerokości około 10 metrów, a dalej palące się drzewa.
Spojrzałem w miejsce gdzie walczyli Yuki i Idate. Oni i kobieta, z którą walczyli stali w bezruchu. W podobnym stanie była sensei.
-Co?
-Na…Na…Naruto – wyjąkała sensei.
Kobieta, która była z tymi mężczyznami widząc porażkę zaczęła uciekać.
-Zostawcie ją – powiedziała sensei, gdy Yuki i Idate chcieli rzucić się za nią w pościg. – Skąd znasz to jutsu?
-Nauczyłem się.
-Czemu nie mówiłeś, że znasz tak silne Techniki? – spytała Yuki.
-Mniejsza z tym, gdzie się tego nauczyłeś?
-A co to przesłuchanie? Nie chcę o tym gadać, to już jest przeszłość! – odwróciłem się do nich plecami.
Wskoczyłem na drzewo i zacząłem po nich skakać w kierunku Gór Mglistych.
-„Czemu się tak zachowujesz?”
-„Nie mam ochoty gadać” – odparłem dając jej jasno do zrozumienia, że to koniec rozmowy.
-Naruto stój!
Zatrzymałem się na jednej z wielu gałęzi i obejrzałem się do tyłu. Sensei była jakieś 100 metrów za mną, ale po chwili była obok mnie.
-Poczekaj Yuki i Idate muszą odpocząć, ty zresztą pewnie też.
 Skinąłem jej głową i zeskoczyłem na ziemię, zaraz po niej. Wróciliśmy się do miejsca, gdzie była Yuki i Idate. Zastaliśmy rozłożony obóz i palące się ognisko. Panowała cisza, oni nawet na mnie nie spojrzeli. Usiadłem z drugiej strony ogniska.
-Może w końcu nam coś o sobie opowiesz? – powiedział Idate. – Okazuję się, że nic o tobie nie wiemy.
-Nic nie mówiłeś, że potrafisz używać Katonu – dodała Yuki. – W dodatku czuję, że coś wiesz o tej Świątyni Smoka, ale nie chcesz mówić.
-Kiedy indziej sobie to wyjaśnicie, teraz marsz spać – rozkazała sensei.
Nasza rozmowa odkładała się z dnia na dzień, aż w końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie zaczynało się pasmo gór, w których była Świątynia Smoka. Było już ciemno, więc w dalsza drogę mieliśmy wyruszyć rano. Gdy usiadłem na trawie czułem wilgoć, która była codziennością w tych rejonach. W dodatku powietrze było wilgotne i świeże, nie to co w wioskach. Zaczęły mi się przypominać stare czasy.
-Słuchajcie, podróżowanie po górach jest niebezpieczne. Należy uważać na śliską drogę, bo można spaść na sam dół. Pamiętajcie, aby patrzeć gdzie stawiacie stopy, podłoże może się osunąć, gdy na nim staniecie.
-Czemu te góry nazywają się Mglistymi? – spytała Yuki, patrząc na wierzchołek góry.
-Ponieważ panuje tu gęsta mgła, co jeszcze bardziej utrudnia podróż. Kończcie jeść i idźcie spać.
Szedłem na końcu, bacznie obserwując idących przede mną, aby w razie potrzeby szybko zareagować. Było już południe, a wyruszyliśmy o 7 rano.  Sensei narzuciła szybkie tempo, ponieważ teraz były najlepsze warunki do podróżowania po górach.  Ciągle było słychać kozy, co również przywracało mi wspomnienia.
Z transu wyrwał mnie krzyk Yuki, zwisała na krawędzi klifu. Od razu się rzuciłem i chwyciłem ją za rękę. Zdążyłem w ostatnim momencie, bo jej palce zaczęły się ześlizgiwać.
-Mam cię! – krzyknąłem do niej i zacząłem ją wciągać.
Z pomocą przyszedł mi Idate,  razem wciągnęliśmy ją na górę.
-Nic ci nie jest? – spytałem, na co pokiwała przecząco głową.
-Możemy iść dalej? – spytała sensei.
-Tak.
Zwolniliśmy, aby taki wypadek się nie powtórzył. Gdy uszliśmy kilka kilometrów, droga zaczęła się rozszerzać, a w oddali było widać czubek dachu Świątyni oraz blask ognia. Przez oczy od razu zaczęły mi przelatywać wspomnienia z tamtego dnia.
-„Wieczny ogień.”
-Chodźcie pobiegniemy, aby dotrzeć tam przez zmrokiem.
Wprawdzie do zmroku były dobre 3 godziny, ale każdy chciał odpocząć i wyspać się w łóżku.
-Co jeśli nie udzielą nam pomocy? – spytał Idate.
-Raikage o to zadbał, kilka dni temu otrzymał list zwrotny, z odpowiedzią na prośbę o pomoc.
-I…
-Otrzymamy ją.
Z daleko spostrzegłem się, ze Świątynia nie jest tylko odbudowana, ale i rozbudowana. Mury były ze 2 razy większe, a główny budynek był o kilkanaście metrów wyższy, mimo to wieczny ogień był wyższy od niego.
-Co to? – spytała Yuki. – Nigdy o czymś takim nie słyszałam.
-Ten płomień został nazwany Świętym Ogniem, powstał w nocy po zniszczeniu świątyni, jednak nie wiadomo kto to zrobił – wyjaśniła sensei.
Gdy dotarliśmy do bramy, zastaliśmy ją otwartą, a w niej stał mnich. Widać spodziewali się nas. Przypominał mi kogoś, ale nie mogłem sobie przypomnieć kogo. Miał na sobie biało-granatowe szaty. Brązowe oczy uważnie nas oglądały, a wiatr poruszał jego brązowymi włosami, które były do karku.
-Jest Shizao – powiedział, zapraszając nas gestem ręki do środka.
-Jestem Umeri, to jest Yuki, Idate i Naruto.
-Wiem, spodziewaliśmy się was.
Nie interesowało mnie to co mówi. Byłem zajęty oglądaniem świątyni, z Yuki i Idate było tak samo. Przybyło kilka budynków, a reszta została powiększona. Wokół Wiecznego Ognia został wzniesiony murek, który chyba miał służyć jako ozdobę i przestrogę, aby nie podchodzić bliżej. Temperaturę było czuć 5 metrów przed murkiem, który był 20 metrów od ognia.
-To jest Święty Ogień, znak rozpoznawalny naszej świątyni. Ten murek jest po to, aby nikt nie podchodził za blisko. Chodźcie zaprowadzę was do Misuo-sama.

-„Misuo?”

wtorek, 1 grudnia 2015

Naruto - smoczy pustelnik -9.

Rozdział 9.
Po całym budynku rozniósł się dźwięk budzika. Po kilku sekundach na budziku znalazła się ręka chłopca, a wnerwiający dźwięk ucichł. Jednym ruchem odkrył się i usiadł na łóżku. Przeczesał blond włosy ręką i ziewnął.
-Jak mi się nie chce – powiedział do siebie, przeciągając się.
Nagle ktoś zaczął walić do drzwi. Naruto założył kapcie na nogi i zszedł na dół. Od jego zamieszkania w wiosce Chmur minęło kilka dni, które spędził głównie na dalszym trenowaniu z Rei. Był kilka razy u Raikage, aby podpisać jakieś głupie papiery.
