środa, 4 maja 2016

Naruto - smoczy pustelnik -27.

  Rozdział 27.
Gdzieś pod ziemią w tajnej kryjówce było duże pomieszczenie. Oświetlone było tylko kilkoma świecami, a po środku stał wielki pojemnik. W środku był mały chłopiec, który był zanurzony w jakiejś cieczy. Do ust miał włożoną rurkę, przez która oddychał, a w jego ciało były powbijane liczne szpilki, które również były podłączone do jakiś cienkich przewodów. Do tego pojemnika były podłączone liczne przewody, które walały się po ziemi.
Nagle otworzyły się drzwi, a światło z korytarza padło na nieprzytomnego chłopca. W futrynie pojawił czarnowłosy mężczyzna o iście białej skórze i kocich oczach. Na sobie miał w ciemne spodnie, przywiązane grubym fioletowym sznurem i biały podkoszulek.
Zaraz za nim był siwowłosy chłopak w okularach. Na oko mógł mieć 18 lat. W rękach trzymał jakieś papiery i długopis. Na sobie miał fioletowe spodnie i biało-fioletową koszulkę.
Oboje podeszli do pojemnika. Starszy tylko się przyglądał chłopcu, a młodszy mężczyzna zaczął robić jakieś notatki.
-Wszystko gotowe? – spytał czarnowłosy.
-Tak Orochimaru-sama.
-Zaczynaj Kabuto.
Okularnik podszedł do jakiegoś komputera i zaczął coś przy nim robić. Po chwili przez cienkie rureczki, które były przyczepione do igieł wbitych w ciało, zaczęła płynąć czerwona substancja.
Chłopiec zaczął się wyrywać. Rurka z jego ust wypadła, a w pomieszczeniu rozległ się jego krzyk. Gdy cały czerwony płyn został wstrzyknięty w ciało chłopca, cienkie rurki powystrzeliwały od maszyny, a z otworów zaczęła wylewać się woda, w której był zanurzony chłopiec.
Jego krzyk ucichł, a ciało upadło bezwładnie na dół. Jego oddech był płytki i szybki. Nagle otworzył oczy, jego tęczówki były czerwone, a źrenica była pionową cienką, czarną kreską.
-Sprawdź jego stan – rozkazał Orochimaru.
-Tak jest – odparł Kabuto i podszedł do pojemnika.
Nacisnął jakiś guzik, a  drzwi otworzyły się. Przez otwór wylała się reszta wody, a siwowłosy podszedł do chłopca. Jego dłoń została pokryta niebieską chakrą, którą przyłożył do ciała dziecka. Po minucie skończył i wyprostował się.
-Wszystko dobrze. Jego ciało jest silne. W ciągu kilkunastu godzin jego ciało powinno się przyzwyczaić do nowej mocy.
-Doskonale – powiedział ktoś z za ich pleców.
O futrynę drzwi opierał się białowłosy mężczyzna. Był dobrze umięśnionym dwudziestolatkiem. Na sobie miał czarne spodnie i biały poszarpany bezrękawnik. Na plecach miał wielki miecz, był prawie tak długi jak mężczyzna. Od białowłosego emanowała wrogość i siła.
-Jeśli przeżyje dostaniesz co chcesz – powiedział mijając Orochimaru, bez żadnego spojrzenia.
Podszedł do chłopca i zarzucił go sobie na ramię jak lalkę. Między nimi panowała cisza, Kabuta ogarnęła panika, chłopak bał się cokolwiek powiedzieć, natomiast Orochimaru nie widział potrzeby, aby zabierać głos. Dragor wyszedł z pokoju i skręcił do wyjścia.
-Trzeba cię jakoś nazwać – powiedział do siebie białowłosy. – Nie będę do ciebie krzyczał „Ty”.
Z takimi myślami Dragor z dzieciakiem na plecach opuścił kryjówkę Orochimaru i ruszył w kierunku gór.
-------Naruto------
Obudziłem się, gdy zrobiło mi się gorąco. Usiadłem i spojrzałem na siebie. Spałem w ubraniach, przez co było mi strasznie ciepło. Zacząłem się zastanawiać, czemu w ogóle się nie rozebrałem. Olśniło mnie dopiero, gdy się przebierałem. Wczorajszego dnia ćwiczyłem do późna Fuinjutsu i nie miałem sił się przebierać.
Gdy ubrałem się w czyste ubranie wyszedłem na dwór. Zatrzymaliśmy się na niewielkiej polanie, nie daleko Konohy, więc roślinność była duża i gęsta. Wysokie krzaki, zapewniały nam kamuflaż, a las zapewniał chrust na ognisko.
Wyjąłem z plecaka kilka kunai i ruszyłem nad rzeczkę. Była mała i płytka, ale ryby były duże i smaczne. Chodziłem po rzece powoli, aby nie spłoszyć swojego śniadania. Gdy byłem wystarczająco blisko rzuciłem kunaia trafiając w rybę. Gdy upolowałem kilka sztuk wróciłem do obozu.
Od razu przygotowałem ryby do pieczenia i ułożyłem stosik drewna, który podpaliłem. Gdy śniadanie już się piekło, obok mnie pojawiła się Rei.
-Znowu ryby?
-Tak – odparłem ignorując jej narzekanie.
-Wieczorem dotrzemy do Konohy, to może zjemy coś normalnego.
Zapanowała cisza, co było dziwne, gdy Rei była w pobliżu. Gdy ryby lekko się podpiekły posypałem je przyprawami i przekręciłem na drugą stronę.
-Wiesz, że, aby wziąć udział w Egzaminie musisz mieć drużynę i senseia.
-Wiem – odparłem po dłużej chwili.
-Stało się coś? – spytała łagodnie patrząc mi w oczy.
-Ostatnio jakoś prześladuje mnie dziwne uczucie.
-Przez to, że wracasz do Konohy?
-Mam taką nadzieje – odparłem patrząc w kierunku Konohy.
 Po śniadaniu spakowałem namiot i założyłem na włosy chustkę, a na twarz maskę. Przebrania sa praktyczniejsze niż genjutsu, zwłaszcza w Konosze. Mieliśmy już ruszać, gdy wyczułem kilka źródeł chakry kilkadziesiąt metrów za nami, w tym jedno bardzo silne.
Razem z Rei spojrzeliśmy na siebie i lekko skinęliśmy głowami. Rei zniknęła, a ja usiadłem w cieniu drzewa. W tym czasie ci, których wyczułem znaleźli się na drugim końcu polany. Zauważyliśmy siebie w tym samym czasie.
Była to trójka dzieciaków i mężczyzna. Zwolnili i zaczęli wolnym krokiem do mnie podchodzić. Byłem przekonany, że to duże źródło chakry pochodzi od mężczyzny, ale ta siła biła od chłopaka z czerwonymi włosami  z tatuażem na czole.
Dzieciaki stanęli na środku polany, a mężczyzna szedł dalej w moim kierunku. Miał na sobie jasne ubranie, zakrywające całe ciało, chustkę na głowie oraz opaskę ze znakiem Wioski Piasku.
-Kim jesteś? – spytał spokojnie.
-Naruto, zmierzam na Egzamin na Chunina do Konohy. A wy? – odparłem lustrując go wzrokiem.
-Jestem Baki. Wraz z moją drużyną zmierzamy do Konohy – mówiąc dał znak dzieciakom, aby podeszli. – To trójka dzieci Kazekage. Kankuro, Temari i Gara – powiedział wskazując po kolei na każdego.
Kankuro i Gara wyróżniali się od zwykłej młodzieży. Pierwszy malował fioletowe paski na twarzy, a drugi nosił wielką tykwę na plecach. Temari nie wyróżniała się niczym szczególnym,, ale również miała przyczepione coś do pleców.
-„Więc ma na imię Gara” – pomyślałem, patrząc w oczy dzieciaka.
-A ty skąd pochodzisz? – spytał nagle Baki. Zaskoczył mnie, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
-Pochodzę ze Świątyni w Górach Mglistych – wypaliłem na jednym oddechu.
-A gdzie twoja drużyna? – spytała dziewczyna.
-Nie żyją – odparłem udając smutek. – Kilka dni temu  zostaliśmy zaatakowani przed dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach z czerwonymi chmurami.
-Czy ty, aby nie jesteś za stary na Egzamin na Chunina? – powiedział Kankuro.
-Mam 15 lat.
Nagle z moich boków pojawiły się fale piasku. W ostatniej sekundzie odskoczyłem do tyłu, a fale się zderzyły. Gdybym nimi oberwał, z Egzaminem byłby koniec. Piasek zasłonił mnie, a z za niego usłyszałem krzyk Bakiego.
-Gara! Miałeś nikogo nie zabijać!
Lekko wkurzył mnie ten atak, więc, gdy w piasku powstałą luka zaatakowałem. Gara oberwał prosto w szczękę z kolana i poleciał kilkanaście metrów do tyłu. Piasek owinął się wokół niego i postawił do pionu.
Na jego twarzy jak i jego drużyny był czysty szok. Lekko kucnąłem między Temari, a Kankuro, czekając czy zaatakują, ale nic nie zrobili. Szok z ich twarzy zamienił się na strach. Spojrzałem na Garę. Jego mina przypominała twarz szaleńca.
-Zginiesz – powiedział cicho i wyprostował prawą rękę.
Piasek uformował wielką dłoń, która pędziła prosto na mnie. Skoczyłem w górę, a dłoń uderzyła w miejsce gdzie stałem i rozsypała się. Sekundę później z kupy piachu wystrzeliła w górę piaskowa dłoń.
-Stop! – krzyknął Baki.
Spojrzałem na mężczyznę, stał przy Garze i trzymał jego nadgarstek. Mimo to piaskowa dłoń mnie złapała. Czułem jak coraz bardziej się zaciska.
-Katon: Ognisty Wybuch!
Z mojego ciała wystrzeliła ognista fala, która rozproszyła piasek. Ataki  ustały, a ja wylądowałem na ziemi tuż za plecami Gary. Baki puścił rękę chłopca, a ja wyprostowałem się.
-Jeśli chcesz walczyć – zacząłem odwracając głowę – spotkajmy się na Egzaminie – dokończyłem zimnym tonem, patrząc w jego oczy.
Jego oczy przez sekundę były odrobinę większe, widać zaskoczyłem go. Jego rodzeństwo było w szoku, natomiast Baki patrzył na mnie z pewnym uznaniem.
Odwróciłem się w stronę ścieżki i ruszyłem. Gdy byłem już na drodze, spojrzałem na Gare. Uważnie wpatrywał się we mnie z rękami założonymi na piersi. Poprawiłem miecz na prawym ramieniu i ruszyłem dalej, w kierunku Konohy.
-„Jego chakra jest jakaś dziwna” – powiedziała Rei.
-„Zauważyłem, a w dodatku potrafi władać nad piaskiem. Ciekawe czy podziała na niego pieczęć paraliżująca.”
Późnym popołudniem byłem pod bramą Konohy. Przeszedłem przez nią i skierowałem się do budki strażniczej. Siedziało w niej dwóch strażników, typowych kamizelkach joninów Konohy i opaskach ze znakiem liścia.
-Kim jesteś? – spytał jeden z nich.
-Przybyłem na Egzamin na Chunina – odparłem, zwracając na siebie uwagę drugiego strażnika.
-Sam?
-Moja drużyna została zabita, tylko ja ocalałem.
Strażnicy spojrzeli na siebie i kiwnęli sobie głowami. Jeden z nich wstał wyszedł z budki i stanął naprzeciw mnie.
-Zdejmij maskę i chustkę – rozkazał patrząc mi w oczy.
-Nie – odparłem twardo. – Mam strasznie poparzoną twarz, a włosy spaliły mi się podczas walki.
 -Pamiętaj – powiedział pierwszy strażnik. – Będziesz pilnowany.
-Chodź za mną do Hokage.
Skinąłem głową i ruszyłem za joninem. Przeciskaliśmy się przez tłumy na głównej ulicy. Dojście pod budynek administracyjny zajęło nam paręnaście minut. Dopiero, gdy weszliśmy na plac przed siedzibą Hokage, zwróciłem uwagę na twarze Kage. Przez te parę lat zapomniałem jak wyglądają.  Na samym końcu była jego twarz, a za chwilę miałem stanąć twarzą w twarz z nim.
Wszedłem za joninem do budynku, a dalej prosto na schody. Po kilku minutach byliśmy przed drzwiami Yondaime.
-Czekaj – powiedział strażnik i po zapukaniu w drzwi wszedł do środka.
Przez drzwi słyszałem różne szmery. Po kilkudziesięciu sekundach ucichły, a drzwi się otworzyły. Wszedłem do środka, jonin, który mnie prowadził wyszedł i zamknął drzwi.
Szybko się rozejrzałem i stanąłem na środku gabinetu przed biurkiem. Cały pokój był w jasnych kolorach wykończony starym drewnem i kilkoma kwiatami do ozdoby. Wszystkie pułki i regały, były zapełnione zwojami czy książkami. Na biurku zauważyłem kilka ramek na zdjęcia.
Hokage patrzył na jakiś papier przed sobą, pisząc cos na kartce obok. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych uczuć. Na sobie miał biały płaszcz, a pod nim kamizelkę jonina Konohy.
-Słucham – powiedział zwracając na sobie moją uwagę.
Patrzył mi prosto w oczy wyczekując odpowiedzi. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie dopóki nie chrząknął.
-Przybyłem ze Świątyni Smoka na Egzamin na Chunina. Niestety zaraz po zejściu z gór zostaliśmy zaatakowani i przeżyłem tylko ja.
-Jak to przeżyłeś tylko ty?
-W nocy zostaliśmy zaatakowani przez dwóch bandytów w czarnych płaszczach w czerwone chmury.
-Kiedy to było?
-Z pięć dni temu.
-Nie dobrze – powiedział do siebie. – Wysłałeś wiadomość do Świątyni?
-Tak. Co z Egzaminem?
-Regulamin zabrania uczestnictwa bez drużyny. W dodatku jako jedyny przeżyłeś atak – na jego twarzy pojawił się dziwny grymas.
-Usiądź na razie, musimy skonsultować to z kilkoma osobami.
-To wywoła zamieszanie, tuż przed Egzaminem.
-Nie możemy tego tak zostawić.
 -Proszę to zostawić nam. Świątynia sama wymierzy sprawiedliwość.
-W takim razie pozostała drużyna. Przedstawię twoją sprawę, sędziom, jeśli się zgodzą, będziesz mógł wziąć udział.
-Dla mnie nie liczy się tytuł. Moim zadaniem jest pokazanie siły Świątyni, więc bez problemów mogę wystąpić sam.
Poczułem wielką pewność siebie i zacisnąłem dłonie w pięści. Zapanowała cisza, Hokage przez dłuższy czas wpatrywał się we mnie. Na chwilę, nawet przestałem myśleć o zaatakowaniu go.
-Dobrze, będziesz mógł wystąpić.
Gdy wszystko wypełniłem, wyszedłem z gabinetu. Czułem satysfakcję, choć nie wiem czemu. Opuściłem budynek i ruszyłem główną ulicą rozglądając się za jakimś lokum. Do Egzaminu zostało trochę czasu, więc mogłem dalej trenować, choć nie miałem zamiaru się zdradzać. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Miałem szczęście i znalazłem hotel naprzeciwko jakiegoś baru. Po ogarnięciu się poszedłem do baru coś zjeść. Towarzystwa dotrzymywała mi Rei, jak zwykle. Gdy wychodziłem z niego był wieczór. Słońce dawno zaszło, a lampy uliczne były włączone. Ulice były puste.
-Wszyscy poszli do domów, spędzić spokojnie wieczór z rodzinami – powiedziałem do Rei.
-Nie długo egzamin – odparła cicho.

-Wiem i jestem gotowy.

11 komentarzy:

  1. Nahahaha! No nieźle, wreszcie akcja w Konoha! Zachowam jednak resztkę umysłu, i jak najnormalniejszy człowiek poczekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko... Lepiej by było notki rzadziej a np 3/4 razy dłuższe

    OdpowiedzUsuń
  3. Krótko... Lepiej by było notki rzadziej a np 3/4 razy dłuższe

    OdpowiedzUsuń
  4. Wcale nie jest tak krótko, autor sam musi decydować co ma się znaleźć w danym rozdziale i nie ma sensu go na siłę przeciągać. Co do opowiadania, ciekawi mnie czy Minato już wie, że Naruto będzie w wiosce? Bo Rei swoją część już zrealizowała, a Jiraya?

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie... Czy Naruto będzie walczył z Minato? Czy plan Rei zadziała i Naruto nie będzie mścił się? Czekam z niecierpliwością na następną notkę... :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe, czym nas jeszcze zaskoczysz.? Naruto miał idealną okazję do zaatakowania tatuśka ale się powstrzymał. Czyżby w środku ciągle tlił się ogień miłości dziecka do rodzica? Czekam na więcej, ja powyżej. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie super, na każdą kolejną część czekam z niecierpliwością, ale tym razem niestety się zawiodłem. Nie widzę sensu w stawianiu tak krótkich rozdziałów, które na dodatek nie wnoszą do opowiadania kompletnie niczego. Wiem, że nie chcesz kazać nam czekać zbyt długo, ale o wiele lepsze są dłuższe i rzadsze rozdziały, i które wniosą coś więcej do opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział jest po prostu genialny.
    Naruto wreszcie w Konoha... zapowiada się coraz ciekawiej, także Gaara może zamieszczać hehe.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  9. Opuszczony ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    świetny rozdział, po co Dragorowi ten dzieciak? i to przeczucie Naruto, spotkał się z Gaara, a ta walka naprawdę wspaniale ukazana, wielka szkoda, że nie widział swojego zdjęcia, zastanawiam się czy drużyna Kakashiego bierze udział w tym egzaminie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń