czwartek, 19 maja 2016

Naruto - smoczy pustelnik -28.

Przepraszam, że tak długo to trwało, ale poprostu nie mam czasu i trochę weny, ale o blogu nie zapomnę, do póki go nie skończę, o to nie musiscie się martwić.

 Rozdział 28.
-----Naruto----
Na dzień przed rozpoczęciem Egzaminu na Chunina do Konohy przybyli już chyba wszyscy. Zauważyłem  geninów z dwóch wielkich wiosek Shinobi oraz z kilku mniejszych. Ukryta Wioska Piasku i Ukryta Wioska w Chmurach to jedyne wioski Wielkich Nacji, które wysłały po jednej drużynie na Egzamin. Oprócz tego przybyła drużyna z Wioski Wodospadów, dwie drużyny z Wioski Dźwięku, drużyna z Wioski Trawy i dwie drużyny z Wioski Deszczu.
Dla mieszkańców  była to idealna by, spotkać nowe osoby. Wszyscy postarali się, aby Wioska była przygotowana na gości. Hotele i bary pękały w szwach, ponieważ do wioski przybyło również wielu kupców i kibiców.
Przez ten czasu odkąd przybyłem do wioski, trenowałem w pokoju hotelowym. Fuinjutsu nie wymaga na tyle  miejsce, że wystarczy trochę przesunąć meble.
Około południa wyszedłem z hotelu, aby się przejść. Pierwsze miejsce, jakie chciałem odwiedzić to grób mamy. Ostatni raz byłem tu chyba przed moją ucieczką. Gdy tylko zszedłem z głównej ulicy i wszedłem w boczne, cały tłok zniknął. Zamiast mnóstwa ludzi i palącego słońca pojawiła się pustka i mrok, przez wysokie budynki.
Idąc tak zauważyłem dwóch mężczyzn śpiących przy koszu na śmieci.  Mieli na sobie tylko spodnie, ich włosy sterczały we wszystkie strony. Jeden z nich miał tatuaż na ramieniu w kształcie czaszki. 
Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, że są  po prostu pijani, ale gdy przechodziłem obok nich jeden z nich złapał mnie za nogę. Drugi szybko się zerwał i przystawił mi stary zardzewiały nóż do gardła.
-Dawaj kasę, albo poderżnę ci gardło!- wydarł się ten, który trzymał nóż.
Ten co trzymał moją nogę, puścił mnie i stanął tuż przede mną. Patrzył mi się prosto w oczy.
-Puśćcie mnie albo połamie wam ręce – powiedziałem spokojnie, a oni zaczęli rechotać.
Nic sobie z tego nie zrobili, jedynie nóż był bliżej mojej krtani. Pochyliłem głowę lekko do przodu i z całej siły odchyliłem ją do tyłu, uderzając tyłem głowy w nos nożownika. Przez całą uliczkę przeleciał jego wrzask. Mężczyzna złapał się za krwawiący nos i upadł na ziemię.
Odwróciłem się do drugiego, który wyprowadzał cios w moją twarz. Złapałem jego pięść i drugą ręką uderzyłem w jego łokieć łamiąc go. Potem złapałem drugą rękę, przekręciłem się i za pomocą dźwigni złamałem drugi łokieć. Jego wrzaski przemieniły się w chlipanie, a z oczu leciały mu łzy. Podszedłem do tego, który trzymał nóż.
Cofał się do tyłu do póki na swojej drodze nie napotkał ściany. Podniosłem z ziemi nóż, który trzymał i kucnąłem tuż przed nim.
-I co? Warto było? – spytałem uśmiechając się.
-Po...po…potwór – wyszeptał z przerażeniem na twarzy.
-Masz rację. Jestem potworem – powiedziałem i wbiłem nóż w jego prawe udo.
Krew chlusnęła mi na dłoń i ziemię. Od razu złapał się za nogę, próbując zatamować krwawienie.
Wstałem i ruszyłem w dalszym kierunku ignorując ich wrzaski i błagania. Wyszedłem z uliczki i stanąłem dopiero przed furtką. Cały cmentarz był ogrodzony niskim metalowym płotkiem. Nacisnąłem na klamkę furtki, a ta z okropnym piskiem otworzyła się.
Idąc między nagrobkami, czytałem ich treść. Duża część zmarłych to byli ludzie młodzi poniżej 35 lat. Na każdym z nich był jakiś napis uwieczniający ich życie. Po kilkunastu minutach marszu znalazłem, to co szukałem. Grób mojej mamy, nie wyróżniał się niczym od reszty, co było trochę dziwne, w końcu była żoną Hokage.