Powoli dotarł do drzwi i je otworzył. Przed nim stała Yugito. Ubrana w ciemne ciuchy z ochraniaczami.
-Cze…ść Yugi…to – powiedział Naruto ziewając.
-Naruto wiesz, która jest godzina? Raikage od godziny się wścieka, ze się spóźniasz – powiedziała na jednym wdechu, ale do Naruto nic nie docierało. – Dzisiaj miałeś być przydzielony do drużyny – powiedziała klepiąc się w czoło.
Blondyn od razu się ożywił, a przez jego mózg przeleciało wiele obrazów z wcześniejszych dni.
-Rany! Zapomniałem!
Naruto wbiegł na górę, aby się uszykować. Po pięciu minutach zamykał drzwi i ruszył biegiem po dachach w kierunku budynku administracyjnego. Aby dostać się szybciej do gabinetu wskoczył przez otwarte okno.
-Drzwi są od wchodzenia! – krzyknął A, gdy tylko Naruto wszedł do środka. –Słuchaj no, nie toleruje spóźnialstwa i wchodzenia przez okno.
-Ta, ta, ta. Zrozumiałem – powiedział znudzony. – To jaka jest moja drużyna.
-W przeciwieństwie do ciebie słuchają mnie, nie spóźniają się i okazują szacunek.
-Pewnie będzie nudna.
-Wrrr. Idź do Sali treningowej numer 5.
-A gdzie to jest?
-To już twój problem – powiedział A, podkreślając słowo „twój”.
-Nie znam wioski, więc powiedz im, aby przyszli do mojego domu – powiedział i wybiegł z gabinetu.
Po chwili było słychać krzyk Raikage, na co Naruto uśmiechnął się. Mimo, tego co powiedział postanowił poszukać ten Sali. Próbował pytać mieszkańców, ale każdy miał go gdzieś.
Po godzinie łażenia po wiosce, jego uwagę zwróciły dziwne słowa. Dochodziły z dachów i brzmiały, jakby ktoś próbował coś śpiewać, ale kompletnie mu to nie szło.
Naruto wiedziony ciekawością wskoczył na dach i zobaczył siedzącego z notatnikiem na nogach  Killera Bee. Wymachiwał rękoma w dziwny sposób.
-Bee? – spytał zdziwiony blondyn.
-Co jest młody, chyba nie masz żadnej szkody? – spytał rapując.
-Mógłbyś gadać normalnie.
-Mój zakład minął, pisze piosenki na koncert.
-Jaki zakład? Jakie piosenki?
-Yugito się ze mną założyła, że nie wytrzymam bez rapu jednego miesiąca. Dzisiaj minął miesiąc, zakład wygrałem.
-Na prawdę jesteś dziwny, ani trochę cię nie rozumiem.
-Przybij żółwia! – krzyknął wystawiając pięść.
Naruto to zrobił i poczuł się dość dziwnie, jakby w jego głowie była jeszcze jedna osobowość.
-Cześć Naruto – usłyszał basowy głos. – To ja Hachibi.
-Cze…Cześć. Co tam?
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że Bee robi to od dziecka i raczej nie ma zamiaru z tego skończyć.
-Acha.
Gdy Bee wziął pięść, Naruto znowu czuł się normalnie. Spojrzał na kolegę, Bee pisał coś w notatniku.
-Gdzie jest sala treningowa numer 5? – spytał młodszy chłopak.
Bee tylko wyciągnął jedną rękę i wskazał na jakiś budynek, na którym był szyld „Sale Treningowe 1-5.” Naruto myślał, że wybuchnie ze złości.
-Rany! Godzinę jej szukałem! Muszę lecieć, na razie Bee!
Chłopak wbiegł do środka. Podszedł do kobiety siedzącej za biurkiem. Miała długie białe włosy spięte w kok, a na sobie białe kimono przepasane czarnym pasem.
-Witam, czym mogę służyć? – spytała miłym głosem.
-Szukam Sali numer 5, podobno jest tam moja nowa drużyna.
-Tam drużyna pani Umeri. Prosto i w prawo na końcu korytarza.
Naruto od razu ruszył biegiem przez korytarz. Zatrzymał się dopiero przed drzwiami. Zajrzał do Sali przez okno. Była tam kobieta, dziewczyna i chłopak.
Kobieta miała brązowe włosy, upięte w kucyk, kilka kosmyków z lewej strony opadały na dół, podtrzymywane opaską ze znakiem Wioski Chmur. Na sobie miała czarne getry i ciemną koszulkę ukazującą kawałek brzucha. Prawą rękę miała owiniętą w bandaż. Przy lewej nodze miała kaburę na kunaie.
Dziewczyna miała czarne, rozpuszczone włosy. Na sobie miała ciemną spódniczkę oraz białą koszulkę z dużym kwiatem róży na brzuchu. Opaskę miała na lewym ramieniu, a kabura na kunaie była przypięta do lewej nogi. Przed nią leżało krótkie ostrze w pochwie. Wydawała się być zamyślona, ale rozmawiała o czymś z mistrzynią.
Chłopak opierał się o ścianę, podpierając rękoma głowę. Miał krótkie stojące do góry brązowe włosy.  Co chwilę ziewał i machał głową na boki próbując pewnie nie zasnąć. Miał na sobie czarne spodnie i bluzkę na długi rękaw z różnymi napisami.
-Wejdź! – krzyknęła kobieta.
Naruto uchylił drzwi i wszedł do środka.
-Naruto Uzumaki, jak  mniemam – powiedziała miło.
-Tak. Przepraszam za spóźnienie.
-No, już byś miał przegrabione. Dobrze, ze chociaż potrafisz się zachować. Zanim zaczniemy trening poznajmy się. Ja jestem Umeri Tsuba, wasza sensei.
-Ja jestem Yuki Kenchi.
-A ja jestem Idate Teichi.
-Naruto Uzumaki.
-Dobrze, więc skoro Naruto się spóźnił będzie sam walczył na waszą dwójkę. Pamiętajcie używacie tylko Taijutsu.
-----Naruto----
Ustawiliśmy się naprzeciw siebie. Ja pochyliłem się lekko do tyłu i ugiąłem kolana. Ręce wystawiłem do przodu. Prawa trochę dalej i otwarta, natomiast lewa była na wysokości łokcia prawej, również była otwarta. Idate stał całkiem rozluźniony, nie przyjmując żadnej pozycji, natomiast Yuki ugięła tylko kolana.
-Start! – krzyknęła sensei, a Yuki wyskoczyła wysoko w powietrze.
Leciała prosto na mnie, ale ja odskoczyłem do tyłu. Zobaczyłem Idate ze swojej prawej strony, gdy się do niego odwróciłem dostałem kopniaka z podeszwy w policzek. Złapałem się  za niego podnosząc się z podłogi.
Doskoczył do mnie Idate, który zaczął atakować pięściami. Zablokowałem wszystkie jego ciosy, ale drugiego kopniaka Yuki nie zablokowałem.  Mimo drobnej postury kopniecie miała mocne. Odskoczyłem do tyłu, trzymając się za brzuch. Stałem pod ścianą, nie za bardzo mając gdzie uciec.
