Rozdział 8.
------Naruto----
Bee prowadził mnie przez cała wyspę, w kierunku jej środka.
Okolica nic się nie zmieniała, same dziwne drzewa bez liści i mnóstwo wielkich
stworów, najróżniejszych rodzajów. Im głębiej w wyspę, tym panował gorszy
półmrok. Mój przewodnik ciągle coś pisał w jakimś notatniku.
W pewnym momencie wyszliśmy na mała polanę, na której stał
dom. Był jednopiętrowy, pomalowany na ciemną czerwień. Okna były zakratowane,
aby nikt nie wchodził i nie wychodził przez nie. Z komina było widać dym, więc
ktoś musiał w nim mieszkać. Z prawej strony domu był ogród, w którym były
kwiaty we wszystkich kolorach. Dalej
były też jakieś drzewa owocowe.
-Choć to mój dom – powiedział do mnie Bee. – Mieszkam tu,
gdy nie jestem na misji, albo nie jestem potrzebny w wiosce.
-Czemu mieszkasz sam na odludziu?
-Nie jestem sam, czasami jest tu moja drużyna.
-Dziwny jesteś.
-Ty też. Co taki dzieciak robi sam bez opieki w
najniebezpieczniejszym miejscu w Kraju Błyskawic?
-Nie jestem sam – odparłem, a obok mnie pojawiła się Rei.
–To jest Rei. Jest jakby to…
-Jestem Smokiem Światła – dodała kończąc moje zdanie.
Na sobie miała czarne spodnie z kaburą na kunaie przy prawej
nodze, oraz ciemna koszulkę z napisami. Na plecach miała miecz podobny, który
ma Naruto, tylko, że był biały.
-Smokiem? – spytał zdziwiony Bee.
-To jest trochę trudne do wyjaśnienia – powiedziałem drapiąc
się z tyłu głowy.
-Więc to ją wyczuł Hachibi? – spytał siebie cicho, ale i tak
to usłyszałem.
Nagle z za drzew wyskoczył wielki czarny goryl, który biegł
na Killera. Gdy miał się na niego rzucić, jego stopa miała wylądować prosto na
mnie. Gdy miałem już zostać zmiażdżony, goryl został odepchnięty. Spojrzałem na
Bee, z jego pleców wyrosły dwie wielkie macki, które zaczęły z powrotem
wchłaniać w jego ciało. Goryl spojrzał wściekle na Bee i odszedł, skąd
przyszedł. Gdy się obejrzałem Rei już nie było.
-Daruj sobie – powiedział nagle.
-Co?
-Ja tu rządze.
-Mówisz do goryla?
-To mój kumpel, który ciągle próbuje mnie pokonać, aby
stanąć na górze hierarchii.
-Dziwne.
-Na świecie jest dużo dziwnych rzeczy.
-Taa.
-Bee-sama! – za linii drzew znowu ktoś wybiegł.
Wyglądał na zwykłego chuunina wioski Chmury. Biało-czarny
strój i opaska na czole. Kabura na broń przy lewej nodze, a na prawej miał
pokrowiec na krótką katanę. W prawej ręce miał zwój.
-Wiadomość od Raikage-sama.
-Dziwne zaginięcia ludzi w osadach, przy granicy Kraju
Błyskawic i Kraju Ognia. Misja rangi B, wymarsz wieczorem.
-Misja? – spytałem, gdy zwinął zwój i oddał go shinobi swojej wioski, który po chwili
ruszył biegiem do wioski.
-Tak. Chodź zaprowadzę cię do Brata. On zdecyduje co z tobą
zrobić?
-Niby co ma ze mną zrobić? Nie należę do twojej wioski i nie
mam takiego zamiaru.
- Więc lepiej zmień swoje zamiary. Jest kilka opcji. Zamknie
cię za wkradnięcie się na wyspę, puści cię wolno, wywali przez okno albo nie
będzie chciał cię widzieć i zrobisz co zechcesz. Jest jeszcze opcja, że zrobi z
ciebie shinobi wioski.
-Która jest najbardziej prawdopodobna? –spytałem lekko
przerażony.
-Albo cię wywali, albo nie będzie chciał widzieć. Choć gdy
dowie się o tym kim jesteś może przyjmie cię do wioski.
-A jak się nie zgodzę?
-Pewnie wrzuci cię do paki.
-Rany, gdzie ona mnie zaprowadziła – powiedziałem cicho. – A
miał być to tylko trening.
Nim się zorientowałem, schodziliśmy z wyspy na skalny brzeg.
Staliśmy przed wejściem do kanionu. Był bardzo wysoki, a przejście była wąskie.
W tle słyszałem jakiś wodospad. Gdy byliśmy przy wejściu do kanionu obejrzałem
się za siebie.
-Gdzie ta wyspa? – powiedziałem zszokowany.
Nawet nie słyszałem plusku wody, a tak wielka wyspa
zniknęła.
-Jest pod wodą. Tak naprawdę to wielki żółw, na którym jest
życie.
Bee pociągnął mnie za bluzę. Ruszyłem za nim. Droga
prowadziła w górę, z każdym krokiem byliśmy bliżej wyjścia na górę. Gdy tam
dotarliśmy spodziewałem się ujrzeć otwarta przestrzeń pokrytą zielenią, a
zamiast tego zobaczyłem pasmo gór, na których spoczywały budynki wioski.
Gdy szliśmy przez wioskę, wszyscy się za nami oglądali. Ich
spojrzenia były dziwne, można powiedzieć, że traktowali nas jak powietrze. Nito jakiegoś ciepłego spojrzenia czy
uśmiechu, ani spojrzenia z pogardą.
-Czemu oni tak na nas patrzą? – spytałem rozglądając się.
-Nie lubią nowych, ani nie przepadają za jinchuuriki.
-Ja jestem nowy, a ty jesteś jinchuuriki. To, żeśmy się
dobrali.
-Nie jest źle. Jest trochę osób, które zachowują się
odwrotnie.
Weszliśmy do największego budynku, zrobionego praktycznie ze
szkła. Gdy przeszliśmy przez drzwi zobaczyłem zwykłą recepcję, w której była
jakaś kobieta. Skręciliśmy na prawo w kierunku schodów. Po paru minutach
byliśmy przed drzwiami Raikage.
-Siema A! – krzyknął Bee, wpadając do gabinetu.
-Bee! Nie drzyj się tak! Nie widzisz, ze pracuję!
-Wyluzuj bracie, zobacz
lepiej kogo spotkałem – powiedziałem wskazując na mnie.
-Co to za dzieciak? Nie mam czasu na gadaninę z dziećmi.
-Spotkałem go na Żółwiej Wyspie.
-Gdzie? – spytał zainteresowany.
-Na wyspie.
-Wkradł się na nasz teren? – jego pytanie brzmiało jak
stwierdzenie. – Zamknij go, pewnie to szpieg.
-Spokojnie bracie.
-Kim on jest?
-Naruto – odparłem, za co zgromił mnie wzorkiem.
-Pytał cię ktoś? – warknął Raikage.
-Nie strasz dzieciaka bracie.
Ich rozmowa zaczęła przeradzać się w kłótnie. W końcu
Raikage uderzył w biurko, niszcząc je.
-Cholera Bee! Nie obchodzi mnie jakiś zwykły smarkacz, który
przypałętał się skądś!
-Ale to nie jest zwykły chłopak. Jest podobny do mnie.
-Hmm? – mruknął Raikage. – W jakim sensie.
-Ma w sobie zapieczętowanego…
-Biju?
-Nie. Smoka.
-Hahaha – brat Killera zaczął się głośno śmiać. – W jakie ty
bajki wierzysz? Smok?
Szczerze to miałem dość tego. Co za gbur z tego Raikage.
Ciekawe czy reszta Kage jest taka sama. Czekałem ze znudzoną miną i rękami
założonymi na piersi, aż skończą tą dziecinną zabawę. Na moje szczęście Raikage
zaraz przestał się śmiać, gdy zobaczył poważną minę Bee.
-Jeśli mi nie wierzysz to niech Naruto ci pokaże.
Nim się spostrzegłem obok mnie pojawiła się Rei. Zwykle
pokazywała się w chmurce dymu lub płomieniach. Tym razem pojawiła się w wielkim
słupie ognia. Na sobie miała czerwono-brązową zbroję. Na barkach miała otwarte
paszcze smoka, ich oczy zdobiły czerwone klejnoty. Na plecach miała pochwę z
mieczem, który był zasłonięty przez włosy. W jej czerwonych oczach była
wściekłość, a mina wyrażała powagę.