Klęknąłem i zebrałem ręką liście leżące na grobie. Przejechałem dłonią po napisach, czytając je cicho. Nagle poczułem jak cos mokrego płynie po moich policzkach. Dotknąłem tego opuszkami palców. Dopiero się zorientowałem, że płaczę. Starłem łzy i ponownie dotknąłem pomnika.
Straciłem rachubę czasu. Siedziałem tak do popołudnia. Jeszcze nigdy z moich oczu nie wypłynęło tyle łez. Gdy się w końcu wypłakałem, zebrałem się i opuściłem cmentarz. Postanowiłem tym razem iść dłuższą trasą, aby ominąć te boczne uliczki.
Idąc przez wioskę znalazłem się pod Akademią. Stanąłem na chwilę i patrzyłem się na znak Konohy nad drzwiami budynku. Już jutro miał się tu zacząć Egzamin na Chunina, który w ogóle mnie nie obchodził. Zgodziłem się tylko tu przyjść, bo Rei chciała zwiedzić wioskę.
Ruszyłem dalej. Ręce schowałem w kieszenie bluzy, a głowę spuściłem w dół. Skręciłem w jedną uliczkę, z wysokim płotem i zauważyłem, że jest tu kilka osób. Podszedłem na jakieś 30 metrów i nadal mnie nie zauważyli.
-Suzuko? – powiedziałem cicho rozpoznając swoją siostrę.
Była to moja siostry i ta różowowłosa dziewczyna, jakieś dzieciaki, chowający się za nimi i dwójka geninów z drużyny Piasku, którą spotkałem w lesie. Ten cały Kankuro trzymał za ubrania jakiegoś dzieciaka w dziwnym hełmie i długim niebieskim szaliku.
Spojrzałem na drzewo, które było obok. Na jednej gałęzi siedział ten Uchiha. Patrzył spojrzeniem pełnym pogardy na Kankuro. Na gałęzi nad Sasuke stał Gara z założonymi rękoma na piersi. Chował się przed wszystkimi za konarem.  
Sasuke zeskoczył na ziemię, stając przed dziewczynami ze swojej drużyny. Sprawdziłem czy maska i chustka dobrze się trzymają i ruszyłem dalej. Gdy byłem jakieś 10 metrów od nich dziewczyna z Piasku zauważyła mnie, po chwili wszyscy zwrócili na mnie uwagę.
-Kolejny, który szuka zaczepki? – parsknął Sasuke.
-Nie szukam kłopotów – odparłem i minąłem Team 7.
-Ty… - zaczął Gara.
-Gara… - powiedzieli jednocześnie Genini z Suny.
Wszyscy byli zaskoczeni jego obecnością. Kankuro puścił dzieciaka, który schował się za drużyną 7. Gara zeskoczył z drzewa przed swoje rodzeństwo. Wyprostował rękę i wskazał palcem na mnie.
-Jak się nazywasz?
Było widać w jego oczach, że się niecierpliwi, a ja specjalnie przeciągałem odpowiedź.
-Mów chce wiedzieć kogo zabije! – krzyknął zaciskając dłoń w pięść.
Nagle wokół mnie owinął się piasek, zakrył całe moje ciało oprócz głowy. Zacisnął się strasznie mocno, ledwo mogłem kiwnąć palcem.
Już miałem użyć chakry, gdy pojawił się Baki i chwycił Gare za dłoń.
-Przestań – ostry ton jonina zmusił Gare do uwolnienia mnie.
Piasek zaczął opadać. Jednak, gdy opleciona była moja lewa noga, chłopak wyrwał się Bakiemu i ponownie oplótł mnie piaskiem. Miałem tego dość, jednym ruchem rozwiałem kokon i doskoczyłem do niego.
Stałem tuz przy nim, moja twarz znajdowała się przy jego uchu.  Lewą ręką wyciągnąłem kunaia z rękawa i przystawiłem mu do szyi.
-Jeśli chcesz walczyć spotkajmy się na Egzaminie – wyszeptałem i odsunąłem się. – Jeśli jeszcze raz mnie tak zaatakujesz… - przerwałem, aby spojrzeć mu prosto w oczy – zginiesz – skończyłem grobowym głosem i minąłem go.
Doszedłem do końca uliczki i skręciłem w stronę hotelu, aby odpocząć przed częścią teoretyczną.

Następnego dnia punktualnie o 8, wszyscy byli zebrani przed wejściem do Akademii. Wszyscy dyskutowali z kolegami ze swoich drużyn, na temat Egzaminu. Gdy drzwi się otworzyły, spojrzałem na nie lekko zdziwiony, gdyż nikt nie wychodził z budynku.