-Widać nie jesteś jakimś wybitnym geninem – powiedziała sensei denerwując mnie.
Wyprostowałem się i uspokoiłem się. Przyjąłem postawę, którą zaczynałem walkę.  Yuki znowu zaatakowała z powietrza. Tym razem złapałem jej nogę i szybko przekręciłem, aby zaczęła wirować w powietrzu, aż w końcu upadła.
Uchyliłem się przed pięścią Idate i sam wyprowadziłem szybki cios w brzuch, a następnie uderzyłem go lekko z kolana w szczękę. Oboje leżeli na ziemi, zbierając się powoli do wstania.
-No, w końcu coś pokazałeś – powiedziała sensei, podchodząc do nas. – Ogłaszam koniec. Jutro o 10 pod gabinetem Raikage, weźmiemy jakąś misję.
Sensei skończyła mówić po czym zniknęła w chmurce siwego dymu. Spojrzałem na moich nowych kolegów z drużyny.
-Idziesz z nami? – spytał Idate.
-Gdzie?
-Na Ramen – odparła Yuki.
-Pewnie.
Do domu wróciłem po południu. Przez ten czas lepiej poznałem się z Yuki i Idate. Dowiedziałem się, że są dobrymi przyjaciółmi oraz, że nie pochodzą z rodzin shinobi. W Akademii nie byli najlepsi, ale dawali sobie radę.
Ja im za to opowiedziałem trochę o sobie, ale nie wszystko. Zataiłem wszystko o Rei oraz o moich korzeniach. Wiedziałem, że zachowuję się nie fair wobec nich, ale nie chciałem ich wystraszyć.
Następnego dnia, obudziłem się wcześnie. Było zaledwie po 8, ale byłem już wyspany. Wstałem i udałem się do łazienki, a potem do kuchni. Zajrzałem do lodówki, która okazała się być pusta.
-Rany, nie zrobiłem wczoraj zakupów – powiedziałem do siebie. – Muszę iść zjeść na miasto.
O godzinie 9:30 byłem już pod gabinetem Raikage. Musiałem czekać, wiec usiadłem w otwartym oknie i zacząłem patrzeć jak wioska budzi się do życia.  Kilka minut przed 10, usłyszałem głosy Yuki i Idate. Szli śmiejąc się z czegoś.
-Cześć Naruto – powiedziała Yuki, a Idate kiwnął tylko głową.
-Cześć – odparłem nie odwracając się.
-Co tam widzisz takiego ciekawego?
-Chmury – odparłem krótko patrząc się w niebo.
-Od kiedy chmury są ciekawe? – spytał Idate.
-Wszystko jest ciekawsze jeśli ma się wyobraźnię. Zobacz tamta chmura wygląda jak wielki grzyb, tamta jak głowa smoka, a tamta jak mięciutka poduszka.
-Skąd wiesz, że mięciutka? – zachichotała Yuki.
-Bo w chmurach niema kamieni? – odparłem pytaniem na pytanie.
Dopiero głośne chrząkniecie przywróciło nas na ziemię. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy sensei przed drzwiami. Była ubrana tak samo jak wczoraj, na jej twarzy był szeroki uśmiech.
-Idziecie? – spytała, na co skinęliśmy głowami.
Zeskoczyłem z okna i wszedłem do gabinetu Raikage za Idate. Zamknąłem drzwi i stanąłem w szeregu. A tylko przeleciał po nas wzrokiem i spojrzał na jakąś kartkę.
-To wasza pierwsza misja, więc nie będzie trudna – powiedział, a ja cicho jęknąłem. – Dostarczycie ten zwój do jednej ze świątyń.
-Do jakiej? – spytałem.
-Świątynia 10 Demonów, jeśli to coś ci mówi.
-To jest kawał drogi stąd – powiedziałem zadziwiając wszystkich.  Co najmniej 3 tygodnie w jedną stronę.
-2 jeśli przejdziecie przez Góry Mgliste.
Moje oczy minimalnie się rozszerzyły. Odkąd opuściłem tamtą Świątynię minęły kilka lat, a teraz znowu miałem oglądać jej ruiny. Zacisnąłem pięści na wspomnienia tamtego dnia, w którym wszyscy zginęli.
-W Górach Mglistych tez jest jakaś świątynia, prawda? – spytała Yuki.
-Była, od kilku lat są tam tylko ruiny.
-Nie prawda – powiedziała sensei. – Prawda świątynia została zniszczona, ale została odbudowana i od jakiegoś roku, normalnie funkcjonuje.
-Kto ją odbudował? – wyrwałem się z pytaniem.
-Każda świątynia na naszym kontynencie wysłała kogoś, kto pomógł w odbudowie, a następnie zamieszkał w odnowionej świątyni.
-Czemu to cię tak interesuje? – spytał Idate.
-Później sobie pogadacie – przerwał nam Raikage. – Umeri masz tu zwój i szczegóły.
Gdy nasza sensei odebrała zwój i teczkę wyszliśmy z gabinetu. Opuściliśmy teren budynku i zatrzymaliśmy się na jakimś mostku. Od razu usiadłem na poręczy, po chwili Yuki i Idate zrobili to samo. Sensei stanęła przed nami i zaczęła czytać teczkę.
-Jest to misja rangi C. Prawdopodobnym zagrożeniem są tylko bandyci. Czyli nic trudnego. Tak jak było mówione będziemy iść przez góry, więc zabierzcie ciepłe ubrania. Zapas jedzeni na kilka dni i wszystko co wam się przyda. Namiot i śpiwór jest obowiązkowy.
-Kiedy ruszamy? – Idate zadał pytanie, które ciekawiło zapewne cała naszą trójkę.
-Jutro o 5 rano. Teraz możecie iść.
Sensei poszła w swoją stronę, a my w swoją. Nigdzie nam się nie spieszyło, szliśmy powoli przez wioskę rozmawiając na temat misji. Głównie były przechwałki, kto będzie sprawował się najlepiej.
-Ciekawe czemu od razu dostaliśmy misję rangi C? – powiedziała nagle Yuki.
Zacząłem się zastanawiać nad tym pytaniem, ale nic mi nie przyszło do głowy. Miała to być nasza pierwsza misja i powinna to być misja rangi D, a nie C.
-Cześć Yuki! –zatrzymaliśmy się słysząc krzyk.
Odwróciłem się w stronę głosu, za nami stała spora grupa dzieciaków.
-„Pewnie koledzy z Akademii.”
-Cześć Amaru – powiedziała Yuki.  
Dziewczyna miała krótkie ciemne włosy z fioletowymi końcówkami i brązowe oczy. Miała na sobie czarną bluzkę i dżinsowe spodenki. Ona jako jedyna podeszła się przywitać, reszta albo nie przepadała za Yuki i Idate, albo przestraszyli się mnie.
-A to kto? – spytała Amaru.
-Naruto – powiedziałem podając jej dłoń.
-Zamieszkał w wiosce kilka dni temu – wyjaśniła Yuki.
-Ja już musze iść, na razie – powiedziałem i skoczyłem na dach jakiegoś budynku.
Po kilkunastu minutach skakania i robienia różnych salt i gwiazd dotarłem do domu. Gdy wszedłem do salonu zobaczyłem Rei, która siedziała na fotelu i czytała jakiś magazyn. Gdy tylko mnie zobaczyła zamknęła gazetkę i wstała.
-Gotowy na trening? – spytała i nim odpowiedziałem zaczęła mnie ciągnąć do ogrodu.
Gdy mnie puściła, upadłem na tyłek. Wstałem masując sobie bolące miejsce.
-Masz! – krzyknęła rzucając mi drewnianą katanę. – Zaczynamy trening walki kataną.
Przyjąłem od razu postawę, którą ćwiczyłem już kilka dni. Nogi ugięte w kolanach, ciało pochylone do lekko do przodu, a miecz przed twarzą ostrzem do wroga. Oczywiście Rei musiała się przyczepić.
-Nogi za bardzo ugięte, a miecz za blisko twarzy. Przy silniejszym uderzeniu zostaniesz ranny w twarz.  Teraz postawa do ataku.
Znowu ugiąłem nogi, miecz trzymałem prawą ręką z boku, końcówką do wroga. Lewą rękę zgiąłem w łokciu i trzymałem ją przy twarzy.
-Dobrze, wyprowadź atak.
Zrobiłem dwa szybkie kroki i wykonałem szybkie pchnięcie. Następnie zrobiłem obrót ciałem i zamachnąłem się mieczem na ukos. Odskoczyłem do tyłu i od razu zrobiłem salto do przodu, wykonując cięcie z góry.
-Starczy – powiedziała Rei, mruknąłem tylko w zapytaniu. – Do perfekcji ci daleko, ale to na razie starczy. Teraz Taijutsu ze Świątyni Smoka.
Położyłem miecz na bok i przyjąłem postawę, którą zaprezentowałem na treningu z Yuki i Idate.
-Zaatakuj mnie – powiedziała stając przede mną.
Wydawałoby się to dziwne, ale nie raz już mnie tak testowała. Podbiegłem do niej i zaatakowałem prawą pięścią. Rei odchyliła się do tyłu i moja pięść przeleciała kilka centymetrów od jej nosa. Zrobiłem nad nią salto i zaatakowałem nogą z obrotu. Znowu się ugięła, unikając mojego ciosu.
Gdy się odwróciłem w jej stronę, poczułem ból klatki piersiowej i odleciałem do tyłu. Rei stała z wyprostowanymi rękoma i otwartymi dłońmi.

Wstałem i wróciliśmy do treningu.

czwartek, 26 listopada 2015

Naruto - smoczy pustelnik -8.

Rozdział 8.
------Naruto----
Bee prowadził mnie przez cała wyspę, w kierunku jej środka. Okolica nic się nie zmieniała, same dziwne drzewa bez liści i mnóstwo wielkich stworów, najróżniejszych rodzajów. Im głębiej w wyspę, tym panował gorszy półmrok. Mój przewodnik ciągle coś pisał w jakimś notatniku.
W pewnym momencie wyszliśmy na mała polanę, na której stał dom. Był jednopiętrowy, pomalowany na ciemną czerwień. Okna były zakratowane, aby nikt nie wchodził i nie wychodził przez nie. Z komina było widać dym, więc ktoś musiał w nim mieszkać. Z prawej strony domu był ogród, w którym były kwiaty we wszystkich kolorach.  Dalej były też jakieś drzewa owocowe.
-Choć to mój dom – powiedział do mnie Bee. – Mieszkam tu, gdy nie jestem na misji, albo nie jestem potrzebny w wiosce.
-Czemu mieszkasz sam na odludziu?
-Nie jestem sam, czasami jest tu moja drużyna.
-Dziwny jesteś.
-Ty też. Co taki dzieciak robi sam bez opieki w najniebezpieczniejszym miejscu w Kraju Błyskawic?
-Nie jestem sam – odparłem, a obok mnie pojawiła się Rei. –To jest Rei. Jest jakby to…
-Jestem Smokiem Światła – dodała kończąc moje zdanie.
Na sobie miała czarne spodnie z kaburą na kunaie przy prawej nodze, oraz ciemna koszulkę z napisami. Na plecach miała miecz podobny, który ma Naruto, tylko, że był biały.
-Smokiem? – spytał zdziwiony Bee.
-To jest trochę trudne do wyjaśnienia – powiedziałem drapiąc się z tyłu głowy.
-Więc to ją wyczuł Hachibi? – spytał siebie cicho, ale i tak to usłyszałem.
Nagle z za drzew wyskoczył wielki czarny goryl, który biegł na Killera. Gdy miał się na niego rzucić, jego stopa miała wylądować prosto na mnie. Gdy miałem już zostać zmiażdżony, goryl został odepchnięty. Spojrzałem na Bee, z jego pleców wyrosły dwie wielkie macki, które zaczęły z powrotem wchłaniać w jego ciało. Goryl spojrzał wściekle na Bee i odszedł, skąd przyszedł. Gdy się obejrzałem Rei już nie było.
-Daruj sobie – powiedział nagle.
-Co?
-Ja tu rządze.
-Mówisz do goryla?
-To mój kumpel, który ciągle próbuje mnie pokonać, aby stanąć na górze hierarchii.
-Dziwne.
-Na świecie jest dużo dziwnych rzeczy.
-Taa.
-Bee-sama! – za linii drzew znowu ktoś wybiegł.
Wyglądał na zwykłego chuunina wioski Chmury. Biało-czarny strój i opaska na czole. Kabura na broń przy lewej nodze, a na prawej miał pokrowiec na krótką katanę. W prawej ręce miał zwój.
-Wiadomość od Raikage-sama.
-Dziwne zaginięcia ludzi w osadach, przy granicy Kraju Błyskawic i Kraju Ognia. Misja rangi B, wymarsz wieczorem.
-Misja? – spytałem, gdy zwinął zwój i  oddał go shinobi swojej wioski, który po chwili ruszył biegiem do wioski.
-Tak. Chodź zaprowadzę cię do Brata. On zdecyduje co z tobą zrobić?
-Niby co ma ze mną zrobić? Nie należę do twojej wioski i nie mam takiego zamiaru.
- Więc lepiej zmień swoje zamiary. Jest kilka opcji. Zamknie cię za wkradnięcie się na wyspę, puści cię wolno, wywali przez okno albo nie będzie chciał cię widzieć i zrobisz co zechcesz. Jest jeszcze opcja, że zrobi z ciebie shinobi wioski.
-Która jest najbardziej prawdopodobna? –spytałem lekko przerażony.
-Albo cię wywali, albo nie będzie chciał widzieć. Choć gdy dowie się o tym kim jesteś może przyjmie cię do wioski.
-A jak się nie zgodzę?
-Pewnie wrzuci cię do paki.
-Rany, gdzie ona mnie zaprowadziła – powiedziałem cicho. – A miał być to tylko trening.
Nim się zorientowałem, schodziliśmy z wyspy na skalny brzeg. Staliśmy przed wejściem do kanionu. Był bardzo wysoki, a przejście była wąskie. W tle słyszałem jakiś wodospad. Gdy byliśmy przy wejściu do kanionu obejrzałem się za siebie.
-Gdzie ta wyspa? – powiedziałem zszokowany.
Nawet nie słyszałem plusku wody, a tak wielka wyspa zniknęła.
-Jest pod wodą. Tak naprawdę to wielki żółw, na którym jest życie.
Bee pociągnął mnie za bluzę. Ruszyłem za nim. Droga prowadziła w górę, z każdym krokiem byliśmy bliżej wyjścia na górę. Gdy tam dotarliśmy spodziewałem się ujrzeć otwarta przestrzeń pokrytą zielenią, a zamiast tego zobaczyłem pasmo gór, na których spoczywały budynki wioski.
Gdy szliśmy przez wioskę, wszyscy się za nami oglądali. Ich spojrzenia były dziwne, można powiedzieć, że traktowali nas jak powietrze.  Nito jakiegoś ciepłego spojrzenia czy uśmiechu, ani spojrzenia z pogardą.
-Czemu oni tak na nas patrzą? – spytałem rozglądając się.
-Nie lubią nowych, ani nie przepadają za jinchuuriki.
-Ja jestem nowy, a ty jesteś jinchuuriki. To, żeśmy się dobrali.
-Nie jest źle. Jest trochę osób, które zachowują się odwrotnie.
Weszliśmy do największego budynku, zrobionego praktycznie ze szkła. Gdy przeszliśmy przez drzwi zobaczyłem zwykłą recepcję, w której była jakaś kobieta. Skręciliśmy na prawo w kierunku schodów. Po paru minutach byliśmy przed drzwiami Raikage.
-Siema A! – krzyknął Bee, wpadając do gabinetu.
-Bee! Nie drzyj się tak! Nie widzisz, ze pracuję!
-Wyluzuj bracie, zobacz  lepiej kogo spotkałem – powiedziałem wskazując na mnie.
-Co to za dzieciak? Nie mam czasu na gadaninę z dziećmi.
-Spotkałem go na Żółwiej Wyspie.
-Gdzie? – spytał zainteresowany.
-Na wyspie.
-Wkradł się na nasz teren? – jego pytanie brzmiało jak stwierdzenie. – Zamknij go, pewnie to szpieg.
-Spokojnie bracie.
-Kim on jest?
-Naruto – odparłem, za co zgromił mnie wzorkiem.
-Pytał cię ktoś? – warknął Raikage.
-Nie strasz dzieciaka bracie.
Ich rozmowa zaczęła przeradzać się w kłótnie. W końcu Raikage uderzył w biurko, niszcząc je.
-Cholera Bee! Nie obchodzi mnie jakiś zwykły smarkacz, który przypałętał się skądś!
-Ale to nie jest zwykły chłopak. Jest podobny do mnie.
-Hmm? – mruknął Raikage. – W jakim sensie.
-Ma w sobie zapieczętowanego…
-Biju?
-Nie. Smoka.
-Hahaha – brat Killera zaczął się głośno śmiać. – W jakie ty bajki wierzysz? Smok?
Szczerze to miałem dość tego. Co za gbur z tego Raikage. Ciekawe czy reszta Kage jest taka sama. Czekałem ze znudzoną miną i rękami założonymi na piersi, aż skończą tą dziecinną zabawę. Na moje szczęście Raikage zaraz przestał się śmiać, gdy zobaczył poważną minę Bee.
-Jeśli mi nie wierzysz to niech Naruto ci pokaże.
Nim się spostrzegłem obok mnie pojawiła się Rei. Zwykle pokazywała się w chmurce dymu lub płomieniach. Tym razem pojawiła się w wielkim słupie ognia. Na sobie miała czerwono-brązową zbroję. Na barkach miała otwarte paszcze smoka, ich oczy zdobiły czerwone klejnoty. Na plecach miała pochwę z mieczem, który był zasłonięty przez włosy. W jej czerwonych oczach była wściekłość, a mina wyrażała powagę.
-Kim jesteś? – spytał poważnie Raikage.
-Jestem Rei, Smokiem Światła.
-Nie wyglądasz na smoka, a raczej za jakiego przebierańca.
Wokół Rei zaczęły pojawiać małe płomyki, a na jej skórze zaczęły pojawiać się łuski. Chakra zaczęła szaleć po całym gabinecie. Bee stał spokojnie, podobnie jak ja, natomiast Raikage przyjął postawę bojową. Jego ciało pokryły błyskawice, a w drzwiach pojawiło się Anbu. Nie chcąc wywołać wojny złapałem ją za bark, co ją uspokoiło.
Popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym prychnęła i zniknęła.
-Ciekawe – powiedział Raikage siadając na krześle, które o dziwo było w dobrym stanie. – Z jakiej wioski pochodzisz?
-„Co mam powiedzieć?” – spytałem sam siebie spanikowany.
Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwilę.
-Eh – westchnąłem głośno. – Konoha.
-Zawitał do nas sam syn Yondaime Hokage. Wiedziałem jesteś szpiegiem, a to była zwykła iluzja.
-Nie prawda! – krzyknąłem, a Anbu stojące za mną pojawiło się po moich bokach i złapali mnie za ramiona.
-Widocznie Konoha zeszła na psy, skoro Hokage wysyła własne dziecko na przeszpiegi.
-Dla niego jestem martwy – powiedziałem cicho.
-Co?
-Nie nazywaj go moim ojcem! Dla niego jestem martwy!
-Jakoś mnie to nie przekonuje – powiedział A.
 -Mam to gdzieś. Spadam stąd – wyrwałem się z rąk Anbu i wyszedłem przez drzwi.
Nim przekroczyłem próg poczułem ucisk na barku. Gdy się odwróciłem zobaczyłem Bee.  Pociągnął mnie z powrotem do gabinetu.
-Czego ode mnie chcecie? – spytałem próbując zachować spokój.
-Gdzie do tej pory przebywałeś? – spytał Raikage, co mnie zdziwiło.
-Przez kilka lat w Świątyni Smoka, po jej zniszczeniu tułam się po świecie.
-Świątynia smoka? – powtórzył Killer.
-To świątynia w Górach Mglistych. Została zniszczona kilka lat temu, nikt nie przeżył.
-Wszyscy zginęli oprócz mnie.
-Dobrze, pozwolę ci zostać w mojej wiosce.
-Nie potrzebuję waszej pomocy. Spotkaliśmy się przez przypadek, ponieważ szukałem miejsca na trening.
-Więc wyślę wiadomość do Konohy. Twój ojczulek pewnie się o ciebie martwi.
-Mam to gdzieś, ma nową rodzinę.
-„To nie jest taki zły pomysł” – powiedziała Rei. – „Będziesz mógł bez problemu trenować, nie martwiąc się o otoczenie.”
-„Powiedz, ze chodzi ci o to, abym w końcu gdzieś zamieszkał.”
-To jak? – spytał A, wyrywając mnie z transu.
-Zgoda.
-To dobrze, przyda nam się każdy shinobi.
-Chyba broń – mruknąłem. – Gdybyś mnie nie poznał, w ogóle byś się mną nie przejął. Widziałem jak ludzie traktują Bee, od razu ci mówię, że ja na takie traktowanie się nie zgodzę.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-Jak każdy Kage jesteś ślepy na to jak jest traktowany jinchuuriki.
Uznałem, ze powiedziałem wszystko co miałem powiedzieć i wyszedłem z gabinetu. Gdy tylko opuściłem gabinet Raikage, wskoczyłem na najwyższy budynek i położyłem się na dachu. Zaledwie parę minut później, obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna.
Miała długie blond włosy i ciepły uśmiech na twarzy. Ubrana była w czarny strój bojowy. Miała jakieś 17 lat. Na czole miała opaskę ze znakiem Wioski Chmury.
-Kim jesteś? – spytała twardym głosem. – Jeśli wkradłeś się do wioski możesz mieć problemy.
-Naruto Namikaze, nowy obywatel twojej wioski.
-Yugito. Jesteś synem Czwartego Hokage?
-Można tak powiedzieć.
-Naruto!  Wszędzie cię szukam – obok nas pojawił się Bee.
Był zmachany, a na jego ciele było widać krople potu.
-Mam ci pokazać mieszkanie.
-Cześć Bee.
-O cześć Yugito, nie zauważyłem cię. Chodź Naruto, bo musze się jeszcze przygotować na misję.
-Mogę iść z wami? – spytała Yugito, na co Bee skinął głową.
Zeskoczyliśmy z dachu i zaczęliśmy iść. Szedłem za Bee i Yugito, którzy ciągle dyskutowali na jakiś temat. Po kilkunastu minutach dotarliśmy na równy teren, gdzie było osiedle. Nie było duże, ani małe, było tu kilka rzędów takich samych domków z małymi ogrodami, odgrodzonymi wysokim płotem.
-Który jest mój? – spytałem, gdy szliśmy pomiędzy domkami.
-Ten na końcu – odparł Bee, pokazując palcem.
Domek był w kolorze niebieskim z drewnianym wykończeniem okien i drzwi, czerwone dachówki nie wyróżniały się wśród innych domków na tym osiedlu.  W oknach były wiszące doniczki z kwiatami, a do drzwi prowadziła ścieżka z kamieni.  Nacisnąłem klamkę furki i wszedłem na posesję.
-Gdy mój brat ochłonie pewnie cię wezwie, abyś podpisał papiery.
-Kiedy dostanę jakąś misję?
-Gdy popiszesz papiery będziesz mógł wykonywać misje rangi D. Czy pielenie ogródków, wyprowadzanie psów itp. – odparła Yugito z uśmiechem na twarzy.
-Serio? Rangi D – powiedziałem wchodząc do domku.
Spodziewałem się, że domek będzie w stylu „wykonać jak najtaniej”, ale zamiast tego zobaczyłem czysty, ładny i porządnie wykończony dom.  W holu przed drzwiami była mała szafeczka na buty oraz stojak na kurtki.
Ściany były ciemnozielone z miejscem na obrazy czy zdjęcia. Do salonu prowadził biały puszysty dywan. W salonie była bordowa sofa, dwa fotele w tym samym kolorze oraz stolik ze szklanym blatem. Na jednej ścianie był kominek, zapas drewna, na kominku były puste ramki zdjęć, a po jego bokach puste pułki. Na drugiej ścianie były schody na piętro, a pod nimi zabudowany schowek. Wszystkie ściany były ciemnopomarańczowe.
Na lewo od holu były drzwi do kuchni i do łazienki. Kuchnia nie wyróżniała się niczym wyjątkowym. Ciemne szafki, mikrofalówka, kuchnia, lodówka i zlew, podobnie było z łazienką, która była bardzo mała. Praktycznie nie było wolnego miejsca, ale była tak wykonana, że na wszystko było miejsce i wszystko było pod ręką.
Wszedłem na piętro.  Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kolejny ramki na zdjęcia miedzy drzwiami do sypialń. Potem klapa w suficie, prowadząca na strych. Wszedłem do pierwszej sypialni. Łóżko, szafka nocna, lampka, szafa i jedna półka, czyli standardowe wyposażenie. Ściany  pomalowane na błękit oraz duże okno na zachód. Poszedłem do drugiej, która była taka sama jak pierwsza.
-I jak podoba się? – spytała Yugito, gdy skończyłem zwiedzanie i schodziłem na dół.
-Bardzo. Bee mogę iść z tobą na misję?
-Nie – odparł stanowczo, zakładając ręce na pierś. – To jest misja rangi A i może ci się stać krzywda.
-Rany, nie raz już walczyłem z bandytami i może chcesz powiedzieć, że będę musiał iść do Akademii?
-Zgadłeś – oparł wesoło z duży uśmiechem.
Yugito zaczęła się głośno śmiać z mojego załamania. Po paru minutach Bee wyszedł mówiąc, że musi się przygotować, a Yugito poszła z nim. Zostałem sam, prawie.
-To może mały trening w ogrodzie? – obok mnie pojawiła się Rei w swoim ulubionym stroju, czyli w żółtej sukience i kapeluszu.
-Pewnie – odparłem rozweselony.

-No to może klony – stwierdziła i ruszyliśmy do ogródka.

piątek, 20 listopada 2015

Naruto - smoczy pustelnik -7.

Rozdział 7.
Noc nadeszła szybko. Po godzinie 18 było już ciemno, słońce schowało się za horyzontem, a na niebie pojawił się księżyc i miliony gwiazd. Mimo ciemności, zwierzęta uciekały spod góry, jakby wyczuwały zagrożenie.
Nagle z góry wystrzelił ognisty promień. Oświetlił cała okolicę, jeszcze bardziej płosząc zwierzęta. Stworzył dziurę w górze, z której wyszedł blondwłosy chłopiec. Jego ciuchy były podarte i zakurzone. Na ciele było widać sporo siniaków, oparł się o głaz, aby odetchnąć.
-Niech no ja dorwę ich – powiedział do siebie i zaczął schodzić z góry.
Gdy zszedł na jakąś polanę, wskoczył na pierwsze lepsze drzewo i zasnął na gałęzi. Rano obudził się zesztywniały.
-Czego można było się spodziewać po spaniu na drzewie? – spytał sam siebie zeskakując z konara.
Od razu mu się przypomniały wczorajsze wydarzenia. Wyjął z plecaka jakieś dobre ciuchy i się przebrał.
-Ja bym się na nich nie rzucała – obok chłopaka, w płomieniach pojawiła się rudowłosa dziewczyna.
Jak zwykle miała na sobie żółtą sukienkę i kapelusz.
-Czemu?
-Bo to nie twój poziom. Jednym ruchem wysadził jaskinię…
-A ja jednym ruchem się z niej wydostałem.
-Ich jest dwóch.
-Nas też.
-Ale ty jesteś uparty.
-I nawzajem.
-Nienawidzę cię – powiedziała z nerwami. – Jak ty mnie lubisz przedrzeźniać.
-A ty może tego nie lubisz?
-Lubię – powiedziała odwracając się do niego plecami.
-Ciekawe kim w ogóle oni byli?
-Obstawiam, że są z jakiejś niebezpiecznej organizacji.
-Dobra, czas ruszać – powiedział chłopak i założył plecak i płaszcz.
Blondyn zaczął iść drogą, a Rei ruszyła za nim. Do celu dotarł nad ranem, gdy ludzie zaczęli wychodzić na dwór, aby załatwić swoje sprawy. Nie była do duża wioska, miała może ze 100 mieszkańców. Z tego co zauważył chłopak, wioska utrzymywała się z handlu i rolnictwa. Gdy tylko zauważył szyld jakiegoś hotelu, od razu tam ruszył. Rei zniknęła od razu zniknęła, gdy weszli do wioski.
W recepcji zobaczył młodą kobietę. Siedziała za ladą i czytała gazetę. Miała długie brązowe włosy, zielone oczy i piegi na twarzy.
-Dzień dobry, witam w naszym hotelu. Czym mogę służyć.
-Poproszę jednoosobowy pokój. – odparł chłopiec.
-Pierwsze piętro, drugie drzwi na prawo.
Blondyn odebrał klucz i ruszył we wskazane miejsce. Jego lokum składało się z sypialni, łazienki i małej garderoby. Wszystko ładnie urządzone i pomalowane. Naruto od razu rzucił się na łóżko.
-A ja gdzie śpię? – obok niego usiadła Rei.
-Tam gdzie spałaś do tej pory.
-Ej to jest nie fair. W twoim ciele jest nudno i ponuro.
-I co ja mam na to poradzić?
-Rozpogodź się, mógłbyś się od czasu do czasu uśmiechnąć, ale nie tak jak zwykle, tylko tak szczerze.
-Nie mam ku temu powodów, a teraz wybacz, ale chcę iść spać.
Rei burknęła jeszcze coś pod nosem i zniknęła w płomieniach.
----Naruto----
Obudziłem się popołudniu, a raczej zostałem obudzony przez dzwony. Gdy wyjrzałem przez okno zobaczyłem jak wioska jest udekorowana, a wszyscy mieszkańcy stoją wzdłuż głównej ulicy i na coś czekają.
-Cholera, ten ślub jest dzisiaj.
Zeskoczyłem z łóżka i chwyciłem za swój ekwipunek. Nagle całą wioską za trzęsło, ja przewróciłem się na podłogę, a szyby w oknach zostały wybite przez silną falę uderzeniową. Huk wybuchu, był tak głośny, że myślałem, że ogłuchłem.
Gdy tylko się pozbierałem wyskoczyłem przez okno na jakiś dach budynku. Rozejrzałem się po okolicy. Dym unosił się w miejscu, gdzie chyba byś ten ślub. Ruszyłem biegiem w tamtym kierunku.
Cała okolica była zniszczona, budynki były bardzo mocno naruszone, większość nadawała się tylko do rozbiórki. W jednym miejscu był krater o średnicy jakiś 5 metrów. Ludzie uciekali w popłochu, wszyscy patrzyli się na niebo. Spojrzałem w kierunku, którym patrzyli wszyscy. Na niebie był dziwny, wielki biały ptak, który zaczął się zniżać.
-Widzisz Tobi! To jest prawdziwa sztuka!
-E pajacu! – krzyknąłem do niego.
Obaj się odwrócili. Lekko ich zaskoczyłem swoją obecnością.
-Deidara-sempai, on przeżył!  -wydarł się ten zamaskowany.
-Widzę Tobi. Idź szukaj tego gościa, a ja się nim zajmę. Nie potrzebujemy rozgłosu.
-Tak jest! – Tobi zasalutował i zniknął wciągnięty przez jakiś wir.
-Kim jesteście!?
-Akatsuki, chodź to nic ci nie mówi. A ty? Chce wiedzieć jak się nazywa dzieciak, który przeżył moją technikę.
-Naruto Namikaze.
-OO. Syn Czwartego Hokage? Cały świat myśli, ze nie żyjesz.
-Mam to gdzieś, a Yondaime nie jest moim ojcem.
-Jak to? Widziałem kiedyś Yondaime i…
-Katon: Ognisty Smok.
W jego kierunku wystrzeliła ognista paszcza smoka, ale odleciał na tym ptaku, unikając jutsu.
-Jesteś strasznie narwany. Nigdy nie widziałem Czwartego, aby się wściekał tak jak ty teraz.
-Zamknij się! Katon: Ogniste Pociski.
Z kilkunastu pocisków tylko jeden trafił tego ptaka w skrzydło. Ten twór zaczął spadać, a członek Akatsuki zeskoczył na dach.  Zamiast zaatakować, włożył ręce do kieszeni, ale po chwili je wyjął.  Zamachnął się rękami, a z jego dłoni wystrzeliło mnóstwo małych, białych ptaszków.
Nie wiedząc co to jest odskoczyłem na bok, ale jego twory poskręcały w moją stronę, a gdy były blisko zaczęły eksplodować. Wybuchy odrzuciły mnie do tyłu i wylądowałem na plecach.
Podniosłem się opierając dłońmi o dach. Nagle z dachu wystrzeliły dwa dziwne robale, które oplotły się wokół mnie.
-Co to ma być? – powiedziałem wyrywając się.
-Twój koniec – odparł Deidara. – Katsu.
-------Narracja trzecio osobowa-----
Nastąpiła silna eksplozja, która zasłoniła Deidarze widok. Gdy kurz i dym został rozwiany, członek Brzasku zamiast zobaczyć martwego ciała Naruto, zobaczył go całego i żywego. Jego lewa ręka zwisała wzdłuż ciała, które ledwo trzymało się na nogach. Drugą ręką podpierał się o kolano.
-Tylko na tyle cię stać? – spytał chłopak i powoli zdjął przedmiot owinięty w materiał z pleców.
Na chwilę zamknął oczy, po czym je otworzył i zdjął materiał. W jego rękach był czarny miecz, jego rękojeść pokrył Złoty ogień.
-Jego ręce pokrył ogień – powiedział do siebie Deidara.
Naruto ruszył z dużą prędkością na przeciwnika. W miejscu gdzie, stał dachówki zostały zniszczone. Gdy był przy członku Brzasku, wykonał cięcie od dołu po skosie, ale rozciął Deidarze tylko ubranie.
-Ty smarku! – warknął starszy blondyn.
Z jego rąk zaczęła wydostawać się biała glina, która skupiała się przed nim.  Zaczęła przypominać różne zwierzęta. Niedźwiedzia, tygrysa i sokoła, które rzuciły się na niebieskookiego.
-Katon: Ryk Smoka!
Wielki promień ognia spalił zwierzęta z gliny oraz kilka budynków za nimi. Deidara był pod wrażeniem techniki Naruto, który ledwo już stał na nogach.
-Kończy mi się chakra – powiedział do siebie syn Yondaime.
-Deidara-sempai! Deidara-sempai!
Z ulicy obok budynków, na których walczyli blondyni, pojawił się Tobi. Trzymał jakiegoś faceta w garniturze, który był nieprzytomny.
-Masz go Tobi? – spytał Deidara. – Chociaż raz zrobiłeś cos dobrze. Znikamy.
-A co z tym chłopakiem?
-Nie ma chakry, wiec nam nie zagrozi.
-A co jeśli komuś powie?
-Teraz to już nie ważne.
Blondyn z Akatsuki stworzył wielkiego glinianego ptaka, na którego wskoczyli.
Naruto złożył jeszcze jakieś pieczęcie, ale kula ognia nie przeleciała nawet połowy drogi do tworu Deidary i zniknęła. Naruto opadł na kolana podpierając się mieczem.
-„Naruto lepiej stąd idź. Jeszcze ktoś cię zobaczy i oskarży, że to twoja wina.”
-Jestem słaby – powiedział Naruto podnosząc się.
-„Nie prawda…”
-„Nie mów, że jest inaczej.”
-„Jesteś jeszcze młody i masz mało doświadczenia.”
-„Nie mogłem go nawet zranić.”
-„On ciebie też…”
-„Gdyby nie to, że mam twardą skórę, bym już nie żył.”
 -„Więc musimy wziąć się za trening. Do tej pory trenowałeś bardziej ogólnikowo, teraz skupimy się na wszystkim po kolei.”
Chłopak zeskoczył z dachu i schował miecz. Wszyscy byli jeszcze ukryci, wiec nikt nie widział blondyna. Naruto wszedł przez okno do swojego pokoju w hotelu i usiadł na łóżku.
-Przeze mnie zginał ten mężczyzna – powiedział do siebie, kładąc się na plecach.
-Nie mogłeś tego przewidzieć – obok niego na łóżku pojawiła się Rei.
-Ale mogłem coś zrobić.
-Co? Masz dwanaście lat i znasz kilka lepszych jutsu z Katonu. Normalnie we wiosce byłbyś geninem, wykonując misje rangi D, a ty już walczyłeś z kryminalistą, który mógł się bez zawahania zabić.
-Jeśli próbujesz mnie pocieszyć to dobrze ci idzie.
-Znamy się nie od dziś. Poza tym śmierć to coś czego nie przewidzisz, ani nie pokonasz. Kiedyś przyjdzie po każdego.
-Po ciebie też? – gdy chłopak zadał pytanie, rudowłosa ucichła i zamyśliła się.
-Pewnie tak – powiedziała po chwili. – Kiedyś umrę, zabita albo naturalnie. Gdybym nie używała techniki do pieczętowania się, już dawno był nie żyła, a na świecie panował by chaos, który spowodowałby Dragor.
-Mówiłaś cos o treningu. Co miałaś na myśli?
-Na początek wzmocnienie ciała, przez co wzmocnisz swoją chakrę. Potem Nauczę cię kilku, jak nie kilkunastu stylów walki wręcz oraz kataną, potem szybka lekcja genjutsu, ale tylko jak je zdejmować i jak je rozpoznawać i na koniec ninjutsu. Czyli jakieś 4 do 5 lat treningu.
-ILU?!
-4 do 5 lat – powtórzyła akcentując każde słowo. – Chyba, że nauczysz się cienistych klonów, wtedy skrócimy czas do 3 lat.
-Cienistych klonów?
-To lepsza wersja zwykłych klonów. Jest wprawdzie zakazana, ale to dlatego, że zużywa dużo chakry. Jeśli podniesiemy twój poziom energii to nic ci się nie stanie.
-Gdzie będziemy trenować.
-Na odludziu, w ukryciu, w cieniu.
-Czemu tak dziwnie gadasz?
-Pora, abyś nauczył się jednej z najważniejszych zasad shinobi.
-Co masz na myśli – powiedział zaskoczony.
-To, ze musisz nauczyć się pozostawać w cieniu, nie możesz dać się wykryć.
-Nic z tego nie rozumiem. O co ci chodzi?
-Musisz nauczyć się zabijać po cichu, aby nikt cię nie zobaczył.
-Jak mam się tego nauczyć?
-Z czasem, musisz wykorzystywać okazję, która ci się nadarzy, aby zdobyć doświadczenie.
-Wyruszajmy – powiedział chłopak.
Podróż trwała dużo czasu. Naruto prowadzony przez Rei, trafił do portu w Kraju Błyskawic. Skąd popłynął statkiem, w nieznany sobie kierunek.
Po upływie dwóch dni, w nocy statek, na którym płynął napotkał silny sztorm. Rzucało nimi na wszystkie strony. Fale były wysokie nawet na kilkanaście metrów, co chwilę z nieba walił piorun, który oświetlał okolicę.
-„Naruto, musimy uciekać  tej łajby” – powiedziała Rei, do próbującego utrzymać równowagę Naruto.
-„Ja…jak?”
-„I tak byśmy musieli zmienić nasz kierunek, ponieważ miejsce do którego zmierzamy się porusza.”
-„Jak to się porusza?”
-„Później ci wyjaśnię, idź po swoje rzeczy.”
-„Jeśli wyskoczę za burtę, marnie skończę.”
-„Jeśli zostaniesz na łódce, nie dostaniemy się na miejsce treningu.”
Naruto zaczął się zastanawiać. Spojrzał na morze i poszedł do swojej kajuty. Założył miecz i chwycił plecak. Stanął na barierce z tyłu statku się zamyślił.
-Raz się żyje – powiedział i skoczył do wody.
Płynął jak najdalej od sztormu, starając się nie utonąć.  Gdy fale się uspokoiły, zaczął biec po wodzie, wspomagając się chakrą.
-Jak daleko to jest?
-Nie daleko – odpowiedziała Rei, pojawiając się przed nim. – Czuje wyraźnie jego energię.
-Jego? Znaczy się kogo?
Nim rudowłosa odpowiedziała spod wody wystrzeliło coś wielkiego. Fala zmyła Naruto pod wodę, rozdzielając go od Rei. Gdy wypłynął zobaczył wielką wyspę, pokrytą czymś, co przypominało wielkie kolce. Blondyn dopłynął do niej i wszedł na nią.
-Rei! – krzyknął, ale odpowiedziało mu tylko echo. – Pięknie, zgubiłem się.
Zaczął iść po wyspie rozglądając się za dziewczyną. Zamiast niej widział wielkie stwory.
-Co to jest? – spytał cicho sam siebie, chowając się za jednym z kolców.
-To jest Żółwia Wyspa – usłyszał męski głos za sobą. – A ciebie nie kojarzę i raczej nie powinno cię tu być.
Gdy się odwrócił zobaczył opalonego mężczyznę, w okularach przeciwsłonecznych. Granatowych spodniach i białym bezrękawniku. Miał biały ochraniacz ze znakiem Wioski Chmury, a na plecach sporo mieczy.
-Szukałem miejsca do treningu i przez przypadek znalazłem tą wyspę – powiedział Naruto, drapiąc się z tyłu głowy. – „Cholera, Rei gdzie jesteś?”
-Rozumiem. Jestem Killer Bee – powiedział krzycząc swoje imię.
-Jestem Naruto.
-Dawaj przybij żółwika – krzyknął wystawiając pięść do Naruto.
-„Już jestem” – usłyszał Naruto w swojej głowie.
Chłopak nie wiedząc co zrobić przybił żółwika. Twarz Bee jakby zastygła w bezruchu.
-Widzę, że jesteś nietypowym dzieciakiem – powiedział dość poważnie Bee. –Co tam masz w sobie? – spytał stukając palcem brzuch niebieskookiego.
-Nic.
-Jestem numerem 8 i wyczuwam innych jinchuuriki.
-Nie jestem jinchuuriki.
-Może o tym nie wiesz. Chodź mój brat musi cię poznać.
-Brat?
-Tak, tylko uważaj jest strasznie nerwowy.
Bee zaczął prowadzić Naruto w centrum wyspy. Wszystkie zwierzęta kłaniały się przed Kilerem.

-„Wyczuł mnie, obawiam się, że będziesz musiał powiedzieć prawdę.”