-Kim jesteś? – spytał poważnie Raikage.
-Jestem Rei, Smokiem Światła.
-Nie wyglądasz na smoka, a raczej za jakiego przebierańca.
Wokół Rei zaczęły pojawiać małe płomyki, a na jej skórze
zaczęły pojawiać się łuski. Chakra zaczęła szaleć po całym gabinecie. Bee stał
spokojnie, podobnie jak ja, natomiast Raikage przyjął postawę bojową. Jego
ciało pokryły błyskawice, a w drzwiach pojawiło się Anbu. Nie chcąc wywołać
wojny złapałem ją za bark, co ją uspokoiło.
Popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym prychnęła i
zniknęła.
-Ciekawe – powiedział Raikage siadając na krześle, które o
dziwo było w dobrym stanie. – Z jakiej wioski pochodzisz?
-„Co mam powiedzieć?” – spytałem sam siebie spanikowany.
Patrzyliśmy sobie w oczy przez chwilę.
-Eh – westchnąłem głośno. – Konoha.
-Zawitał do nas sam syn Yondaime Hokage. Wiedziałem jesteś
szpiegiem, a to była zwykła iluzja.
-Nie prawda! – krzyknąłem, a Anbu stojące za mną pojawiło
się po moich bokach i złapali mnie za ramiona.
-Widocznie Konoha zeszła na psy, skoro Hokage wysyła własne
dziecko na przeszpiegi.
-Dla niego jestem martwy – powiedziałem cicho.
-Co?
-Nie nazywaj go moim ojcem! Dla niego jestem martwy!
-Jakoś mnie to nie przekonuje – powiedział A.
-Mam to gdzieś.
Spadam stąd – wyrwałem się z rąk Anbu i wyszedłem przez drzwi.
Nim przekroczyłem próg poczułem ucisk na barku. Gdy się
odwróciłem zobaczyłem Bee. Pociągnął
mnie z powrotem do gabinetu.
-Czego ode mnie chcecie? – spytałem próbując zachować
spokój.
-Gdzie do tej pory przebywałeś? – spytał Raikage, co mnie
zdziwiło.
-Przez kilka lat w Świątyni Smoka, po jej zniszczeniu tułam
się po świecie.
-Świątynia smoka? – powtórzył Killer.
-To świątynia w Górach Mglistych. Została zniszczona kilka
lat temu, nikt nie przeżył.
-Wszyscy zginęli oprócz mnie.
-Dobrze, pozwolę ci zostać w mojej wiosce.
-Nie potrzebuję waszej pomocy. Spotkaliśmy się przez
przypadek, ponieważ szukałem miejsca na trening.
-Więc wyślę wiadomość do Konohy. Twój ojczulek pewnie się o
ciebie martwi.
-Mam to gdzieś, ma nową rodzinę.
-„To nie jest taki zły pomysł” – powiedziała Rei. –
„Będziesz mógł bez problemu trenować, nie martwiąc się o otoczenie.”
-„Powiedz, ze chodzi ci o to, abym w końcu gdzieś
zamieszkał.”
-To jak? – spytał A, wyrywając mnie z transu.
-Zgoda.
-To dobrze, przyda nam się każdy shinobi.
-Chyba broń – mruknąłem. – Gdybyś mnie nie poznał, w ogóle
byś się mną nie przejął. Widziałem jak ludzie traktują Bee, od razu ci mówię,
że ja na takie traktowanie się nie zgodzę.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-Jak każdy Kage jesteś ślepy na to jak jest traktowany
jinchuuriki.
Uznałem, ze powiedziałem wszystko co miałem powiedzieć i
wyszedłem z gabinetu. Gdy tylko opuściłem gabinet Raikage, wskoczyłem na
najwyższy budynek i położyłem się na dachu. Zaledwie parę minut później, obok
mnie pojawiła się jakaś dziewczyna.
Miała długie blond włosy i ciepły uśmiech na twarzy. Ubrana
była w czarny strój bojowy. Miała jakieś 17 lat. Na czole miała opaskę ze
znakiem Wioski Chmury.
-Kim jesteś? – spytała twardym głosem. – Jeśli wkradłeś się
do wioski możesz mieć problemy.
-Naruto Namikaze, nowy obywatel twojej wioski.
-Yugito. Jesteś synem Czwartego Hokage?
