Cóż, rozdział chciałem dać wczoraj do południa, ale się nie wyrobiłem. W południe wyjechaliśmy na mecz do Gdańska i dlatego rozdział dopiero teraz.
Z okazji wczorajszego dnia dziećka, chcę życzyć wszystkim dzieciom wszystkiego najlepszego. Obyście mieli to co sobie zechecie.
Rozdział 29.
----Naruto----
Gdy dostaliśmy kule przed Lasem
Śmierci wszyscy musieli rozejść się do jednej z kilkunastu bram. Sama kula była
pomarańczowa i świeciła, była dość dziwna, można się było w nią patrzeć i nie
znudziło by się to tak szybko.
Gdy bramy otworzyły się, ocknąłem
się i schowałem kulę. Od teraz miałem 4 dni do dotarcia do wieży. Zaraz po przekroczeniu granicy Lasu,
zobaczyłem wielkie owady i robaki. Wieża stała na samym środku lasu, a ja
widziałem tylko jej czubek.
-Może będzie ciekawie –
powiedziałem z lekką nadzieją w głosie.
Wskoczyłem na drzewa, aby lepiej
cos widzieć. Od razu zauważyłem wielką stonogę, która była przyczepiona do pnia
drzewa. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie rzuciła się na mnie. Zrobiłem unik
zeskakując na ziemię, a ona od razu powtórzyła atak.
-Katon: Ognista Kula!
Robal spłonął żywcem, zostawiając
po sobie kupkę prochu.
Ruszyłem dalej , ty razem biegnąc
po ziemi, aby nie rzucać się w oczy.
W południe zatrzymałem się na
krótką przerwę. Zjadłem kanapkę i usiadłem na czubku drzewa. Spojrzałem na
czubek wierzy, na samej górze był punkt obserwacyjny, na którym ktoś stał.
Odbijające się światło upewniło mnie, że patrzy się na mnie. Uśmiechnąłem się i
machnąłem ręką, po czym zeskoczyłem na ziemię i ruszyłem dalej.
Do końca dnia miałem spokój.
Biegnąć swoim tempem pokonałem połowę drogi do wieży. Po drodze spotkałem kilka
owadów, ale te nie były agresywne.
Gdy wyszedłem na polanę zobaczyłem
wielkie drzewo. Podszedłem bliżej, aby mu się przyjrzeć. Było idealnym schronieniem przed atakiem, pod
nim była mała jaskinia stworzona z jego korzeni, które miały z metr średnicy.
Wejście było tylko z jednej strony, wiec nikt by mnie zaszedł od tyłu.
Nazbierałem trochę chrustu i
rozpaliłem ognisko przed drzewem. Wysłałem kilka klonów na zwiad, a sam
usiadłem przy ogniu. Było strasznie cicho, co mnie niepokoiło. Po kilkunastu
minutach większość klonów zniknęła, kończąc zwiad.
Jeden z klonów przyniósł mi kilka
ryb, więc od razu zająłem się robieniem kolacji. Zajęło mi to kilka minut, ale
sam zapach wynagrodził trud. Gdy skończyłem jeść, ziemią zatrzęsło. Od razu się
zerwałem i zacząłem się rozglądać. Na zachód ode mnie zauważyłem wielki obłok
dymu.
Od razu tam ruszyłem. Wskoczyłem
na drzewo, aby mieć lepszy widok. Po dotarciu zobaczyłem Team mojej siostry i
wielkiego węża z jakimś gościem na łbie. Była to nie duża polana przy
rzece. Kucnąłem na gałęzi, w koronie
drzewa i obserwowałem rozwój sytuacji.
Wąż ruszył do ataku, Z wielką
szybkością porozrzucał cały Team 7 Konohy.
Sasuke uderzył dość mocno plecami w drzewo, a z jego ust wystrzeliła
odrobina krwi. Suzuko i Sakura miały lepiej, odbiły się kilka razy od ziemi i
zatrzymały na jakiś krzakach. Gdy wąż był bliżej mnie rozpoznałem gościa na
jego głowie.