Po krótkiej chwili zaczęli wchodzić do Akademii, więc również ruszyłem. Szedłem powoli na samym końcu. Już na samym początku, miałem dziwne uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Gdy wszedłem na piętro, przed drzwiami jednej z klas zobaczyłem dwóch chuninów oraz część dzieciaków, które próbowały wejść do tej klasy.
-Nie wejdziecie tutaj – powiedział jeden z chuninów.
W jego głosie było słychać rozbawienie. Drugi z strażników drzwi, chichotał zasłaniając się ręka.
-O co tu chodzi? – spytałem poważnym tonem, patrząc na nich z byka.
-Pilnujemy wejścia, aby jakieś słabiaki przez przypadek nie dostały się na Egzamin na Chunina – powiedział ten co chichotał podkreślając ostatnie słowo.
-Aha – odparłem krótko i ruszyłem w kierunku schodów na górę.
 Gdy byłem na pierwszym schodku z za pleców doszły mnie liczne szepty. Wszedłem na drugie piętro i podszedłem do klasy, w której miał odbyć się Egzamin. Pod klasą, było kilka drużyn, które widać zorientowały się w Genjutsu.
Stanąłem przy oknie opierając się o ścianę. Głowę spuściłem w dół, a ręce założyłem na piersi. Lewą stopą podpierałem się o ścianę. Gdy tak stałem przede mną przeszedł Team 7 z Konohy. Na twarzy Suzuko był uśmiech, ale głęboko w jej oczach było widać smutek. Przez chwile nasze spojrzenia się spotkały. Wtedy się upewniłem, że jest smutna.
Drzwi klasy otworzyły się z hukiem, a w futrynie stał wysoki facet w czarnym płaszczu i czarnej chustce na głowie. W lewej ręce miał jakąś kartkę. Na korytarzu zapanowała cisza, każdy patrzył się na niego.
-Ustawić się w kolejce! – ryknął na cały głos.
Każdy zrobił tak jak kazał. Ja stałem na samym końcu kolejki, wychyliłem się lekko, aby zobaczyć co się dzieję. Koleś po prostu przydzielał miejsca. Gdy wszyscy już weszli i zostałem tylko ja, zablokował mi przejście ręką.
-To ty jesteś ze Świątyni Smoka. Pamiętaj, jesteś wyjątkiem, a my nie lubimy wyjątków – powiedział cicho, poważnym tonem.
-Już się o tym dowiedziałem – odparłem tak samo jak on.
-Siadaj! – krzyknął.
Gdy wszedłem drzwi zamknęły się z hukiem. Usiadłem na wolnym miejscu i czekałem. Rozejrzałem się po bokach. Z lewej miałem tą Sakure z drużyny Suzuko. Z prawej siedział jakiś dzieciak z Chmury, miał krótkie siwe włosy stojące w górę. Sali panował gwar, każdy szeptał coś do kogoś.
-Cisza!  - krzyknął facet w czerni. – Jestem Ibiki Morino i jestem pierwszym Egzaminatorem. Pierwsza część polega na napisaniu testu – po Sali rozeszło się kilka jęków niezadowolenia. – Od wyniku będzie zależało, czy przejdziecie dalej. Sciąganie jest zabronione, a pilnować was będą oni – wskazał na kilku shinobi wioski siedzących z boku pod ścianą.
Ibiki przeszedł po Sali i rozdał każdemu test. Przejrzałem go szybko. Było 9 zadań i każde wymagało sporej wiedzy.
-Na test macie godzinę, jak pewnie zauważyliście na kartce jest 9 pytań. 10 zadanie dostaniecie za dokładnie 50 minut. Start!
Każdy od razu zabrał się za czytanie pierwszego zadania. Ja na razie tylko obserwowałem.
-„Pomóc ci?” – spytała nagle Rei.
-„Nie trzeba, muszę rozgryźć o co chodzi w tym teście.”
Po 10 minutach część dzieciaków zaczęła próbować ściągać, a shinobi pod ścianą coś zapisywali.
-Numer 11 – powiedział jeden z nich. – Ty i twoja drużyna oblewacie.
Drużyna z Wodospadu wstała i wyszła z Sali. Byli przygnębieni, a dwójka z nich w dodatku wściekła na ich kolegę z drużyny.
-„Ściąganie” – przeleciało mi przez głowę.
Chodziło właśnie o sciąganie. Test to przykrywka, aby sprawdzić, kto potrafi zdobyć informacje, nie dając się przy tym złapać.
-„Ale chodzi o ściąganie, to ktoś musi znać odpowiedzi?”
Zacząłem się rozglądać za osobami, które pewnie piszą test. Po kilku minutach znalazłem takich kilku, jeden z nich siedział tuż za mną. Pozostało mi tylko jakoś podmienić nasze testy. Zacząłem myśleć nad jakąś zadymą. Lewą ręką sięgnąłem do kieszeni spodni, miałem tam dwie bomby dymne. Zostało tylko czekać na okazję.
-Numer 5! – krzyknął nagle ninja Konohy. – Ty i twoja drużyna wypad!
Genin z Dźwięku wstał, a zaraz po nim jego drużyna. Postanowiłem to wykorzystać i rzuciłem pod ławkami bomby. Dym od razu wypełnił całą salę. Oprócz kaszlu dało się słyszeć szuranie krzesłami i otwieranie okna. Ja w ciągu sekundy podmieniłem kartki. Cała akcja trwała kilkanaście sekund.
-Kto to zrobił!? – wydarł się Morino, ale nikt nie odpowiedział.
Drużyna z Dźwięku opuściła salę, a shinobi spod ściany nic nie zaobserwowali. Uśmiechnąłem się pod maską i wróciłem do siedzenia. Obejrzałem kartkę, było na niej wykonane 7 zadań. Byłem pewny, że tyle mi wystarczy. Chłopak, któremu mu ją zwinąłem nic nie powiedział, więc powinno być dobrze.
-Odłożyć długopisy! – krzyknął, gdy zostało 15 minut do końca. – Za 5 minut podam ostatnie pytanie. Macie dwie możliwości, albo się teraz poddajecie – na Sali zaczęły się szepty – albo zostajecie. Jeśli zostaniecie i nie odpowiecie, albo źle odpowiecie, już nigdy nie będziecie mogli zostać Chuninami.
-Co?
-Jak to?
Było widać, że wszyscy są zdenerwowani, a napięcie ciągle rosło. Koniec był taki, że na Sali zostało 8 drużyn i ja. Najwięcej było z Konohy, bo aż 4 drużyny. Jedna drużyna z Suny, Chmury, Trawy i Deszczu. Łącznie było 25 osób.
-Czy to już wszyscy?! – zapytał Ibiki, gdy zapanował już spokój. – Skoro tak to zdaliście!
-Jak to? – spytała Sakura, siedząca tuż obok mnie.
-Test miał sprawdzić, czy potraficie zdobyć informacje oraz co zrobicie pod wpływem presji. Jeden z was użył nietypowego sposobu do zdobycia informacji, ale udało mu się nie został zauważony, więc misja udała by się.
-Czyli przeszliśmy do następnego etapu? – spytał jakiś chłopak w siwej kurtce z kapturem na głowie i psem na niej.
-Ta… - odpowiedź przerwało nagłe wtargniecie kogoś przez okno.
Morino został zasłonięty przez dużą płachtę czerwonego materiału przyczepioną do czterech kunai, który wbiły się w cztery miejsca. Przed materiałem stałą jakaś kobieta. Miała dłuższe ciemne włosy, beżowy płaszcz, pod nim siateczkową bluzkę i spodnie. W ustach miała wykałaczkę.
-Jestem Anko i będę waszym drugim Egzaminatorem! – krzyknęła z entuzjazmem.
Po dość dziwnym powitaniu przez Egzaminatorkę i wyjaśnieniu nam wszystkiego mogliśmy opuścić Akademię. Genini z każdej wioski poszli w swoje strony. Ja udałem się do baru naprzeciwko hotelu, w którym się zatrzymałem.
Było dopiero południe, więc udałem na Góry Kage. Usiadłem na włosach Pierwszego i patrzyłem się na wioskę. Po kilku minutach obok mnie pojawiła się Rei.
-Co tam? – spytałem kładąc się na plecy.
Swoją uwagę skupiłem na różnych kształtach chmur.
-Jak było na Egzaminie? – spytała Rei siadając obok mnie.
-Może być. A ty co robiłaś?
-Zwiedzałam wioskę, byłam na zakupach, poznałam kilku ludzi i…
-Dzień pełen wrażeń – przerwałem jej nim się rozkręciła.
-Tak – odparła uśmiechając się szeroko. – A ty jak się czujesz po zobaczeniu siostry?
Lekko się zdziwiłem takim pytaniem. W duszy lekko posmutniałem. Byłem tak bardzo blisko siostry, a nie mogłem z nią porozmawiać.
-Przecież wiesz, ze z nią nie gadałem – burknąłem cicho.
-Nie rozumiem. Ze wszystkich spotkanych Uzumakich ty jesteś najbardziej uparty.
-Jeśli chcesz mi prawić morały to lepiej skończ.
-Oj dobra! – powiedziała wesołym głosem. – To jak będzie wyglądać drugi etap.
Westchnąłem głośno i zacząłem opowiadać.
-Jako, że jest mało drużyn, to w ostatniej chwili zmieniono zasady. Przed wstąpieniem do Lasu Śmierci dostaniemy jakieś kule. Będą nastawione na jakiś czas, w tym czasie mamy dotrzeć do wierzy. Po drodze będziemy spotykać shinobi Liścia, dziwne zmutowane zwierzęta i samych uczestników Egzaminu.
-Więc kogo masz zamiar wyeliminować?
-Nikogo.
-Jak to? – spytała zdziwiona.
-Nie mam zamiaru pokazywać swojej siły przed Finałem.
-A jeśli będziesz musiał?
-Zrobię tak, abym nie musiał.
Potem rozmowa zeszła na głupie błahostki. Nim się zorientowałem była noc. Cała Konoha była teraz oświetlona przez setki lamp ulicznych. W takiej scenerii wioska byłą w pewien sposób urocza. Większość ulic była przyozdobiona lampionami, które idealnie komponowały się z Konohą w nocy.
-Chyba czas wracać do hotelu – powiedziałem i wstaliśmy
Wróciliśmy do hotelu. Rei od razu wróciła do mojego ciała, a ja poszedłem do łazienki wykąpać się. Poszedłem spać, wcześniej nastawiając budzik.
Następnego dnia równo o 9 rano, byłem przy bramie głównej. Ubrany w ciemne, nie rzucające się w oczy ubranie. Maską i chustką na głowie stałem oparty o mur w cieniu. Razem ze mną, byli tu wszyscy genini.
Stali w trzyosobowych grupach, rozmawiając ze sobą. Pewnie omawiali taktyki walki i tak dalej. W całej tej grupie było kilka wyróżniających się osób. Był jakiś chłopak z Wioski Dźwięku w puchaty płaszczu i metalową rękawicą. Dziewczyna z Wioski Trawy o zielonych włosach. Była bardzo żywa i wesoła, a jej kompani byli chyba jej przeciwieństwami.
Jednym z takich wyjątków była moja siostra Suzuko. Stała oparta o mur po drugiej stronie bramy. Jej twarz wyrażała smutek. Na jej plecach zauważyłem katanę, a je nadgarstki były owinięte bandażami.
-„Jeśli trenuje kataną, to może być ciekawie” – pomyślałem przypominając sobie swoje treningi taką bronią.

Gdy pojawiła się egzaminatorka, sprawdziłem szybko swoje uzbrojenie i poprawiłem kartkę z zapieczętowanym mieczem na nadgarstku.

środa, 4 maja 2016

Naruto - smoczy pustelnik -27.

  Rozdział 27.
Gdzieś pod ziemią w tajnej kryjówce było duże pomieszczenie. Oświetlone było tylko kilkoma świecami, a po środku stał wielki pojemnik. W środku był mały chłopiec, który był zanurzony w jakiejś cieczy. Do ust miał włożoną rurkę, przez która oddychał, a w jego ciało były powbijane liczne szpilki, które również były podłączone do jakiś cienkich przewodów. Do tego pojemnika były podłączone liczne przewody, które walały się po ziemi.
Nagle otworzyły się drzwi, a światło z korytarza padło na nieprzytomnego chłopca. W futrynie pojawił czarnowłosy mężczyzna o iście białej skórze i kocich oczach. Na sobie miał w ciemne spodnie, przywiązane grubym fioletowym sznurem i biały podkoszulek.
Zaraz za nim był siwowłosy chłopak w okularach. Na oko mógł mieć 18 lat. W rękach trzymał jakieś papiery i długopis. Na sobie miał fioletowe spodnie i biało-fioletową koszulkę.
Oboje podeszli do pojemnika. Starszy tylko się przyglądał chłopcu, a młodszy mężczyzna zaczął robić jakieś notatki.
-Wszystko gotowe? – spytał czarnowłosy.
-Tak Orochimaru-sama.
-Zaczynaj Kabuto.
Okularnik podszedł do jakiegoś komputera i zaczął coś przy nim robić. Po chwili przez cienkie rureczki, które były przyczepione do igieł wbitych w ciało, zaczęła płynąć czerwona substancja.
Chłopiec zaczął się wyrywać. Rurka z jego ust wypadła, a w pomieszczeniu rozległ się jego krzyk. Gdy cały czerwony płyn został wstrzyknięty w ciało chłopca, cienkie rurki powystrzeliwały od maszyny, a z otworów zaczęła wylewać się woda, w której był zanurzony chłopiec.
Jego krzyk ucichł, a ciało upadło bezwładnie na dół. Jego oddech był płytki i szybki. Nagle otworzył oczy, jego tęczówki były czerwone, a źrenica była pionową cienką, czarną kreską.
-Sprawdź jego stan – rozkazał Orochimaru.
-Tak jest – odparł Kabuto i podszedł do pojemnika.
Nacisnął jakiś guzik, a  drzwi otworzyły się. Przez otwór wylała się reszta wody, a siwowłosy podszedł do chłopca. Jego dłoń została pokryta niebieską chakrą, którą przyłożył do ciała dziecka. Po minucie skończył i wyprostował się.
-Wszystko dobrze. Jego ciało jest silne. W ciągu kilkunastu godzin jego ciało powinno się przyzwyczaić do nowej mocy.
-Doskonale – powiedział ktoś z za ich pleców.
O futrynę drzwi opierał się białowłosy mężczyzna. Był dobrze umięśnionym dwudziestolatkiem. Na sobie miał czarne spodnie i biały poszarpany bezrękawnik. Na plecach miał wielki miecz, był prawie tak długi jak mężczyzna. Od białowłosego emanowała wrogość i siła.
-Jeśli przeżyje dostaniesz co chcesz – powiedział mijając Orochimaru, bez żadnego spojrzenia.
Podszedł do chłopca i zarzucił go sobie na ramię jak lalkę. Między nimi panowała cisza, Kabuta ogarnęła panika, chłopak bał się cokolwiek powiedzieć, natomiast Orochimaru nie widział potrzeby, aby zabierać głos. Dragor wyszedł z pokoju i skręcił do wyjścia.
-Trzeba cię jakoś nazwać – powiedział do siebie białowłosy. – Nie będę do ciebie krzyczał „Ty”.
Z takimi myślami Dragor z dzieciakiem na plecach opuścił kryjówkę Orochimaru i ruszył w kierunku gór.
-------Naruto------
Obudziłem się, gdy zrobiło mi się gorąco. Usiadłem i spojrzałem na siebie. Spałem w ubraniach, przez co było mi strasznie ciepło. Zacząłem się zastanawiać, czemu w ogóle się nie rozebrałem. Olśniło mnie dopiero, gdy się przebierałem. Wczorajszego dnia ćwiczyłem do późna Fuinjutsu i nie miałem sił się przebierać.
Gdy ubrałem się w czyste ubranie wyszedłem na dwór. Zatrzymaliśmy się na niewielkiej polanie, nie daleko Konohy, więc roślinność była duża i gęsta. Wysokie krzaki, zapewniały nam kamuflaż, a las zapewniał chrust na ognisko.
Wyjąłem z plecaka kilka kunai i ruszyłem nad rzeczkę. Była mała i płytka, ale ryby były duże i smaczne. Chodziłem po rzece powoli, aby nie spłoszyć swojego śniadania. Gdy byłem wystarczająco blisko rzuciłem kunaia trafiając w rybę. Gdy upolowałem kilka sztuk wróciłem do obozu.
Od razu przygotowałem ryby do pieczenia i ułożyłem stosik drewna, który podpaliłem. Gdy śniadanie już się piekło, obok mnie pojawiła się Rei.
-Znowu ryby?
-Tak – odparłem ignorując jej narzekanie.
-Wieczorem dotrzemy do Konohy, to może zjemy coś normalnego.
Zapanowała cisza, co było dziwne, gdy Rei była w pobliżu. Gdy ryby lekko się podpiekły posypałem je przyprawami i przekręciłem na drugą stronę.
-Wiesz, że, aby wziąć udział w Egzaminie musisz mieć drużynę i senseia.
-Wiem – odparłem po dłużej chwili.
-Stało się coś? – spytała łagodnie patrząc mi w oczy.
-Ostatnio jakoś prześladuje mnie dziwne uczucie.
-Przez to, że wracasz do Konohy?
-Mam taką nadzieje – odparłem patrząc w kierunku Konohy.
 Po śniadaniu spakowałem namiot i założyłem na włosy chustkę, a na twarz maskę. Przebrania sa praktyczniejsze niż genjutsu, zwłaszcza w Konosze. Mieliśmy już ruszać, gdy wyczułem kilka źródeł chakry kilkadziesiąt metrów za nami, w tym jedno bardzo silne.
Razem z Rei spojrzeliśmy na siebie i lekko skinęliśmy głowami. Rei zniknęła, a ja usiadłem w cieniu drzewa. W tym czasie ci, których wyczułem znaleźli się na drugim końcu polany. Zauważyliśmy siebie w tym samym czasie.
Była to trójka dzieciaków i mężczyzna. Zwolnili i zaczęli wolnym krokiem do mnie podchodzić. Byłem przekonany, że to duże źródło chakry pochodzi od mężczyzny, ale ta siła biła od chłopaka z czerwonymi włosami  z tatuażem na czole.
Dzieciaki stanęli na środku polany, a mężczyzna szedł dalej w moim kierunku. Miał na sobie jasne ubranie, zakrywające całe ciało, chustkę na głowie oraz opaskę ze znakiem Wioski Piasku.
-Kim jesteś? – spytał spokojnie.
-Naruto, zmierzam na Egzamin na Chunina do Konohy. A wy? – odparłem lustrując go wzrokiem.
-Jestem Baki. Wraz z moją drużyną zmierzamy do Konohy – mówiąc dał znak dzieciakom, aby podeszli. – To trójka dzieci Kazekage. Kankuro, Temari i Gara – powiedział wskazując po kolei na każdego.
Kankuro i Gara wyróżniali się od zwykłej młodzieży. Pierwszy malował fioletowe paski na twarzy, a drugi nosił wielką tykwę na plecach. Temari nie wyróżniała się niczym szczególnym,, ale również miała przyczepione coś do pleców.
-„Więc ma na imię Gara” – pomyślałem, patrząc w oczy dzieciaka.
-A ty skąd pochodzisz? – spytał nagle Baki. Zaskoczył mnie, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
-Pochodzę ze Świątyni w Górach Mglistych – wypaliłem na jednym oddechu.
-A gdzie twoja drużyna? – spytała dziewczyna.
-Nie żyją – odparłem udając smutek. – Kilka dni temu  zostaliśmy zaatakowani przed dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach z czerwonymi chmurami.
-Czy ty, aby nie jesteś za stary na Egzamin na Chunina? – powiedział Kankuro.
-Mam 15 lat.
Nagle z moich boków pojawiły się fale piasku. W ostatniej sekundzie odskoczyłem do tyłu, a fale się zderzyły. Gdybym nimi oberwał, z Egzaminem byłby koniec. Piasek zasłonił mnie, a z za niego usłyszałem krzyk Bakiego.
-Gara! Miałeś nikogo nie zabijać!
Lekko wkurzył mnie ten atak, więc, gdy w piasku powstałą luka zaatakowałem. Gara oberwał prosto w szczękę z kolana i poleciał kilkanaście metrów do tyłu. Piasek owinął się wokół niego i postawił do pionu.
Na jego twarzy jak i jego drużyny był czysty szok. Lekko kucnąłem między Temari, a Kankuro, czekając czy zaatakują, ale nic nie zrobili. Szok z ich twarzy zamienił się na strach. Spojrzałem na Garę. Jego mina przypominała twarz szaleńca.
-Zginiesz – powiedział cicho i wyprostował prawą rękę.
Piasek uformował wielką dłoń, która pędziła prosto na mnie. Skoczyłem w górę, a dłoń uderzyła w miejsce gdzie stałem i rozsypała się. Sekundę później z kupy piachu wystrzeliła w górę piaskowa dłoń.
-Stop! – krzyknął Baki.
Spojrzałem na mężczyznę, stał przy Garze i trzymał jego nadgarstek. Mimo to piaskowa dłoń mnie złapała. Czułem jak coraz bardziej się zaciska.
-Katon: Ognisty Wybuch!
Z mojego ciała wystrzeliła ognista fala, która rozproszyła piasek. Ataki  ustały, a ja wylądowałem na ziemi tuż za plecami Gary. Baki puścił rękę chłopca, a ja wyprostowałem się.
-Jeśli chcesz walczyć – zacząłem odwracając głowę – spotkajmy się na Egzaminie – dokończyłem zimnym tonem, patrząc w jego oczy.
Jego oczy przez sekundę były odrobinę większe, widać zaskoczyłem go. Jego rodzeństwo było w szoku, natomiast Baki patrzył na mnie z pewnym uznaniem.
Odwróciłem się w stronę ścieżki i ruszyłem. Gdy byłem już na drodze, spojrzałem na Gare. Uważnie wpatrywał się we mnie z rękami założonymi na piersi. Poprawiłem miecz na prawym ramieniu i ruszyłem dalej, w kierunku Konohy.
-„Jego chakra jest jakaś dziwna” – powiedziała Rei.
-„Zauważyłem, a w dodatku potrafi władać nad piaskiem. Ciekawe czy podziała na niego pieczęć paraliżująca.”
Późnym popołudniem byłem pod bramą Konohy. Przeszedłem przez nią i skierowałem się do budki strażniczej. Siedziało w niej dwóch strażników, typowych kamizelkach joninów Konohy i opaskach ze znakiem liścia.
-Kim jesteś? – spytał jeden z nich.
-Przybyłem na Egzamin na Chunina – odparłem, zwracając na siebie uwagę drugiego strażnika.
-Sam?
-Moja drużyna została zabita, tylko ja ocalałem.
Strażnicy spojrzeli na siebie i kiwnęli sobie głowami. Jeden z nich wstał wyszedł z budki i stanął naprzeciw mnie.
-Zdejmij maskę i chustkę – rozkazał patrząc mi w oczy.
-Nie – odparłem twardo. – Mam strasznie poparzoną twarz, a włosy spaliły mi się podczas walki.
 -Pamiętaj – powiedział pierwszy strażnik. – Będziesz pilnowany.
-Chodź za mną do Hokage.
Skinąłem głową i ruszyłem za joninem. Przeciskaliśmy się przez tłumy na głównej ulicy. Dojście pod budynek administracyjny zajęło nam paręnaście minut. Dopiero, gdy weszliśmy na plac przed siedzibą Hokage, zwróciłem uwagę na twarze Kage. Przez te parę lat zapomniałem jak wyglądają.  Na samym końcu była jego twarz, a za chwilę miałem stanąć twarzą w twarz z nim.
Wszedłem za joninem do budynku, a dalej prosto na schody. Po kilku minutach byliśmy przed drzwiami Yondaime.
-Czekaj – powiedział strażnik i po zapukaniu w drzwi wszedł do środka.
Przez drzwi słyszałem różne szmery. Po kilkudziesięciu sekundach ucichły, a drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka, jonin, który mnie prowadził wyszedł i zamknął drzwi.
Szybko się rozejrzałem i stanąłem na środku gabinetu przed biurkiem. Cały pokój był w jasnych kolorach wykończony starym drewnem i kilkoma kwiatami do ozdoby. Wszystkie pułki i regały, były zapełnione zwojami czy książkami. Na biurku zauważyłem kilka ramek na zdjęcia.
Hokage patrzył na jakiś papier przed sobą, pisząc cos na kartce obok. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych uczuć. Na sobie miał biały płaszcz, a pod nim kamizelkę jonina Konohy.
-Słucham – powiedział zwracając na sobie moją uwagę.
Patrzył mi prosto w oczy wyczekując odpowiedzi. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie dopóki nie chrząknął.
-Przybyłem ze Świątyni Smoka na Egzamin na Chunina. Niestety zaraz po zejściu z gór zostaliśmy zaatakowani i przeżyłem tylko ja.
-Jak to przeżyłeś tylko ty?
-W nocy zostaliśmy zaatakowani przez dwóch bandytów w czarnych płaszczach w czerwone chmury.
-Kiedy to było?
-Z pięć dni temu.
-Nie dobrze – powiedział do siebie. – Wysłałeś wiadomość do Świątyni?
-Tak. Co z Egzaminem?
-Regulamin zabrania uczestnictwa bez drużyny. W dodatku jako jedyny przeżyłeś atak – na jego twarzy pojawił się dziwny grymas.
-Usiądź na razie, musimy skonsultować to z kilkoma osobami.
-To wywoła zamieszanie, tuż przed Egzaminem.
-Nie możemy tego tak zostawić.
 -Proszę to zostawić nam. Świątynia sama wymierzy sprawiedliwość.
-W takim razie pozostała drużyna. Przedstawię twoją sprawę, sędziom, jeśli się zgodzą, będziesz mógł wziąć udział.
-Dla mnie nie liczy się tytuł. Moim zadaniem jest pokazanie siły Świątyni, więc bez problemów mogę wystąpić sam.
Poczułem wielką pewność siebie i zacisnąłem dłonie w pięści. Zapanowała cisza, Hokage przez dłuższy czas wpatrywał się we mnie. Na chwilę, nawet przestałem myśleć o zaatakowaniu go.
-Dobrze, będziesz mógł wystąpić.
Gdy wszystko wypełniłem, wyszedłem z gabinetu. Czułem satysfakcję, choć nie wiem czemu. Opuściłem budynek i ruszyłem główną ulicą rozglądając się za jakimś lokum. Do Egzaminu zostało trochę czasu, więc mogłem dalej trenować, choć nie miałem zamiaru się zdradzać. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Miałem szczęście i znalazłem hotel naprzeciwko jakiegoś baru. Po ogarnięciu się poszedłem do baru coś zjeść. Towarzystwa dotrzymywała mi Rei, jak zwykle. Gdy wychodziłem z niego był wieczór. Słońce dawno zaszło, a lampy uliczne były włączone. Ulice były puste.
-Wszyscy poszli do domów, spędzić spokojnie wieczór z rodzinami – powiedziałem do Rei.
-Nie długo egzamin – odparła cicho.

-Wiem i jestem gotowy.