-Można tak powiedzieć.
-Naruto! Wszędzie cię
szukam – obok nas pojawił się Bee.
Był zmachany, a na jego ciele było widać krople potu.
-Mam ci pokazać mieszkanie.
-Cześć Bee.
-O cześć Yugito, nie zauważyłem cię. Chodź Naruto, bo musze
się jeszcze przygotować na misję.
-Mogę iść z wami? – spytała Yugito, na co Bee skinął głową.
Zeskoczyliśmy z dachu i zaczęliśmy iść. Szedłem za Bee i
Yugito, którzy ciągle dyskutowali na jakiś temat. Po kilkunastu minutach
dotarliśmy na równy teren, gdzie było osiedle. Nie było duże, ani małe, było tu
kilka rzędów takich samych domków z małymi ogrodami, odgrodzonymi wysokim
płotem.
-Który jest mój? – spytałem, gdy szliśmy pomiędzy domkami.
-Ten na końcu – odparł Bee, pokazując palcem.
Domek był w kolorze niebieskim z drewnianym wykończeniem
okien i drzwi, czerwone dachówki nie wyróżniały się wśród innych domków na tym
osiedlu. W oknach były wiszące doniczki
z kwiatami, a do drzwi prowadziła ścieżka z kamieni. Nacisnąłem klamkę furki i wszedłem na
posesję.
-Gdy mój brat ochłonie pewnie cię wezwie, abyś podpisał
papiery.
-Kiedy dostanę jakąś misję?
-Gdy popiszesz papiery będziesz mógł wykonywać misje rangi
D. Czy pielenie ogródków, wyprowadzanie psów itp. – odparła Yugito z uśmiechem
na twarzy.
-Serio? Rangi D – powiedziałem wchodząc do domku.
Spodziewałem się, że domek będzie w stylu „wykonać jak
najtaniej”, ale zamiast tego zobaczyłem czysty, ładny i porządnie wykończony
dom. W holu przed drzwiami była mała
szafeczka na buty oraz stojak na kurtki.
Ściany były ciemnozielone z miejscem na obrazy czy zdjęcia. Do
salonu prowadził biały puszysty dywan. W salonie była bordowa sofa, dwa fotele
w tym samym kolorze oraz stolik ze szklanym blatem. Na jednej ścianie był
kominek, zapas drewna, na kominku były puste ramki zdjęć, a po jego bokach
puste pułki. Na drugiej ścianie były schody na piętro, a pod nimi zabudowany
schowek. Wszystkie ściany były ciemnopomarańczowe.
Na lewo od holu były drzwi do kuchni i do łazienki. Kuchnia
nie wyróżniała się niczym wyjątkowym. Ciemne szafki, mikrofalówka, kuchnia,
lodówka i zlew, podobnie było z łazienką, która była bardzo mała. Praktycznie
nie było wolnego miejsca, ale była tak wykonana, że na wszystko było miejsce i
wszystko było pod ręką.
Wszedłem na piętro.
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to kolejny ramki na zdjęcia miedzy
drzwiami do sypialń. Potem klapa w suficie, prowadząca na strych. Wszedłem do
pierwszej sypialni. Łóżko, szafka nocna, lampka, szafa i jedna półka, czyli
standardowe wyposażenie. Ściany
pomalowane na błękit oraz duże okno na zachód. Poszedłem do drugiej,
która była taka sama jak pierwsza.
-I jak podoba się? – spytała Yugito, gdy skończyłem
zwiedzanie i schodziłem na dół.
-Bardzo. Bee mogę iść z tobą na misję?
-Nie – odparł stanowczo, zakładając ręce na pierś. – To jest
misja rangi A i może ci się stać krzywda.
-Rany, nie raz już walczyłem z bandytami i może chcesz powiedzieć,
że będę musiał iść do Akademii?
-Zgadłeś – oparł wesoło z duży uśmiechem.
Yugito zaczęła się głośno śmiać z mojego załamania. Po paru
minutach Bee wyszedł mówiąc, że musi się przygotować, a Yugito poszła z nim.
Zostałem sam, prawie.
-To może mały trening w ogrodzie? – obok mnie pojawiła się
Rei w swoim ulubionym stroju, czyli w żółtej sukience i kapeluszu.
-Pewnie – odparłem rozweselony.
-No to może klony – stwierdziła i ruszyliśmy do ogródka.