-Orochimaru! – krzyknąłem zeskakując
na ziemię
Zaskoczyła go moja obecność, a na
jego twarzy przez chwilę było zdezorientowane. Spojrzałem na Suzuko i Sakure,
które podnosiły Sasuke i uciekały w las.
-Znowu się spotykamy! –
powiedziałem donośnym głosem.
-Kim jesteś? - wysyczał wytykając język.
Jednym ruchem zdarłem maskę i
chustkę. Puściłem je, a wiatr porwał je gdzieś w siną dal.
-Zapłacisz mi za wszystko! –
krzyknąłem uderzając pięścią w otwartą dłoń.
Z moich dłoni buchnąłem płomień.
Zgiąłem nogi w kolanach i wyskoczyłem wysoko w powietrze w kierunku Orochimaru.
Nagle wąż podniósł łeb i otworzył paszczę, a ja leciałem prosto w jej kierunku.
Złożyłem szybko kilka pieczęci i wydmuchnąłem
potężną falę ognia prosto w jego pysk. Wąż zaczął się palić od środka, jego łeb
odpadł od reszty ciała i upadł na ziemi. Orochimaru zdążył zeskoczyć ze swojego
pupilka tuż przed jego śmiercią.
-Jaki narwany – zaśmiał się.
-Chodź tu! – krzyknąłem rzucając
się do niego.
Prawie go trafiłem z Ognistej
Pięści, ale zdążył zrobić unik i trafiłem w ziemię. Nastąpił wybuch, który
wzniecił w powietrze tumany kurzu. W miejsce, gdzie uderzyłem powstał krater o
średnicy około 2 m i głębokości około metra. Trawa wokół mnie była spalona, a
po tym gadzie nie było śladu.
-Wybacz, ale nie mam czasu –
powiedział cicho, ale i tak go słyszałem.
-Uciekł – powiedziałem cicho
zaciskając mocno pięści.
Stałem tak chwile w tym kraterze
uspokajając się. Gdy w końcu się pozbierałem wyciągnąłem z kabury maskę i
chustkę. Ubrałem się w nie i wskoczyłem na czubek drzewa. Zacząłem biec w kierunku
wieży, rozglądając się za Drużyną 7 z Konohy.
-Czego on od nich chciał? –
pytałem sam siebie.
W pewnym momencie zobaczyłem jakiś
dzieciaków leżących na ziemi. Nic nie myśląc zeskoczyłem do nich. Byli nieźle
poobijani. Mieli mnóstwo siniaków i ran. W dodatku wszyscy mieli ślady po
ukąszeniach. Podszedłem do jednego chłopaka. Miał długie ciemne włosy i białe
oczy bez tęczówek. Jego ubranie było podarte, na czole miał opaskę Liścia.
Spojrzałem na resztę, drugi
chłopak miał czarne włosy w kształcie grzyba i zielony kombinezon. Obok niego
leżały pomarańczowe ciężarki, lewą rękę miał nie naturalnie wykręconą.
Dziewczyna miała krótkie brązowe włosy związane w dwa małe koki. Na sobie miała
rozdartą różową bluzkę i ciemne spodnie. Wokół niej leżało mnóstwo porozrzucanej
broni.
Gdy poczułem jak ktoś mnie chwyta
za bluzkę odwróciłem się.
-Co tu się stało?
-Zaatakował… nas. Miał wielkiego….
Węża.
-„Orochimaru.”
-Szukał Sharingana…. i Kyuubiego.
-„Sharingan i Kyubi”
-Leż i już nic nie mów.
Gdy wyczułem kilka źródeł chakry,
które szybko się zbliżały, ruszyłem biegiem do wieży. Wskoczyłem na drzewa, aby
biec szybciej. Z każdym moi odbiciem, na gałęzi zostawało wgniecenie mojego
buta. Nigdzie nie widziałem siostry, ani nie wyczuwałem jej chakry.
Nagle poczułem silną żądze mordu.
Powietrze stało się ciężkie, a ten poziom chakry był wyczuwalny nawet dla
genina. Przez las przeszedł głośny, złowrogi ryk, płosząc wszystkie zwierzęta i
zapewne geninów.
Od razu skręciłem w jego kierunku.
Dotarcie zajęło mi kilka minut. Usadowiłem się po raz kolejny w koronie drzew.
Na polanie były dwie grupy geninów.
Pierwszą osoba, którą rozpoznałem,
była Suzuko otoczona pomarańczową chakrą, z tyłu miała dwa ogony stworzone z
tej energii. Miała sporo ran na ciele, ale szybko się goiły, nie zostawiając po
sobie śladu. W ręce miała kunaia, skierowanego na wrogów. Za nią leżał nie
przytomny Sasuke, a Sakura kucała za nim i
trzymała jego głowę na swoich nogach.
Po drugiej stronie stał Gara
otoczony swoim piaskiem. Na twarzy miał szaleńczy uśmiech. Za nim stało jego
rodzeństwo, które było przerażone zaistniałą sytuacją. Obok Temari na ziemi
leżał duży wachlarz z trzema kropkami, a brat Gary leżał oparty o drzewo i
trzymał się jedną ręką za brzuch.
-Jinchuuriki – szepnąłem do
siebie. – Więc Orochimaru chciał jej i Sasuke. Pytanie tylko po co?
-Więc z ciebie też zrobili broń –
powiedział Gara, patrząc na Suzuko.
-„Też?” – spytałem sam siebie.
-„W jego ciele wyczuwam biju” –
poinformowała mnie Rei.
-Pięknie, dwóch wkurzonych
jinchuuriki – powiedziałem cicho.
-„Ciekawe jak to się stało, że
twoja siostra jest jinchuuriki?”
-„Pewnie kolejny głupi pomysł
Yondaime.”
Nie wyobrażałem sobie walki dwóch
nosicieli biju pod czas Egzaminu, tym bardziej, ze grasuje tu gdzieś
Orochimaru. Zbyt wielu ludzi mogłoby ucierpieć.
Nagle wiatr zerwał się, porywając w górę
mnóstwo liści i piasku. Gara zasłonił się falą piasku, znikając wszystkim z
oczu. Gdy jego zasłona zniknęła, jego już tam nie było.
-Piaskowe Pociski!
Gara znalazł się wysoko w
powietrzu. Stał na piasku z rękoma wyprostowanymi w stronę Suzuko. Z jego tykwy
wyleciało jeszcze więcej piasku i przyjęło formę małych kulek, które z dużą
prędkością zaczęły lecieć w dół.
-Futon: - Wielki Podmuch.
Jutsu Suzuko wzmocnione chakrą
biju odbiło wszystkie pociski, uderzając przy tym Gare. Przez chwilę chłopak
spadał w dół, ale jego piasek go złapał.
-Pustynny Pogrzeb!
Moja siostrę zaczął oplatać piasek
z każdej ze stron. Po jej zachowaniu i mimice poznałem, że nie wie co się
dzieję. Gdy było widać jej tylko głowę, ktoś rzucił kunaia z wybuchową notką w
stronę Gary. Wybuch zdezorientował go, przez co stracił kontrole nad
jutsu, a tym kto rzucił bronią był Sasuke, który klęczał kawałek za moja siostrą.
Nagła fala chakry od Suzuko
rozwiała cały piasek, a wszystkich ukazała się ona z trzema ogonami.
-„Powstrzymaj ich. W takim tempie
ona zginie od tej chakry i zniszczą kawał wioski.”
Już miałem zeskoczyć w dół, gdy
sytuacja się trochę uspokoiła. Gara zszedł na ziemię i stanął naprzeciw
drużynie 7. Jego piasek zaczął wracać do pojemnika na jego plecach.
-Dokończymy to, bez niepotrzebnej
widowni – powiedział groźnym tonem, patrząc się w moją stronę.
Wszyscy spojrzeli w tym samym
kierunku co Gara. Moja siostra uspokoiła się i wyprostowała, ale nadal była
otoczona chakrą. Nagle z mojej lewej pojawiła się piaskowa strzała. Wyskoczyłem
z ukrycia i robiąc salto wylądowałem miedzy Suzuko, a Garą.
-Czego tu szukasz? – warknęła na
mnie siostra.
Jej głos był lekko ochrypnięty i
przesiąknięty wściekłością. Przyjęła postawę do ataku, a ja dalej stałem sobie
spokojnie między dwójka jinchuuriki.
-Niczego. Waszą chakrę czuć z
daleka. Jeszcze trochę i zaroi się tu od joninów z Konohy, zapewne z Hokage na
czele.
-Co ty gadasz? – powiedziała Temari.
-Radzę się wam uspokoić, to nie
jest dobre miejsce na waszą walkę.
-Spieprzaj! – krzyknął Gara i
zaatakował mnie piaskiem.
Spojrzałem szybko na niego. Jego
oczy się zmieniły. Stały się czarne z żółtą źrenicą. Jestem dość dobrym sensorem, więc potrafiłem
dokładnie wyczuć u kogoś poziom chakry. U niego poziom energii wzrósł
kilkukrotnie w ciągu sekundy.
Gdy piasek był blisko mnie
skoczyłem do góry i stanąłem na nim, jednocześnie kucając. Zacząłem wyczuwać
kilka silnych źródeł chakry.
-Wyczuwasz ich? – spytałem.
Gara zatrzymał atak i zastygł w
bezruchu.
-Jakiś kilometr stąd jest
prawdopodobnie oddział Anbu. Jest sześć źródeł chakry, a oddział składa się z
pięciu członków, wiec zapewne idzie tu Hokage.
-Gara – powiedziała Temari,
wstając z ziemi. – Nie taki jest plan. Słyszysz?
-Wiem – odparł opryskliwie.
Piasek zaczął się cofać. Część
oddzieliła się i podniosła Kankuro z ziemi. Po chwili zniknęli za drzewami.
Odwróciłem się w stronę Teamu z Konohy. Chakra otaczająca Suzuko zniknęła, a
ona sama zaczęła opadać na ziemię.
Przed upadkiem uchronił ją Sasuke,
który złapał ją w ostatniej chwili. W tym momencie na polanie pojawił się
Yondaime z oddziałem Anbu jako eskortą.
-Co tu się stało?! – krzyknął
Hokage dobiegając do Suzuko.
-„Troskliwy ojczulek” – powiedziałem
w myślach z odrazą.
Członkowie Anbu otoczyli mnie i
czekali na sygnał od Yondaime. Ten na razie zajmował się cuceniem
nieprzytomnej.
-Zaatakowała nas Suna – powiedział
Sasuke, zwracając na sobie uwagę Hokage.
-A on? – spytał patrząc na mnie.
-Obserwował nas – odparła Sakura,
podchodząc bliżej.
Olałem ich i minąłem oddział Anbu.
Gdy zrobiłem kilka kroków kapitan oddziału złapał mnie za ramię.
-Mam wrażenie, że wiesz co, a
raczej kto spowodował wybuch kawałek stąd? – spytał patrząc mi w oczy.
Czułem jak jego energia się
pobudza, jego uścisk był mocny, a głos poważny. Był gotowy do natychmiastowego
ataku. Pozostała czwórka z oddziału zacisnęła krąg, zmniejszając moje pole
ruchu. Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy.
-Jaką masz naturę chakry? –
zapytał znowu kapitan oddziału.
-Katon – odparłem po chwili.
-Pójdziesz z nami. Jesteś
podejrzany o…
-To nie mnie powinniście
podejrzewać.
-Co masz na myśli? – spytał
Hokage.
-W wiosce jest Orochimaru…
Na początku wszyscy doznali szoku,
ale szybko go ukryli.
Po kilkunastu minutach puścili
mnie. Team 7 przez ten czas doszedł do siebie i opowiedział wszystko Yondaime. Na szczęście nie zostałem rozpoznany, na to
jest jeszcze za wcześnie. Gdy widziałem jak Hokage boi się o Suzuko coś mnie
zabolało. To dziwne uczucie trwało krótką chwilę, po czym zignorowałem je.
Do wieży dotarłem w nocy. Przez
całą drogę myślałem o Orochimaru. Jego pobyt może mi tu poważnie zaszkodzić,
tym bardziej, że wie o mnie. Będę musiał uważać, a pewno ma tu swoich szpiegów.
Wieża była wysoka i to sporo. Okna
były zabezpieczone mocnymi kratami. Drzwi były solidne wykonane z drewna, w
których było małe okrągłe zagłębienie na środku łączenia się drzwi. Na dole
budynku było dużo rys, wgnieceń i śladów po wielkich pazurach, zapewne od
okolicznych potworów. Wyciągnąłem kulę i patrzyłem się to na nią to na
zagłębienie.
Nie wiele myśląc włożyłem ją do
otworu w drzwiach i odsunąłem się do tyłu. Kula zaczęła świecić jasnym
światłem, oślepiając mnie. Odruchowo zasłoniłem oczy ręką. Gdy blask zniknął
drzwi były otwarte na rozszerz.
Wszedłem do środka, a one zamknęły
się z hukiem. Przede mną był szeroki hol. Po jego bokach były schody prowadzące
gdzieś w górę. Szedłem dalej oglądając się, będąc jednocześnie przygotowany na
jakiś atak.
Wyszedłem na wielką salę, zapewne
arenę. Na samym jej końcu był wielki posąg buddy, a pod nim długie biurko z
krzesłami. Po bokach ścian były trybuny. Wszędzie panowała cisza.
-Witaj – usłyszałem za sobą.
Obejrzałem się i ujrzałem jonina
Konohy. Miał na sobie standardowy strój wioski, czyli ciemne spodnie, bluzę i
bezrękawnik na niej. Na twarzy miał maskę, a hitai-ate ( poprawcie mnie jeśli jest
źle d.aut) służyła mu do zasłaniania lewego oka. Jego siwe włosy stały wysoko w
górę.
-Hatake… Kakashi – odparłem patrząc
mu w oczy.
-Tak to ja, a ty zapewne jesteś ze
Świątyni Smoka? – spytał na co skinąłem mu głową. – Hokage-sama mówił mi, że
jesteś wyjątkiem w tegorocznym Egzaminie – nic nie odpowiedziałem. Stałem i
patrzyłem się na niego oczekując wyjaśnień. – Dotarłeś do wieży mieszcząc się w
czasie, dlatego przechodzisz dalej. Jako, że inni maja jeszcze trochę czasu,
możesz udać się do baru na piętrze, lub do któregoś pokoju na odpoczynek, przed
kolejnym etapem.
-Będziemy walczyć? – bardziej stwierdziłem
rozglądając się po Sali.
-Tak, jeśli będzie was za dużo to
tak. Chodź zaprowadzę cię.
Powiem tak, cała historia zaczęła mi się niesamowicie dłużyć. Nie potrafię skupić się dokładnie. Raz je ryby z ogniska. By w kolejnym zdaniu walczyć z Orochimaru. Dodatkowo nie kwitły tu opisy, co zniesmaczyło mnie totalnie. Ostatnio jestem cięta, kiedy autorzy piszą (źle napisane?, nie wiem czy dobrze napisałem/am, poprawcie mnie w komie). Jeżeli nie wie się jak napisać, to lepiej poświęcić te trzy minuty na znalezienie jak powinno się pisać poprawnie dane słowo. Moim zdaniem poziom tego fanfiku spadł zastraszająco, a szkoda.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie ciągle dobre ;d
OdpowiedzUsuńJestem ciekaw jak widzisz tą całą sytuację ;d
Na dodatek zdaje mi się, że oglądałeś Fairy Tail. Smoj? Ogień? Ognista pięść? ^^
Czytałem sobie wczoraj twoje pierwsze opowiadanie Naruto jako demon i powiem że bardzo ci sie styl pisania poprawił
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSpoko rozdział, dawno tu byłem i dawno komentowałem, mam nadzieję ze następny rozdział pojawi się szybko jak i będzie długi..
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na next
Wcześniej było "Uchodzca z Syrii" :P
rozumiem działasz w taiemnicy
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńno i Orochimaru się pojawił, Minato bardzo boi się o Suzuko, ale czy martwi się o Naruto?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia