Naruto - smoczy pustelnik - 45.
Pewien blondyn okryty w brązowy płaszcz siedział przy dogasającym się ognisku. Obok leżało trzech mężczyzn. Byli poowijani bandażami, a ich ubrania były nadpalone.
Pierwsze promienie słońca padały na twarz niebieskookiego. Wiatr zawiał mocniej poruszając jego włosami.
-”Nie mogę na nich czekać” - pomyślał wstając.
Mężczyzna stworzył klona, a sam ruszył w dalszą drogę. Obrał za kierunek Pałac Kapłanki Kraju Demona.
Biegnąc przez las rozmyślał o tej całej misji i ponownym spotkaniu tego szpiega.
Gdy słońce górowało na niebie w oddali mógł już zobaczyć zarys zamku. Tym co go zmartwiło był unoszący się dym wokół zamku.
------Wcześniej, zamek Kapłanki-------
Wróg był już prawie u bram. Ochroniarze Kapłanki i straż zamku mieli pełne ręce roboty. Najgorzej miał Hatake Kakashi. Jonin z Konohy i kapitan drużyny 7, która robiła za ochronę Kapłanki.
Syn Białego Kła musiał objąć dowództwo, a rany po walce z dwójką sługusów ich wroga jeszcze do końca się nie zagoiły. Miał nadzieję, że posiłki poradziły sobie z wrogiem i zaraz tu będą.
-Pośpieszcie się! - krzyknął sfrustrowany Kakashi.
Jego siwe włosy lekko jakby przyklapły. Oko samo mu się przymykało, a ruchy były lekko spowolnione.
-Sensei - powiedziała czarnooka blondynka - musisz odpocząć. Od tamtej walki nie spałeś.
-Dam radę Suzuko - odparł Hatake posyłając uczennicy uśmiech.
-A jak nie dasz? Nie mamy pewności czy posiłki zdążą na czas. A jak będziemy musieli walczyć sami.
-Nie martw się. Kazałem tak zestawić pułapki, abyśmy jak najdłużej mogli wytrzymać.
-Ale sensei ich jest cała armia, a nas? Oprócz ciebie i nas mało kto miał tu do czynienia z walką na śmierć i życie.
Hatake westchnął. Musiał przyznać uczennicy rację. To była wojna, na której była potrzebna armia, a nie jedna drużyna shinobi.
-Gdyby tu był Minato-sensei albo ktoś taki jak on - powiedział siwowłosy patrząc na błękitne niebo.
-Co masz na myśli? - zapytała zdziwiona blondynka.
-Ktoś kogo można uznać za jednoosobową armię. W czasach wojny twój ojciec był postrachem wśród wroga.
-Ktoś taki jak braciszek Naruto?
-Na przykład.
-To chyba będziemy mieć szczęście.
-Czemu? - spytał jonin nic nie rozumiejąc.
-Kyubi powiedział, że wyczuwa chakre Naruto-sana.
-Naruto-sana? - powtórzył niedowierzając.
-Tak powiedział. Nie wiem czemu go tak zatytułował ale powiedział, że niedługo powinien tu być.
Nim Kakashi coś odparł kilka kilometrów od zamku w miejscu, gdzie stacjonował wróg nastąpiła potężna eksplozja. Kopuła ognia była wielka, a żar ognia było czuć nawet u nich.
------Naruto-----
Cały czas biegł nie zwalniając tempa. Zaczął wyczuwać wielkie zbiorowisko chakry. Do zamku miał już kilka kilometrów. Ostatni raz odbił się od konara drzewa i wyleciał spośród liści na wielką polanę.
Zamek znalazł się w jego zasięgu wykrywania. Czuł z niego zbiorowisko dużej i specyficznej chakry.
-”Suzuko” - pomyślał chłopak lądując między namiotami. -Namioty? - zapytał sam siebie rozglądając się.
Naruto znalazł się na samym środku obozu wroga. Każde spojrzenie było skierowane na niego.
-Konoha! - ktoś krzyknął z całych sił i podniósł alarm.
Naruto opuścił głowę i walnął się dłonią w czoło.
-Rety - powiedział kiwając głową na boki. - Ja to mam pecha.
Gdy mówił sam do siebie, ktoś zza jego pleców wyskoczył z kataną w powietrze. Gdy katana miała przeciąć blondyna ten obrócił się na pięcie, a wróg go minął. Następnie zrobił salto do tyłu przeskakując nad kimś innym. Naruto sprawnie wykorzystywał zdolności sensoryczne i swoje inne umiejętności.
Wokół niego zaczęło zbierać się coraz więcej ludzi z bronią w dłoniach. Nie wyczuwał od nich dużych ilości chakry, ale sama ich ilość było niepokojąca.
Uzumaki odsunął się szybko w bok unikając topora. Następnie złapał rękojeść włóczni wyrywając ją komuś i łamiąc ją na pół.
-Chyba nie macie tu shinobi - stwierdził Naruto mówiąc głośno. - Koniec tej zabawy!
W jednej sekundzie Naruto przywołał swój miecz i uwolnił swoje pokłady życiowej energii. Jego chakra była wyczuwalna z daleka, a już na pewno dla wprawnych joninów czy jinchurikich.
Większość ludzi sparaliżował strach. Ich bronie upadały na ziemię jedna po drugiej. Tylko nieliczni byli w stanie dalej walczyć.
Ci co dalej rzucali się na Uzumakiego padali martwi na ziemię jak muchy. Zielona trawa była bordowa od ich krwi.
-Jeśli chcecie żyć wynocha stąd! - wrzasnął na cały głos.
Razem z krzykiem uwolnił swoją złą aurę. Chęć mordu była prawie widoczna gołym okiem. Ludzie zaczęli uciekać w kierunku lasu, aby tylko znaleźć się poza jego zasięgiem.
Po kilku minutach na polanie zostały dwie osoby. Jedną był Uzumaki Namikaze Naruto. Naprzeciw niego stał czarnowłosy mężczyzna. Miał na sobie czarne spodnie i czarny rozpięty płaszcz ukazujący jego tors. Naruto wyczuwał w nim coś dziwnego.
-Widzę, że nie mam do czynienia z byle kim. Jestem Yomi, sługa Moryo. Prawdziwego władcy tego świata.
-Jesteś głupim wyznawcą czegoś czego nie ma? - zakpił Naruto.
-Głupcze! - krzyknął zdenerwowany Yomi. - Moryo to nasz władca. Gdy dostanie to czego chce jego królestwo nie będzie miało końca. Zabiję kapłankę, a tą którą wskrzesiła oddam mojemu panu!
-Jesteś chorym psychopatą - powiedział Uzumaki, ale wróg go nie słuchał.
Yomi patrzył się w niebo i rozłożył ręce. Jego powieki dziwnie drgały.
-Jak sobie życzysz panie - powiedział cicho czarnowłosy. -Mój Pan zdecydował, że sam Cię zabiję.
Mężczyzna wyjął z rękawa skalpel i rozciął sobie brzuch. Z cięcia zaczęło wydobywać się fioletowe światło, a chakra w nim zaczęła dziwnie się zachowywać.
Nagle w Naruto uderzyła jakaś fioletowa paszcza smoka. Oczy świeciły się na czerwono, a cały twór był połączony z ciałem czarnowłosego.
-Co to ma być?! - krzyknął zdezorientowany Naruto.
Blondyn musiał robić uniki przed paszczą z chakry.
-To jest właśnie moc mojego władcy! - krzyknął Yomi.
-To jakiś smok czy co?
Nagle paszcza zaprzestała ataku i zatrzymała się w miejscu. Przed pyskiem zaczęła zbierać fioletowa chakra w kształcie kuli. Naruto w ostatniej chwili zrobił unik przed laserem, który ściął wszystko co trafił.
-”Nie mam szans przejść do walki wręcz.”
Rozmyślania blondyna przerwało pojawienie się jeszcze kilku takich stworów. Sześć paszcz było skierowane wprost na Naruto.
-Cholera - zaklął cicho Namikaze. - Muszę czymś go zaatakować.
Naruto zaczął szybko przygotowywać się do wykonania swojej najsilniejszej techniki. Sięgnął po moc, którą niegdyś otrzymał.
Jego skóra zamieniła się w łuski, włosy się zjeżyły, oczy stały się jak u demona, a paznokcie stały się pazurami. Wokół niego pojawiały się języki ognia.
Na jego prawej dłoni zaczęła pojawiać się złota kula. Gdy osiągnęła swoja wielkość wokół jej uformowały się dwa okręgi z ognia.
-Katon:Oko Smoka!
Wrzask Uzumakiego rozszedł się po całej polanie po czym nastąpiła potężna eksplozja. Kopuła ognia była widoczna z zamku. Ogień niszczył wszystko na swojej drodze.
Drzewa, trawa, jakieś krzewy. Wszystko zostało zamienione w popiół. Całość trwało raptem kilkanaście sekund. W powietrzu roznosił się krzyk mężczyzny. Gdy wszystko znikło Naruto widział tylko czarny płaszcz znikający za drzewami.
Blondyn już miał ruszać w pogoń, ale dostał ataku paraliżu. Padł na kolana próbując nie zemdleć. Jego oddech stał się głęboki i szybki. Na ziemię kapały krople potu z czoła mężczyzny. Po prawej dłoni spływała strużka krwi.
Naruto wspomógł się rękami i przewrócił się do siadu.
-Cholera! - krzyknął zdenerwowany. -”Czemu nie mogę użyć całej mocy. Ciągle coś ją blokuje.”
Po kilku minutach zaczął wyczuwać kilka chakr zbliżających się od strony zamku.
Takie małe info na koniec jeśli ktoś w ogóle czyta. Na nastepny rozdział nie będziecie musieli długo czekać. Pojawi się w sobote wieczorem ewentualnie niedzielę rano. Mam nadzieję, że się podobało.
Zarąbisty rozdział. Już nie mogę się doczekać nexta, ciekawi mnie kim jest ten moryo.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo wspaniale Kyuu nazywa Naruto z końcówka "sama", a to świadczy o dużym szacunku... pięknie wyszło jak wpadł fo tego obozowiska...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia