Rozdział 1.
Drogą przez las szedł pewien, starszy mężczyzna. Okryty był starym brązowym płaszczem. Był łysy, a na jego głowie było dziewięć
kropek, po trzy w trzech rzędach. Szedł spokojnie i pewnie. W pewnym momencie
zobaczył leżące na ziemi ciało. Od razu do niego podbiegł i odwrócił na plecy.
-Dziecko? – spytał sam siebie i zaczął się rozglądać po
okolicy. – Całe szczęście, że nie rozszarpały go wilki – powiedział
podnosząc go.
Miał spiczaste blondwłosy i lisie wąsiki na polikach. Według
starca, od dawna nie jadł, był strasznie lekki. Płaszcz, który był okryty
chłopiec, był cały mokry i brudny.
-Lepiej rozbiję, gdzieś obóz – powiedział do siemię
mężczyzna i skręcił w las.
Obóz rozbił na pierwszej lepszej polance. Chłopca położył w swoim śpiworze w namiocie,
a sam usiadł przy ognisku. Było dopiero po południu, więc było jeszcze
widno. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni
jakiś stary zwój i rozwinął go.
Gdy nadejdzie czas, a
przeznaczenie sprowadzi wybrańca do świątyni, wielki kamienny smok ożyje i
zapieczętuje się w jego ciele. To będzie oznaczało, że nadszedł czas, zło
zostało obudzone, a wybraniec uda się na trening, dzięki, któremu powstrzyma
ciemność.
-Jak stara jest ta legenda? – spytał sam siebie. – Ciekawe,
kiedy się spełni i czy wybraniec da radę, skoro ja nie dałem.
Nagle usłyszał ruch w namiocie, a po kilku sekundach wyszedł
z niego blondynek. Było widać, ze od dawna nie jadł, ale to co najbardziej
przeraziło mężczyznę to jego oczy. Były
puste, nie wyrażały, żadnego uczucia.
-Witaj, jestem Takashi, mnich ze świątyni w Górach Mglistych.
-Naruto – odparł chłopiec.
-Czemu leżałeś na środku drogi i gdzie są twoi rodzice?
-Uciekłem, mama nie żyje, a tata mnie nie chce – powiedział
cicho, spuszczając głowę w dół.
-Niemożliwe, na pewno tata…
-On mnie nie chce! – powiedział akcentując każde słowo.
-Wiesz, że takie dziecko nie powinno szwendać się samo w lesie.
-Mam to gdzieś – odparł Naruto i wszedł do namiotu po swój
plecak.
-Gdzie idziesz? – spytał Takashi, ale Naruto tylko wzruszył
ramionami.
-Przed siebie, może będę miał szczęście i spotkam jakiś
bandytów.
-Spotkasz kogo? Bandytów? – odpowiedź chłopca wyraźnie
zszokowała Takashiego.
-Dziękuję, za opiekę – powiedział kłaniając się- Do
widzenia.
-Poczekaj Naruto! Jeśli chcesz mogę zabrać cię do
świątyni. Nie ma tam czegoś specjalnego,
ale zawsze to jakiś dach nad głową. Będziesz mógł trenować razem z innymi, a
gdy dorośniesz zdecydujesz co chcesz robić.
-Dziękuję – powiedział, kłaniając się jeszcze niżej niż
przedtem.
-Więc jutro rano wyruszymy w dalszą podróż.
Blondynek usiadł obok Takashiego i wyciągnął z plecaka
jakieś zupki z proszku, miskę i butelkę z wodą.
-Masz może jakiś garnuszek? – spytał chłopiec.
-Mam – odparł wyciągając z torby mały garnek.
Chłopiec od razu odebrał go i zawiesił na wbitych patykach
nad ogniskiem. Wlał wody, a zupkę wsypał do miski.
-Zje pan?
-Z chęcią – odparł lekko zszokowany mężczyzna.
Naruto wyciągnął jeszcze jedną miskę i wsypał do niej drugą
zupkę. Gdy woda się zagotowała zalał je, następnie z plecaka wyciągnął
pałeczki, jedne dał Takashiemu, a drugie wziął dla siebie.
-Skąd to potrafisz?
-Zalanie wodą zupki to nie jest nic trudnego.
-Ale taki chłopiec nie powinien dotykać się do garnka z
wrzątkiem.
-Robię tak od dawna. A tak w ogóle co tutaj robiłeś, że mnie
znalazłeś.
-Podróżowałem, można powiedzieć, że szukałem ucznia, ale nie spotkałem nikogo, kto by się
nadawał. Jak tak teraz na ciebie patrzę, to myślę, że mogę zostać twoim
senseiem, jeśli chcesz.
-Naprawdę?
-Tak. Nadszedł czas, abym przekazał komuś moją wiedzę.
-To ile masz lat? – w odpowiedzi mężczyzna zaczął się cicho
śmiać.
-Bardzo dużo.
-Czyli, że ile? 100?
-No, byłeś nawet blisko, nie długo skończę 90 lat.
-Wygląda pan na połowę mniej.
-Dziękuję, to przede wszystkich dzięki genom. Klan z którego
pochodzę, a dokładniej pochodziła moja matka, cechuje się tym, że ich siła
witalna jest większa od innych ludzi.
-Co to za klan?
-Klan Uzumaki, zamieszkiwał kiedyś wioskę Uzushio-gakure,
ale została zniszczona w ostatniej wielkiej wojnie.
-Uzu…maki – powtórzył, drapiąc się po brodzie. – Coś mi mówi
to nazwisko.
-Pewnie słyszałeś, o żonie Pierwszego Hokage, pochodziła z
tego klanu.
-Wiem! Moja mama była z klanu Uzumaki.
-Więc jesteśmy daleką rodziną.
Na twarzy blondynka pojawił się uśmiech, a w jego
niebieskich oczach pojawiła się iskierka radości.
-Idź spać, abyś rano był wypoczęty. Do świątyni, czeka nas
długa droga.
-Hai, Takashi-sensei.
Chłopiec od razu wszedł do namiotu. Przebrał się w czyste
ubranie, a brudne wrzucił do plecaka. Wszedł do śpiwora i po kilku minutach
zasnął.
-Ciekawe, kto jest jego ojcem, że go tak skrzywdził. –
powiedział do siebie Takashi, patrząc się w tańczące płomyki.
Ruszył patykiem ruszt, aby bardziej wzniecić ogień,
następnie dorzucił kilka kawałków drewna.
W pewnym momencie w ogniu zobaczył coś czego nie powinno tam być.
-Cholera! – krzyknął trak, aby nie obudzić Naruto.
Szybko włożył do ognia ręka i chwycił ów przedmiot. Tą
rzeczą okazał się stary zwój, który niedawno czytał. Na szczęście, był tylko
lekko spopielony na krańcach papieru. Takashi spojrzał na swoją dłoń, paliła się, ale nie wywołało to żadnego
zdziwienia u niego. Strzepnął ogień z ręki i schował zwój.
-Co… co to było? – spytał Naruto, któremu głowa wystawała z
namiotu.
-Nie wiem o czym mówisz?
-Chodzi o to, że włożyłeś rękę do ogniska i nie jest
poparzona.
-To nic takiego.
-Jak to nic takiego? W Konosze na pewno nikt tak nie
potrafi.
-To jest pewna moc, ale jesteś za mały, aby to zrozumieć.
Idź spać i to już! – rozkazał podwyższonym tonem.
Naruto już posłusznie zasnął, a Takashi pilnował, aby nikt
ich nie zaskoczył w nocy.
Gdy Naruto się obudził, od razu się ubrał, spakował plecak i
wyszedł z namiotu. Zobaczył drzemiącego mężczyznę. Postanowił go nie budzić i
ruszył za dźwiękiem strumyka, aby się obmyć.
Tak jak myślał dotarł do małego strumienia.
Od razu klęknął przy brzegu i napił się trochę wody.
Następnie obył twarz, ręce i nabrał trochę wody w butelkę.
-Co ty tu robisz? –usłyszał za sobą głos Takashiego. Od razu
wstał i odwrócił się do niego.
-Już nic.
-Nie powinieneś tak uciekać.
-Nie chciałem cię budzić.
-A jakby ktoś tu był?
-No to co.
-Jak to no to co? A jakby coś ci zrobił?
-Mi już nic gorszego nie może się przytrafić – to zdanie
zatkało dorosłego.
-Chodźmy już – powiedział i odwrócił się, aby iść do
namiotu.
Naruto ruszył za nim. Założył plecak na jedno ramię i szedł
za swoim przyszłym senseiem. Po godzinie, gdy zjedli śniadanie i sprzątnęli
obóz, byli w drodze.
Z Naruto wręcz tryskała radość, a Takashi był lekko
zaskoczony, jak zmieniło się jego zachowanie. Na początku, gdy go poznał
wydawało mu się, że Naruto wolałby być z matką, niż miałby żyć bez niej.
-Mogę spytać, jak zmarła twoja mama?
-Po co pytać, czy można o coś zapytać, gdy już to się
zrobiło? Z tego co wiem, to nastąpiły komplikacje przy porodzie.
-A twój tata…
-Pamiętam, ze gdy miałem cztery lata, jeszcze coś dla niego
znaczyłem, wtedy, też zaczął się spotykać z Panią Mikasą z klanu Uchiha.
-Klan Uchiha?
-Ta. Po pół roku, wzięli ślub. Była wtedy duża impreza, w
końcu Czwarty Hokage znowu się żenił, od tego momentu zaczęli mnie
pomijać. A, gdy urodziła im się córka… -
chłopiec skończył mówić, gdy z jego oczu zaczęły lecieć łzy.
-Czwarty Hokage? Jesteś synem Yondaime.
-NIE! On nie jest moim ojcem! – wykrzyczał.
Takashi nic już nie mówił. Klęknął, aby być na jego
wysokości i przytulił chłopca.
-Wypłacz się, na pewno ci to pomoże. Pozbądź się wszystkich
złych emocji – mówił głaszcząc blondyna po głowie.
Gdy Takashi poczuł, że
Naruto się uspokoił, wstał i trzymając chłopca za rękę ruszył w dalszą
podróż.
-„Gdy kiedyś spotkam Yondaime, wygarnę mu kilka słów” –
pomyślał Takashi. – „Z klanem Uzumaki się nie zadziera.” Gdy kiedyś go spotkam,
powiem mu, że z naszym klanem się nie zadziera – powiedział chcąc pocieszyć
chłopca.
-Po co, to przecież nie twoja sprawa.
-Mamy część takich samych genów. Możemy nazwać się braćmi, a
w świątyni uczymy, że za bratem należy
skoczyć nawet w ogień.
-Dziękuję.
-Jeszcze za wcześnie na to i lepiej przygotuj się na ciężki
trening. A tak w ogóle masz jakieś ciepłe ubrania? Gdy będziemy przechodzić
przez góry, może być ci zimno.
-Nie mam. Jakoś wytrzymam.
-No to mamy problem, w
najbliższej okolicy nie ma żadnych wiosek.
-Wytrzymam – powiedział pewnie. – Jakoś – mruknął do siebie,
cicho.
-Dam ci płaszcz, aby było ci cieplej. Tak, w ogóle to ile
masz lat.
-10 Października skończę 6 lat.
-Czyli za kilka miesięcy. Jeśli się sprężysz to w swoje
urodziny, może wykonasz swoją Pierwszą misję z kimś.
-Misję.
-Tak. Musimy jakoś zarabiać więc wykonujemy różne misje
zlecone przez wszystkich. Od wieśniaków, przez bardziej zamożnych nawet do
Lordów Feudalnych.
-Suuper!
-Nie ekscytuj się tak. Przed tobą jeszcze długa droga. Tak,
w ogóle to mówiłeś, że masz siostrę.
-Suzuko, jest ode mnie młodsza o 5 lat.
-Znaczy się, kiedy się urodziła?
-Pod koniec Grudnia.
Ich rozmowa zeszła głównie na zasadach panujących w
Światyni. Dla Naruto trzy dni od poznania Takashiego, wyglądały tak samo.
Głównie podróżowali, zatrzymywali się tylko na posiłki i małe przerwy dla
Naruto. Gdy on spał w nocy, Takashi pilnował obozu. Mężczyzna nie pokazywał
zmęczenia, póki nie dotarli do góry.
-Jesteś zmęczony – stwierdził Naruto. – Nie spałeś od kilku
dni.
-Mój limit to cztery dni bez snu, więc jeszcze dam radę.
-Wędrówka przez góry
pewnie jest ciężka, więc musisz się przespać. Rozbijmy tutaj obóz, ja
popilnuję.
-Nie jeszcze cos się stanie.
-Więc co zrobimy?
-Zamaskujemy się. Obóz rozłożymy w jakiejś jaskini i
zakryjemy wejście.
-Dobrze.
Tak jak powiedział Takashi, zaczęli szukać jaskini. O
godzinie 15, znaleźli idealną dla nich jamę. Była dość wysoko w górach, więc
nie musieli jej zakrywać. Problem mieli tylko z opałem, na tej wysokości
praktycznie nie ma drzew.
-Naruto odsuń się.
Blondynek zrobił tak jak mu kazano. Takashi złożył kilka
pieczęci, a na podłożu pojawił się ogień. Stworzył on duży krąg, w którym mogli
się położyć.
-Niesamowite – powiedział zachwycony chłopiec.
-Chodźmy spać – powiedział Takashi, rozkładając śpiwór, a
następnie z plecaka wyjął jeszcze jeden.
Następnego dnia, pośniadaniu i złożeniu śpiworów, obaj byli
gotowi do drogi. Jedynie pogoda im nie pasowała, było pochmurnie oraz była
gęsta mgła. Naruto założył płaszcz od
Takashiego i wyszli z jaskini.
-Trzymaj się blisko, przez ta mgłę, łatwo się rozdzielić,
albo spaść.
-Hai.
Blondynek nie odstępował senseia na krok. Był jak jego cień.
-Stąd się wzięła nazwa Góry Mgliste? – spytał Naruto.
-Tak, od rana panuje
tu straszna mgła, dlatego mało kto się tu zapuszcza.
-Dlatego ta świątynia jest na samej górze – stwierdził
chłopak.
-Tak, świątynia została zbudowana bardzo dawno temu.
-A ile jest w niej osób?
-Około 20, najmłodszy jest Keisuke, ma 12 lat.
-Czyli, że to ja teraz będę najmłodszy.
-Na to wychodzi.
-Ile nam zajmie drogą na górę?
-Jeśli się sprężymy to, myślę, ze jutro wieczorem będziemy
na miejscu.
Po kilku godzinach wędrówki. Naruto zobaczył zwierzęta. Lekko zdziwił go
taki widok, były to trzy kozy, dwie małe i jedna duża.
-To kozy górskie, mieszkają w takich górach jak te. W
świątyni hodujemy takie, dla mleka i mięsa – wyjaśnił Takashi.
-Potrafią się dobrze wspinać – powiedział Naruto, widząc jak
skaczą po skałach.
-Po roku takich wędrówkach, też będziesz w tym dobry –
mężczyzna zamknął oczy, na chwilę, ale od razu je otworzył, gdy usłyszał od
Naruto dziwny dźwięk.
Gdy się odwrócił zobaczył jak chłopiec zwisa z klifu. Od razu rzucił się, aby mu pomóc i wciągnął go
na górę.
-Strasznie tu ślisko – powiedział blondyn ciężko oddychając.
-Uważaj.
Na szczęście reszta wędrówki, minęła spokojnie i bez żadnych
wypadków.
-WOW! – powiedział zachwycony chłopak na widok bramy świątyni.
Była wysoka na jakieś 10 metrów, a na niej był rysunek
czarnego smoka oraz białego, który był odzwierciedleniem drugiego. Jak dla
chłopca to wyglądało to tak, jakby walczyły. Gdy doszli do bramy, wrota się otworzyły
i weszli do środka. Od razu zostali otoczeni przez mnichów. Wszyscy głównie
patrzyli się na Naruto, oraz zadawali różne pytania Takashiemu.
-Takashi-sama – do nich podszedł jakiś mnich, miał jakieś 25
lat i również był łysy. – Hiroshi-sama
cię oczekuję.
-Już idę.
-Chodź Naruto – powiedział do chłopca, ale on stał jak
zahipnotyzowany.
Patrzył się w wielkiego smoka z kamienia, który był przed
wejściem.
-Naruto? – spytał sensei blondyna, ale nic to nie pomogło.
Nagle smok zaczął świecić jasnym, oślepiającym światłem.
Wszyscy zamknęli oczy, aby nie oślepnąć. Wszyscy usłyszeli ryk smoka, po czym
wszystko ustało, każdy patrzył się zszokowany na miejsce, gdzie była statua.
Dopiero Takashi zobaczył, ze Naruto leży nieprzytomny na ziemi. Podbiegł do niego
i zobaczył pieczęć na odsłoniętym brzuchu.
Wystąpiły błędy, ale jest już genialnie. Czekam na dalsze rozwinienie akcji.
OdpowiedzUsuńgenialna notka. tylko błędów było.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że ten rozdział jest naprawdę wciągający. W pewnych miejscach wystąpiły błędy, jednak nie warto na nie zwracać uwagi.
OdpowiedzUsuńMimo tego co napisałem pod prologiem to rozdział pierwszy oferuje dość ciekawy rozwój wydarzeń. Naprawdę chciałbym dowiedzieć się co stanie się dalej. Czekam na następny rozdział.
Pragnę zaprosić także do mnie na bloga gdzie pojawił się już drugi rozdział!
http://the-pain-of-the-soul.blogspot.com/
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie :/
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to jest mega bardzo lubie jak akcja sie szybko rozwija :D
Nie moge sie doczekać następnego rozdziału :)
Mam nadzieje, że zrobisz za niedługo przeskok w czasie o 10 lat a trening opiszesz w paru zdaniach.
Pozdro i WENY
Mnie zastanawia jedna rzecz tu, co się działo z kyuubim bo kushina zgineła przy narodzinach naruto a więc kyuubi sie musiał uwolnić a został on zapieczętowany w siostrze naruto pięć lat później. Wieć co się z nim działo?
OdpowiedzUsuńNo coś w tym jest
UsuńMoże, też jest w Naruto i Minato dlatego go unikał? Oprócz Minato nikt nie wiedział.
UsuńMoże, też jest w Naruto i Minato dlatego go unikał? Oprócz Minato nikt nie wiedział.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńspotkał rodzinę, zastanawia mnie czy on jest nosicielem Kyuubiego, no i jak się okazało, Naruto jest wybrańcem....
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia